Analiza ISBiznes.pl: Jak dwa zachodnie banki finansują wojnę w Ukrainie

Rosyjski plan wplątania zachodnich banków – Raiffeisen Bank International i UniCredit (jeszcze działających w tym kraju) – w finansowanie wojny w Ukrainie za zachodnie fundusze działa. Planem Banku Rosji i tamtejszego rządu jest, aby centrale musiały dokładać do przynoszących straty rosyjskich oddziałów, a nie mogły ich sprzedać. A będą przynosiły straty bowiem żołnierze i oficerowie mogą brać kredyty, których spłaty – według ustawy wchodzącej w życie – będą zawieszane, jeśli żołnierz zostanie zabity lub okaleczony.

O tym, iż ustawa ta, która przeszła przez Dumę jeszcze w zeszłym roku, wejdzie w życie, pisze niemal cała prasa ekonomiczna. Zakłada ona wstrzymanie spłaty kredytu udzielonego żołnierzom lub oficerom walczącym na Ukrainie, jeśli zostaną oni „zabici lub okaleczeni”. Bank nie będzie też mógł odmówić udzielenia kredytu żołnierzowi.

Oznacza to zwiększoną presję na banki, które pozostały w Rosji skuszone wizją łatwego zarobku po wyjściu konkurentów z tego rynku po rozpoczęciu przez Moskwę „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie. Obecnie największymi z nich są austriacki Raiffeisen Bank International i włoski UniCredit.

W związku z opisanymi powyżej działaniami do obu banków zaapelowały rząd i bank centralny Ukrainy, co oczywiście nie wywołało odzewu. Zrobili to również inwestorzy bardzo zaniepokojeni nie tylko wpływem na reputację, ale i efektem takich wiecznych wakacji kredytowych w przyszłości. Poza bowiem zawieszeniem spłat, kredyty zabitych żołnierzy miałyby być po potwierdzeniu ich śmierci umarzane, co groziłoby potężnymi stratami dla banków.

Raiffeisen i UniCredit są dobrze osadzone w rosyjskim systemie finansowym i jako jedyne zagraniczne banki znalazły się na liście 13 „systemowo ważnych instytucji kredytowych” Banku Rosji. Podkreśla to ich znaczenie dla rosyjskiej gospodarki, która zmaga się z coraz groźniejszymi dla niej zachodnimi sankcjami. W takiej sytuacji inwestorzy przestali kryć obawy, iż mogą być uznane za banki wspierające wojnę i same naleźć się na liście sankcyjnej np. amerykańskiej.

„Te instytucje powinny być bardzo ostrożne” – powiedział agencji Reuters Kiran Aziz z norweskiego funduszu emerytalnego KLP, ostrzegając przed poważnym ryzykiem, że banki mogą zostać wykorzystane do „innego finansowania wojny”. Fundusze KLP posiadają udziały zarówno w Raiffeisen, jak i UniCredit, ale „zastanawiają się nad wyjściem z nich”. Są to przy tym jedyne emerytalne fundusze skandynawskie, które posiadają akcje tych banków.

Od początku, kiedy ustawa ta jako rządowa była procedowana w Dumie Państwowej Rosji, wiadomo było, że jest ona jedną z najważniejszych dla rządu i prezydenta Putina. Nadzór nad nią powierzono Wiaczesławowi Wołodinowi wpływowemu przewodniczącemu izby niższej, „superjastrzębiowi” żądającemu m.in. zaatakowania Polski pod hasłem „denazyfikacji” za wspieranie przez nią Ukrainy.

„Żołnierze i oficerowie zapewniają bezpieczeństwo naszego kraju i musimy mieć pewność, że zostaną otoczeni opieką” – tak skomentował ustawę Wołodin.

Eric Christian Pederson z Nordea Asset Management, który zarządza ponad 300 mld euro (320 mld dol.), powiedział agencji Reuters, że jest zaniepokojony obecnością Raiffeisen i UniCredit w Rosji i poruszył ten temat w rozmowie z zarządzającymi z tych banków. Wymóg, aby banki udzielały żołnierzom wakacji kredytowych „ilustruje niebezpieczeństwa związane z działaniem w jurysdykcjach, w których firmy mogą być zmuszane do działań, które są bezpośrednio sprzeczne z ich wartościami korporacyjnymi” – dodał.

„Uważamy, że firmy powinny wycofać się z Rosji, biorąc pod uwagę jej niesprowokowany atak na Ukrainę” – powiedział Pederson. Z danych Refinitiv wynika, że Nordea posiada „niewielkie” udziały w UniCredit.

Na inny aspekt sprawy zwrócili uwagę analitycy zapytywani przez Bloomberg. Ich zdaniem jeśli kredyty poległych miałyby być umarzane, to przy sprawności rosyjskiej komunikacji i obsesji tajności, byłby to „św. Graal dla oszustów”, którzy korzystając z ukradzionych danych braliby kredyty na dane poległych żołnierzy, o których śmierci bądź zaginięciu nic w tym momencie nie byłoby wiadomo, zaś potem „zarabiali” umorzenie lub zawieszenie. Taka masowa akcja mogłaby przysporzyć bankom potężnych strat.

Co ciekawe, jak zauważyli dziennikarze rosyjskiego „Kommiersanta” nikt nie interesuje się kredytami udzielonymi przez parabanki. A te zawarowały sobie, że kredyty po śmierci kredytodawcy muszą spłacać żyranci lub rodzina i nie jest ważne, czy był on żołnierzem czy pracownikiem cywilnym.

Tymczasem, według danych Banku Rosji, tylko pomiędzy 21 września (czyli ukraińską kontrofensywą), a 31 grudnia 2022 r. Raiffeisen i UniCredit zrestrukturyzowały w sumie 167 600 kredytów dla personelu wojskowego lub członków ich rodzin, o wartości ponad 800 mln euro. Oficjalnie Raiffeisen zaprzecza, że ustawa stanowi problem bowiem ma w sumie niemal 9 mld euro kredytów w Rosji, a tylko 0,2% jego rosyjskich pożyczek jest dotkniętych „narzuconym przez rząd moratorium kredytowym, czyli jest to suma „nieistotna”. Management UniCredit stwierdził co prawda, że nowa ustawa jest „obowiązkowa na mocy prawa federalnego… dla wszystkich banków”, ale odmówił podania, ile jego pożyczek zostało umorzonych. Nie widać też, aby to właśnie on zrestrukturyzował większość z owych kredytów wartych 800 mln euro.

Warto wspomnieć, że Raiffeisen jest na rosyjskim rynku od 25 lat, UniCredit od 20. Ten pierwszy bank w 2022 r. osiągnął zysk netto w wysokości około 3,8 mld euro, w dużej mierze dzięki wspomaganiu zyskiem z działalności w Rosji.

Włosi dla odmiany twierdzą, że ich działalność w Rosji koncentruje się na firmach, a nie na osobach fizycznych. Z ponad 20 mld euro całkowitych przychodów UniCredit w zeszłym roku, Rosja odpowiadała za ponad 1 mld euro. Prawdopodobnie dostrzega to rynek, bo po początkowym spadku notowań po rosyjskiej inwazji, który dotknął wszystkie banki prowadzące działalność w Rosji, akcje UniCredit zanotowały odbicie, podczas gdy akcje Raiffeisen – tylko niewielki wzrost.

Zgodnie z częstą praktyką w sektorze bankowym część z tych akcji znajduje się w posiadaniu innych banków, zwłaszcza prowadzących bankowość inwestycyjną. I chociaż rzecznik Swedbank Robur, jednego z największych banków inwestycyjnych w Skandynawii, w rozmowie z Reuters grzmiał, że: „Jakiekolwiek czerpanie zysków z toczącej się wojny jest nie do zaakceptowania lub niezgodne z naszym poglądem na odpowiedzialne inwestycje… a ryzyko utraty reputacji pozostaje naszym zmartwieniem”. To nie wspomniał jednak, że Swedbank Robur ma udziały w obu bankach, ani nie ujawnił związanych z tym faktem danych liczbowych. Więksi inwestorzy instytucjonalni, w tym francuski Amundi i norweski fundusz KLP, także milczą na temat swoich udziałów.

Warto jednak podkreślić, że są banki zagraniczne, które dość szybko wyszły z Rosji. Francuskie Societe Generale już w maju zerwało więzi z tym rynkiem, sprzedając Rosbank grupie finansowej Interros Group należącej do bliskiego Kremlowi biznesmena Władimira Potanina. Z dalszego biznesu w Rosji zrezygnowały Goldman Sachs i JPMorgan.

Jednak obecność Raiffeisen i UniCredit, znaczących banków na europejskim rynku, powoduje zainteresowanie ze strony regulatorów z Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Andrea Enria, pełniący funkcję Przewodniczącego Rady Nadzorczej Europejskiego Banku Centralnego ostrzegł, że okno wyjścia z rynku „trochę się zamyka”, ponieważ rosyjskie władze przyjmują bardziej „wrogie” podejście. Wyraził przy tym poparcie dla wszystkich instytucji finansowych, które chciałyby opuścić Rosję. Rzeczywiście, dekretem Putina inwestorom z tzw. nieprzyjaznych krajów zakazano sprzedawać udziały w bankach, chyba że prezydent Rosji udzieli zwolnienia. Po instytucjach finansowych krążą informacje, iż owo „zwolnienie” oznacza po prostu oddanie niemal za bezcen całego rosyjskiego biznesu ludziom wskazanym przez Kreml. Straty byłyby więc ogromne.

Zarówno Reuters, Bloomberg, jak i ANSA potwierdzają, że Raiffeisen i UniCredit „toczą dialog” z EBC na temat obecności w Rosji, przy czym UniCredit twierdzi, iż „w pełni i regularnie informował EBC o strategii uporządkowanego ograniczania ryzyka związanego z Rosją”. Tyle, że obecnie bank nie zmienił swojej strategii na rynku rosyjskim a Raiffeisen odnotował w zeszłym roku ponad trzykrotny zysk ze swojej działalności w Rosji. Austriacki bank ma przy tym depozyty na sumę 20 mld euro, pochodzące zwykle od rosyjskiej klasy średniej liczącej, że akurat ten bank ominą sankcje i będzie okazja wytransferować choć część środków poza Rosję.

Jednym słowem w przypadku obu banków mowa raczej o możliwości pozostania, nie wyjścia, zaś austriaccy politycy milczą w wypowiedziach dla zachodnich mediów na temat obecności tego banku (i innych dużych firm z tego kraju) w Rosji, stwierdzając czasem, iż „Austria na historyczne powiązania z Europą Wschodnią”, omijając w ten sposób temat rosyjskich inwestycji. I tak Johann Strobl, dyrektor generalny Raiffeisen, twierdzi, że analizuje opcje dla rosyjskiego biznesu, choć podkreśla, że każdy ruch jest skomplikowany, jako że bank nie jest „kioskiem z kiełbaskami”, który można zamknąć z dnia na dzień.

Ale niektórzy austriaccy akcjonariusze banku zastanawiają się nad sensem dalszego robienia biznesu w Rosji odnosząc to do kwestii moralności. Heinrich Schaller, szef trzeciego co do wielkości akcjonariusza RBI, Raiffeisenlandesbank Oberoesterreich i wiceprezes Raiffeisen twierdzi, iż „nie ma wątpliwości, że oczywiście jest to sprawa moralności”. Opowiada się więc za wyjściem z rosyjskiego rynku.

Jest jednak coś, co może przyspieszyć wyjście obu banków z Rosji niezależnie od poniesionych strat. „Każdy podmiot, który przyczynia się do finansowania inwazji Rosji na Ukrainę, zostanie objęty sankcjami. Niezależnie skąd jest i gdzie znajduje się jego główna siedziba” – powiedział stacji CNN wysoki urzędnik Departamentu Stanu USA. Nawet możliwość takiej ewentualności oznaczałaby dla obu banków prawdziwą katastrofę.