W grudniu zapadła decyzja o rozpoczęciu negocjacji m.in. z Ukrainą w sprawie jej przystąpienia do Unii Europejskiej. Nie nastąpi to w krótkim terminie – to bardziej perspektywa dekady zanim nasz sąsiad będzie gotowy do akcesji po spełnieniu różnych warunków brzegowych. Niemniej, siła tamtejszego rolnictwa stanowi powód do obaw, które wyrażają już teraz rozmaite środowiska polityczne i branżowe.
Niemal natychmiast po agresji rosyjskiej na Ukrainę 28 lutego 2022 r. Kijów wystąpił o członkostwo w UE. W czerwcu 2022 Rada Europejska (RE) przyznała państwu status kraju kandydującego. Następnie RE podczas szczytu z 14-15 grudnia br. postanowiła rozpocząć negocjacje m.in. z Ukrainą w sprawie jej przystąpienia do Wspólnoty – z konkluzjami po spotkaniu RE zapoznasz się TUTAJ.
Kiedy dokładnie Ukraina mogłaby stać się członkiem UE trudno powiedzieć – najczęściej mówi się o perspektywie co najmniej 2030 roku. To termin dość odległy. A do tego trudno powiedzieć, jakim rezultatem zakończy się wojna w Ukrainie. Niemniej materializacja scenariusza akcesyjnego będzie wiązała się z szeregiem ustaleń negocjacyjnych w różnych obszarach społeczno-gospodarczych.
Spore kontrowersje w tym zakresie budzi ukraińskie rolnictwo, o czym dały znać liczne wypowiedzi decydentów w ostatnim czasie. Zdaniem wielu z nich przyjęcie Kijowa do UE doprowadzi do poważnych korekt w zakresie Wspólnej Polityki Rolnej (WPR).
Jeszcze w połowie listopada br. zaniepokojenie wyraził Niemiecki Związek Rolników (DBV). Joachim Rukwied, przewodniczący DBV, ocenił, że członkostwo Ukrainy w UE doprowadziłoby do śmierci rolnictwa rodzinnego, co powinno pozostawać w tle wszelkich dyskusji politycznych. Szef organizacji zaznaczył, że przeciętne gospodarstwo w tym kraju jest o wiele większe niż w UE.
Z danych Eurostatu wynika, że średni areał uprawny ukraińskich farm wynosi ok. 485 ha. To kilkanaście razy więcej niż we Francji (30 ha) i kilkadziesiąt razy więcej niż w Polsce (8 ha). Nie brak przy tym u naszego wschodniego sąsiada potężnych gospodarstw liczonych w setkach tysięcy hektarów.
Według obliczeń latifundist.com w 2023 r. istniało tam 117 farm o powierzchni co najmniej 10 tys. ha – te dane nie uwzględniają jednak faktu, że wskutek inwazji rosyjskiej stan prawny części areału uprawnego jest dyskusyjny. Setników, a zatem gospodarstw dysponujących ziemią o powierzchni minimalnej – 100 tys. ha – było trzynastu, z czego akcje niektórych z tych agroholdingów, jak się je określa potocznie w Ukrainie, były przedmiotem obrotu na GPW. Dla porównania, największe polskie gospodarstwo rolne zlokalizowane w warmińsko-mazurskim ma powierzchnię ok. 12 tys. ha.
W celu zobrazowania ogromu powierzchni, na których gospodarują największe agroholdingi, garść statystyk. Liderzy ukraińskiego rolnictwa działają w oparciu o areał przewyższający największy powiat polski – białostocki, albo stanowiący mniej więcej tyle, ile zajmują niektóre duże miasta w naszym kraju – Kraków, Szczecin, Łódź, Wrocław.
W ocenie Rukwieda WPR uwzględniająca przynależność Ukrainy do UE jest niewykonalna, chyba że byłaby ona prowadzona kosztem gospodarstw rolnych obecnej dwudziestki siódemki. Istotnie w funkcjonujących w przestrzeni publicznej opiniach polityków i organizacji agrobranży dominuje pogląd, że WPR w aktualnym kształcie nie mogłaby być kontynuowana w razie wchłonięcia Ukrainy do struktur Wspólnoty.
Rolnictwo ukraińskie jednym z filarów gospodarki
W listopadzie br. Bertelsmann Stiftung opublikowała raport na temat stanu przygotowania m.in. ukraińskiej gospodarki pod kątem akcesji unijnej – z treścią tego opracowania zapoznasz się TUTAJ.
Według szacunków fundacji wartość dodana brutto jako procent PKB w 2021 r. dla sektora rolnictwa, leśnictwa i rybołówstwa wynosiła w przypadku ukraińskiej gospodarki ok. 11% (wykres górny poniższej infografiki). Była to druga najistotniejsza branża (po handlu hurtowym i detalicznym) przyczyniająca się do kształtowania wartości dodanej brutto. O wiele mniejsze znaczenie ta sfera aktywności gospodarczej miała dla Polski czy Rumunii (niskie kilka punktów procentowych). Co więcej, istotność ukraińskiego rolnictwa, leśnictwa i rybołówstwa pozostawała w miarę stabilna w latach 2015-2021 (wykres dolny poniższej infografiki).
„Ukraina ugruntowała już swoją pozycję na arenie międzynarodowej jako konkurencyjny dostawca niektórych produktów rolnych z rentownością niektórych towarów na poziomie lub wyższą niż w niektórych państwach członkowskich UE. Doskonała jakość gleby jest główną zaletą Ukrainy. Szczególnie w rolnictwie problemem nie będzie to, że branża będzie obciążeniem dla UE, ale raczej to, iż mogłaby być zbyt konkurencyjna” – sądzą autorzy raportu Bertelsmanna.
Przewagi konkurencyjne ukraińskiego rolnictwa
Przewagą konkurencyjną ukraińskiego rolnictwa jest m.in. bardzo żyzna ziemia. Użytki rolne naszego sąsiada to przede wszystkim czarnoziemy (prawie 68%) i niemal w całości zostały przekształcone w grunty orne. Na świecie jest ok. 314 mln ha tych gleb, z czego 27,8 mln ha przypada na Ukrainę (ok. 8,7% światowego areału). W przeliczeniu powierzchni czarnoziemów na jednego mieszkańca Ukraińcy ustępują jedynie Rosjanom.
Wyżej wymienione dane statystyczne należy traktować jednak wyłącznie orientacyjnie – w rzeczywistości trzeba wziąć na nie poprawkę w dół. Wszystko za sprawą tego, że od 2014 r. Ukraina utraciła sporą część ziemi – na korzyść Rosji. Co łączyć trzeba najpierw z ruchawkami w separatystycznych regionach na wschodzie kraju, a następnie z pełnoskalową agresją Moskwy.
To spostrzeżenie jest o tyle istotne, że gdy spogląda się na mapę Ukrainy, która obrazuje gleby w ujęciu rodzajowym, to rzuca się od razu w oczy to, iż znacząca część czarnoziemów jest umiejscowiona na terenach okupowanych przez najeźdźcę. Pod względem wielkości zbiorów w uproszczeniu można powiedzieć, że na południowo-wschodniej Ukrainie dominuje uprawa pszenicy, w centrum – kukurydzy, a na zachodzie – ziemniaków.
Na uprzywilejowanej pozycji pod kątem efektywności gospodarowania w wielu przypadkach są wspomniane agroholdingi. Według danych Urzędu Statystycznego Ukrainy (USU) różnica w średnich plonach liczonych w cetnarach/hektar pomiędzy najmniejszymi farmami (do 100 ha) a największymi (powyżej 3 tys. ha) wynosi prawie 100% w przypadku jęczmienia i kukurydzy, nieco mniej w odniesieniu do pszenicy i soi. Tego zróżnicowania USU nie zaobserwował w zakresie upraw buraka, rzepaku i słonecznika.
Dobre jakościowo gleby czarnoziemów sprzyjają osiąganiu dobrej wydajności gospodarowania. W latach 1991-2021 Ukraina dokonała olbrzymiego postępu. Wysokość plonów w najważniejszych klasach roślin uprawnych (w kolejności alfabetycznej: burak cukrowy, jęczmień, kukurydza, pomidory, pszenica, rzepak, słonecznik i ziemniaki) w Ukrainie na tle wybranych państw (Polska i Niemcy) oraz świata istotnie się poprawiła, choć wciąż odbiega od efektywności notowanej u najlepszych, co przedstawia poniższa infografika.
Plony są pochodną wielu czynników – to nie tylko kwestia jakości ziemi. Liczą się też warunki meteorologiczne, kultura agrarna, stopień zmechanizowania upraw, a także dostęp do odpowiedniej siły roboczej (kwalifikacje i koszty zatrudnienia). Drugą istotną przewagą ukraińskiego rolnictwa są właśnie niskie płace. Przeciętne wynagrodzenie brutto w 2022 r. w całej gospodarce nie przekraczało 500 euro. Dla porównania Eurostat oszacował, że w Polsce mowa była już o kwocie bliższej 1,5 tys. euro, nie mówiąc o najbogatszych gospodarkach unijnych – np. Niemcy odnotowały średnią pensję na poziomie ponad 3 tys. euro.
Wreszcie na tle Europy bariera wejścia do biznesu rolno-spożywczego w Ukrainie nie wydaje się nadmiernie wysoka. Oczywiście dla tych, którzy są zasobni w kapitał. Z wyliczeń Eurostatu wynika, że przeciętna cena za hektar ziemi rolnej w Ukrainie dalece odbiega od standardów nawet mniej zamożnych państw UE. Według rządowego serwisu land.gov.ua średnia cena transakcyjna wyniosła ok. 1,45 tys. euro za hektar w 2021 roku. To skromny ułamek tego, co należy zapłacić na przykład w Polsce.
Korekta WPR zdaje się nieuchronna
Obawy co do tego, że wejście Ukrainy do UE i potencjał jej rolnictwa „przemebluje” WPR, są obecne w różnych kręgach kształtujących opinię publiczną, a grudniowa decyzja RE zdaje się je potęgować. Dzieje się tak ponieważ wiązałoby to się ze zmianą w zakresie różnych transferów finansowych (w tym dopłat) na rzecz obecnych członków Wspólnoty. Cem Özdemir, niemiecki minister rolnictwa, stwierdził jednoznacznie, że w razie braku reformy WPR przed przystąpieniem Ukrainy do UE system dopłat będzie zagrożony. Według niego, jeżeli polityka rolna zostanie pozostawiona w obecnym kształcie i do Wspólnoty dołączą Ukraina, Mołdawia oraz kraje Bałkanów Zachodnich, to dotychczas funkcjonujący system się załamie.
Kilka dni temu wypowiadał się w sprawie Michał Kołodziejczak, wiceminister rolnictwa w polskim rządzie. W jego ocenie Polska nie powinna przeciwstawiać się przystąpieniu Ukrainy do UE, lecz konkretnie przygotować się wraz z innymi państwami Wspólnoty do przyszłej akcesji. Zdaniem Kołodziejczaka powinniśmy zabezpieczyć nasze interesy np. w postaci okresów tymczasowych, gdy produkty rolno-spożywcze miałyby nie trafiać na polski rynek.
W podobnym duchu postulował Mirosław Maliszewski, poseł PSL i prezes Związku Sadowników RP. Zachęcał do wprowadzenia pewnych okresów przejściowych, podczas których produkty ukraińskie nie byłyby wpuszczane na rynek europejski na takich samych warunkach jak polskie, czyli bez ceł czy kontyngentów ilościowych, gdyż w przeciwnym razie nasze rolnictwo sobie nie poradzi.
Financial Times dotarł do dokumentu wewnętrznego UE. Opracowanie, dotyczące skutków akcesji m.in. Ukrainy do struktur wspólnotowych, sugeruje, że konieczne byłoby wdrożenie okresów przejściowych i środków ochronnych. Przy zastosowaniu obecnych zasad Ukraina powinna otrzymać 96,5 mld euro w perspektywie siedmiu lat z WPR. To wymusiłoby cięcia w dotacjach rolnych dla obecnych państw członkowskich o nieco ponad 20%. Skutkiem poszerzenia UE byłoby to, że wszystkie państwa członkowskie musiałyby wpłacać więcej do wspólnego budżetu i otrzymywać z niego mniej – wiele krajów będących aktualnie odbiorcami netto stałoby się płatnikami netto.