Termin „psiecko” staje się coraz bardziej rozpoznawalny. To określenie obrazujące osoby, które traktują psa jako surogat dziecka. Można pójść dalej i rozpieszczać pupila za pomocą dóbr luksusowych. A pole do popisu jest dość szerokie. Ostatnio do grona takich producentów dołączyła Dolce&Gabbana. Czy sięgnęliśmy już granic szaleństwa?
W wielu polskich domach żyją różne zwierzęta. Najczęściej chodzi o czworonożnych pupili, czyli psy i koty. Nic dziwnego, że mnóstwo osób trzyma swoich milusińskich pod strzechami, gdyż poprawiają oni dobrostan ludzki. Wiele badań wykazało, że zwierzęta domowe wpływają pozytywnie przede wszystkim na ludzkie zdrowie psychiczne. Dodatkowo ich obecność sprzyja obniżeniu ciśnienia tętniczego krwi i redukcji stresu. Mogą również chronić przed spadkiem funkcji poznawczych u osób w podeszłym wieku, choć nie dla każdego z seniorów będą się nadawały. Dotyczy to na przykład osób cierpiących na demencję, choć w takim przypadku czasami sięga się po roboty CAR, o czym pisaliśmy niedawno TUTAJ:
Poza tym zwierzęta domowe mogą przyczyniać się również do intensyfikacji aktywności fizycznej, związanej ze spacerami i zabawami.
Z oczywistych powodów pupile wymagają naturalnie odpowiedniej opieki. Na pomysł, jak jeszcze lepiej zadbać o psy wpadła ostatnio Dolce&Gabbana (D&G). To słynny włoski dom dóbr luksusowych, który wciąż pozostaje spółką prywatną. Niemniej, może to się wkrótce zmienić, ponieważ pod koniec lipca br. Alfonso Dolce, szef firmy, w rozmowie z dziennikiem Corriere della Sera oznajmił, że rozważa upublicznienie korporacji. I może to być całkiem dobra decyzja, o ile do IPO dojdzie w miarę szybko, bo wówczas da się „załapać” na przyzwoitą wycenę oferty. Niektórzy są zdania, że jeżeli chodzi o rynek akcji, to jesteśmy w okresie okołoszczytowym lub nawet poza nim. Najważniejszy indeks sektora dóbr luksusowych S&P Global Luxury w perspektywie ostatnich 12 miesięcy jest prawie 15% pod kreską.
Jednocześnie Dolce ujawnił, że D&G w ostatnim roku obrachunkowym (nie pokrywa się z kalendarzowym, gdyż kończy się w marcu) miała 1,9 mld euro sprzedaży (+17% rdr). Mediolańska firma założona w 1985 r. ma kilka linii produktowych, które obejmują m.in. odzież, torebki i akcesoria galanteryjne, biżuterię, kosmetyki, perfumy, wina.
Powróćmy jednak do wątku głównego związanego ze zwierzętami. Skoro ludzie skrapiają się perfumami, to dlaczego z tego dobrodziejstwa mają nie korzystać też psy? I tak powstał Fefé. Nazwa marki wzięła się od imienia wiernego przyjaciela Domenico Dolce, jednego z właścicieli D&G i jednego z dwóch głównych projektantów firmy.
Perfumy Fefé są sprzedawane w zielonych lakierowanych szklanych butelkach, do których jest przyklejone zdobienie w postaci odcisku psiej łapy pokryte 24-karatowym złotem (proszę nie posądzać mnie o złośliwość, ale gdyby nie ta łapa, to gotów byłbym uwierzyć, że to opakowanie od szamponu dla psów). Zostały one zaprojektowane przez mistrzynię perfumiarstwa Emilie Coppermann. Perfumy są reklamowane jako arcydzieło zapachowe z otulającymi i ciepłymi nutami ylang, czyli jagodlinu wonnego, oraz czystym i otulającym akcentem piżma w połączeniu z drzewnymi, kremowymi tonami drzewa sandałowego.
Żeby móc uszczęśliwić naszego pupila należy zapłacić 99 euro za 100 ml buteleczkę. Gdy się na to zdecydujemy, to D&G do przesyłki jeszcze dorzuci obrożę (dostępną w dwóch rozmiarach) z przywieszką (można sobie nawet zażyczyć grawerunku na niej).
Akcji sprzedażowej oczywiście towarzyszyła kampania reklamowa. W jednym z klipów, który możesz obejrzeć TUTAJ:
Lektor mówi „Jestem delikatny, charyzmatyczny, autentyczny, wrażliwy, enigmatyczny, buntowniczy, świeży, nieodparty, czysty. Bo nie jestem tylko psem. Jestem Fefé”.
Chcesz zadać więcej szyku? Gdyby ktoś uznał, że perfumy psie to za mało, to zawsze może nieco wydać grosza na inne luksusowe kynoprodukty. A tych jest sporo. Przykładowo brytyjska projektantka Anya Hindmarch oferuje za pomocą swojej strony www luksusowy woreczek na psie odchody za 172 dol. Skoro ludzie noszą ubrania, to dlaczego poskąpić tego psom? Prada ma dla nich propozycję – puchowa dzienna kurtka kosztuje 765 dol. A jak nasz pupil będzie chciał wygodnie wypocząć, to Versace spieszy z pomocą. Za drobne 1170 dol. można kupić duże łóżeczko dla naszego psiecka.
Firm z segmentu luxury, które mają produkty dla psów czy innych zwierząt nie brakuje. Wartość rynku dóbr luksusowych dla ludzi jest powszechnie znana. Wynosi mniej więcej 300 mld dol. w skali roku, choć czasami szacunki się różnią w zależności od tego, jakie towary są sklasyfikowane w wyliczeniach. Najczęściej dotyczy to segmentu luksusowej żywności i napojów, gdyż poszczególne ośrodki analityczne przyjmują nieco inny pułap cenowy danego dobra, żeby zaliczyć je do najwyższego poziomu.
W przypadku dóbr luksusowych przeznaczonych dla naszych pupili można jedynie próbować w sposób zgrubny oszacować wartość rynku. Segment ciuchów to jakieś 8-9 mld dol. rocznie. Akcesoria luksusowe dorzucają do tego ok. 4 mld dol. Meble (legowiska, sofy, domki, a nawet sztuczne drewniane drzewa) to dodatkowy ok. 1 mld dol. W ten sposób wychodzimy na kilkanaście miliardów dolarów.
A właściwie jak to jest z dobrostanem rodu psiego i kociego? Raczej niewielki odsetek polskich psów dostąpi zaszczytu bycia skrapianym perfumami Fefé. To dotyczy szczytu piramidy, czyli kynoarystokracji. W Polsce według najnowszego raportu The State of Pet Homelessness Project żyje 12,3 mln psów i kotów. W przewadze są psy (58%). Większość ze zwierząt przebywa w naszych domach. Około 125 tys. znajduje się w schroniskach – i znowu psy dominują, gdyż stanowią 74% mieszkańców takich placówek.
Nie wszystkie ze zwierząt są jednak takimi szczęśliwcami. 950 tys. jest bezdomnych. W tym przypadku koty są w większości (82%). Gdyby statystyki odnieść do całej populacji w Polsce, to okazuje się, że 2% psów jest bezdomnych. Dla kotów ten współczynnik wynosi 15%.
Opracowanie organizacji jest o tyle cenne, że zawiera szacunki dla 20 państw z całego świata. Obejmuje ono co do zasady zarówno rynki rozwinięte, jak też wschodzące. Powszechnie przebija się w narracji publicznej, że z bezdomnością zwierząt w naszym kraju jest tragicznie. Czyżby? Z opracowania The State of Pet Homelessness Project wynika, że wcale tak nie jest.
Przeciętny poziom bezdomności psów i kotów w skali dwudziestki uwzględnionych w raporcie państw wynosi 35%. Najniższą wartość przybiera on w przypadku Australii (3%), Wielkiej Brytanii i Francji (5%). My jesteśmy na szóstym miejscu (8%). Na szarym końcu plasują się: Indonezja (76%), Indie i Grecja (69%). Co ciekawe, ostatnia dziewiątka to bez wyjątku przedstawiciele emerging markets. Wygląda zatem, że poziom zamożności kraju ma wpływ na liczbę bezdomnych zwierząt. Z pewnością jest o wiele więcej czynników wpływu – np. względu kulturowe – ale to od razu rzuca się w oczy.
Polski całkiem niski wskaźnik bezdomności nie powinien oczywiście powodować, że możemy już osiąść na laurach. Wręcz przeciwnie. Wiele w tej mierze zależy od odpowiedzialności opiekunów zwierząt, polityki państwa, działań władz samorządowych. Choćby w kwestii sterylizacji jest wciąż mnóstwo do zrobienia. A część podatników może rozważyć, czy jednoprocentowy odpis z rocznego zeznania podatkowego nie przeznaczyć na organizacje zajmujące się losem psów i kotów.