„- To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym, zielonym bzem…” – śpiewała w zamierzchłych czasach wieczna Maryla Rodowicz. Maj 2023 był faktycznie przez parę tygodni mocno zielony, a nawet wręcz właśnie – szalony zielenią, na wielu rynkach akcji na świecie. Zakończył się jednak krótkim, acz gwałtownym przymrozkiem na parkietach. Tymczasem czerwiec, nomen omen – w Dzień Dziecka – wystartował na tych samych rynkach akcji bardzo żwawo. Co tam zatem w gospodarce i co na rynkach?
Ostatnie dni maja i pierwsze dni czerwca przyniosły rozwój kilku istotnych wątków, które nadawały ton majowej akcji na rynkach. W rolach głównych, jak zresztą od dawna, wystąpili między innymi bankierzy centralni. Ale tym razem zaczniemy jednak od amerykańskich polityków, bo zafundowali spore atrakcje inwestorom, analitykom i zarządzającym na całym świecie…
Na przełomie maja i czerwca, po sporych nerwach, doczekaliśmy szczęśliwego finału kolejnego sezonu amerykańskiego serialu sensacyjnego pt. „Gra wokół limitu”. Mowa o limicie zadłużenia USA. Przypomnijmy, że – podobnie jak to się działo już wielokrotnie w poprzednich kilkudziesięciu latach – zadłużenie USA zbliżyło się ponownie do wyznaczonego prawnie limitu. W poprzednich latach, limit podnoszono, by rząd mógł znowu zadłużać się i finansować wydatki. Zdarzało się jednak, że opóźnienie porozumienia o podniesieniu limitu zadłużenia USA prowadziło do czasowych, krótkoterminowych przerw w funkcjonowaniu niektórych agend rządowych. Ostry spór Demokratów i Republikanów w USA sprawił, że tym razem – właśnie w maju – rynki całkiem serio przestraszyły się ewentualnego przedłużania patowej sytuacji, a nawet – co wydawało się niedorzeczne – ewentualnego tzw. defaultu, czyli niewypłacalności USA. A to, jak się obawiano, mogłoby wywołać chaos i panikę na rynkach całego świata. Na szczęście – dogadali się. Porozumienie, wypracowane przez negocjatorów, na przełomie maja i czerwca zatwierdziła Izba Reprezentantów i Senat USA. Wydaje się więc, że to źródło napięcia zostało schowane do szuflady. Złośliwy powie, że na dwa lata, bo taki okres obejmuje porozumienie…
A może i szybciej? Wszak agencja Fitch przypomniała, że – mimo wspomnianego porozumienia w sprawie limitu zadłużenia USA – utrzymuje amerykański dług na liście obserwacyjnej i do końca września może zdecydować o ewentualnej obniżce ratingu. Zwraca uwagę na poderwanie wiarygodności i obniżenie zaufania do USA jako emitenta. Warto więc mieć na uwadze, że temat ratingu USA nie jest więc zamknięty, ale odłożony na półkę. I kiedyś może z tej półki znowu spaść.
Mimo upływu lat i dramatycznych zmian sytuacji na świecie, inwestorzy, analitycy i zarządzający nadal – niemal jak zahipnotyzowani – wpatrują się w newsy z USA. Sprawa limitu długu pokazała to dobitnie, ale wagę informacji i wypowiedzi z USA widać znakomicie na przykładzie amerykańskiego banku centralnego – Fedu. Jak pamiętamy, już od dawna jednym z kluczowych tematów rozważań jest pytanie, co zrobi ów Fed ze stopami procentowymi. Jak przypominaliśmy w Tygodniku już wcześniej, w nieco ponad rok stopy procentowe w USA zostały podniesione ostro, bo aż o pięć punktów procentowych. W poprzednich tygodniach i miesiącach na rynku trwał spór o kolejne ruchy, przy czym można było spotkać rozbieżne scenariusze – od oczekiwania nieodległych obniżek stóp z uwagi na realne ryzyko recesji do obaw o kolejne agresywne podwyżki w reakcji na nadal upartą zbyt wysoką inflację. Na sam koniec maja wydawało się, że „game changerem” dla rynków była wypowiedź już wcześniej przywoływanego w jednym z poprzednich Tygodników Philipa Jeffersona z Fed-u. 31 maja zasugerował on publicznie, że na najbliższym – czerwcowym posiedzeniu – amerykański bank centralny powstrzyma się przed podwyżką stóp procentowych, by lepiej przyjrzeć się danym z gospodarki, które pojawią się w najbliższym czasie. Zastrzegł jednocześnie, że przerwa nie powinna być interpretowana jako sygnał, że podwyżki osiągnęły już szczyt. Jednak w świat poszły komentarze, że Fed zrobi pauzę, co ucieszyło rynki akcji. Z drugiej strony musimy pamiętać, że takie sygnały mogą podsycać obawy o słabnięcie koniunktury w amerykańskiej gospodarce, z perspektywą recesji włącznie. Tymczasem raptem w piątek 2 czerwca opublikowano znakomicie lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiego rynku pracy, co zapewne przywróci ostre dyskusje o decyzjach amerykańskiego banku centralnego.
A skoro o stopach procentowych – to bardzo ważny sygnał i – nazwijmy to – barwny przekaz popłynął na sam start czerwca z Europejskiego Banku Centralnego. Będziemy podwyższać stopy procentowe, aż zobaczymy, że realny jest spadek inflacji do 2% rocznie w średnim terminie – tak można podsumować głośne przemówienie Christine Lagarde, szefowej EBC, na targach w Hanowerze 1 czerwca. O ile wyżej musi wznieść się EBC? To zależy od oceny nadchodzących danych – zastrzegła Lagarde. Bank jest zdeterminowany, by podnieść stopy do „wystarczająco restrykcyjnego poziomu” – głosił opublikowany przez EBC zapis tego publicznego wystąpienia. Szefowa EBC, przypomniała, że bank ten zaczął podwyższać stopy w lipcu 2022 i od tego czasu podniósł je o 375 punktów bazowych (czyli 3,75 punktu procentowego) – z ujemnego poziomu -0,5% do 3,25% obecnie. I teraz – najlepsze… „Pomyślcie o samolocie wspinającym się na pułap przelotowy” – zaproponowała Lagarde. Jak wyjaśniała, przy starcie samolot musi wzbijać się stromo w górę i z dużym przyspieszeniem. Ale, wraz ze zbliżaniem się do założonego pułapu przelotowego, może zmniejszać przyspieszenie i utrzymywać swoją prędkość. By dotrzeć do celu, samolot musi się wznieść wysoko, ale nie za wysoko. Podobnie – Europejski Bank Centralny – musiał startować ostro i szybko, ale – jako że zbliża się do pułapu przelotowego – teraz powinien wznosić się już bardziej stopniowo.
Jak zauważyła Lagarde, ta analogia pomaga wyjaśnić decyzje w maju. Stopy podniesiono, co sygnalizowało, że „samolot” jeszcze nie dotarł do poziomu, który powinien osiągnąć. Ale tempo podwyżki zostało ograniczone do 25 punktów bazowych (tj. 0,25 punktu procentowego). O ile wyżej musi wznieść się samolot linii EBC? To zależy od oceny nadchodzących danych – zastrzegła Lagarde. Jak wyjaśniła, kluczowe będą kwestie prognoz i analiz inflacji oraz siła oddziaływania (transmisji) polityki pieniężnej (monetarnej) EBC. Mowa była ważna, a gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości, to przypominała o tym strona główna internetowego serwisu EBC – z wielkim zdjęciem pani Lagarde i dużym cytatem ze wspomnianej wypowiedzi.
Zarówno retoryka Fed, jak i EBC zdawały się więc sugerować, że – choć może to jeszcze nie definitywny koniec podwyżek, to chyba już niedaleko końca. Oczywiście z zastrzeżeniem, że i bankierzy centralni i obserwujący ich decyzje i plany inwestorzy – muszą być uważni i czujni. Bo w świecie tak rozedrganym i nerwowym prognozowanie staje się sztuką godną mistrzów Hogwarthu… Stopy procentowe są niezmiennie także tematem żywych dyskusji w Polsce. A końcówka maja debatę ożywiła. Stało się tak m.in. za sprawą nowych danych. Oto bowiem okazało się, że inflacja CPI (konsumencka) w maju w Polsce – według wstępnego szacunku – spadła do 13% r/r, czyli ciut wyraźniej niż oczekiwano (13,2% r/r). Przypomnijmy, że w kwietniu ten roczny wskaźnik inflacji sięgał 14,7%. Jednocześnie Główny Urząd Statystyczny podał, że polski Produkt Krajowy Brutto w I kwartale br. spadł 0,3% czyli nieco więcej niż oczekiwano, jako, że wstępne dane mówiły o spadku 0,2% r/r. Obie dane były może niewiele odchylone od oczekiwań i wstępnych szacunków, ale z oczywistych względów podsyciły dyskusje o możliwym terminie obniżki stóp w Polsce. Pojawiły się głosy, że obniżki stóp w Polsce mogą wydarzyć się nawet jeszcze w tym roku.
Taką opinię wyrażał publicznie m.in. szef NBP, Adam Glapiński, ale – co trzeba akcentować, bo często ucieka w uproszczonym przekazie – wedle relacji mediów, zastrzegł, że może nastąpić to tylko wtedy, gdy inflacja będzie opanowana i będzie spadała. We wtorek 6 czerwca, na swoim kolejnym posiedzeniu decyzyjnym, zgodnie z oczekiwaniami, Rada Polityki Pieniężnej nie zmieniła poziomu podstawowych stóp procentowych. Tematem tym będziemy żyli – jako kredytobiorcy, deponenci i inwestorzy – przez najbliższe miesiące, a dyskusje będą podsycały np. comiesięczne dane o poziomie inflacji.
Mimo słabnięcia, nadal za wysoka inflacja pozostaje przekleństwem w szeregu krajów. Na szczęście dla nas, z Europy mamy kolejne sygnały jej spadającego tempa. W procesie dezinflacji dużą role odgrywa to samo, co wcześniej napędzało szaleństwo cen i zasadnie przerażało i rynki i konsumentów. Potaniały bowiem surowce, z energetycznymi na czele. Otóż ropa WTI w maju potaniała o ponad 11%, a od początku roku (do końca maja) – ponad 15%. Indeks surowcowy Bloomberga stracił w maju ok. 2,6%, od początku roku (do końca maja) – spadł blisko 12,6% a w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy (licząc do końca maja) – zniżkował o niemal 25%.
W maju gwiazdą rynków akcji był amerykański Nasdaq 100 – w efekcie od początku roku zyskał już ponad 30%. A to za sprawą euforii po publikacji wyników i prognoz spółki Nvidia. W tle jest szaleństwo technologiczne wywołane m.in. modnym tematem sztucznej inteligencji. A skoro o technologii mowa – to musimy odnotować nowy historyczny rekord notowań Apple. Firma ta zaprezentowała nowe propozycje produktowe, w tym gogle pozwalające na korzystanie z tzw. rozszerzonej rzeczywistości.
Bardzo dobrze prezentował się w maju także japoński rynek akcji. Obserwowana już od dłuższego czasu poprawa ocen gospodarki japońskiej i nastrojów na tamtejszych rynkach sprawiła, że flagowy indeks Nikkei 225 tylko w maju zyskał 7% a od początku roku (do końca maja) – niemal 18,4%. W pierwszych dniach czerwca japoński rynek akcji nadal błyszczał.
Europejskie rynki akcji, m.in. za sprawą strachu o zamieszanie z limitem zadłużenia w USA, ale i po kolejnych informacjach o słabnięciu koniunktury, w maju popsuły sobie nieco tegoroczne statystyki. W skali miesiąca zniżkowały parę procent. Mimo sporej szarpaniny zimą i kapryśnych nastrojów, stopy zwrotu od początku roku do końca maja wyglądały jednak wyraźnie pozytywnie – wyróżniający się pozytywnie niemiecki DAX zyskiwał w tym okresie 12,5%. Na tle tego indeksu rynku naszego głównego partnera gospodarczego, polski WIG-20 wypadał słabiej – od początku roku do końca maja wzrósł bowiem o raptem 5,7%, a szeroki WIG – o 8,4%. Znakomity początek czerwca poprawił jednak statystyki polskiego rynku akcji.
Największym rozczarowaniem, nie tylko na rynkach akcji, pozostawały nadal chyba Chiny. Wielka gospodarka i olbrzymie, ludne państwo ma ewidentnie problemy z trwałym odzyskaniem wigoru po drakońskim zamknięciu kraju w czasach pandemii. Fatalne skutki przynosi także eskalowanie konfliktów ze światem zachodnim. Sytuację tłumaczył niedawno w Parkiecie Karol Ciuk, Dyrektor Zespołu Zarządzania Strategiami Globalnymi w Pekao TFI. M.in. mówił o tym, że w przypadku rynku chińskiego obserwujemy bardzo duże zróżnicowanie notowań, a spadki widoczne są w szczególności w szeroko reprezentowanym w indeksie sektorze konsumenckim. Jak zauważał, prognozowany wskaźnik ceny do zysku dla całego rynku akcji (MSCI China) spadł już w okolice 10, czyli wyraźnie poniżej historycznej średniej. Zdaniem Karola, poza czynnikami specyficznymi, które wpływają na notowania poszczególnych spółek, za awersją do ryzyka stoją obawy co do potencjału ożywienia gospodarczego. Przypomniał, że odejście od polityki tzw. zero covid przyjęto z optymizmem, ale dane makroekonomiczne wskazują, że do silniejszego pobudzenia koniunktury niezbędny może być stymulus gospodarczy. Mówiąc o napięciach z USA, zwrócił uwagę, że w ostatnim czasie amerykańska administracja ogłosiła, że rozważa nałożenie restrykcji, które ograniczą transfer technologii i inwestycji chińskich spółek w rozwój sztucznej inteligencji.
Chiny ważne, choć tak daleko. Natomiast, tuż obok nas – bez przerwy trwa brutalna niszczycielska wojna… Musimy z tym żyć i dostosowywać się do nowej rzeczywistości. Ale być gotowym także na niewymyślone jeszcze scenariusze i niemożliwe do zdefiniowania ryzyka.
Łukasz Kwiecień, Pekao TFI