Słabszy wynik PKB w Polsce w trzecim kwartale tego roku. Jednym z hamulców był wolniejszy niż w pierwszej połowie roku wzrost popytu konsumpcyjnego. Polacy zaciskają pasa i oszczędzają. Jeśli wzrost znów ma przyspieszać potrzebne jest włączenie drugiego silnika – inwestycji.
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował szybki szacunek produktu krajowego brutto za trzeci kwartał br. PKB w cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego zwiększył się o 2,7% r/r (Wykres 1), nieznacznie rozmijając się z rynkowymi przewidywaniami (2,9%). Choć różnica wydaje się niewielka, diabeł tkwi w szczegółach.
Już wcześniej niepokojący sygnał wysłała sprzedaż detaliczna, która we wrześniu zanurkowała o 3% r/r. W całym trzecim kwartale skurczyła się realnie o 1,5% r/r, co jest dużym kontrastem wobec wzrostów o 4,8% i 5% w poprzednich kwartałach (Wykres 2). Najnowsze dane GUS mogą nadal wywoływać grymas rozczarowania.
GUS odsłonił przed nami głębszy obraz gospodarki, czyli wyniki po tzw. odsezonowaniu (sa). PKB w trzecim kwartale skurczył się o 0,2% kw/kw. Pamiętajmy, że w takim ujęciu w drugim kwartale br. odnotowaliśmy wzrost aktywności gospodarczej w Polsce o 1,2%, a w pierwszym kwartale wzrost o 0,6%. Na tym tle spadek z trzeciego kwartału wygląda słabo.
Sygnały ostrzegawcze płyną przede wszystkim ze sprzedaży detalicznej. Owszem, Polacy mogą przesuwać się w kierunku usług, ale wydatki na towary wciąż stanowią potężny kawałek konsumpcyjnego tortu. Co więcej, inflacja cen usług (6,7% r/r w październiku) jest wyższa niż cen towarów (odpowiednio 4,3% r/r), co również może mieć znaczenie dla szacowania zmian wolumenów. Paradoks obecnej sytuacji polega na tym, że mimo rekordowo dobrej sytuacji na rynku pracy (wg wstępnych danych MRPIPS stopa bezrobocia stabilna na poziomie 5%, a liczba bezrobotnych – 767,1 tys. – najniższa od 1990 r.!), Polacy zaciskają pasa i przechodzą w tryb oszczędzania.
Badania koniunktury konsumenckiej GUS pokazują, że coraz więcej osób uważa obecny moment za dobry do odkładania pieniędzy. Rośnie również obawa przed bezrobociem i to pomimo jego historycznie niskiego poziomu. Dodatkowo, konsumenci spodziewają się, że ceny w najbliższym roku będą rosły co najmniej tak szybko jak dotychczas. To wszystko maluje obraz ostrożnego konsumenta, który mimo względnie dobrej sytuacji finansowej, woli zabezpieczać się na niepewną przyszłość niż wydawać.
Przy takich nastrojach Polaków trudno o wyraźnie przyspieszenie tempa wzrostu PKB. Chcąc to zrobić, musimy uruchomić w większym stopniu drugi silnik gospodarki – inwestycje. Paliwem będzie tu skuteczniejsze wykorzystanie środków unijnych, które wprawdzie zaczynają już płynąć szerszym strumieniem do Polski, ale wciąż w niewielkim stopniu zdają się przekładać na realny wzrost popytu wewnętrznego.
Dawid Pachucki, główny ekonomista PZU