Panika w Japonii, wysokie spadki w USA i Europie, poszukiwanie przez inwestorów „safe harbour”, co skończyło się największą aprecjacją franka od 2015 roku i spadkiem notowań złota, srebra i innych metali – korekta na rynkach miała wyjątkowo burzliwy przebieg.
„Już dawno mówiliśmy w Xelion, że trzeci kwartał będzie korekcyjny. No i teraz mamy tego dowody – panika w Japonii, na Tajwanie, silne spadki w Europie i USA. Przy czym nie ma żadnych powodów do paniki, owszem dane z amerykańskiego rynku pracy nie były dobre, ale z drugiej strony w lipcu mieliśmy do czynienia z huraganami, tornadami i innymi tego typu zaburzeniami klimatycznymi, które znacznie wykrzywiły jego obraz. Dochodzą do tego dane PMI z amerykańskiego sektora produkcyjnego, które są nie najlepsze, ale ten sektor to jest tak ze 3% całej gospodarki. Dane ISM dotyczące sektora usług, który odpowiada za pozostałe 97% są bardzo dobre. O recesji mówi się więc od mniej więcej dwóch lat, a żadne dane, dosłownie nic na nią nie wskazuje” – tak podsumował dla ISBiznes.pl sytuację na rynkach Piotr Kuczyński, główny analityk Xelion.
Istotnie, w Japonii załamanie było dobrze widoczne. Nikkei, indeks referencyjny Japonii, zamknął się ze spadkiem 12,40% na poziomie 31 458,42 pkt., co stanowi największy taki jednodniowy spadek od października 1987 r., podczas gdy szerszy Topix stracił 12,48% do 2 220,91 pkt. Kuczyński wini za politykę banku centralnego – Bank of Japan, który jego zdaniem zbyt długo utrzymywał stopy na poziomie ujemnym, co doprowadziło do potężnej, bo 50% przeceny jena w ciągu 2,5 roku, by poprzez zerowe stopy dojść do podwyżki o 0,25 pkt procentowego. W efekcie inwestorzy zarabiali dużo na transakcjach typu carry licząc na dalsze osłabienie jena, który nagle zaczął zyskiwać na wartości, co przyniosło im spore straty i konieczność szybkiego zamykania pozycji.
Z kolei europejskie rynki akcji zaczęły sesję przy stanie -1,8%, przy czym francuski CAC-40 spadł o 2,1%, hiszpański IBEX o 2,8%, a brytyjski FTSE 100 spadł o 1,7%. Przyczyną miały być obawy o recesję w USA i nie najlepszy stan gospodarki eurozony, zwłaszcza jej niemieckiej części. Z kolei rentowność 10-letnich obligacji USA osiągnęła 3,723%, co jest najniższym poziomem od połowy 2023 r. Frank szwajcarski wzrósł do 1,0856 euro, co stało się najwyższym poziomem od stycznia 2015 roku, kiedy Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) zrezygnował z widełek kursowych wobec euro.
Wyprzedaż zaczęła się też na rynku towarowym. Na London Metal Exchange liderem spadków zostało srebro po 7% korekcie, zaś miedź odnotowała 3,8% spadek, który częściowo odrobiła, zamykając sesję z 1,8% na minusie. Co ciekawe, Glencore spadło w notowaniach w Londynie o 5,3%, a Antofagasta straciła aż 4,5%.
Kontrakty na ropę naftową po początku -2% ostatecznie odrobiły część strat i zamknęły sesję z wynikiem -1,3%, zaś kontrakty na ropę Brent spadły o 0,9%. Spot bullion spadł o 3,2% do 2364,43 dolara za uncję i był notowany po 2394,85 dolara.
„To po prostu powszechna panika. Uważamy, że w dłuższej perspektywie te rzeczy są świetnymi inwestycjami, ale zależy to również od tego, czy nie będziemy mieli recesji, twardego lądowania i czy Fed będzie działał odpowiednio” — powiedział w Bloomberg TV Phil Streible, główny strateg rynkowy w Blue Line Futures.
Oficjalnych przyczyn tej rynkowej paniki czy też gwałtowniej korekty – analitycy nie są tu zgodni z czym właściwie mieliśmy do czynienia – podaje się kilka. Z reguły są to ujawnione właśnie dane z gospodarki USA nasuwające obawy czy oczekiwany zwrot Rezerwy Federalnej w kierunku polityki pieniężnej wspierającej rynek może nastąpić zbyt późno i gospodarka amerykańska wpadnie w recesję.
Pierwszym z serii takich złych danych miał być raport o zatrudnieniu. „W sektorze pozarolniczym zatrudnienie wzrosło w lipcu o 114 tys. wobec oczekiwanych 175 tys. i 179 tys. w czerwcu (po rewizji z 206 tys.). Zaskoczyła też stopa bezrobocia wzrastając do 4,3% – oczekiwano 4,1%, czyli poziomu z czerwca. Wzrost stopy bezrobocia podbił indeks Sahm do poziomu ostrzegającego o potencjalnej recesji.Kolejnym odczytem poniżej oczekiwań był wzrost wynagrodzeń godzinowych o 0,2% m/m wobec spodziewanych 0,3%. Gorszy od oczekiwań odczyt zanotowały również zamówienia w przemyśle, które spadły w czerwcu o 3,3% m/m” – tak opisali te dane analitycy Pekao. Goldman Sachs w swojej ocenie rynkowej stwierdził z kolei, że rynki wyceniają 87% szans na to, że Rezerwa Federalna nie tylko obniży stopy procentowe we wrześniu, ale złagodzi je o pełne 50 pkt bazowych. A miałoby się tak stać ponieważ „szanse na recesję wzrosły o 10 pkt procentowych do 25%” – stwierdzili analitycy, dodając jednak, że niebezpieczeństwo może ograniczyć zakres złagodzenia polityki przez FED. Goldman bowiem spodziewa się obniżek o 25 pkt bazowych we wrześniu, listopadzie i grudniu.
„Założeniem naszej prognozy jest to, że wzrost zatrudnienia odbije się w sierpniu, a FOMC uzna obniżki o 25 pkt bazowych za wystarczającą odpowiedź na wszelkie ryzyka spadkowe. Jeśli się mylimy i sierpniowy raport o zatrudnieniu będzie tak słaby, jak raport lipcowy, to obniżka o 50 pkt bazowych byłaby prawdopodobna we wrześniu” – stwierdzili analitycy.
Większymi pesymistami są analitycy JPMorgan twierdzący, iż obecnie istnieje aż 50% prawdopodobieństwa recesji w USA. „Spodziewamy się obniżki o 50 pkt bazowych na posiedzeniu wrześniowym, a następnie kolejnej obniżki o 50 pkt bazowych w listopadzie” — powiedział ekonomista z tej firmy, Michael Feroli.
Marcus Garvey, szef strategii towarowej w Macquarie, zauważył, że takie obniżki mogą być dobre dla złota, choć wcale nie jest powiedziane, że „FED rzuci się łagodzić politykę pieniężną”, żeby nie powodować paniki.
Tymczasem dla wielu analityków wyjaśnienia dotyczące danych z rynku pracy i nie najlepszych danych rynku produkcyjnego w USA są mało przekonujące. Ich zdaniem dzisiejsze załamanie to w dalszym ciągu efekt problemów tzw. Magnificent Seven. Należą do tego swoistego klubu firm o bilionach dolarów wartości, takie spółki jak: Tesla, Nvidia, Apple, Amazon, Microsoft – właściciel Google Alphabet – oraz rządząca Facebookiem i Instagramem Meta Platforms. Łącznie akcje tych spółek odpowiadają za około 43% udziału w indeksie Nasdaq 100.
I rzeczywiście, Nvidia, która ledwo podniosła się z 25% spadku, znowu zaliczyła 10% „dołek”. Tesla spadła o 7,5%, zaś Apple – 6,1%. Spadki po słabych wynikach odnotował też Amazon. Największe spadki odnotowały te firmy w handlu przedsesyjnym. Jak stwierdzili ponadto analitycy, wyniki Amazona, „obok raportów takich marek konsumenckich, jak McDonald’s i Starbucks, sygnalizują osłabienie amerykańskiego konsumenta, co potęguje obawy o słabsze tło makroekonomiczne”.
Jak jednak stwierdził Kit Rees na blogu Bloomberg Markets Live, sytuacja jest prostsza: takie spadki są oznaką, że „powietrze uchodzi z rynków, które zostały napędzane przez duże zyski na niewielkiej liczbie akcji”. Jest jeszcze jedno – większość tych firm należy do tzw. klubu AI, firm rozwijających i wykorzystujących sztuczną inteligencję. Wiele z projektów jej zastosowań zostało ostatnio opóźnionych albo wręcz przesuniętych „z powodów technicznych”. Tymczasem inwestorzy mają już dość opowieści o możliwościach AI, chcą je zobaczyć w wynikach firm, które ją rozwijają. Jak powiedział Reuters Adam Sarhan, założyciel i dyrektor generalny 50 Park Investments, inwestorzy „wchodzą w fazę >>pokaż mi<<, szukając konkretnych dowodów wpływu AI na przychody i produktywność”.
Z tym jest gorzej. Z raportów firm Magnificent Seven wynika, że wzrost zysków liczony rok do roku spadł o 30% w II kw. 2024 roku. Analitycy spodziewają się jedynie 17% wzrostu zysków liczonych rdr w III kwartale. Wyniki Tesli, Microsoftu, Meta Platforms, Amazon.com i Apple rozczarowały inwestorów, zaś jeszcze na piątkowej sesji, przed poniedziałkowym załamaniem, indeks technologiczny zamknął się spadkiem o 11% od szczytu z lipca i zmniejszanie ekspozycji na firmy Big Tech było widoczne.
Sytuację pogorszyły dodatkowo ujawnione przed samą sesją informacje z Nvidii i Intela oraz zadziwiający ruch Warrena Buffeta. Jak ujawnił portal branżowy The Information, układy Nvidi przeznaczone do zastosowania w rozwiązaniach sztucznej inteligencji mogą trafić do klientów nawet o trzy miesiące później niż było to planowane. Wpłynęłoby to znacznie na projekty biznesowe takich firm jak Meta, Google i Microsoft. Problemy mają dotyczyć zwłaszcza najbardziej zaawansowanych układów AI serii Blackwell. Opóźnienie oznaczałoby, że większych dostaw tych układów nie należałoby się spodziewać wcześniej niż początek I kwartału 2025 roku.
Sytuację pogorszył także plan Intela, który przyznał, że do końca roku, by móc zaoszczędzić 10 mld dolarów, planuje zwolnić ponad 16 tys. pracowników, czyli co najmniej 15% zatrudnionych.
„Wdrażając nasze redukcje wydatków podejmujemy proaktywne kroki w celu poprawy naszych zysków i wzmocnienia naszego bilansu. Oczekujemy, że te działania znacząco poprawią płynność i zmniejszą nasze saldo zadłużenia, jednocześnie umożliwiając nam dokonywanie właściwych inwestycji w celu generowania długoterminowej wartości dla akcjonariuszy”— napisał dyrektor finansowy Intela David Zinsner w raporcie za II kwartał.
Zakres cięć jest przy tym znacznie większy niż przewidywali analitycy sądzący, że zwolnienia skończą się na 8% pracowników. A że producent Xeonów zatrudnia około 110 000 pracowników w różnych spółkach i działach oznacza to, że całkowita liczba zwolnień wyniesie ponad 16 000 osób. Będą to po prostu straty osobowe, które wpłyną na takie działy jak badania i rozwój, marketing, administracja i sprzedaż. Zostaną obniżone także wydatki kapitałowe w 2024 roku o ponad 20% do kwoty 25-27 mld dolarów, zaś w przyszłym roku do 20-23 mld dolarów. Nie wiadomo, co z inwestycjami, ale passus z raportu, że „Intel obecnie przesuwa swoje skupienie w kierunku efektywności kapitałowej i poziomów inwestycji dostosowanych do wymagań rynkowych” każe się spodziewać i tu solidnych cięć.
Do inwestorskiego załamania dodatkowo mógł przyczynić się dziwny ruch Warrena Buffeta. Buffet, mimo wieku nadal bardzo szanowany za rozległą wiedzę i biznesową intuicję, twierdził, że akcje Apple obok firm ubezpieczeniowych, użyteczności publicznej i kolei BNSF, jakie posiadała jego firma inwestycyjna Berkshire Hathaway są jednymi z filarów biznesu. Inwestorzy uważali, że owe 790 mln akcji Apple będzie więc trzymał bezterminowo, jak stało się to z akcjami Coca-Coli i American Express, kupionymi dekady temu. Tymczasem w I kw. 2024 r. Berkshire zmniejszyło swoje udziały w Apple o 13%, w ostatnich trzech miesiącach 2023 roku sprzedało 1%, zaś raport za II kw. ujawnił, że udziały w Apple firmy są warte jedynie 84,2 mld dolarów, co oznacza spadek z 790 mln akcji do około 400 mln. Wrażenie na rynku było potężne, do tego stopnia, że sam zarząd Apple zaczął zaprzeczać, by ruch Buffeta miał cokolwiek wspólnego z sytuacją firmy! Po tym jak rynek zauważył tę zmianę, Berkshire zaczęło się pozbywać akcji chińskiego producenta pojazdów elektrycznych BYD, którą to firmę Buffet sam „wymyślił” i Bank of America, jednocześnie kupując niewielkie „resztówki”. Obecnie Berkshire, a właściwie sam Buffet, bo nikt nie zaprzeczył, że jest to jego polityka, jak stwierdzili lapidarnie analitycy BlackRock, „siedzi na największej górze gotówki w dziejach wynoszącej 277 mld dolarów”. I nie planuje następnych zakupów, co mogłoby świadczyć, że nie bardzo wierzy w rynek akcji.
A to już bardzo podminowało rynek i wystarczyła niewielka iskra, jaką stał się raport o zatrudnieniu, by wywołać wybuch.