Analiza ISBiznes.pl: Po ataku Iranu na Izrael traderzy boją się rozlania wojny na cały region

Po ataku Iranu na Izrael światowy rynek paliwowy jest zdezorientowany. Traderzy boją się regionalnej wojny, zaś ropa przekroczyła 75 dolarów za baryłkę. Jest jednak ktoś kto się z tego powodu cieszy – rosyjskie Ministerstwo Energetyki. Wojna na Bliskim Wchodzie mogłaby też zaszkodzić polskiej gospodarce, zwłaszcza branży logistycznej, gdzie dominują małe i średnie firmy podatne na wahania cen paliw.

Notowania ropy Brent wykazały wzrost po raz drugi we wtorek, co oznacza, iż wskaźnikowa baryłka podrożała o 5 dolarów w ciągu tylko dwóch dni. Obecnie kontrakty terminowe na ropę Brent wzrosły o 1,63 dolara, czyli 2,2%, do 75,19 dolara za baryłkę, podczas gdy amerykańska ropa West Texas Intermediate (WTI) wzrosła o 1,70 dolara, czyli 2,4%, do 71,53 dolarów. WTI wcześniej wzrosła o ponad 2 dolary na baryłce.

Po oświadczeniu premiera Izraela Benjamina Netanjahu zapowiadającego „równoważny odwet” za irański atak rynki są bardzo zaniepokojone perspektywą eskalacji konfliktu w regionie, który odpowiada za 33,8% światowej podaży ropy.

„Nikt tak naprawdę nie wie, jak daleko to może się rozprzestrzenić. Jaka jest teraz reakcja Izraela, jaka jest kontrreakcja Iranu, czy inni gracze zaczną się angażować?” – zastanawiał się Saad Rahim, główny ekonomista Trafigura Group w wywiadzie dla Bloomberg TV.

„Główna eskalacja ze strony Iranu grozi wciągnięciem USA do wojny. Iran odpowiada za około 4% globalnej produkcji ropy naftowej, ale ważnym czynnikiem będzie to, czy Arabia Saudyjska zwiększy produkcję, jeśli dostawy z Iranu zostaną zakłócone” – napisał Capital Economics w notatce dla inwestorów.

Co ważne, nagły atak nastąpił akurat w tym momencie, kiedy zarządzający funduszami i same fundusze hedgingowe zaczęły wykazywać pesymizm co do perspektyw rynku ropy podkreślając problemy gospodarcze Chin, prognozy meteorologiczne pokazujące wysokiej prawdopodobieństwo lekkiej zimy w Europie i niewielki popyt w Azji jako zdecydowane hamulce globalnego popytu. Z drugiej zaś strony OPEC+ oraz państwa wydobywające ropę sytuujące się już poza kartelem, jak choćby Angola, gotowe były zwiększyć produkcję już od początku grudnia „nie oglądając się na ceny”.

„Rynek ropy naftowej był wyjątkowo krótki i zadowolony z ryzyka geopolitycznego. Premia za ryzyko ropy naftowej wzrosłaby tylko wtedy, gdyby rynek odnotował eskalację, która bezpośrednio wpłynęłaby na infrastrukturę energetyczną lub przepływy, lub gdyby Izrael zaatakował krytyczną infrastrukturę zagrażającą reżimowi” – powiedział Bloomberg Bob McNally, prezes Rapidan Energy Group i doradca w administracji George’a W. Busha.

Po nagłym wzroście cen po irańskim ataku z drugiej strony nastąpiły znaczące ruchy na rynkach opcji, pokazujące, że inwestorzy chcą się zabezpieczyć przed dalszymi wzrostami m.in. zmienność amerykańskich terminowych kontraktów na ropę wzrosła do 11 miesięcznego maksimum. Nastąpiło to zaraz po nieoficjalnych informacjach z Departamentu Energii USA, że w przypadku „poważnych zakłóceń dostaw ropy z Bliskiego Wschodu”, USA wykorzystają strategiczne rezerwy ropy naftowej do uspokojenia rynku. Wynoszą one 383 mln baryłek, co według analityków „całkowicie wystarczy, by wygasić spekulacyjne rajdy”.

„Wczorajszy atak rakietowy Iranu na Izrael, który był odwetem za wcześniejsze zabicie szefa Hezbollahu i prominentnych działaczy Hamasu nie doprowadził do nadmiernej nerwowości rynkach. Kilka godzin wcześniej amerykańska administracja poinformowała o tym, że Iran może szykować taki ruch i tradycyjnie przestrzegła Teheran przed skutkami takich działań. Rynki były zatem na to pośrednio przygotowane i teraz sprawa rozbija się o to, czy będzie podobnie jak miało to miejsce na wiosnę (nie było dalszej eskalacji), czy też sprawy potoczą się inaczej. Teoretycznie Izrael już zapowiedział „ostrą odpowiedź”, ale warto mieć na uwadze to, że za miesiąc mamy wybory w USA i można oczekiwać mocnego ultimatum ze strony Waszyngtonu w tej kwestii – żadna eskalacja mogąca prowadzić w skrajności nawet do regionalnej wojny nie jest obecnie pożądana. Bo wtedy USA mniej lub bardziej pośrednio byłyby uwikłane w konflikt. Także rynki reagują tak, jakby to, co wydarzyło się wczoraj, było tylko krótkim incydentem. Niepokój mogą budzić spekulacje jakoby celem potencjalnego odwetu Izraela mogły być irańskie instalacje naftowe. Ale czy te plotki są zasadne? Droższa ropa przed wyborami w USA nie byłaby na rękę obecnej demokratycznej administracji Bidena i Harris” – zauważył w notatce rynkowej Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.

Tymczasem rynek oczekuje na działania Izraela, zaś analitycy militarni stali się na rynku ropy bardzo poszukiwani.

„Rynek prawdopodobnie pozostanie na razie nerwowy w oczekiwaniu na odwet Izraela, a osoby z krótkimi pozycjami kupują wszelkie spadki, aby wyjść z tych pozycji i uniknąć ryzyka, że ​​zostaną złapane przez kolejny wzrost. Ostatecznie może jednak nie dojść do żadnych zakłóceń w dostawach” powiedział Reuters Callum Macpherson, szef towarów w Investec.

Analitycy zapytywani przez AP widzą trzy możliwości:

– „ograniczonych działań wojennych” ze strony Iranu i Izraela przy bardzo agresywnej retoryce. Oznaczałoby to wzrost cen ropy o średnio 5 dolarów na baryłce i ustabilizowanie się na tym poziomie,

– wzrost o 7 dolarów na baryłce jeśli USA i sojusznicy z Europy nałożą sankcje na Iran,

– wzrost o 13-15 dolarów i ustabilizowanie się cen na tym poziomie jeśli Izrael zaatakuje irańską infrastrukturę energetyczną. 

O 13 dolarach mówią także szacunki Clearview Energy Partners, która to firma zauważa, że możliwy jest i jeszcze inny obrót sytuacji – jeśli Iran spróbuje zakłócić przepływ ropy przez Cieśninę Ormuz, ropa może zdrożeć o 13-28 dolarów na baryłce zależnie od rozwoju sytuacji.

Atak Iranu przy użyciu 180 pocisków balistycznych i manewrujących głównie na izraelskie bazy wojskowe nastąpił po przeprowadzeniu przez Izrael serii ataków na kierownictwo milicji szyickiej Hezbollah w Libanie i praktycznej likwidacji całego jej 15 osobowego kierownictwa łącznie z przywódcą szaichem Hasanem Nasrallahem w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Iran groził już Izraelowi odwetem, kiedy w lipcu w Teheranie zginął inny przywódca – szef milicji Hamas widzianej jako proxy Iranu. Prezydent Iranu Masud Pezeszkian stwierdził, że wtorkowy atak na Izrael był jego „odpowiedzią” za irańskie działania w Libanie i na tym poprzestanie jeśli USA i Izrael „nie zaatakują Iranu”. Jednak oświadczenia premiera Izraela i prezydenta USA Joe’go Bidena wskazują na to, iż izraelsko-amerykańska odpowiedź nastąpi.

„Może to obejmować uszkodzenie lub zniszczenie irańskich obiektów naftowych” – przypuszcza Tamas Varga z brokera naftowego PVM. Jego zdaniem odwet Iranu i jego sojuszników oznaczałby podobnie jak w 2019 roku uderzenie w saudyjskie obiekty naftowe lub próbę zamknięcia Cieśniny Ormuz.

Cieśnina Ormuz jest wąską drogą wodną u ujścia Zatoki Perskiej, przez którą przepływa niemal cała ropa naftowa z regionu. Jej niewielka głębokość powoduje, iż jest podatna na zablokowanie przez miny, zaś płynące nią supertankowce są narażone na ataki irańskich okrętów rakietowych lub przejęcie przez grupy komandosów, tak jak dokonali tego dwukrotnie członkowie organizacji Houti z Jemenu – następnych sił proxy Iranu – w przypadku statków handlowych płynących przez Morze Czerwone.

„Podczas gdy Izrael może mieć przewagę militarną, Iran może wykorzystać swoją przewagę geograficzną, aby zakłócić kluczowy szlak żeglugowy w Cieśninie Ormuz. W takim przypadku ceny ropy gwałtownie wzrosną” – powiedział Yeap Jun Rong, strateg rynkowy w IG Asia Pte w Singapurze.

Jednak analitycy militarni i gospodarczy ankietowani przez AFP wątpią w taki obrót sytuacji.

„Takie postępowanie Iranu jest bardzo mało prawdopodobne, bo sam wtedy odetnie sobie dostęp do Cieśniny Ormuz. Nie po to zwiększano tam wydobycie ropy, żeby teraz nie można było jej wywozić, co dzięki flocie cieni udaje się nawet całkiem sprawnie. Owszem, na to liczy Moskwa i będzie się starała dołożyć do ognia, który stale się pali na Bliskim Wschodzie, ale państwo ajatollahów wcale nie jest zainteresowane, by oddać rynek najtańszej ropy Rosjanom” – powiedział francuski analityk militarny i gospodarczy. Jak stwierdzili bowiem analitycy ANZ, w sierpniu irańska produkcja ropy naftowej wzrosła do 3,7 mln baryłek dziennie osiągając sześcioletnie maksimum.

Rzeczywiście Rosja nawet nie ukrywa, że wiąże wielkie nadzieje z ewentualną wojną izraelsko-irańską. Jak stwierdził jeden z urzędników rosyjskiego resortu energetyki w wypowiedzi dla rosyjskiego radia „obecna sytuacja na Bliskim Wschodzie może oznaczać większe możliwości dla rosyjskiej ropy i znaczną zwyżkę cen baryłki”. Podreperowałoby to znacznie znajdujący się w zapaści rosyjski budżet i umożliwiłoby dalszy wzrost wydatków na wojnę na Ukrainie.

Wojna na Bliskim Wschodzie może zaszkodzić polskiej gospodarce zwłaszcza branży transportowo-logistycznej.

„Ceny ropy Brent i WTI wzrosły o ponad trzy procent, a analitycy wskazują, że dalsze zmiany będą zależały od rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie. Może to oznaczać nie tylko zatrzymanie dotychczasowych obniżek na stacjach paliw, ale również gwałtowne podwyżki. Szacuje się, że ceny mogą wzrosnąć od 10 do nawet 20 groszy za litr, ale dokładny wpływ pozostaje trudny do oszacowania. Przed szczególnym wyzwaniem stoją teraz firmy transportowo-logistyczne w Polsce i całym regionie. Sektor ten znajduje się pod wpływem dwóch sprzecznych sił. Z jednej strony recesja niemieckiej gospodarki wpływa na malejący popyt na usługi transportowe, z drugiej – niskie ceny paliw stanowią ulgę dla budżetów firm.

Niestety sytuacja ta może się zmieniać z dnia na dzień i to nie na lepsze. Skokowej poprawy kondycji niemieckiej gospodarki nie możemy się spodziewać – ten rok zakończy ona zapewne na minimalnym minusie, na przyszły rok prognozuje się wzrost poniżej 1 proc. Natomiast eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie staje się faktem. Zarówno branża transportowo-logistyczna, jak i cała gospodarka, a także zainteresowani rynkiem paliw konsumenci powinni uważnie obserwować rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie, bo to ona zapewne będzie głównym czynnikiem wpływający na rynek ropy i jej produktów w najbliższym czasie” – napisał w notatce rynkowej Marek Wcisło, dyrektor ds. partnerstw w Malcom Finance, firmie zajmującej się działaniami rynkowymi małych i średnich firm logistycznych.

2 października wieczorem przewidziano panel ministrów OPEC+, który ma „przeanalizować rynek”. Nie są spodziewane żadne zmiany polityce, choć informacje nieoficjalne z Rosji wskazują, że ten członek OPEC+ nalegać będzie na „kolektywną akcję wobec Zachodu”, taką jak akcja z zatrzymaniem dostaw ropy w 1973 roku, która spowodowała wielką podwyżkę cen baryłki i chaos na Zachodzie. Jednak jest to mało prawdopodobne, jeszcze 30 września twierdzono, że od grudnia OPEC+ zwiększy produkcję o 180 tys. baryłek miesięcznie.

„Każda sugestia, że ​​wzrosty produkcji będą kontynuowane może zniwelować obawy o zakłócenia w dostawach na Bliskim Wschodzie” – zauważyli analitycy ANZ, przypominając wypowiedź ministra ds. ropy naftowej Arabii Saudyjskiej, który powiedział, że ceny ropy mogą spaść nawet do 50 dolarów za baryłkę jeśli członkowie OPEC+ nie będą przestrzegać uzgodnionych limitów produkcji.

2 października przewidziano także spotkanie Rady Bezpieczeństwa ONZ dotyczące sytuacji na Bliskim Wschodzie, zaś Indie i Unia Europejska wezwały już do „zawieszenia broni i przywrócenia dialogu” Iranu ze społecznością międzynarodową, w tym także z Izraelem.