Z jednej strony – trwające od jesieni 2022 r., mocno szarpane, ale jednak wyraźne wzrosty na wielu rynkach akcji. Ale i olbrzymie zróżnicowanie stóp zwrotu. Technologiczna euforia dystansująca szerszy rynek. Z drugiej strony – sygnały słabnięcia koniunktury hamowanej przez podwyższone i podwyższane stopy procentowe banków centralnych.
Ostatnio – wreszcie spadająca, ale nadal wysoka inflacja. Ale – jednocześnie – nadzieje na ożywienie gospodarcze już w 2024 roku. O ile oczywiście inflacja faktycznie spadnie wyraźniej. To warunek redukcji stóp procentowych i niższych kosztów kredytów. Oj, dużo dylematów przed inwestorami tuż przed połową czerwca 2023 roku. A dylematy te muszą rozstrzygać także bankierzy centralni, którzy w połowie czerwca mogą znowu nadać ton światowym rynkom.
Zacznijmy od naszych portfeli. Stopy procentowe w Polsce mogą zacząć spadać, gdy inflacja obniży się poniżej 10% r/r (ostatnie dane wstępne za maj pokazały 13% r/r), a prognozy na kolejne kwartały pokażą dalsze jej obniżanie. Jednocyfrowa inflacja roczna może pokazać się nawet już we wrześniu tego roku – to podstawowe wnioski, jakie można wyciągnąć z wielotematycznej konferencji prasowej prezesa NBP 7 czerwca, po posiedzeniu RPP. Stopy nie uległy zmianie (główna to nadal 6,75%). Ale, jak głosi oficjalny komunikat Rady, „powrót inflacji do celu inflacyjnego NBP będzie następował stopniowo”.
Tak jak mówiliśmy o tym już wcześniej – naszym zdaniem, perspektywy spadku inflacji w Polsce są realne, ale długoterminowo wskaźnik inflacji może przez dłuższy czas utrzymywać się na poziomach wyższych od niektórych oczekiwań i powyżej górnego ograniczenia celu RPP/NBP. W naszej opinii, może to być przez dłuższy czas pułap rzędu 4-5%. I warto oswoić się z tą myślą, bo mogą być to inne warunki niż te, do których przyzwyczailiśmy się przez wiele lat – przed dramatyczną pandemią i tragiczną wojną. Oczywiście, jeśli nie zaskoczą nas jakieś nowe przysłowiowe „czarne łabędzie” i kryzysy, które znowu wywróciłyby do góry nogami nasz świat, także ten inwestycyjny. O takich ryzykach musimy pamiętać zawsze, zwłaszcza w tak bardzo niepewnych czasach, w których działamy już od kilku lat.
A skoro o naszej RPP mowa, to w piątek 9 czerwca opublikowano tzw. minutes, czyli opis dyskusji na posiedzeniu Rady sprzed miesiąca (z 10 maja). A tam kilka uwag o koniunkturze gospodarczej. W publikowanym przez NBP dokumencie czytamy więc m.in., że „według prognoz instytucji międzynarodowych wzrost PKB na świecie w 2023 r. ukształtuje się na poziomie poniżej wieloletniej średniej, a w 2024 r. ma pozostać umiarkowany”. Dyskutując o Polsce – cytuję – „część członków Rady oceniała, że napływające dane za I kw. potwierdzają spowolnienie dynamiki PKB, w tym wyraźny spadek popytu konsumpcyjnego”. Pocieszająco jednak brzmi to, że – znowu cytat – „jednocześnie większość członków Rady była zdania, że w II poł. 2023 r. można oczekiwać ożywienia aktywności gospodarczej”.
Opinie i decyzje banków centralnych będą bardzo ważne w nowym, rozpoczętym tygodniu. I tak 14 czerwca poznamy nowe decyzje amerykańskiego Fed, a właściwie – FOMC (Federal Open Market Committee, Federalnego Komitetu Otwartego Rynku). Z dotychczasowych wypowiedzi jego przedstawicieli można było wnioskować, że w czerwcu czeka nas prawdopodobnie pauza przed ewentualną podwyżką w lipcu. Ale, jak zwykle zastrzegają bankierzy centralni, wszystko zależy od ich analiz nowych danych i świeżych prognoz. Dzień później – 15 czerwca – o swoich decyzjach poinformuje Europejski Bank Centralny. W Tygodniku relacjonowaliśmy już obrazowy opis sytuacji jaki przedstawiła niedawno szefowa EBC – Christine Lagarde. Mówiła o podobieństwie podnoszenia stóp do lotu, a właściwie – pilotowania – samolotu. Z dotychczasowych wypowiedzi można wnioskować, że kolejne umiarkowane podwyżki – podniesienie pułapu owego lotu – są jeszcze prawdopodobne. Ale, jak zwykle, decyzja i termin będą zależały od analizy nowych danych. W każdym razie – według nas – ewentualna podwyżka o ćwierć punktu procentowego w czerwcu raczej chyba nie powinna zaskoczyć.
Banki centralne tłumią inflację i – chcąc nie chcąc – hamują aktywność gospodarczą. A co na to rynki akcji? No cóż, odpowiedź mogła zaskakiwać… Hossa Panie, hossa – przynajmniej technicznie, na indeksie szerokiego amerykańskiego rynku akcji S&P 500. Jak zauważył serwis Bloomberg, indeks ten w czwartek 8 czerwca 2023 zamknął się na poziomie niemal 4294 pkt., który był wyższy o umowne 20% od poziomu z 12 października 2022 (wtedy było to 3577 pkt.). Czyli rynek byka. Co może oczywiście brzmieć prowokacyjnie wobec tych inwestorów, którzy w czasie tego szarpanego wzrostu o 20% mogli doświadczyć nie tylko potłuczeń, ale i realnych kataklizmów. Albo i w ogóle nie zarobić… Bo w tych ośmiu, bardzo kapryśnych i zmiennych miesiącach nie brakowało elementów rollercoastera, co mogło prowokować mnóstwo złych decyzji. Złych oczywiście z perspektywy czasu – gdy wszyscy są mądrzy i powtarzają, że przecież tak musiało być…
Niestety, te sympatycznie wyglądające statystyki nie oznaczają, że dużo zarabiali wszyscy i na wszystkim. Spektakularnie mocno w górę szły notowania stosunkowo niewielkiej grupy spółek z szeroko rozumianego sektora technologicznego. To zresztą sprawiało, że – jak już odnotowywaliśmy w Tygodniku – w tym roku kalendarzowym na razie szczególnie mocno błyszczały takie indeksy jak amerykański Nasdaq 100. Od początku roku do piątku ubiegłego tygodnia zyskał ponad 30%, podczas gdy wąski, bardziej „tradycyjny” Dow Jones Industrial – raptem ok. 2%. Słowem – ta hossa może dla części inwestorów mieć nieco słodko-gorzki smak. Inwestując poza modnymi liderami segmentu technologicznego – można było się na nią zwyczajnie nie załapać.
Złośliwy pesymista może odnotować, że te trwające od jesieni zwyżki na rynkach akcji zadziały się przy wyciu syren alarmowych ostrzegających przed jeszcze niepełnymi efektami podwyższonych ostro stóp procentowych i wobec sygnałów osłabiania koniunktury. Optymista powie jednak, że rynki widać wybiegają bardziej naprzód – już do spodziewanego wyraźniejszego obniżania inflacji, redukcji stóp procentowych i poprawy koniunktury ogólnej w roku 2024. I tego sobie właśnie życzmy, pamiętając jednak w jak burzliwych i ryzykownych czasach żyjemy.
Łukasz Kwiecień, Pekao TFI