Banki centralne i prywatne oraz rządy krajów Europy naciskają na rząd Szwajcarii, by jego instytucje finansowe nie pozwoliły zbankrutować Credit Suisse. 15 marca akcje tego drugiego co do wielkości banku Szwajcarii spadły o 30%. Przyczyną jest złe zarządzanie aktywami. Regulatorzy USA i krajów Europy wydają uspokajające oświadczenia, obawiając się paniki, która mogłaby zdemolować amerykański i europejski system bankowy.
Credit Suisse, zagrożony upadłością drugi co do wielkości bank szwajcarski, może w razie potrzeby uzyskać pomoc banku centralnego, by podtrzymać płynność. We wspólnym oświadczeniu szwajcarski organ nadzoru finansowego FINMA i tamtejszy bank centralny stwierdziły, że Credit Suisse „spełnia wymogi kapitałowe i płynnościowe nałożone na banki o znaczeniu systemowym”. Według agencji Reuters rządy europejskie i co najmniej jeden bank centralny wywierają presję na rząd szwajcarski, by przeciwdziałał bankructwu banku. Europejski Bank Centralny (EBC) kontaktował się z bankami centralnymi i wielkimi prywatnymi na bieżąco, aby porozumieć się z nimi w kwestii możliwej ekspozycji na Credit Suisse, zaś według agencji AFP w naciski na rząd Szwajcarii włączyły się też banki prywatne.
FINMA i Narodowy Bank Szwajcarii oświadczyły przy tym, iż „nie ma bezpośredniego ryzyka narażenia szwajcarskich instytucji bankowych i finansowych w związku z wydarzeniami na rynku bankowym USA”, w ten sposób nieco okrężną drogą stwierdzając, iż sprawa Credit Suisse nie ma nic wspólnego z problemami związanymi z upadkiem w USA dwóch banków – Silicon Valley Bank i Signature Bank. Chodzi też o to by uspokoić rosnąca panikę, która już spowodowała pogrom akcji europejskich banków.
Tymczasem panikę podsyciły wydarzenia ze środy, 15 marca, kiedy to akcje szwajcarskiego banku spadły aż o 30%, co doprowadziło do spadku o 7% europejskiego indeksu bankowego, podczas gdy pięcioletnie swapy ryzyka kredytowego (CDS) dla Credit Suisse osiągnęły rekordowo wysoki poziom 47%. Ożywiło to obawy przed zagrożeniem dla rynku finansowego. Sytuację nieco uspokoiły nieoficjalne oświadczenia ze strony szwajcarskich regulatorów, że postrzegają problemy Credit Suisse jako specyficzne dla niego, a nie systemowe, mimo iż odpływy depozytów klientów w IV kw. roku finansowego 2022/2023 wzrosły w tym banku do ponad 110 mld franków szwajcarskich (120 mld dolarów).
Jednak niedługo potem bank otrzymał największy cios, który być może zaważy na jego przyszłości: prezes największego akcjonariusza Grupy Credit Suisse, Saudi National Bank w wypowiedzi dla mediów ogłosił, że nie kupi więcej akcji szwajcarskiego banku ze względów regulacyjnych.
„Nie możemy, ponieważ przekroczylibyśmy 10%. To kwestia regulacyjna” – powiedział prezes SNB Ammar Al Khudairy w wywiadzie dla agencji Reutera. Według danych Refinitiv saudyjski bank posiada 9,88% udziałów w Credit Suisse.
Al Khudairy stwierdził, że sytuacja banku „jest mu znana”, SNB jest zadowolony z planu naprawczego Credit Suisse i nie sądzi, że będzie potrzebował więcej pieniędzy. Jednakże być może dlatego, że inwestycja SNB w Credit Suisse ma być oportunistyczna, niezależna od czasu posiadania akcji, ale zależna od ich wyceny, a więc saudyjski bank wycofa się, gdy zostanie osiągnięta ich odpowiednia wartość.
„Jesteśmy zadowoleni z planu transformacji, który przedstawili. To bardzo silny bank. Nie sądzę, że będą potrzebować dodatkowych pieniędzy. Jeśli spojrzy się na ich wskaźniki, są w porządku. I działają w ramach silnego systemu regulacyjnego w Szwajcarii i innych krajach” – powiedział Al Khudairy.
Saudyjski bank nabył w zeszłym roku prawie 10% udziałów po tym, jak wziął udział w procesie pozyskiwaniu kapitału przez Credit Suisse i zobowiązał się do zainwestowania do 1,5 mld franków szwajcarskich (1,5 mld dolarów).
14 marca Credit Suisse opublikował swój raport za 2022 r. Stwierdził w nim, że bank zidentyfikował „istotne słabości” w kontroli sprawozdawczości finansowej i przyznał, że jeszcze nie zdołał powstrzymać odpływu klientów.
Problemy szwajcarskiego banku znalazły natychmiast odbicie na rynku amerykańskim zmagającym się z problemem nagłej upadłości dwóch banków nowoczesnych technologii – Silicon Valley Bank oraz Signature Bank – oraz pogłoskami, że zagrożone są co najmniej cztery inne banki działające w tej branży. Od razu też sprawa ta zainteresowała polityków. Zapytany o wpływ problemów Credit Suisse na amerykański system bankowy, senator Bernie Sanders powiedział agencji Reuters „wszyscy są zaniepokojeni”. Oficjalnie też poinformowano, że Departament Skarbu USA monitoruje sytuację wokół Credit Suisse i jest w kontakcie ze swoimi odpowiednikami nie tylko w Europie, ale i na całym świecie.
Wczoraj udało się, m.in. dzięki przemówieniu prezydenta Joe Bidena uspokoić zarówno inwestorów, jak i zwykłych Amerykanów przestraszonych upadkiem dwóch banków i informacjami o zagrożeniu następnych. Jednak sprawa Credit Suisse znowu podgrzała nastroje do rozmiarów paniki.
„Rynki szaleją. Przechodzimy od problemów banków amerykańskich do problemów banków europejskich, przede wszystkim Credit Suisse” – powiedział Carlo Franchini, szef klientów instytucjonalnych w Banca Ifigest w Mediolanie.
Bloomberg, AFP i Reuters twierdzą, że inwestorzy poszukują bezpiecznych inwestycji. Rentowność niemieckich obligacji „dwulatków” DE2YT spadła o 51 punktów bazowych (pb) do 2,419%, co według analityków jest już największym dziennym spadkiem od 1995 r. W USA rentowność dwuletnich obligacji skarbowych spadła do najniższego poziomu od września, wynosząc 3,9788% przy czym wcześniej na zamknięciu w USA ustaliła się ona na poziomie 4,225%.
Kontrakty terminowe na złoto w USA osiągnęły poziom 1931,30 dol. Ceny spot wzrosły ostatnio do 1913,52 dol. za uncję.
„Cena akcji Credit Suisse spada, a obligacje rządowe zwyżkują w związku z tym. Nadal w dużym stopniu strach napędzany jest postrzeganą kondycją sektora bankowego, ale tym razem w Europie” — powiedział Reuters Antoine Bouvet, starszy strateg ds. stóp procentowych w ING.
„Na dziś Credit Suisse jest daniem dnia, ale nie sądzimy, że będzie trwać to dłużej” – stwierdził Richard McGuire, szef strategii stóp procentowych w Rabobank w Londynie, dodając, że „informacje mediów wystraszyły rynki”.
Nie ma za to zmian w polityce Europejskiego Banku Centralnego, który zdecydował się na stosunkowo niewielką podwyżkę stóp procentowych i mimo sytuacji na amerykańskim i europejskim rynku bankowym nie zamierza tej decyzji zmieniać. Wszyscy analitycy zapytywani przez media i agencje prasowe twierdzą, że jest mało prawdopodobne, aby EBC odszedł od swojego planu podwyższenia stóp procentowych o 50 pkt. bazowych, ponieważ zaszkodziłoby to jego wiarygodności.
Z kolei niemiecki organ nadzoru finansowego (BaFin) powiedział, że nie widzi bezpośredniego ryzyka narażenia sektora bankowego, a i system bankowy w tym kraju wydaje się być solidny i nie zaszkodzą mu wyższe stopy procentowe.
„Obecnie skupiamy się głównie na kilku mniejszych bankach z niewielką nadwyżką kapitału i zwiększonym ryzykiem problemów ze stopą procentową – ściśle monitorujemy te instytucje” –stwierdził rzecznik BaFin.
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych dyrektor naczelny funduszu Blackrock Laurence Fink ostrzegł, że regionalny sektor bankowy pozostaje zagrożony. Jak dodał, można przewidzieć wzrost inflacji i podwyżki stóp procentowych Rezerwy Federalnej USA. Opisał jednocześnie sytuację finansową jako „cenę łatwego pieniądza” zauważając, że po krajowym kryzysie bankowym mogą nastąpić „niedopasowania płynności”, ponieważ niskie stopy procentowe skłoniły niektórych właścicieli aktywów do zwiększenia ekspozycji na bardziej dochodowe inwestycje, które nie są łatwe do sprzedaży.
„Jest zbyt wcześnie, aby oceniać, jak rozległe są szkody. Reakcja regulacyjna była jak dotąd szybka, a zdecydowane działania pomogły zażegnać ryzyko zarażenia. Ale rynki pozostają na krawędzi” – napisał w liście do inwestorów Fink.
Istotnie 14 marca agencja Moody’s Investors Service zmieniła swoją perspektywę dla amerykańskiego systemu bankowego na „negatywną” ze „stabilnej”, powołując się na zwiększone ryzyko dla sektora. Zaczynają się także dyskusje o zaostrzeniu przez SEC i The Federal Deposit Insurance Corporation (FDIC) zasad dla banków średniej wielkości, jak Silicon Valley Bank i Signature Bank, co znowu wywołało już sprzeciw bankowców i polityków twierdzących, że zasady muszą być równe i takie same dla wszystkich i konieczne byłoby także zaostrzenie polityki wobec wielkich banków jak Bank of America czy Wells Fargo.
Szybki wzrost stóp procentowych utrudnił niektórym firmom spłatę lub obsługę pożyczek, zwiększając możliwość strat dla pożyczkodawców i tak już przestraszonych recesją. Na razie składają one gotówkę w bankach uznawanych za bezpieczne.
Ralph Hamers, dyrektor generalny rywala Credit Suisse, UBS, powiedział, że zawirowania na rynku spowodowały wzrost kapitału napływającego do banku. „W ciągu ostatnich kilku dni, jak można się spodziewać, widzieliśmy napływy. Z tej perspektywy jest to oczywiście ucieczka do bezpiecznego portu, ale myślę, że trzy dni nie stanowią trendu” – powiedział Hamers. Podobne stwierdzenia padły ze strony dyrektora generalnego Deutsche Banku, Christiana Sewinga. Bank ten też odnotował zwiększony napływ depozytów w ostatnich 56 godzinach.
Kryzys dotarł też to Azji, ale wywołał paradoksalne skutki: indeks banków giełdy w Tokio wzrósł w środę o ponad 4%, po trzech dniach spadku. Inwestorzy byli jednak zaniepokojeni poziomem emisji japońskich obligacji bankowych, ale minister finansów Shunichi Suzuki powiedział, że różnice w strukturze depozytów oznaczają, że lokalne banki nie będą musiały stawić czoła problemom podobnym do tych, które spowodowały bankructwo SVB.
O kłopotach Credit Suisse pisaliśmy już tutaj: