Analiza ISBiznes.pl: Incydent w Przewodowie i oblany test polskiej obronności

Rakieta, która spadła na suszarnię w Przewodowie powiat hrubieszowski, zabijając dwie osoby była awaryjnym pociskiem ukraińskiej obrony przeciwlotniczej 5W55R systemu S-300PM Favorit – tak wskazują dowody znalezione na miejscu eksplozji. Poza nieuniknionymi problemami politycznymi, eksplozja w Przewodowie pokazuje, jak bardzo Polska jest na takie zdarzenia nieprzygotowana

Historia Przewodowa zaczyna się nietypowo. 15 listopada w tej wsi leżącej w powiecie hrubieszowskim w województwie lubelskim o 15:40, jakieś „obiekty z nieba” spadły na suszarnie firmy, w której akurat znajdował się transport kukurydzy. Zniszczyły całkowicie wagę, przewróciły i odrzuciły na bok ciągnik i przyczepę z ziarnem, zaś eksplozja, jaka przy tym nastąpiła spowodowała śmierć dwóch mieszkańców gminy 62-letniego Bogusława W. i 60-letniego Bogdana C., kierownika magazynu i traktorzysty. Jeden mieszkał w Przewodowie, drugi w pobliskich Setnikach. Obaj od ponad 20 lat pracowali w spółce Agrocom, do której należała suszarnia.

Wybuchł pożar, który opanowała miejscowa straż. Prawdopodobnie poprzez policję, która znalazła się szybko na miejscu zdarzenia meldunek dotarł do województwa, i dalej do Warszawy czyli rządu, przy czym zawiadomiony został i resort obrony i MSW. Jednocześnie, ze względu na charakter sprawy powiadomione zostało NATO i ambasada USA, tu alarm wszczęły struktury NATO-wskiego rozpoznania i polskie Siły Powietrzne. Bardzo szybko rozeszły się pogłoski o „ataku rakietowym” i “rosyjskiej rakiecie”. Takie informacje przekazały także osoby z MON czy kręgów rządowych, będące kontaktami niektórych dziennikarzy czy analityków. Tak to hipoteza o rosyjskiej rakiecie – przy czym ustalono nawet jej typ! – zaczęła żyć własnym życiem w mediach społecznościowych. Z kolei rząd ograniczył się do komunikatu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, że „we wtorek 15 listopada o godzinie 15:40 na terenie wsi Przewodów w powiecie hrubieszowskim w województwie lubelskim spadł pocisk produkcji rosyjskiej, w wyniku czego śmierć poniosło dwóch obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. Dokładne okoliczności tego wydarzenia są badane przez służby”. Na dalsze informacje trzeba było czekać około 12 godzin.

Co się stało w Przewodowie

Pomijając znane z mediów oświadczenia zarówno rządu Polski, jak i rządu Ukrainy, prezydenta USA czy przewodniczącego Rady Europejskiej, oraz prezydentów i premierów państw zachodnich, warto przyjrzeć się efektom eksplozji w suszarni, z których można ustalić, co właściwie stało się w Przewodowie. Od początku postawiono bowiem trzy równorzędne hipotezy:

– że była to rakieta wystrzelona przez jednostkę obrony powietrznej Ukrainy, która wskutek awarii nie zachowała zadanych parametrów lotu i rozbiła się na terenie suszarni w Przewodowie

– że była to rosyjska rakieta manewrująca typu Cruise, która wskutek błędu naprowadzania (złe wpisanie współrzędnych do komputera pokładowego) rozbiła się w Przewodowie

– że była to rakieta przeciwlotnicza, tym razem pełniąca rolę rakiety ziemia-ziemia wystrzelona przez Rosjan z terytorium Białorusi, która zeszła z zadanego toru lotu i rozbiła się w Przewodowie

Czy rzeczywiście na Przewodów mogła spaść rakieta rosyjska? 15 listopada istotnie miał miejsce masywny atak rakietowy na ukraińską infrastrukturę energetyczną i po raz pierwszy – na gazową. Atak przeprowadzony był z nad północnej części Morza Kaspijskiego z 14 bombowców Tu-95MS WKS Rosji i prawdopodobnie też z Tu-142 Marynarki Wojennej. Dodatkowo okręty rosyjskiej Floty Czarnomorskiej wystrzeliły z Morza Czarnego ok. 20 pocisków manewrujących Kalibr, użyto także 10 irańskich bojowych bezzałogowców Shahed-136/131. Rosjanie wystrzelili 94 rakiety manewrujące, z których obrona przeciwlotnicza Ukrainy miał strącić 72 i 10 bezzałogowców. Wystrzelono głównie pociski Ch-101, choć znaleziono też szczątki kilku pocisków Ch-555.

Nie zgadza się rozmiar zniszczeń

Ch-101 ma zasięg do 2800 km, podobny Ch-555. Są to rakiety manewrujące klasy cruise. Teoretycznie każda z nich mogła uderzyć w suszarnię, jednak przeczy temu rozmiar zniszczeń. Ch-101 i Ch-555 były już używane na wojnie ukraińskiej przez Rosjan. Pierwsza z nich posiada głowicę 450 kg, druga niewiele mniejszą ok 350 kg. W przypadku uderzenia Ch-101 w Charkowie, głowica rakiety całkowicie zniszczyła pawilon usługowy znajdujący się obok miejsca uderzenia, wybuch odsłonił piwnice i fundamenty leżącego obok bloku, zwalił piwnice na długości około 50 metrów i zerwał warstwę ziemi tworząc krater o promieniu 30 metrów. W przypadku użycia Ch-555 całkowicie zniszczony został pawilon usługowy w który rakieta trafiła, uszkodzony silnie został też jednopiętrowy budynek obok, powstał lej po wybuchu o 20 m średnicy.

Nie odpowiada to absolutnie charakterowi zniszczeń w Przewodowie. Tam wybuch zniszczył wagę, przewrócił i przesunął przyczepę i ciągnik oraz utworzył krater głębokości niecałych 3 m i nieregularnej średnicy 5-8 m.

Zresztą, wówczas należało by sądzić, że Rosjanie wystrzeliwując te rakiety liczą się z możliwością, że dokonają zniszczeń na terenie jednego z państw NATO, co oznaczałoby w najgorszym razie wejście NATO do wojny. Przy czym wiadomo, że mimo wojowniczej retoryki bardzo unikali incydentów tego typu.

Czy mógł być to pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, który z powodu awarii rozbił się w Przewodowie?

Jest to wyjaśnienie najbardziej prawdopodobne. Ta jednostka obrony przeciwlotniczej mogła bowiem bronić obiektu znajdującego się bardzo blisko polskiej granicy. To najbardziej wysunięta na zachód ukraińska elektrownia węglowa Dobrotwór o mocy 510 MW, część tzw. wyspy bursztyńskiej, czyli wydzielonej części ukraińskiej sieci elektroenergetycznej, połączonej w 2003 r. z europejskim systemem energetycznym. To właśnie m.in. wyspę bursztyńską miały na myśli władze Ukrainy, oferujące się z dostawami energii do Polski. Elektrownia znajduje się 35 km w linii prostej od polskiej granicy i 70 km od Lwowa. Rosjanie doskonale wiedzą, gdzie ona jest i w ramach ataku na sieć elektroenergetyczną Ukrainy, jaki prowadzili, mogła też być celem. Jeśli nawet tak było, to atak się nie udał, a elektrownia działa. Niemniej w trakcie odpierania tego ataku mogła nastąpić awaria jednej z rakiet. Za tym wyjaśnieniem przemawiają znaleziska z suszarni. Znaleziono tam mianowicie część tzw. pierścienia ustalającego oraz fragmenty połączeń i fragment zespołu napędowego 48D6DM pocisku przeciwlotniczego 5W55R. Jest to siedmiometrowa rakiety przeciwlotnicza zestawu obrony przeciwlotniczej S-300PM Favorit używanego w wojnie ukraińskiej przez obie strony konfliktu. Naddźwiękowa, naprowadzana radarowo, ma zasięg do 90 km. Jednak w tym przypadku, prawdopodobnie przy odpieraniu ataku na elektrownię lub inny obiekt w pobliżu Lwowa (np. magazyn logistyczny pod Jaworowem), doznała awarii, wyrwała się spod kontroli i po krzywej balistycznej, gdzie może przy szybkości do 2 km/s, jaką osiąga przy końcu kierowanego toru lotu przelecieć do 300 km, nieszczęśliwym trafem rozbiła się w suszarni zamiast rozbić się na polu. Za tym świadczyłby lej i efekty wybuchu – identyczne wystąpiły pod Mikołajewem, gdzie taki pocisk został użyty jako pocisk ziemia-ziemia przez Rosjan.

Czy wobec tego i w przypadku Przewodowa Rosjanie mogli użyć przeciwlotniczych pocisków 5W55R jako pocisków ziemia-ziemia, skoro kilkukrotnie już to robili, i wystrzelić je z terenu Białorusi? Teoretycznie jest to możliwe. Ale przeczą temu dwie okoliczności. Pierwsza, że gdyby istotnie chodziło o prowokację rosyjską, nie dokonano by jej jednym pociskiem biorąc na cel suszarnię, nie będącą żadnym obiektem militarnym ani nawet bardzo ważnym gospodarczo. Tym bardziej, że nawet taki atak suszarni nie zniszczył, spowodował tylko duże straty i zabił dwie osoby.

Mogą nastąpić kolejne Przewodowy

Tej hipotezie przeczy jeszcze jedno: w odległości 40 km od Przewodowa znajdują się Łabunie. Umieszczono tam radar RAT-31DL FADR – jeden z elementów naziemnego rozpoznania NATO, radar stacjonarny o wielkości anteny 11×7 metra. To jedna z najnowszych konstrukcji, mniej niż 10-letnia, posiadający największe możliwości w dziedzinie rozpoznania radarowego potencjalnego nieprzyjaciela w promieniu 500 km. Dane z radaru przekazywane są na bieżąco do Centrum Operacyjnego Sił Powietrznych w Pyrach pod Warszawą, stamtąd trafiają w czasie rzeczywistym do Combined Air Operations Centre Uedem należącego do NATO. Zarówno więc polskie Siły Powietrzne, jak i NATO natychmiast wiedziały co zostało – lub nie – wystrzelone z terenu Białorusi lub odpalone z samolotów lecących nad jej terytorium. Tymczasem oświadczenie prezydenta USA Joego Bidena nie pozostawiało wątpliwości, że eksplozja w Przewodowie została spowodowana przez ukraińską rakietę.

Biden wygłosił je po spotkaniu z przywódcami Zachodu, w tym Unii Europejskiej, zorganizowanym jako „nadzwyczajne” i poświęcone właśnie eksplozji w Przewodowie po kolejnej sesji spotkania G20 na Bali w Indonezji. Jest więc pewne, że 16 listopada w południe prezydent USA miał już pewność, że rakieta, która uderzyła w suszarnię w Przewodowie była ukraińska. Polskie władze przyznały to później.

Eksplozja w Przewodowie dobrze pokazała problemy państwa. Pierwsze, że Polska nie jest gotowa na żadne tego typu wypadki, nie mówiąc już o intencjonalnym ataku, gdyby taki miał nastąpić. Brak Obrony Cywilnej, systemu alarmowania, budowali ochronnych. Tyle, jeśli chodzi o bezpieczeństwo bierne. Jeśli chodzi o czysto wojskowe aspekty eksplozji w Przewodowie, widać słabość naszego systemu obrony przeciwlotniczej. Co prawda rakiety lecącej na Przewodów nie można by było strącić – inaczej konieczny byłby zaawansowany system przeciwlotniczy z własnym radarem w każdym ogródku – ale mielibyśmy pewność co leci, skąd i jak to zwalczać, jeśli komuś czy czemuś zagraża.

Druga kwestia to problemy Ukrainy. Wojna trwa już niemal 270 dni. Solidne na jej początku zapasy pocisków systemu S-300 PM są niemal na wykończeniu. Wiadomo, że Ukraińcy kupują je u wszystkich, którzy takimi systemami dysponowali. Przechowywanie i utrzymanie tych pocisków mogło być różne, jak różni są dostawcy (np. kraje arabskie). Takie rzeczy mogą się wiec jeszcze niestety powtórzyć i nie ma w tym żadnej ukraińskiej winy. Może należy po prostu dofinansować nieco nowszym zachodnim sprzętem ukraińską obronę przeciwlotniczą?