Według obliczeń Instytutu Niemieckiej Gospodarki z Kolonii nasz kraj otrzymał ponad 8 mld euro netto z funduszy unijnych w poprzednim roku. Największym płatnikiem były Niemcy, w przypadku których różnica między tym co wpłaciły do budżetu UE, a tym co otrzymały, zamknęła się kwotą ponad -17 mld euro. Sporo wskazuje na to, że „złote czasy” dla naszej gospodarki wspieranej pieniędzmi unijnymi się kończą. A to może być wodą na młyn dla eurosceptyków.
1 maja br. wybiła 20 rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jubileusz był hucznie fetowany, lecz gdy zaczęła się proza życia codziennego wielu analityków zaczęło się dogłębniej zastanawiać, co czeka nasz kraj w perspektywie najbliższych lat. Zanim jednak przejdziemy do tych rozważań trochę retrospekcji. Cały czas pozostajemy beneficjentem netto, czyli więcej dostajemy z UE niż do niej wpłacamy.
Ogółem budżet UE w 2023 r. zamknął się kwotą 173,1 mld euro, z czego 143,4 mld euro zostało rozdzielone pomiędzy państwa członkowskie. Do tego należy doliczyć kolejne wydatki w ramach postcovidowego programu NextGeneration EU (NGEU) – w jego ramach z 66,1 mld euro ok. 64,6 mld euro trafiło do państw członkowskich Wspólnoty. Różnica pomiędzy oboma kwotami bierze się stąd, że z budżetu unijnego wspierane były również państwa trzecie, a także z tego, że niektóre płatności nie mogą być przedmiotem podziału na poziomie krajowym. 12 sierpnia br. szczegółowe dane na ten temat za 2023 r. opublikował koloński Instytut Gospodarki Niemieckiej (IW) – z opracowaniem think-tanku zapoznasz się TUTAJ. Z tego raportu wynika, że byliśmy największymi beneficjentami netto z tytułu obecności w ramach Wspólnoty. W zeszłym roku Polska była ok. 8,2 mld euro na plusie wyprzedzając innych czołowych beneficjentów – Rumunię, Węgry i Grecję (każde z tych państw było co najmniej 4 mld euro nad kreską).
Tym, co może martwić jest to, że poziom dodatnich wpływów w rozliczeniach z UE się zmniejszył. W 2021 r. Polska zainkasowała 12,9 mld euro netto, zaś w 2022 r. 11,9 mld euro netto – regres jest zatem zdecydowanie niepomijalny.
Tradycyjnie największymi płatnikami netto były najsilniejsze gospodarki unijne. Liderem pod tym względem byli Niemcy – saldo wpływy/wpłaty było ujemne (-17,4 mld euro). W tym rankingu na kolejnych miejscach uplasowały się Francja (-9,0 mld euro), Włochy (-4,5 mld euro) i Holandia (-3,4 mld euro).
Poza kwotami bezwzględnymi netto korzyści z uczestnictwa w strukturach unijnych można oceniać jeszcze za pomocą dwóch innych wskaźników. Chodzi o odniesienie salda transferów do i z budżetu w przeliczeniu na jednego mieszkańca, a także do produktu narodowego brutto (PNB).
PNB jest szerszą miarą statystyczną niż PKB. Dzieje się tak, ponieważ uwzględnia on nie tylko zagregowaną wartość dóbr i usług wytworzonych na terenie danego państwa, ale również te, które powstały za pomocą narodowych czynników produkcji (należących do obywateli danego kraju) we wszystkich krajach, w których czynniki te były angażowane w proces produkcyjny. W skrócie PNB to PKB uzupełniony o saldo przepływu dochodów z własności między krajem a zagranicą.
Saldo netto wpływów/wypływów na osobę i saldo netto wpływów/wypływów w przeliczeniu na PNB są dobrymi współczynnikami, które obrazują to, ile dokładają do interesu lub czerpią korzyści poszczególni członkowie Unii Europejskiej.
Jednym z celów funkcjonowania Wspólnoty jest wyrównywanie dysproporcji pomiędzy najbogatszymi a najbiedniejszymi. I realizację tego zamierzenia widać jednoznacznie, gdy weźmie się pod uwagę dane za ubiegły rok. Najzamożniejsze państwa biorą na siebie ciężar utrzymywania tych mniej zamożnych. To przypadki m.in. Irlandii, Niemiec, Danii, Holandii, Finlandii, Szwecji, Austrii i Francji.
Na przeciwnym biegunie, czyli największych beneficjentów finansowych UE, znajdowały się m.in. takie kraje, jak: Chorwacja, Łotwa, Estonia, Litwa, Węgry i Słowacja. Polska przebywała w stanach średnich. W przeliczeniu na jednego mieszkańca naszego kraju dostaliśmy prawie 220 euro z funduszy wspólnotowych. Było to odpowiednikiem ok. 1,1 pp PNB – gdybyśmy pozostawali poza strukturami unijnymi, to co o najmniej o tyle polski produkt narodowy brutto byłby niższy.
Co najmniej, gdyż te wyliczenia nie zawierają m.in. niełatwo kwantyfikowalnych zysków, które czerpiemy z tytułu przywileju korzystania z jednolitego rynku UE opierającego się na czterech podstawowych swobodach: przepływu towarów, usług, ludzi i kapitału. W zeszłym roku przypadła 30. rocznica funkcjonowania jednolitego rynku Wspólnoty. Według szacunków Komisji Europejskiej idea przyczyniła się do tego, że na rynku działa 23 mln przedsiębiorstw. PKB jednolitego rynku wyniósł 14,5 bln euro (dane za 2021 r.). 17 mln obywateli UE mieszka lub pracuje w UE poza swoim krajem. A handel w ramach jednolitego rynku zapewnił 56 mln miejsc pracy.
Nie wszystkim jest dane uczestnictwo w nim – mieliśmy przypadek Brexitu z 31 stycznia 2020 r. Skutki tej decyzji są opłakane, a David Cameron prawdopodobnie sięga wciąż po melatoninę, żeby nie mieć koszmarów nocnych. Zresztą zapytajcie przeciętnego Brytyjczyka czy wciąż jest zachwycony, że ojczyzna dumnych synów Albionu opuściła Wspólnotę. Pewnie nie będzie radosny jak szczygieł z tego powodu. Na początku tego roku Cambridge Econometrics (CE) oszacował, jakie koszty ponieśli do tej pory mieszkańcy Wysp z powodu Brexitu, a ponadto jakie są widoki na przyszłość – z pełnym opracowaniem CE zapoznasz się TUTAJ. Wyszło ponuro.
Prognoza została przygotowana na bazie dwóch scenariuszy:
>>> bazowego (ang. central), który opiera się na szacunkach dla trajektorii gospodarki brytyjskiej zbudowanych na podstawie estymacji ekonomicznych i demograficznych opublikowanych przez Urząd ds. Odpowiedzialności Budżetowej (OBR) z marca 2023 r.,
>>> kontrfaktycznego (ang. counterfactual), który opiera się na założeniu, co by się stało, gdyby Wielka Brytania nie opuściła UE.
Analitycy CE obliczyli, że wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej kosztowało tylko do tej pory jego gospodarkę ok. 140 mld funtów (czyli w przybliżeniu ok. 164 mld euro), a produkcja gospodarcza była o 6% niższa niż gdyby Wielka Brytania pozostała w strukturach Wspólnoty. To jednak już historia. O wiele istotniejsze jest to, co czeka jedną z największych europejskich gospodarek.
Eksperci think-tanku obliczyli różnicę pomiędzy oboma scenariuszami (na poniższej infografice zostało to nazwane jako „Diff. From CF”), przyjmując jako krańcowy okres prognozy 2035 r. Pod uwagę wzięto kilka kluczowych parametrów makroekonomicznych. W każdym przypadku Zjednoczone Królestwo traci na Brexicie. Najgorzej ma być w zakresie inwestycji – spadną o 32%. Podatek od wartości dodanej (GVA), czyli znany nam wszystkim VAT, ma być o 10% niższy niż gdyby państwo wciąż działało w ramach UE. Zatrudnienie ma doznać 7% uszczerbku.
Czyli wygląda na to, że Wielka Brytania wyjdzie na rezygnacji z uczestnictwa we Wspólnocie jak Zabłocki na mydle. Warto, żeby sceptycy w naszym kraju rozważyli, co bardziej się opłaca Polsce. I czy naprawdę Polexit jest takim genialnym pomysłem.
Z okazji 20. rocznicy przystąpienia Polski do UE CBOS przygotował badanie, z którego wynika, że 77% ankietowanych opowiadało się za obecnością naszego państwa w strukturach unijnych. Oznacza to, że Wspólnota cieszy się znaczącym poparciem społecznym. Rysą na tym obrazie jest pewien niepokojący trend. Mianowicie widać spadek odsetka euroentuzjastów. Analiza CBOS z czerwca 2022 r. pokazała 92% poparcie, niecały rok później (kwiecień 2023) wskaźnik spadł już do 85%.
Przy czym nie należy zapominać, że to dane sondażowe odnoszące się do całokształtu obecności Polski w UE, a zatem nie dotyczą one wyłącznie sfery ekonomicznej. W jej przypadku rozkład głosów wygląda nieco inaczej. 59% ankietowanych jest zdania, że obecność naszego państwa we Wspólnocie przynosi więcej zysków niż strat. 21% jest przeciwnej opinii, a dla 15% sondażowanych bilans plusów i minusów się równoważy.
Co najbardziej chwalą Polacy, jeżeli chodzi o całokształt naszej obecności we Wspólnocie? Najczęściej doceniano napływ pieniędzy z funduszy unijnych, dotacje i projekty unijne, otwarcie granic i swobodę przemieszczania się, rozwój gospodarczy i swobodny przepływ kapitału, bezpieczeństwo kraju i Europy, współpracę w dziedzinie obronności oraz dopłaty do rolnictwa.
Z kolei eurosceptykom zwykle nie podobały się nadmiernie ograniczona suwerenność, ingerencja w sprawy Polski przez instytucje UE, konieczność dostosowania prawa krajowego do unijnego, prymat prawa unijnego wobec krajowego, a także regulacje dotyczące ochrony środowiska i klimatu.
Wcześniej przytoczone dane IW dotyczyły jedynie poprzedniego roku. A jak to wygląda w dłuższej perspektywie?
Zgodnie z obliczeniami ekonomistów ING od 1 maja 2004 r. do końca 2023 r. dostaliśmy bezzwrotne fundusze unijne w łącznej kwocie 246 mld euro. Jednocześnie w tym czasie Polska wpłaciła do budżetu UE 84 mld euro, a zatem napływ funduszy netto wyniósł 162 mld euro.
„W ujęciu strumieniowym napływ netto funduszy unijnych w latach 2004-2023 wynosił przeciętnie 1,9% PKB. Około 65% napływu środków brutto stanowiły fundusze strukturalne i spójności, które umożliwiły rozwój infrastruktury oraz wspomogły przedsiębiorstwa w inwestycjach w nowe technologie. 31% środków przypadało na fundusze Wspólnej Polityki Rolnej, zaś resztę stanowiły fundusze ponadregionalne. W ostatnich latach, częściowo ze względu na Brexit, na znaczeniu zyskały unijne pożyczki oraz wykorzystanie przychodów z emisji obligacji przez UE na rynkach kapitałowych. W szczególności warto wspomnieć o programie ochrony rynku pracy podczas pandemii (SURE) oraz o preferencyjnych pożyczkach z KPO, które stanowią prawie 60% polskiego KPO” – ocenili specjaliści banku.
Obecna perspektywa finansowa UE skończy się za kilka lat – w 2027 r. Coraz częściej słychać głosy, że w następnej siedmioletniej perspektywie staniemy się płatnikiem netto, a zatem suma wpłat do budżetu przewyższy wypłaty z niego na rzecz polskiej gospodarki. Co prawdopodobnie zachęci środowiska niechętne przebywaniu we Wspólnocie do kontestowania tego stanu rzeczy. A od takiego punktu widzenia już niedaleko do Polexitu.
Eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) pokusili się o wyliczenie wzorem ich kolegów z brytyjskiego CE, jak przedstawiałby się nasza gospodarka, gdybyśmy pozostawali poza UE. Wnioski były podobne do tych, które uzyskało CE. W ocenie PIE dzięki akcesji Polski do Wspólnoty nasz średnioroczny wzrost PKB w latach 2004-2022 był wyższy o 1,7 pp w porównaniu z pozostawaniem poza jej strukturami.