Rozmowa ISBiznes.pl: Rosja – diabelska alternatywa Afryki

dr Aleksander Olech, afrykanista, analityk Defence24

„Wyczerpująca wojna z Ukrainą nie powstrzymała Rosji przed sprzedażą uzbrojenia na kontynencie afrykańskim. Wyprzedziła ona Chiny jako główny dostawca do Afryki Subsaharyjskiej w latach 2018-2022. Poza kontraktami na dostawy broni, Rosja nie narzuca demokracji i – co najważniejsze – obiecuje duże inwestycje w regionie” – mówi dr Aleksander Olech, afrykanista, analityk Defence24.

Marek Meissner, ISBiznes.pl (MM): Rosja próbuje wracać do Afryki na większą skalę i to do Afryki Czarnej nie do Maghrebu, gdzie zawsze była obecna. Czy jest to Pańskim zdaniem zaplanowana taktyka, czy też wobec wojny w Ukrainie Rosjanie wykorzystują sprzyjającą koniunkturę na zasadzie „łowi moment”?

Aleksander Olech, afrykanista, analityk Defence24 (AO): Rosja była obecna w Afryce od lat. My widzimy ją obecnie, ale zapominamy o wszystkich zależnościach, które przez lata były kultywowane, ot współpraca polityczna poprzez liczne placówki dyplomatyczne i gospodarcze, czy wymiana handlowa. Rozmawiamy współcześnie o Kremlu na Czarnym Lądzie, ponieważ wreszcie łączymy kropki. Zaczynamy dostrzegać cały kapitał, jaki stworzono w Afryce. Jest on chybotliwy, marny, oszukany i ledwo się trzymający w całości. Jednakże, Rosja umie skorzystać z utrzymanych relacji i dzięki temu importuje złoto z Sudanu, kontroluje część logistyki w Sahelu, czy współpracuje z prezydentami, jak np. Republiką Środkowoafrykańską. Rosja trwa w Afryce od dziesięcioleci, na pewno z mniejszymi lub większymi sukcesami, ale jest przyjacielem reżimów i chętnie staje się alternatywą.

Mimo dużej rywalizacji na rynku zbrojeniowym Federacja Rosyjska jest liderem dostaw broni do Afryki. Wyczerpująca wojna z Ukrainą nie powstrzymała Rosji przed sprzedażą uzbrojenia na kontynencie afrykańskim. Wyprzedziła ona Chiny jako główny dostawca do Afryki Subsaharyjskiej w latach 2018-2022. Dostawy od Federacji Rosyjskiej stanowią 26% wszystkich zakupów dla państw regionu, natomiast znaczny spadek zanotowały Chiny z 29% do 18%. Jeśli mowa tylko o krajach Maghrebu to Federacja Rosyjska może się pochwalić eksportem aż dla 40% odbiorców. Poza kontraktami na dostawy broni Rosja nie narzuca demokracji i – co najważniejsze – obiecuje duże inwestycje w regionie. Dzięki tym obietnicom trwa tam kolejny rok i psuje plany Zachodu.

To wszystko sprawia, że część państw afrykańskich preferuje współpracę z Kremlem niż z zachodnioeuropejskimi państwami. To, że Moskwa nie spełnia potem wielu obietnic i nie zawsze realizuje kontrakty jest oczywiste, ale udaje się jej utrzymać kluczowe relacje dla przeciwdziałania Zachodowi.

Dodawanie całego Maghrebu do jednej grupy w kontekście relacji Rosji z regionem jest błędne ponieważ natężenie relacji inne było z Algierią, a inne z krajami pokroju Tunezji czy Maroka, które alternatywnie wzmacniały współpracę z szeroko pojętym Zachodem. Mówiąc o Afryce Subsaharyjskiej, to była ona obszarem żywotnego zainteresowania w okresie Związku Radzieckiego i rywalizacji zimnowojennej, kiedy to ZSRR wspierało tamtejsze ruchy lewicowe, komunistyczne, marksistowskie – wystarczy wspomnieć pomoc wojskową dla angolskiego MPLA czy Patrice’a Lumumby w Kongo-Leopoldville. Lata 90. XX wieku i pierwszą dekadę wieku XXI Rosja reorientowała swoją politykę zagraniczną i ofiarą stał się kontynent afrykański.

W kontekście agresji na Ukrainę z 22 lutego 2024 roku warto zaobserwować, że dokładnie 10 lat wcześniej, bo w 2014 roku, Rosja zaczęła proces ponownego ożywiania stosunków. Odpowiadając na tak sformułowane pytanie należy odpowiedzieć, że Rosja „złowiła moment”, ale już wiele lat temu. Teraz jej momentem jest to, że przekonuje, aby rezygnować z Zachodu. Nie oznacza to jednak, że nie ma w tym formy „zaplanowanej taktyki”, bowiem od 2019 roku rozpoczęta została formuła szczytów Rosja-Afryka. Nie oznacza to wzrostu znaczenia kontynentu dla Federacji Rosyjskiej, tylko kontynuacje polityki. My widzimy kontynent, gdzie Rosja traktuje go jako miejsce konfrontacji zastępczej z Zachodem – czy to czysto politycznej, ekonomicznej, czy nawet militarnej. Finalnie jest to walka o wpływy w momencie, kiedy każdy kieruje się w stronę Afryki. Rosja zrozumiała, że może tutaj napsuć krwi krajom Zachodu i robi w pełnej okazałości. Część afrykańskich reżimów lub kandydatów do tej roli, aby utrzymać władzę – albo obalić ją przez wojskowy zamach stanu – potrzebuje wsparcia. Tym wsparciem są Rosja i Chiny.

Rosja musiała zmienić front. Teraz powoduje – pośrednio – ogromny napływ migracji i rozrost terroryzmu w Sahelu, ponieważ kraje Zachodu zakończyły misje Takuba i Barkhane zwalczające islamistów. Ponadto powoduje to, że NATO i sojusznicy patrzą nie tylko na Ukrainę. Mamy Indo-Pacyfik, teraz gorący Bliski Wschód i właśnie Afrykę z Sahelem. Dlatego Maghreb jest ważny. To jest brama do Europy i ważni partnerzy. Rosja usadowiła się w pasie między Maghrebem a Afryką Środkową, Zachodnią i dalej na południe. Kolejne reżimy, które będą chciały się utrzymać lub walczące grupy szukające poparcia zwrócą się o pomoc do Moskwy. Widać, że Kreml rozumie palący problem, jakim jest Afryka, i choć ma ograniczone możliwości, będzie ten problem wykorzystywał.

Region Sahelu ma kluczowe znaczenie, ponieważ stanowi strefę tranzytową pomiędzy regionem Maghrebu a Afryką Subsaharyjską. Kraje Zachodu w różny sposób także poprzez siły zbrojne, na pewno będą próbowały odzyskać swoją pozycję w Sahelu, ale będzie to bardzo kosztowne. Przede wszystkim im większe zaangażowanie w Afryce, tym mniejsze w Europie Wschodniej. Jeśli ktoś oczekuje wsparcia ze strony np. Francji i USA w Europie, musi także w większym stopniu zaangażować się we współpracę z tymi państwami tam, gdzie jest to konieczne. Obecnie ta rywalizacja obejmuje także zmagania z Grupą Wagnera w Afryce.

MM: Mali, Niger, Burkina Faso – z dawnego obszaru „Afryki frankofońskiej” Francja jest wyrzucana i to w sposób dość niespodziewany przez reżimy prorosyjskie. Co Rosja ma tym krajom do zaproponowania, co tak skusiło tamtejsze junty tak, że zrywając z Francją zdecydowały się na zerwanie z Zachodem. Czy jest to może efekty długoletniej pracy wywiadowczej GRU i SWR, czyli po prostu przekupywanie lokalnych elit?

AO: Mówimy o trzech krajach, gdzie były zamachy stanu. Trzy stolice, gdzie wygrała junta. Trzy scenariusze, w których rosyjscy najemnicy są obecni. W krajach Sahelu pojawiają się skrajne poglądy dotyczące korzystania współpracy z Rosją czy korzystania z usług Grupy Wagnera. Tam, gdzie doszło do  takiej współpracy wskazuje się na konkretne atuty tej kooperacji. Najemnicy mogą posłużyć do ustabilizowania sytuacji bezpieczeństwa, ponieważ grupa ma doświadczenie wojskowe na kontynencie zwłaszcza w kontekście ochrony osób i obiektów, a także jest w stanie sprawnie się przemieszczać oraz realizować operacje ad hoc. Co ważne, w przypadku współpracy z rosyjskim podmiotem nie ma obostrzeń w postaci spełnienia szeregu warunków, jak np. rząd demokratyczny, przestrzeganie praw człowieka, które są wymagane przez organizacje międzynarodowe i kraje Zachodu. Ponadto Wagnerowcy wspierają rząd lub przywódcę junty po zamachu stanu. Wagner umacnia rządzącego, bardzo często operując w krajach autorytarnych, nie bacząc na prawo międzynarodowe i obecność obcych wojsk. Perspektywa zmiany władzy i uzyskania wsparcia od rosyjskich najemników może kusić niektóre środowiska w niestabilnych krajach Afryki. Mówiąc wprost: junta przejmująca władzę potrzebuje wsparcia zewnętrznego. Odwróćmy teraz nasze początkowe pytanie i postawmy kwestię: „Czy Francja powinna obronić byłego prezydenta Nigru, zwalczyć juntę i wepchnąć do więzienia żołnierzy nigeryjskich”? Francuski wywiad wiedział o planach zamachu i miał żołnierzy na miejscu. To byłby neokolonializm 2.0 ze strony Francji i wejście w sprawy wewnętrzne tego kraju, czyli działanie nazbyt ryzykowne.

Kultywowanie pewnych zachowań, dezinformacja i utrzymywanie relacji na linii Afryka-Rosja to wybitna praca rosyjskich służb, które wykorzystały dochodzenie junt do władzy rok po roku. Warto dodać, że sposób rządzenia przez rządy wojskowe w Mali, Nigrze czy Burkina Faso diametralnie różni się od funkcjonowania rządów demokratycznych czy semi-demokratycznych. Należy zapytać czego junty w Mali, Burkina Faso i Nigrze potrzebują i jakie były ich motywacje do przejęcia władzy? Dwa motywy są pewne – wyrzucenie Francji z ich krajów na fali wzmożenia się ruchów antyfrancuskich i bardzo specyficznych ruchów panafrykańskich oraz nieskuteczność walki rządów Sahelu oraz ich sojuszników – głównie w postaci Francji i Stanów Zjednoczonych, ale szerzej także ONZ, UE – z organizacjami terrorystycznymi afiliowanymi przy Państwie Islamskim i Al-Kaidzie. Trzeci motyw wyparcia Francji można przypisać juntom w momencie, kiedy już zdobyły władzę – musiały sobie one zapewnić bezpieczeństwo i przetrwanie w obliczu wtórnych zamachów stanu, a ciężko było to zrobić z Francuzami głosząc jawnie antyfrancuską retorykę. I w to właśnie miejsce wchodzi Rosja, która jawi się Goicie, Traore i Tianiemu, jako gracz w tej dziedzinie doświadczony –ochrona prezydenta Faustina-Archange-Touadery przez Grupę Wagnera. Puczyści są pragmatykami i ich głównym celem jest przetrwanie reżimu, nie łudźmy się. Działalność wywiadu rosyjskiego i prowadzenie operacji wpływu czy informacyjnych są niewątpliwe i niepodważalne – tak działa Rosja. Przypomnieć wystarczy zimnowojenne zaangażowanie KGB w Algierii podczas wojny algiersko-francuskiej czy ghańska operacja o kryptonimie „Alex”, celem której było ponowne zainstalowanie Leona Nkrumaha u władzy.

Obecna sytuacja na kontynencie afrykańskim wymaga wielopoziomowego spojrzenia, ponieważ w ciągu ostatnich lat regularnie dochodzi do konfliktów, zamachów stanu, ataków terrorystycznych, które przenikają się z wielomiliardowymi inwestycjami państw Zachodu, porozumieniami junt wojskowych z Rosją, zaciąganiem pożyczek od Chin, rosnącym zaangażowaniem krajów arabskich, jak np. Arabia Saudyjska, ZEA i Katar, a wszystko to ma miejsce przy jednoczesnym udziale państw UE i ONZ w misje i szkolenia. Niestabilne rządy w połączeniu ze sporami etnicznymi i działalnością różnych ugrupowań militarnych oraz paramilitarnych prowadzą do niepokojów i konfliktów, nie tylko w danym państwie, ale i w całych regionach. Co więcej, konsekwencje tych zdarzeń odczuwają kraje Europy, m.in. migracja czy utrata współpracy polityczno-ekonomicznej.

MM: Czy Francja jest jeszcze w stanie wrócić do dawnej Afryki Frankofońskiej jako protektor miejscowych prozachodnich rządów i być może pomoc w walkach z islamistami, czy też jej obecność tam to już całkowicie przeszłość? To jest też pytanie czy istnieją tam jeszcze frankofońskie elity, jak w latach 80. i 90.

AO: Francja nigdy całkowicie nie opuściła Afryki Zachodniej i w przewidywalnym horyzoncie czasowym tego nie zrobi. Paryż może renegocjować swoją obecność w regionie i robi to, będąc zmuszonym czynnikami wynikającymi z polityki prowadzonej przez kraje afrykańskie, ale obecność V Republiki w Afryce Zachodniej istnieje. Francafrique jest projektem upadłym, a jego reliktami pozostają strefa franka CFA, bazy wojskowe, edukacja niektórych liderów na uniwersytetach francuskich oraz język francuski. Frank CFA jest już kontestowany, przykładem czego jest retoryka senegalska takich polityków jak BassirouDiomayeFaye i Osman Sonko. Bazy wojskowe są liczebnie redukowane, a Pałac Elizejski stawia na niewielką obecność wojskową Francji, która miałaby polegać na kwestiach szkoleniowo-doradczych z mniejszą rolą kontyngentów wojskowych. Język francuski, przynajmniej w retoryce, jest symbolem kolonializmu i imperializmu, przynajmniej dla władz Mali, które w nowej konstytucji zniosły język francuski jako język urzędowy – ustawami i uchwałami nie wypleni się jednak języka więc francuski nadal pozostanie tym obowiązującym. Może się okazać, że państwa afrykańskie nie będą jednak miał alternatywy i koniecznością będzie powrót do rozwiązań zachodnich w walce z fundamentalistami islamskimi.

Rozmieszczenie Grupy Wagnera i odejście francuskich sił poważnie wyczerpały możliwości rządu malijskiego w zakresie zwalczania terroryzmu. Rosyjscy najemnicy mają niewielkie doświadczenie w działaniu w Mali, Burkina Faso czy Nigrze, i mają znacznie mniejsze możliwości niż Francuzi w zakresie lokalizowania, przeprowadzania operacji i eliminowania celów terrorystycznych. Co więcej, Grupa Wagnera nigdy nie działała w Mali samodzielnie i jest logistycznie całkowicie zależna od gospodarzy, czyli malijskiej armii – a podobne uzależnienie skończyło się tragicznie w Mozambiku. Francuskie doświadczenie w regionie oraz bardzo dobre wyposażenie wojskowe górowały nad potencjałem rosyjskich najemników. Ponadto Francja współpracowała z koalicją państw w ramach misji Barkhane i TakubaTask Force. Zdolności bojowe Wagnerowców w porównaniu do działań militarnych pod dowództwem Paryża są ubogie. To francuskie wojska były wyspecjalizowane w działaniach z powietrza neutralizując statki i środki napadu powietrznego należące do organizacji terrorystycznych. Rosyjscy najemnicy nie mają takich możliwości. Potwierdza to fakt, że po wycofaniu się Francji liczba ataków terrorystycznych znacznie wzrosła.

Niech symbolem jakości operacji terrorystycznych będzie liczba ofiar po stronie francuskiej i rosyjskiej w trakcie realizowania działań anty i kontr-terrorystycznych w Afryce Zachodniej i Sahelu. Francja w trakcie 9 lat i dwóch operacji Serwal i Barkhane straciła 59 ludzi, natomiast Federacja Rosyjska pod płaszczem Korpusu Afrykańskiego tylko w trakcie walk pod Tinzaouaten straciła blisko 80 wojskowych, a 15 zostało pojmanych.

Czy istnieją w tych państwach frankofońskie elity? Z pewnością frankofońskie, bo jest to ich język ojczysty. Czy frankofilskie? Już nie, teraz elity afrykańskie są panafrykańskie. Dominuje hasło, które zwłaszcza wybrzmiało, gdy byłem w siedzibie Unii Afrykańskiej z ramienia UE: „afrykańskie problemy, afrykańskie rozwiązania”. O ile możemy patrzeć, jak wszystko płonie, to konsekwencje, jak utratę surowców, potencjału, relacji będziemy ponosić my, jako Zachód.

Prawdą jest, że po misji Barkhane, jednoczesnym rozroście grup terrorystycznych i wejściu Federacji Rosyjskiej, Francja oczekuje pomocy sojuszników z Zachodu w kontekście kolejnych działań na kontynencie, ponieważ konsekwencje terroryzmu, migracji i nowych konfliktów poniesie cała Europa. Jednocześnie ważny jest aktywny udział afrykańskich partnerów, którzy jako pierwsi odczuwają skutki negatywnych przemian i są bezpośrednio za część z nich odpowiedzialni. Tym samym niezbędne jest nowe spojrzenie na kwestie współpracy i weryfikacja obszarów, gdzie Afryka oczekuje obecności krajów Zachodu, a w których będą znacznie efektywniejsi niż Grupa Wagnera. To dotyczy nie tylko kwestii ekonomicznych, politycznych czy rozwojowych, ale także właśnie antyterroryzmu, ponieważ kraje szerokorozumianego Zachodu, na czele z USA i Francją, mają znacznie większy potencjał, w co wchodzi m.in. doświadczenie, wyszkolenie, sprzęt i logistyka, aby prowadzić takowe działania.

Odejście od współpracy z krajami Zachodu nie oznacza, że w to miejsce automatycznie wejdzie Rosja. Może się tak stać, ale nie musi. Dla junt wojskowych kluczowa jest alternatywa, a tę znajdują w – ujęciu politycznym – odchodząc np. od Francji i USA. Jednocześnie w miejsce Rosji, tak samo jak zamiast Francji, swobodnie mogą wejść Chiny, Turcja, Arabia Saudyjska, czy Indie. Grupa Wagnera to tylko jedna z opcji, która jest wykorzystywana w bardzo biednych i bardzo zagrożonych terroryzmem państwach. Stabilne demokratycznie państwa i silne gospodarki nie są raczej zainteresowane współpracą z rosyjskimi najemnikami.

MM: Jak wskazuje na to sprawa Mali, siły rosyjskie nie potrafią osiągnąć tego, co Takuba Force, odwrotnie, zantagonizowały wszystkich przeciw sobie tak, że NMLA zaczęła współpracować z AQIM, właściwie z JNIM. Czy wobec tego Rosjanie są w stanie utrzymać swoją obecność w Mali (i może innych krajach regionu), przynajmniej na takim poziomie jak w Syrii?

AO: Bamako zwróciło się do prywatnych rosyjskich firm (w tym głównie do Wagnera) w celu zwiększenia bezpieczeństwa w kraju z uwagi na powtarzające się ataki grup terrorystycznych, a także w celu zmniejszenia zaangażowania Republiki Francuskiej w kraju. Warto zwrócić uwagę chociażby na to, jaką rolę dla Rosji odegrało zaangażowanie się Grupy w Republice Środkowoafrykańskiej, gdyż jej obecność w Bangi znacznie umocniła pozycję i wpływy Kremla w Afryce Subsaharyjskiej. Wysłannicy Grupy Wagnera prowadzili lobbying u tymczasowych władz malijskich jeszcze w 2020 roku, tuż po podpisaniu przez Bamako z Moskwą porozumienia obronnego w 2019 roku. W zasadzie Mali to pierwszy kraj, który tak otwarcie przyjął rosyjskich najemników w pełni rezygnując ze współpracy z Francją. Wydarzyło się to po zamachu wojskowym w Mali w maju 2021 roku, gdy do pełni władzy – po zamachu z 2020 roku – jako wiceprezydent doszedł Assimi Goita.

Pierwsi Wagnerowcy pojawili się w Mali w grudniu 2021 roku, niecałe pół roku po zamachu stanu przeprowadzonym przez A. Goite. Na początku żołnierze Wagnera rozpoczęli budowę obozu tuż obok międzynarodowego lotniska ModiboKeïta w Bamako, wcześniej wykorzystywanego przez MINUSMA, w nieznacznej odległości od Airbase 101 – obiektu wojskowego używanego przez siły powietrzne Mali. Na kilka miesięcy przed pojawieniem się rosyjskich najemników przygotowano tereny pod organizację ich bazy. Od stycznia 2022 roku Wagnerowcy zaczęli prowadzić szerzej zakrojone działania operując w środkowym Mali, a rosyjski personel rozlokował się także w mieście Timbuktu zajmując dawne bazy francuskiej operacji Barkhane, które w grudniu 2021 roku siły francuskie przekazały armii malijskiej, kiedy ostatecznie wycofały się z kraju. Przybycie rosyjskich najemników przyspieszyło odejście sił francuskich i europejskich. Grupa Wagnera rozpoczęła pierwsze operacje wojskowe na przełomie 2021 i 2022 roku. Za 10,8 mln dolarów miesięcznej opłaty i koncesje na prawa do wydobycia w kopalniach.

NMLA/MNLA wielokrotnie współpracowało już z JNIM. Warto powiedzieć o tym, że wielu liderów polowych oraz bojowników przed przystąpieniem do JNIM, a wcześniej innych organizacji afiliowanych przy Al-Kaidzie, wchodziło w skład NMLA lub innych struktur tuareskich. Na współpracy z fundamentalistami islamskimi NMLA oraz inne tuareskie grupy nie wychodzą dobrze, chociażby dlatego, że finalnie mają oni różne cele odnośnie zagospodarowania politycznego Sahelu. Ostatnio Korpus Afrykański wypuścił nagranie promocyjne, na którym hasłem wiodącym było „Jesteśmy tam, gdzie potrzebuje nas Rosja” zamiast poprzedniego „Naszym rzemiosłem jest wojna” – zgrało się to w czasie z druzgocącą klęską wizerunkową i taktyczną KA pod Tinzaouaten oraz rotacją operatorów do obwodu kurskiego i charkowskiego. Istnieje dosyć duże prawdopodobieństwo, że rosyjscy najemnicy będą starali się w niedalekiej przyszłości poszukiwać rewanżu na terrorystach oraz Tuaregach z NMLA w celu demonstracji swoich możliwości i zmazania wstydliwej łatki, kolejnej już po Mozambiku. Ostatnimi czasy Afrykę opuściła także PMC „Niedźwiedź”, która powróciła na Krym w celu prowadzenia działań przeciwko Ukrainie, a Niedźwiedź operował akurat w Burkina. Widać tarcia na linii Korpus Afrykański-MON Rosji, dodatkowo KA nie radzi sobie operacyjnie w warunkach walki z organizacjami terrorystycznymi i grupami uzbrojonymi. Może zaistnieć sytuacja bliźniacza do tej w Mozambiku, w której Grupa Wagnera nie była w stanie wypełnić kontraktu i musiała wycofać się w obliczu fiaska operacji przeciwko mozambickiej filii Państwa Islamskiego. Może wystąpić wariant znany z RŚA, w którym oddziały najemnicze delegowane są tylko do ochrony bezpośredniej puczystów.

Obecnie w Mali działa ok. 2 tys. rosyjskich najemników. Oszacowanie dokładnej liczby jest trudne, gdyż Rosjanie docierają do Mali pomijając Bamako. Większość samolotów rosyjskich korzystało do tej pory z lotnisk w Gao oraz Timbuktu, a Wagnerowcy są też obecnie wysyłani na wschód kraju do Menaki. Ich główna aktywność polega na wspieraniu malijskiej armii w próbach przejęcia kontroli nad północnymi terytoriami państwa zdominowanymi od lat w większości przez tuareskich separatystów.

Grupa Wagnera nie będzie w stanie wesprzeć sił zbrojnych Mali, aby w pełni przeciwstawić się organizacjom terrorystycznym oraz grupom Tuaregów i Arabów z regionu. Junta malijska musi działać symultanicznie na co najmniej dwóch frontach. Realne byłoby utrzymanie części terytoriów, ale większe sukcesy wymagałyby znacznych dostaw uzbrojenia bezpośrednio z Rosji lub przy wsparciu Iranu/Korei Północnej, a także oddelegowania co najmniej kilkuset żołnierzy do Mali. Moskwa będzie częścią utrzymującego i tlącego się konfliktu, a w tym samym czasie zamierza maksymalnie drenować finansowo Mali, aby uzyskać środki na budowanie swojej obecności wojskowej na kontynencie afrykańskim.

Koniec części pierwszej.