Tragedia powodzi południowego zachodu Polski trwa, a relacje naprawdę rozdzierają serce. Jednak – na razie, mimo strat ludzi i kosztów dla nas wszystkich (bo dla budżetu państwa) – to nie jest skala, która mogłaby istotnie zaszkodzić całej gospodarce. Tym samym wpływ dramatu na notowania polskich akcji i obligacji był na razie bardzo ograniczony. Spadki w powodziowy poniedziałek zostały zrekompensowane wzrostami we wtorek.
Sytuacja na naszym rynku pozostaje przede wszystkim pod wpływem wydarzeń na rynkach światowych i ważnych decyzji banków centralnych. Na już obserwowaną i nadal możliwą zmienność na rynkach akcji warto więc patrzeć przede wszystkim przez pryzmat wydarzeń globalnych.
Dalszy rozwój wydarzeń powodziowych w Polsce – i ewentualnych reakcji rynkowych – zależy w dużej mierze od pogody oraz efektywności i wytrzymałości infrastruktury hydrologicznej. Na razie powódź zniszczyła tereny i osiedla w mniejszych ośrodkach, w dużej mierze turystyczne, o wielkich walorach właśnie turystycznych, historycznych i krajobrazowych, ale bez koncentracji wielkiego przemysłu i bez wielkiej koncentracji zamieszkania. Straty – w wymiarze indywidualnym osób poszkodowanych – są często katastrofalne i mogą oznaczać utratę dorobku całego życia. Są ofiary śmiertelne, są poruszające tragedie tysięcy osób, jest cierpienie. Żywioł zniszczył zapewne szereg małych firm usługowych czy produkcyjnych, którym zabrał narzędzia pracy, możliwość działania a i klientów. Ale dla wielkich firm, np. takich jak te notowane na GPW, dla których np. zniszczenie choćby i szeregu magazynów czy sklepów, oznacza to ubytek jakiegoś niewielkiego procenta dochodów. Na razie, choć te wydarzenia są oczywistą stratą, to nie powinny być nieodwracalnym ciosem dla finansów potężnych spółek. Zwłaszcza jeśli ich majątek był skutecznie ubezpieczony. Dla firm ubezpieczeniowych – oczywiście każda tego typu katastrofa oznacza wypłatę odszkodowań i – w efekcie – zmniejszanie zysku, niemniej i one korzystają z możliwości reasekuracji tego typu szkód, co powinno zmniejszać ich koszty.
Tak jak zaznaczyliśmy, dalszy rozwój wydarzeń powodziowych w Polsce – i ewentualnych reakcji rynkowych – zależy w dużej mierze od efektywności i wytrzymałości infrastruktury hydrologicznej. Ewentualne nawroty nawalnych opadów czy problemy ze zbiornikami oraz dalsze postępy powodzi w kierunku w większych miast mogłyby zmienić obraz sytuacji. Klęska powodzi w rejonach dużych i wielkich miast – koncentracji ludzi, budynków, urządzeń i majątku – oznaczałaby, niestety, podniesienie ryzyka strat. Patrząc na sytuację wieczorem 17 września 2024 roku, rynek finansowy i kapitałowy w Polsce reagował na dotychczasowy rozwój sytuacji powodziowej w sposób wyważony. Z oczywistych względów, obecna sytuacja jest powszechnie już porównywana z kataklizmem lata roku 1997. Jednak kondycja gospodarcza i cywilizacyjna Polski roku 2024 względem roku 1997 jest nieporównywalnie lepsza. Mówiąc wprost – byliśmy wówczas znacznie biedniejsi, nie byliśmy członkiem Unii Europejskiej, de facto – dopiero startowaliśmy na wyboistej ścieżce rozwoju po dramatycznie trudnym wstępnym okresie transformacji ustrojowej początku lat 90-tych. Obecnie, możliwości zarówno finansowe, jak i organizacyjne są znaczące większe, co sprawia, że i potencjał sprawnej odbudowy zniszczonych terenów jest znacząco wyższy. Mając tego świadomość, nie zapominamy oczywiście o dramatycznych zwrotach w przebiegu wielotygodniowej powodzi z roku 1997. I to nakazuje ostrożność w obserwowaniu obecnej sytuacji.
Łukasz Kwiecień, Pekao TFI