Forex: Prawie 80% inwestorów traci pieniądze, czyli wygrać możesz, przegrać musisz

Urząd Komisji Nadzoru Finansowego (UKNF) podał najnowsze statystyki, które obrazują skuteczność inwestorów w segmencie derywatów walutowych, oferowanych przez polskie biura maklerskie. Z danych instytucji wynika, że 79% lokujących kapitał straciło pieniądze w 2022 r. na tego typu transakcjach. To spory regres rdr – o ponad 7 pp. Według danych KNF, dzięki walutowym pozagiełdowym instrumentom pochodnym inwestorzy stracili netto ok. 1,5 mld zł.

UKNF z coroczną regularnością publikuje dane na temat efektywności inwestowania w segmencie pozagiełdowych derywatów walutowych (z ang. Forex, a w skrócie: FX), które są dostępne na platformach polskich brokerów dla rezydentów i nierezydentów. Najnowsze dane pokazują, że prawie 4 na 5 inwestorów, którzy operują w tym segmencie, generuje straty. Problem dotyczy przede wszystkim inwestorów detalicznych. Inwestorzy korporacyjni co do zasady omijają szerokim łukiem ten produkt.

„W 2022 roku zdecydowaną większość inwestorów dokonujących transakcji na rynku Forex za pośrednictwem krajowych domów maklerskich i biur maklerskich stanowili klienci detaliczni z 99,7% udziałem w liczbie aktywnych klientów oraz 88% udziałem w wartości nominalnej transakcji” – czytamy w najświeższym opracowaniu urzędu. „UKNF podkreśla, że instrumenty pochodne rynku OTC cechują się wysokim poziomem ryzyka i powinny być nabywane wyłącznie przez inwestorów dysponujących odpowiednią wiedzą i doświadczeniem oraz akceptujących ryzyko utraty całości zainwestowanych przez nich środków” – podsumowuje instytucja.

Źródło: UKNF

Wiele osób odczuwa na swojej skórze niewidzianą od lat inflację, której towarzyszy słabe tempo, o ile w ogóle, wzrostu płac. Ceny dóbr podstawowej potrzeby rosną, a raty kredytów hipotecznych dla znacznej części społeczeństwa stanowią coraz większe obciążenie majątkowe. Brak statystyk demograficzno-majątkowych dla inwestorów foreksowych w Polsce. Dużo lepiej jest w przypadku danych zagranicznych. W związku z tym garść statystyk za analyzingalpha.com: 89,1% inwestorów stanowią mężczyźni, średni wiek „gracza” to 43,1 lat. 41% inwestorów przeprowadza 9-20 transakcji miesięcznie, natomiast 35% dokonuje 4-8 transakcji miesięcznie. 14% z nich jest hiperaktywnych, gdyż zawiera ponad 20 transakcji w skali miesiąca. 99,6% inwestorów detalicznych na rynku Forex nie może osiągnąć więcej niż czterech zyskownych kwartałów z rzędu – z treścią badania w tym temacie zapoznasz się TUTAJ.

Powróćmy na krajowe podwórko. Intuicja podpowiada, że niektóre osoby, które powinny się bliżej przyjrzeć swojemu budżetowi domowemu, wpadły na pomysł, aby dorobić na FX. Dla większości może to być realizacja scenariusza dalszego pogrążania się w kłopotach.

Znany jest mi skrajny przypadek młodej osoby (Gen Z), która po studiach mając pierwszą pracę (z gatunku „średnio” płatnych, mówiąc dyplomatycznie), wpadła na unikalny pomysł, jak dodatkowo zarabiać. Sporą część bieżących opłat finansuje za pomocą opcji BNPL („kup teraz, zapłać później), a m.in. odroczony na miesiąc kapitał inwestuje na FX. Oczywiście jest już dawno w zwłoce, więc niby bezkosztowa wersja BNPL przekształciła się w opcję odsetkową. Od początku roku ten mężczyzna stracił już 36% zainwestowanego kapitału. I żeby uzupełnić „braki” musiał pozbyć się samochodu otrzymanego od rodziców, którzy nie mają naturalnie pojęcia, jak świetnie na polu finansowym radzi sobie ich latorośl. 

Kiedyś krążyła taka dykteryjka. „Za co ojciec karci syna pokerzystę? Nie za to, że gra, tylko, że chce się odegrać”. Myślę, że opisany przypadek nie jest jednostkowy. Dotyczy znacznej części inwestorów foreksowych. Dane zgromadzone i przetworzone przez UKNF pokazują w kontekście niełatwego otoczenia makro jeszcze jedno niekorzystne z punktu widzenia inwestorów detalicznych zjawisko. Chodzi o to, że kieszenie lokujących kapitał opuszcza coraz więcej pieniędzy. Wystarczy porównać zrealizowane straty z FX ze zrealizowanymi zyskami w tym segmencie. Od lat saldo obu wielkości jest ujemne – do tej pory było to co najwyżej kilkaset milionów złotych rocznie. W 2022 r. doszło już do eksplozji tego wskaźnika. Z portfeli inwestorów walutowych ubyło blisko 1,5 mld zł netto.

Źródło: opracowanie własne na podstawie UKNF

Czy różnimy się od innych nacji?

A jak te statystyki wyglądają poza obszarem Polski? Istnieje sporo źródeł – na przykład wielu regulatorów rynku finansowego żąda, aby brokerzy ujawniali w swoich dokumentach marketingowych, jaki odsetek inwestorów poniósł straty.

Duński Saxo Bank informuje stale swoich klientów w postaci zakładki wyświetlającej się na górze strony www, że 76% inwestorów detalicznych traci pieniądze na transakcjach, a do tego 0,42% z nich odnotowuje ujemne saldo rachunku. Czyli w efekcie, nie tylko tracą całość kapitału początkowego, ale również muszą dodatkowo dostarczyć brokerowi nowe środki, żeby pokryć deficyt na rachunku transakcyjnym. Niemożliwe? Nie na rynku niektórych derywatów. Część zagranicznych brokerów walutowych ociera się nawet o swoistą perwersję inwestycyjną. Przykładem Pepperstone, który „alarmuje” swoich klientów, że u niego 85,12% inwestorów detalicznych traci pieniądze na transakcjach walutowych typu CFD. Po czym, w jednej z zakładek na swojej stronie internetowej, „sypie” cytatami słynnych inwestorów finansowych – z ich pełną listą zapoznasz się TUTAJ.

Moją uwagę przykuły niektóre z nich, które pewnie mają na celu pokazać drobnym inwestorom „jak żyć”. Poniżej kilka wybranych wypowiedzi:

– „To, co wydaje się zbyt drogie i ryzykowne dla większości, zazwyczaj idzie wyżej, a to, co wydaje się tanie, zazwyczaj idzie niżej” – William O’Neil,

– „Wszystko czego potrzebujesz to jeden wzór, aby zarobić na życie” – Linda Raschke,

– „Wzorce nie działają w 100% przypadków. Ale nadal są krytyczne, ponieważ pomagają ci zdefiniować twoje ryzyko. Jeśli zignorujesz wzorce i skupisz się na przeczuciach, odczuciach i gorących wskazówkach, po prostu zapomnij o osiągnięciu spójności” – Ifan Wei,

– „Mam dwie podstawowe zasady dotyczące wygrywania w tradingu, jak i w życiu: 1. Jeśli nie stawiasz, nie możesz wygrać. 2. Jeśli stracisz wszystkie swoje pieniądze, nie możesz postawić” – Larry Hite,

– „Akceptacja strat jest najważniejszą pojedynczą dewizą inwestycyjną, zapewniającą bezpieczeństwo kapitału” – Gerald M. Loeb.

I na koniec dla otuchy skołatanych serc inwestorów, z których większość „topi” pieniądze, broker sięga nawet po cytat Warrena Buffetta. Brzmi on tak: „Nie musisz być naukowcem od technologii rakietowych. Inwestowanie to nie gra, w której facet z IQ 160 pokonuje faceta z IQ 130”.

Proste? Prawdopodobnie jak świński ogon.

Reklama dźwignią handlu

Mimo ostrzeżeń, które zgodnie z wymogami regulacyjnymi brokerzy muszą umieszczać publicznie, wielu inwestorów jest tak „skażona” manią osiągnięcia zysków, że je ignorują. Dają się nabierać na agresywny marketing firm inwestycyjnych. A wiele z nich kultywuje propagandę sukcesu. Któż nie chciałby ze 100 dol. zrobić 1 mln dol. Liderem takich opowieści jest dla mnie Purple Trading, które przywołało historię Takashi Kotegawy. Ten inwestor w ciągu 8 lat z depozytu początkowego 13,6 tys. dol. potrafił „wykręcić” zysk rzędu 153 mln dol. – dla porządku warto dodać, że „szalał” na derywatach na akcje japońskie, a nie na waluty. Story, jak tego dokonać, znajdziesz TUTAJ.

Owszem, da się potężnie zarobić na transakcjach lewarowanych, ale założyć należy, że jedynie w niezwykle wyjątkowych przypadkach. Przeważająca większość inwestorów już na starcie nie ma szans na uzyskanie takiego wyniku. Z moich rozmów z wyróżniającymi się profesjonalnymi inwestorami z londyńskich trade desków foreksowych wynika, że najlepsi są w stanie, ale nie regularnie, zarabiać jakieś 2% miesięcznie, a do legend przechodzą ci, którzy w tym interwale czasowym inkasują 8%.

Zwabieni agresywną reklamą inwestorzy popełniają jeden z klasycznych błędów logicznych. Chodzi o błąd przeżywalności (ang. survivorship bias). Warto poświęcić mu parę słów, gdyż jest on obecny w wielu sferach ludzkiego życia. Nie dotyczy wyłącznie rynków finansowych. Polega on na rozumowaniu na podstawie dostępnych danych bez brania pod uwagę ukrytych przyczyn, dla których mogą być one niereprezentatywne. Zjawisko to może prowadzić do nieuzasadnionego optymizmu przez niedoszacowanie ryzyka porażki. Czy fakt, że wybrani inwestorzy stali się dzięki derywatom walutowym milionerami ma świadczyć, że jest to pełny obraz całego zjawiska? A inny przykład – taki bardziej obyczajowy. Czy fakt, że w moim bloku większość rodzin ma trójkę dzieci, świadczy o tym, że Polacy nie mają problemów z przyrostem naturalnym?

Naukowcy zwrócili uwagę na błąd przeżywalności w czasach wojen światowych (stąd zapewne wzięła się nazwa). Podczas II Wojny Światowej brytyjskie samoloty bojowe powracały z misji na lotniska niejednokrotnie poszatkowane przez kule przeciwnika. Technicy wojskowi analizowali, które miejsca były najbardziej dotknięte przez ostrzał – dotyczyło to m.in. skrzydeł. Te przestrzeliny są zaznaczone na poniższej infografice za pomocą czerwonych kropek.

Źródło: domena publiczna

I na tej podstawie dochodzili do wniosku, że te miejsca należy najbardziej wzmocnić, by były bardziej odporne na wrogą amunicję. Po czym wszystko się wywróciło, gdy Abraham Wald postawił odmienną hipotezę. Zamiast zabezpieczać lepiej na przykład skrzydła, więcej sensu ma wzmacnianie innych elementów samolotu. Dlaczego? Wald uznał, że na lotniskach lądowały płatowce, które mimo uszkodzeń mogły bezpiecznie tam dolecieć. Dolatywały, gdyż te przestrzeliny nie były krytyczne. Gorzej z tymi samolotami, które „obrywały” w inne miejsca – silniki, kabiny pilotów, tylną część kadłuba (na powyższej infografice te elementy oznaczone niebieską przerywaną linią). A zatem podważył dotychczasowy tok rozumowania techników, którzy wnioskowali o zjawisku na bazie wątpliwych statystycznie danych.

Poza propagandą „wybiórczego” sukcesu firmy inwestycyjne, zachęcające klientów do najbardziej prawdopodobnego uczestnictwa w biegu szlakiem „finansów spirali śmierci”, sięgają po znane twarze. Któż inny, jak nie celebryci, mógłby wyjaśnić Kowalskiemu, gdzie są ukryte konfitury. Obawiam się, że stan majątku tych osób nie jest pochodną wybitnych umiejętności inwestycji w zakresie pozagiełdowych derywatów walutowych. Przypuszczam, że wielu z tych celebrytów nie ma bladego pojęcia, co „legitymizuje” swoimi facjatami. A gdybym kogoś z nich zapytał, jak wygląda żelazny kondor (w miarę popularna czteronożna strategia dla derywatów opcyjnych), to pewnie jegomość poszedłby odwiedzić zoo. Moim zdaniem, o wiele cenniejsze byłoby gdyby swoją twarzą, firmowały to osoby o uznanej marce w świecie finansów. Ale jakoś się do tego nie palą…

Kolejnym zabiegiem marketingowym wątpliwej proweniencji jest oferowanie rachunków typu demo. Inwestor może dokonywać hipotetycznych transakcji bez konieczności fizycznego wpłacenia gotówki. To taki przykład pływania po piasku. I niestety, może według mnie, prowadzić do nadmiernej wiary Kowalskiego w swoją sprawczość i „czucie” rynku walutowego. Owszem, można stosować najbardziej wyrafinowane techniki inwestycyjne, ale nigdy rachunki demo nie oddadzą rzeczywistości, choćby w wymiarze psychologicznym. Mogą jedynie ją zniekształcić, a stąd już prosta droga do strat, gdy przejdziemy z rachunku demo na „prawdziwy” rachunek.

To trochę jak z backtestami – często uzyskuje się z nich „genialne” stopy zwrotu, które gdyby były powtarzalne, to po regularnym reinwestowaniu kapitału doprowadziłoby to do tego, że po X latach bylibyśmy co najmniej multimilionerami. Brzmi zbyt przepięknie, aby w to wierzyć, a jednak wielu się na to łapie. A na koniec będzie hiperbola. Wyobraźmy sobie, że do gry zasiada 5 osób. Nie grają o pieniądze, lecz o życie. Czterech graczy je utraci, tylko jedna osoba wyjdzie cało. Naprawdę drogi czytelniku zasiadłbyś przy takim stoliku?