Krótszy tydzień pracujący nie oznacza niestety z automatu większego spokoju na rynkach finansów. Zobaczmy więc co w rynkowej trawie piszczy?
Po pierwsze inflacja zgodnie z oczekiwaniami jeszcze rośnie. Wstępny odczyt GUS wskazuje na wzrost cen w Polsce o 17,9% r/r oraz 1,8% m/m. Komentatorzy z biur ekonomicznych upatrują przyczyn dalszego przyspieszania inflacji w paliwach, żywności oraz niestety także kategoriach bazowych. Inflacja bazowa mogła przekroczyć już 11%, co wskazuje, że presja na wzrost cen bierze się w dużej mierze nie z zewnątrz (import paliw czy żywności), ale z wewnątrz naszej krajowej gospodarki. Martwi też duże tempo miesięczne inflacji. Szczególnie, że u naszych zachodnich sąsiadów ta miesięczna dynamika już nieco spowolniła. Pamiętajmy, że efekty studzenia gospodarki podwyżkami stóp procentowych widać z opóźnieniem, historycznie dopiero po 6-9 miesiącach.
A skoro o studzeniu gospodarki… Amerykański Fed oraz Europejski Bank Centralny zgodnie z oczekiwaniami podniosły stopy procentowe o 0,75 pkt. procentowego. W USA stopy sięgnęły już 4%, a połowę tego w strefie euro. Na konferencji prasowej Jerome Powell przyznał, że w kolejnych miesiącach tempo podwyżek może zostać zmniejszone, ale nie wiadomo do jak wysokiego poziomu stopy procentowe będą musiały finalnie dojść. Na pewno uczestnicy rynków finansowych są wygłodniali tańszego pieniądza. W październiku z nadzieją reagowali na bardziej gołębie od oczekiwań decyzje Banku Kanady oraz Banku Rezerwowego Australii. Warto odnotować, że z kolei Bank Japonii twardo idzie pod prąd światowym tendencjom i nieugięcie utrzymuje skrajnie luźną politykę pieniężną.
W Polsce czekamy na listopadową projekcję inflacyjną NBP. Naszym zdaniem to ona będzie czynnikiem przesądzającym o tym, czy zobaczymy jeszcze małą podwyżkę stóp procentowych nad Wisłą, czy może już tropem Węgier nasi decydenci monetarni wejdą w sen zimowy. Stabilizacji stóp pomaga na pewno powrót USD/PLN poniżej 5 zł. Kurs naszej waluty zalicza metaforyczną „przejażdżkę rollercoasterem” i może okazać się czynnikiem, który wymusi podwyżki stóp procentowych. A może wręcz przeciwnie, pomoże zakończyć cykl podwyżek. Czas pokaże.
Wyższe koszty finansowania szczególnie mocno uderzyły w tym roku w notowania spółek z sektora technologicznego. Relatywną odporność wykazywali jednak giganci tego sektora. Do czasu. Zaliczyliśmy fatalny tydzień dla akcji technologicznych czempionów. Ich ceny zaliczyły bolesną formację wodospadu. Znane wszystkim: Alphabet (właściciel Google), Meta (właściciel Facebooka), Amazon, Microsoft pokazały gorsze od oczekiwań wyniki biznesowe, w których rzucały się w oczy dwa elementy – mniejszy wzrost przychodów oraz dynamiczny wzrost kosztów.
Dużo uwagi przykuwała też w ostatnich tygodniach kiepska kondycja szwajcarskiego giganta Credit Suisse. Tarapaty banku ciągną się już kolejny rok i bez dwóch zdań są nie tylko zmartwieniem dla akcjonariuszy, ale też kłopotem dla helweckich polityków (nawet gdyby popadła w tarapaty to, instytucja ma status tzw. „zbyt dużej by upaść”). To co jednak jawi się jako zagrożenie, arabscy inwestorzy postrzegają jako okazję. Credit Suisse dąży do zwiększenia kapitałów poprzez emisję akcji, a tę objąć miałby Narodowy Bank Arabii Saudyjskiej oraz być może państwowy fundusz majątkowy z Kataru. Jeśli transakcja dojdzie do skutku to bliskowschodni inwestorzy mogą mieć w swoich rękach aż ¼ szwajcarskiego banku. Przy okazji tych negocjacji przypomina nam się wiosna 2020 r., gdy Arabowie i Norwegowie intensywnie poszukiwali zakupów za swoje petrodolary. Nie bez powodu ogromne transakcje są zawierane wobec panującej na rynkach atmosfery niepewności i strachu. Zachowanie gigantycznych inwestorów niesie za sobą bardzo wartościową lekcję także dla inwestorów indywidualnych – warto trzymać emocje na wodzy i trudne okresy na rynkach wykorzystywać do akumulacji aktywów, generujących potem zyski. Czy szejkowie spekulują, czy już jest dołek indeksów giełdowych? Czy czekają na zmianę trendu? Wreszcie, czy przejmują się tym jaka będzie cena kupowanych akcji za rok czy dwa? Nie, nie, nie. Przeciwnie, realizują swoją strategię i cierpliwie obstają przy swoim długim horyzoncie inwestycyjnym.
W przyszłym tygodniu wrócę w tryb komentowania wyborów. Tym razem w USA, gdzie Amerykanie zdecydują kto będzie kontrolować Izbę Reprezentantów, Senat oraz poszczególne władze stanowe. Wydaje się, że Republikanie przejmą z rąk Demokratów niższą izbę Kongresu – Izba Reprezentantów. Kontrola nad Senatem wg przeróżnych sondaży wydaje się być nierozstrzygnięta. Przypominam, że obecnie Joe Biden i jego administracja w Białym Domu należą do partii Demokratów i przez ostatnie 2 lata cieszyli się też kontrolą w obydwu izbach Kongresu. Od lipca br. Prezydent Biden zdołał odbudować część poparcia, podnosząc się z rekordowo niskich poziomów popularności wśród wyborców. Pozwoliło to Demokratom zbliżyć się w sondażach do republikańskiej opozycji. Jednakże w październiku, na końcówce kampanii wyborczej to czerwoni Republikanie zdają się wysuwać na prowadzenie.
Maciej Pielok, dyrektor ds. strategii inwestycyjnej Pekao TFI