25% cła na stal, stopy stalowe, aluminium i wyroby aluminiowe wprowadzone przez USA spowodowały wprowadzenie ceł odwetowych przez Unię Europejską na bardzo ograniczony jednak wartościowo wolumen towarów amerykańskich. Niektórzy producenci stali i aluminium, głównie z Azji, nie wprowadzili ceł odwetowych chcąc się porozumieć z USA. Jednak jak na razie rokowania, zwłaszcza UE-USA są bezowocne.
Przywrócenie przez prezydenta USA ceł w wysokości 25% na import metali oraz wszystkich wyrobów z nich, od nakrętek i śrub po lemiesze spycharek i puszki na napoje, zostało skutecznie przykryte przez historię z porannym nagłym skokiem do 50% ceł na wyroby ze stopów stalowych i aluminium importowane z Kanady oraz równie nagłym, wieczornym ich wycofaniem. Wszyscy analitycy są pewni, że akurat 25% cło na stopy stalowe, aluminium i wyroby tego metalu ma na celu ochronę amerykańskich producentów stali i aluminium i zyska spore poparcie.
Ale też, jak nazwał jeden z analityków BlackRock, jest to kolejna odsłona „opery celnej”, w której nadmiernie skupianie się Trumpa na cłach od czasu objęcia urzędu w styczniu wstrząsnęło zaufaniem inwestorów, konsumentów i przedsiębiorstw w sposób, który, jak obawiają się ekonomiści, może spowodować recesję w Stanach Zjednoczonych i następcze kryzysy w światowej gospodarce.
Cła na metale spowodowały już obecnie reakcję odwetową ze strony Unii Europejskiej, która uruchomiła cła reaktywne nakładając je na towary amerykańskie o łącznej wartości do 26 mld euro. UE przyznała też, że specjalnie wybrała towary politycznie wrażliwe w stanach rządzonych przez Republikanów, w tym na przykład soję z Luizjany, gdzie mieszka spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, czy bourbon z Kentucky. Cła odwetowe obejmą też amerykańskie produkty stalowe i aluminiowe, a także tekstylia, produkty rolne i sprzęt AGD. UE planuje także uderzyć w wołowinę i drób z republikańskich stanów Nebraska i Kansas.
Historia z cłami na metale i wyroby z nich, przywracanymi i wycofywanymi już kilkukrotnie datuje się od czasu pierwszej kadencji Trumpa. Obecnie mają zostać ponownie wprowadzone w całości 1 kwietnia, tym razem w rozszerzonym zakresie.
Unijne cła odwetowe nie są przy tym rozległe i były tak zaplanowane, by nie podwyższyć temperatury politycznego sporu. W Brukseli mówi się, że chodzi o umożliwienie negocjacji, które poprowadzi komisarz UE ds. handlu Maros Sefcovic. Rozpoczęły się również konsultacje z państwami członkowskimi, których celem jest przyjęcie dodatkowych list towarów rolnych i przemysłowych podlegających cłom. Jest to zabezpieczenie na wypadek gwałtownej reakcji Trumpa – Unia Europejska będzie od razu dysponować listą towarów, na które zostanie nałożone 25% cło.
„Środki zaradcze, które podejmujemy dzisiaj, są silne, ale proporcjonalne. Jesteśmy głęboko przekonani, że w świecie pełnym niepewności geoekonomicznej i politycznej obciążanie naszych gospodarek takimi cłami nie leży w naszym wspólnym interesie” – powiedziała na briefingu w Strasburgu przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Na razie od podobnych kroków odwetowych wstrzymała się Wlk. Brytania wzywająca do negocjacji. Analitycy uważają jednak, że samodzielna pozycja Brytyjczyków w negocjacjach może być słaba i będą oni rozmawiać z Amerykanami konsultując się z UE. Instytut ekonomiczny w Kilonii oszacował, że spadek produkcji UE wyniesie zaledwie 0,02%, ponieważ „tylko niewielka część” objętych cłami produktów jest eksportowana do USA.
Jednak Europejczycy podkreślają, że obecne amerykańskie cła będą czterokrotnie wyższe od podobnych ceł nałożonych na te same eksportowane do USA metale za czasów pierwszej kadencji Trumpa, kiedy objęły one 6,4 mld dolarów eksportu. Przy obecnych wolumenach handlu UE-USA byłoby to jeszcze mniej, bo 4,5 mld dolarów.
Inaczej z cłami unijnymi, jak zwrócił uwagę Bloomberg Intelligence, te cła odwetowe choć obejmują szeroki wachlarz produktów – od nici dentystycznych po diamenty, od szlafroków po Bourbon – mają przy ogromnym wolumenie handlu Unii z USA wartość ledwie sześciodniowego obrotu. To rodzaj gestu dobrej woli ze strony Unii. Minister ds. Europy Francji Benjamin Haddad stwierdził, że wojna handlowa nie leży w niczyim interesie, ale ostrzegł, że „w przypadku amerykańskiego odwetu” UE może pójść dalej.
„Na przykład, gdybyśmy musieli pójść dalej, usługi cyfrowe lub własność intelektualna mogłyby zostać uwzględnione” – powiedział w wywiadzie dla TF-1 TV.
I prawdopodobnie tak będzie, bowiem na wieść o unijnych cłach reaktywnych prezydent USA zapowiedział odwet „tym razem rozszerzony”.
„Musimy odebrać co nam zabrano” – dodał.
Jeśli tak się stanie wówczas Unia może powoli zacząć wychodzić z amerykańskiego rynku pozyskując docelowo niektóre istotne produkty od innych dostawców, jak np.: soję z Brazylii czy wołowinę z Argentyny. Prawdopodobnie mocno wzrośnie też handel wewnątrzwspólnotowy.
UE nie zależy jednak na wojnie choć Bruksela skarży się, że administracja Trumpa w ogóle nie rozumie jak wygląda tworzenie taryfy celnej w Europie, uznając podatek VAT za cło. Tymczasem właśnie VAT był przyczyną, dla której Trump nałożył cła na europejskie samochody a potem wyłączył z nich wozy produkowane przez Stellantis i Volkswagena, koncerny ściśle współpracujące z amerykańskimi firmami samochodowymi.
By wyjaśnić te i inne problemy jeszcze w lutym udał się do Waszyngtonu komisarz UE ds. handlu, Maros Sefcovic, który rozmawiał z sekretarzem handlu USA Howardem Lutnickiem. Zaoferował obniżenie ceł na towary przemysłowe, w tym samochody, co jest jednym z długoletnich żądań Trumpa, oraz zwiększenie importu z USA skroplonego gazu ziemnego i sprzętu wojskowego.
„Zakłóceń spowodowanych cłami można uniknąć, jeśli administracja USA przyjmie naszą wyciągniętą rękę i będzie z nami współpracować w celu zawarcia umowy. Jesteśmy gotowi do negocjacji” – powiedział w trakcie konferencji prasowej 12 marca Sefcovic. Jednak, jak na razie, według analityków rokowania Unia-USA są bezowocne.
Cła amerykańskie stanowią spory problem dla europejskich producentów stali i stopów stalowych oraz aluminium. Europejski eksport do USA spadnie, a import wzrośnie, bowiem metale będą wypychane z USA na europejski rynek.
„Rzeczywiście możemy się spodziewać, że rynek UE – już nasycony tanim importem stali z Azji, Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu – zostanie jeszcze bardziej zalany, ponieważ stal przeznaczona na rynek amerykański zostanie przekierowana z powodu nowych ceł” – powiedział rzecznik grupy lobbingowej Eurofer. Jak dodał, w czasie konfliktu o cła podczas pierwszej prezydentury Trumpa, na każde trzy tony stali, które z powodu ceł nie znalazły się na rynku amerykańskim, dwie tony trafiły do UE. Podobnie producenci aluminium przygotowują się na wzrost importu, szczególnie z Kanady dostarczającej połowę aluminium i wyrobów na rynek USA.
Rynek europejski, jak do tej pory, nie zareagował na groźby Trumpa dyskontując jedynie możliwe zawieszenie broni na Ukrainie. Euro praktycznie nie zmieniło notowań.
Na amerykańskie cła zareagowały z kolei Chiny i Japonia. Resort spraw zagranicznych Chin wydał tradycyjny ostatnio komunikat, że Pekin „podejmie wszelkie niezbędne środki w celu ochrony swoich praw i interesów”, natomiast sekretarz gabinetu Japonii Yoshimasa Hayashi stwierdził, że postępowanie Trumpa „będzie miało poważny wpływ na stosunki gospodarcze USA i Japonii”.
Cła skrytykowali też tacy sojusznicy USA jak Wlk. Brytania, Kanada i Australia. Premier Australii Anthony Albanese stwierdził, że ich wprowadzenie jest „przeciwne duchowi trwałej przyjaźni naszych dwóch narodów”, ale wykluczył cła odwetowe. Brytyjski minister handlu Jonathan Reynolds powiedział, że „wszystkie opcje są na stole”, aby odpowiedzieć w interesie kraju, jednak, jak dodał, Wielka Brytania skupi się na „szybkim negocjowaniu szerszej umowy gospodarczej”.
Najpoważniej wygląda sytuacja w Kanadzie, gdzie Trump znowu wspomniał o włączeniu tego kraju do USA jako „51 stan” i zagroził korektą granic. Kanada, Meksyk i Korea Południowa są istotnymi dostawcami stopów stalowych i wyrobów z aluminium do USA. Do tej pory zwłaszcza dwa ostatnie kraje korzystały różnego typu zwolnień i kwot dostępu. Jednak główni producenci azjatyccy, w tym właśnie Korea Południowa, Tajwan i Japonia, wstrzymali się od wprowadzania ceł reaktywnych.
Kanada, która dysponuje dużymi zasobami energii hydroelektrowni, zbudowała sobie silną pozycję na amerykańskim rynku aluminium i wyrobów z tego metalu, bowiem produkcja aluminium pierwotnego stała się tam bardziej opłacalna niż w USA. W efekcie huty aluminium, które za czasów prezydentury Trumpa zaczęły pracę, zostały wyłączone z użytku.
Drugim co do wielkości dostawcą aluminium i produktów wykonanych z aluminium są Chiny, ale dla nich problemem jest zmierzenie się z cłami antydumpingowymi i 20% karnym cłem Trumpa za wspomaganie handlu fentanylem w USA.
Jak można się było spodziewać nowe taryfy celne zostały bardzo dobrze przyjęte przez amerykańskich producentów stali, według których stanowi to powrót do ceł z 2018 roku za pierwszej kadencji Trumpa. Potem cła te zostały osłabione przez wyłączenia i kwoty dostępu dla poszczególnych krajów i konkretnych produktów, co amerykańscy producenci stali uważali za nieuczciwą konkurencję.
„Zamykając luki w cłach, które były wykorzystywane przez lata, prezydent Trump ponownie wzmocni przemysł stalowy, który jest gotowy do odbudowy Ameryki. Zmienione taryfy celne zagwarantują, że producenci stali w Ameryce będą mogli nadal tworzyć nowe, dobrze płatne miejsca pracy i dokonywać większych inwestycji wiedząc, że nie będą podkopywani przez nieuczciwe praktyki handlowe” – powiedział Philip Bell, prezes Steel Manufacturers Association.