W niektórych krajach Unii Europejskiej, takich jak Holandia czy Niemcy, więcej niż co drugi sprzedawany rower posiada już napęd elektryczny. W Polsce, według różnych szacunków, najwyżej co piąty albo nawet co dziesiąty. Branża rowerowa zgodnie widzi w segmencie rowerów elektrycznych wielki potencjał, ale jednocześnie apeluje do rządzących o bodziec, który pomoże go w pełni uwolnić.
„Szacujemy, że w 2022 roku w Polsce sprzedało się łącznie 800-900 tys. rowerów, nieco mniej niż w latach poprzednich. Z tego rowery elektryczne stanowiły poniżej 10%, w naszej ocenie było to ok. 70 tys. sztuk. Dla porównania w Holandii rowery elektryczne stanowią 57% sprzedaży pod względem ilościowym i jeszcze więcej pod względem wartościowym, przy średniej cenie roweru elektrycznego na poziomie ok. 2,5 tys. euro” – mówi w rozmowie z ISBiznes.pl Mateusz Pytko, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego (PSR).
Z kolei Tomasz Przygucki, prezes firmy TrybEco, łódzkiego startupu produkującego rowery elektryczne, jest zdania, że udział rowerów elektrycznych w polskim rynku może być nawet większy.
„Trudno o szczegółowe dane dotyczące produkcji i sprzedaży rowerów, w tym rowerów elektrycznych w Polsce, bo większość dostępnych danych ma charakter deklaratywny i nieautoryzowany, ale pewien obraz sytuacji jednak pokazują. Szacuje się, że w Polsce produkowanych jest 1,2-1,3 mln rowerów rocznie, z czego około 20% stanowią rowery elektryczne. Jednak znaczna część produkcji krajowych producentów trafia na eksport, a z drugiej strony mamy do czynienia ze znaczącym importem rowerów do Polski, nie zawsze w pełni autoryzowanym. Na przykład wiadomo, że chińskie firmy, formalnie obarczone cłami antydumpingowymi, wykorzystują pewne możliwości zaistnienia na rynku i część krajowej produkcji to faktycznie ukryty eksport w postaci nieautoryzowanych filii chińskich producentów. Można przyjąć, że faktyczna sprzedaż rowerów na polskim rynku wyniosła 1-1,5 mln sztuk w 2022 roku, z czego nawet 200-300 tys. sztuk mogły stanowić rowery elektryczne” – mówi.
Według szefa PSR, trudno na razie mówić o perspektywach na obecny rok.
„Ten rok jest przedziwny, mieliśmy dużo opóźnień związanych z pogodą, od której jesteśmy w dużym stopniu uzależnieni, dopiero w ostatnich dwóch tygodniach pogoda sprzyjała zwiększonym zakupom rowerów, ale może się okazać, że w wyniku kryzysu tegoroczna sprzedaż nie dorówna oczekiwaniom branży” – zaznacza.
Nadrobić wieloletnie zaległości
Szef rowerowego stowarzyszenia podkreśla, że jesteśmy daleko w tyle za Europą Zachodnią jeśli chodzi o sprzedaż rowerów elektrycznych i perspektywy jej zwiększenia.
„Polska jest praktycznie wyspą w Europie jeśli chodzi o brak jakiegokolwiek systemu wsparcia zakupu rowerów elektrycznych, dodatkowo na Zachodzie bardzo dużo rowerów elektrycznych sprzedaje się w leasingu jako pojazdy służbowe, co na naszym rynku jest praktycznie nieznane. Poza tym nadal musimy zrobić sporo jeśli chodzi o edukację, na przykład wiele osób wciąż myli rowery elektryczne ze skuterami i nie ma świadomości, że w przeciwieństwie do hulajnóg czy skuterów, rowery elektryczne nadal wymagają pedałowania i pozwalają się zdrowo zmęczyć” – przekonuje Pytko.
W ocenie Przyguckiego, najwięksi polscy producenci rowerów odrobinę przespali moment wybuchu popularności elektryków i dopiero w ostatnich latach nadrabiają te zaległości, co pozwoliło na pojawienie się na rynku nowych marek wyspecjalizowanych wyłącznie w pojazdach elektrycznych, takich jak choćby TrybEco.
„W niektórych krajach Europy Zachodniej już dzisiaj sprzedaż e-bików stanowi ponad 50% łącznej sprzedaży rowerów. Dla przykładu w Niemczech 48% ilościowo, czyli 2,2 mln rowerów, co stanowi ponad 2/3 rynku rowerów wartościowo, jak opublikowała w marcu tego roku w swoim raporcie Niemiecka Organizacja Przemysłu Rowerowego (ZIV). W Polsce podążamy za trendami obserwowanymi w Europie, ale z powodu różnic w sile nabywczej społeczeństwa trwa to dłużej. Na pewno jednak rowery elektryczne przestały już być traktowane jako ekstrawagancja, a korki w miastach, ogólny klimat proekologiczny czy wysokie ceny paliw sprawiają, że coraz więcej ludzi postrzega je jako naturalny sposób na rozszerzenie funkcjonalności poruszania się po mieście” – dodaje Przygucki.
„W Polsce rynek rowerowy wart jest około 1,5 mld zł i rośnie w tempie około 20% rocznie, co oznacza, że potencjał jest nadal duży. Wpływ na tak dużą dynamikę ma niewątpliwie wzrost wynikający z rosnących cen rowerów – obecnie rok do roku to nawet 20-30% na rynku detalicznym, ale także trend, że Polacy coraz chętniej wybierają droższe produkty, w tym rowery elektryczne” – mówi Grzegorz Grzyb, wiceprezes firmy Romet, największego producenta rowerów w Polsce.
Już w ubiegłym roku udział rowerów elektrycznych w całej produkcji firmy Romet wyniósł
około 20%, a firma stara się reagować na zmieniające się potrzeby klientów.
„Widzimy ogromny wzrost zainteresowania e-rowerami na całym świecie, w tym także w Polsce i odpowiadamy na to zwiększoną produkcją, ale przede wszystkim najnowszą technologią. Nasze ramy produkujemy w Polsce. Aluminium, z którego je produkujemy pochodzi z polskich hut. Pracując nad rowerami elektrycznymi nawiązaliśmy strategiczne partnerstwa, które pozwalają nam na to, że obecnie z uwagi na dział procentowy komponentów możemy mówić o polskim rowerze elektrycznym. Opracowaliśmy technologię, dzięki której są one zintegrowane z baterią, której dostawcą jest firma BMZ Poland. Miesięcznie produkujemy około 10 tys. sztuk ram elektrycznych, ale w każdej chwili jesteśmy gotowi zwiększyć ten potencjał” – przekonuje Grzyb.
Według niego, udział rowerów elektrycznych w rodzimym rynku może wzrosnąć do ok. 30% w 2026 roku.
W przyszłości dwa kółka głównie na prąd?
Prezes PSR jest zdania, że na dojrzałych rynkach zachodnich, gdzie sprzedaż rowerów elektrycznych dochodzi do 50% całości sprzedaży rowerów lub nawet już ten poziom przekroczyła, docelowo udział rowerów elektrycznych jeszcze trochę wzrośnie, choćby dzięki dobrym perspektywom dla zwiększenia sprzedaży rowerów elektrycznych cargo.
„Natomiast w Polsce zapewne będziemy dążyć do uzyskania udziałów rowerów elektrycznych w granicach 40-50%, pod warunkiem, że zostaną wprowadzone dopłaty lub inny system wsparcia ich zakupu” – zaznacza Pytko.
W ocenie Przyguckiego, ostatnie trzy lata były najbardziej dynamiczne jeśli chodzi o spodziewane i faktycznie notowane wzrosty sprzedaży e-bików, ale z drugiej strony były też najbardziej nieprzewidywalne, bo obarczone najpierw pandemią, następnie problemami z dostępnością części rowerowych, a w końcu wojną w Ukrainie.
Z szacunków wynika, że w 2022 roku w całej Europie sprzedało się około 20 mln rowerów, z czego 6-7 mln stanowiły rowery elektryczne. Prognozy przewidują, że do 2026 roku już 70-80% nowo sprzedawanych rowerów na rynku europejskim będą stanowiły elektryki, a w 2030 roku łączna sprzedaż rowerów wzrośnie do ok. 30 mln sztuk, w tym nawet 19 mln w wersji elektrycznej.
„Osobiście uważam, że te przewidywania w odniesieniu do sprzedaży ogółem są nieco przesadzone, za to w odniesieniu do rowerów elektrycznych niedoszacowane. Spodziewam się, że w 2030 roku w Europie sprzedaż rowerów będzie wciąż poniżej 30 mln sztuk, ale sprzedaż elektryków może być wyższa niż te prognozowane 19 mln sztuk” – ocenia Przygucki.
Elektryki jak cyfrowe aparaty?
Według Przyguckiego, w Polsce w najbliższych latach rozwój sprzedaży rowerów elektrycznych może być nawet dwukrotnie szybszy niż na Zachodzi Europy, ale z powodu niskiej bazy pozwoli to w 2026 roku na osiągnięcie ok. 50-60% wartościowo całości sprzedaży rowerów, czyli poziomu jaki już dziś obserwujemy na Zachodzie. Natomiast dogonienie Europy Zachodniej jest tak naprawdę uzależnione od poziomu rozwoju gospodarczego i tempa nadrabiania zapóźnień całej polskiej gospodarki.
Założyciel TrybEco przekonuje, że docelowo dobijemy do stabilnego poziomu około 80% rowerów elektrycznych w sprzedaży nowych rowerów w Europie.
„Rowery wyczynowe, czy ogólniej mówiąc sportowe, takie jak szosowe, gravelowe, zjazdowe, itp., pozostaną w zdecydowanej większości analogowe, ale rowery rekreacyjne, używane na co dzień do transportu miejskiego, zostaną zdominowane niemal całkowicie przez elektryki. Na Zachodzie Europy stanie się to już do końca obecnej dekady, w Polsce zapewne trochę później, bo choć z badań wynika, że Polacy chcą się przesiadać na rowery elektryczne, to wciąż pozostaje pytanie czy będzie ich na to stać, biorąc pod uwagę fakt, że przeciętna cena roweru elektrycznego to nawet 2-3 tys. euro” – mówi Przygucki.
Przyznaje przy tym, że jest ostrożny w swoich przewidywaniach, bo ostatnie lata pokazały, że zmiany są bardzo dynamiczne, a rynek nieprzewidywalny. Wzrost sprzedaży w ostatnich latach nie był aż tak szybki jak się powszechnie spodziewano.
„Na naszym rynku samochód nadal jest wyznacznikiem statusu społecznego i panuje silnie zakorzenione przekonanie, że auto zwyczajnie trzeba posiadać, i to najlepiej jak najwyższej klasy, nawet gdyby było stare i w nienajlepszym stanie technicznym. Jeszcze nie potrafimy dojrzeć do konstatacji, że na co dzień w mieście znacznie wygodniej jest się poruszać rowerem, co na Zachodzie już dawno zrozumiano i nikogo nie dziwi prezes poważnej firmy dojeżdżający do pracy na dwóch kółkach. Ta zmiana mentalności powoli następuje, ale wymaga czasu, a rowery elektryczne mimo wszystko są na tyle przystępne cenowo, że powinny pomóc w tej zmianie nastawienia. Może nie staniemy się drugą Skandynawią czy Amsterdamem, ale liczę na to, że za 5-10 lat polskie miasta również będą już bardziej dla ludzi niż dla samochodów” – zaznacza Przygucki.
Jego zdaniem, choć obecnie rowery elektryczne stanowią najwyżej 3-4% całego parku rowerowego w Polsce, to już za kilka lat powinny być one znacznie bardziej widoczne i na ulicach miast czy w parkach będą stanowić większość.
System wsparcia to klucz do sukcesu
A pomóc w tym mogłoby wprowadzenie ogólnopolskiego systemu dopłat do zakupu rowerów elektrycznych, które Tomasz Przygucki ocenia jako całkiem realne.
„Wpisywałoby się to w rozwój bezemisyjnego transportu miejskiego, walkę z korkami i złym stanem dróg, a szacunki pokazują, że za środki na dopłatę do zakupu jednego samochodu elektrycznego w ramach rządowego programu „Mój elektryk” można by dofinansować zakup nawet 80 rowerów elektrycznych. Podobne dopłaty wprowadzone na Węgrzech czy choćby lokalnie przez samorząd w Gdyni pokazują, że zapotrzebowanie na takie rozwiązanie jest ogromne” – przekonuje szef TrybEco.
W jego ocenie, ideałem byłyby dopłaty rzędu 2-4 tys. zł, czyli do 50% wartości zakupu roweru, bo one odblokowałyby sprzedaż w sposób spektakularny, ale każda pomoc mogłaby przyspieszyć dynamikę rozwoju tego segmentu rynku, choćby nawet preferencyjne kredyty do zakupu elektryków.
„Badania wskazują, że 65% Polaków kupiłoby rower elektryczny, gdyby był tańszy lub gdyby mogli liczyć na dopłaty. Mam nadzieję, że to rozwiązanie zostanie w końcu w Polsce wprowadzone. Prowadzimy rozmowy w ministerstwami w tej sprawie, jestem dobrej myśli, że rządzący w końcu otworzą oczy na argumenty przemawiające za tym, żeby w ustawie o elektromobilności pojawił się rower elektryczny i będziemy mogli zacząć nadrabiać stracone lata. Tym bardziej, że Polska jest czwartym największym producentem rowerów w Europie. Wprowadzenie systemu wsparcia byłoby w interesie nie tylko konsumentów, ale całej branży rowerowej” – ocenia prezes Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego.
Dzięki temu, że w wyniku wprowadzenia takiego rozwiązania zmniejszyłaby się różnica w cenie pomiędzy rowerem standardowym, który niezłej jakości można kupić od ponad 2 tys. zł i elektrycznym, którego ceny zaczynaną się od 4,5-5 tys. zł, przystępność tych ostatnich wyraźnie by się poprawiła.
„To działa w innych krajach, gdzie funkcjonuje mnóstwo rozmaitych programów wsparcia, zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym, co zawsze przyczynia się do znaczącego przyspieszenia rozwoju rynku. Tak samo stałoby się w Polsce” – podsumowuje Pytko.