Analiza ISBiznes.pl: USA – Europo, wydawaj więcej na obronę, ale kupuj nasz sprzęt

"Polski" czołg Abrams
SEG 2025

Administracja Donalda Trumpa żąda, by w ramach europejskiego programu wzmacniania zdolności obronnych Europa kupowała uzbrojenie z USA. Jednak słowa samego Trumpa pozwalają wątpić w dostawy amerykańskiego sprzętu i wyposażenia w razie zagrożenia wojennego oraz jego jakość. Jest też już pierwszy ich efekt – Włosi prawdopodobnie kupią samolot patrolowy w Japonii, nie w USA.

Komisja Europejska wraz z rządami krajów Unii Europejskiej opracowała w połowie marca br. program zwiększenia zdolności obronnych państw UE nazwany ReArm Europe o łącznej wartości 650 mld euro, miał składać się głównie z pożyczek dla rządów państw Unii Europejskiej na programy obronne. Pierwsza transza w wysokości 150 mld dolarów ma być w niedługim czasie uruchomiona.

Problemem jednak jest nie „co” za te pieniądze kupić, ale „gdzie”. Spore grono krajów UE, pod przewodnictwem Francji, chciałoby paneuropejskiego podejścia do zakupów obronnych, uważając, że skoro mowa o funduszach unijnych, to konieczne jest, by zakupy były dokonywane w europejskich firmach.

Włochy, a właściwie ich premier Giorgia Meloni, która usiłuje wywrócić całą inicjatywę żądaniem, aby finansowanie zakupów pochodziło od firm prywatnych i nie było mowy o obligacjach europejskich, co jest niewykonalne, optuje za zakupami na wolnymi rynku zbrojeniowym, czyli głównie w USA. Co ciekawe, nie ma to wsparcia we włoskim Sztabie Generalnym. Poza tym włoska mniejszość, jak na razie mimo wsparcia ze strony Słowacji i Węgier, które opowiadają się przeciwko jakimkolwiek europejskim programom obronnym, nie uzyskała statusu mniejszości blokującej.

Kraje UE porozumiały się jak do tej pory, że poza UE uzbrojenie za europejskie fundusze można będzie kupować w Wlk. Brytanii i Norwegii. Polska przy współpracy Niemiec uzyskała wyjątek, że za unijne fundusze będzie można także kupować części zamienne i podzespoły do już zamówionego i dostarczanego sprzętu wojskowego, co wspomagałoby właściwe utrzymanie sprzętu zamówionego w Południowej Korei i USA. Nadal jednak jest problemem kto powinien mieć prawo decydowania o wspólnych projektach, kto powinien je prowadzić i w jaki sposób powinny być finansowane.

Obecnie kwestia zakupów nowego sprzętu wojskowego USA jest, jak się twierdzi w Brukseli, „przedmiotem dyskusji”. Dyskusja ta dotarła już na drugą stronę Atlantyku, bowiem o ile istnieją sposoby, by firmy spoza UE, poza firmami brytyjskimi i norweskimi, uczestniczyły w unijnych programach, inni producenci spoza Unii Europejskiej w praktyce stanęliby przed szeregiem administracyjnych i czysto praktycznych przeszkód.

Waszyngton potraktował jednak stanowisko Unii Europejskiej jako ograniczenie udziału amerykańskich producentów w przetargach na broń i sprzęt wojskowy, zwłaszcza jeśli chodzi o niektóre jej rodzaje.

Tymczasem, jak stwierdzają analitycy, Europa może mieć powody do obaw. Obecne „cła Trumpa”, ograniczenie pomocy wojskowej dla Ukrainy do niektórych jej kategorii, przyjmowanie stanowiska prorosyjskiego w wojnie na Ukrainie przy dużym złagodzeniu presji na Moskwę, głęboko zaniepokoiły europejskich sojuszników. Wszystkich polityków europejski zszokowała wypowiedź prezydenta USA przy okazji prezentacji „rollin’ out” nowej maszyny przewagi powietrznej VI generacji – F-47.

„Niektórzy sojusznicy, będziemy im sprzedawać, być może, pogorszone wersje, chcielibyśmy je pogorszyć o około 10%, co prawdopodobnie ma sens, ponieważ pewnego dnia, może nie będą naszymi sojusznikami, prawda?” – stwierdził Trump.

Wszystko to spowodowało, że zaczęły się otwarte pytania czy Amerykanie nie sprzedawali już wersji swojego sprzętu wojskowego o pogorszonych właściwościach oraz czy w przypadku takich działań nabywców z Europy, które nie będą się podobały amerykańskiej polityce zagranicznej, mogą zdalnie unieruchomić ten sprzęt. Po tym jak Portugalia, która zamierzała zakupić maszyny wielozadaniowe V generacji F-35, oficjalnie oświadczyła, że nie widzi ich we własnych siłach powietrznych, w Niemczech, Finlandii i Kanadzie zaczęło się otwarte kwestionowanie tego zakupu ze względu na „zagrożenie bezpieczeństwa”. W efekcie tego producent maszyn – Lockheed Martin – zamieścił oficjalne oświadczenie stwierdzające, iż eksportowany F-35 nie posiada żadnego „kill-switch”, zdalnego systemu, którym można byłoby zablokować płatowiec.

Mimo tego, po wypowiedzi głównego doradcy prezydenta Trumpa, Elona Muska, który oświadczył w marcu, iż USA powinny wycofać się z NATO i „nie tracić pieniędzy na Europę” oraz po wypowiedziach wiceprezydenta JD. Vance’a oraz sekretarza obrony Pete Hegsetha, którzy stwardzili, że „ratowanie Europy jest żałosne”, zaczęły się otwarte dyskusje czy Stany Zjednoczone są wiarygodnym partnerem.

Tymczasem 25 marca br. przebywający z wizytą w państwach bałtyckich sekretarz stanu Marco Rubio powiedział ministrom spraw zagranicznych Litwy, Łotwy i Estonii, że Stany Zjednoczone chcą nadal uczestniczyć w zamówieniach obronnych krajów UE. Rubio miał ostro stwierdzić, że wszelkie wykluczanie amerykańskich firm z europejskich przetargów zostanie odebrane negatywnie przez Waszyngton. Litwini, Estończycy i Łotysze, nie odpowiedzieli sekretarzowi stanu wprost, ale tydzień po wizycie Rubio, Departament Stanu przekazał kanałami dyplomatycznymi do Brukseli, że „wszelkie utrudnianie amerykańskim firmom udziału w przetargach unijnych na broń i sprzęt wojskowy spowoduje wzrost napięcia stosunkach z USA”.

Jak dodano już nieoficjalnie, to zakupy broni w amerykańskich firmach poprawiają bezpieczeństwo Europejczyków, co już zostało odebrane bardzo źle. Jak przekazał agencji Reuters wysoki rangą urzędnik Departamentu Stanu, na wszystkich spotkaniach NATO kwestia ta będzie dla Marco Rubio jedną z pierwszoplanowych.

„To kwestia, którą sekretarz poruszył i będzie nadal poruszał” – dodał.

Warto dodać, że Stany Zjednoczone naciskały już wcześniej na europejskie zakupy amerykańskiej broni, w tym na tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, ale po ogłoszeniu o „cłach Trumpa” kontrowersje w UE wokół zakupów amerykańskiej broni i wyposażenia wojskowego narastają.

Rzecznik Departamentu Stanu oświadczył, że prezydent Trump z zadowoleniem przyjmuje ostatnie wysiłki europejskich sojuszników mające na celu „wzmocnienie ich zdolności obronnych i wzięcie odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo”, ale nie może się to wiązać z jakimikolwiek utrudnieniami dla amerykańskich firm.

„Transatlantycka współpraca przemysłowa w zakresie obronności wzmacnia Sojusz” – stwierdził rzecznik.

Co istotne, według amerykańskich analityków przemysłu zbrojeniowego, Trump nawołując do wzrostu procentu PKB wydawanego na obronę w państwach NATO rozumiał to po prostu jako zwiększone zakupy sprzętu „z półki” prosto z amerykańskich firm, bez offsetu, jako wzór podając polskie zakupy czołgów M1 Abrams. Przygotowywana jest nawet regulacja prawna, która ma złagodzić przepisy regulujące eksport amerykańskiego sprzętu wojskowego.  Jak stwierdza branżowy Defense News ma być podobna do ustawy zaproponowanej w zeszłym roku przez doradcę Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Waltza w okresie, gdy był republikańskim członkiem Izby Reprezentantów.

Projekt tej regulacji zmieniał ustawę o kontroli eksportu broni w USA, zwiększając progi wartościowe, od których kontrola Kongresu na transakcję jest obligatoryjna. Wzrosłyby one z 14 mln dolarów do 23 mln dolarów na transfery broni i z 50 mln dolarów do 83 mln dolarów na sprzedaż sprzętu wojskowego, modernizacje, szkolenia i inne usługi. Progi byłyby wyższe dla członków NATO, a także dla bliskich partnerów USA: Australii, Izraela, Japonii, Korei Południowej i Nowej Zelandii. W przypadku transakcji z tymi krajami Kongres musiałby zostać powiadomiony 15 dni przed transferem, w porównaniu z 30 dniami w przypadku większości innych krajów.

W 2019 roku Trump był mocno sfrustrowany „sabotażem” ze strony członków Kongresu, którzy nie chcieli autoryzować dużej transakcji zbrojeniowej ze Arabią Saudyjską, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Jordanią ze względu na dużą liczbę cywilnych ofiar wojny Arabii Saudyjskiej w Jemenie oraz naruszeń praw człowieka. W efekcie ogłosił stan wyjątkowy z powodu napięć z Iranem, co pozwoliło mu zrealizować wartą 8 mld dolarów transakcję bez zgody Kongresu. Kongres jednak tego nie zapomniał i rozciągnął ściślejszą kontrolę nad transakcjami przemysłu obronnego, co Trumpowi bardzo się nie podoba.

Zwiastunem nowego podejścia do kwestii zakupu sprzętu wojskowego jest informacja z Włoch. Włosi ogłosili bowiem, iż „poważnie rozważają kwestię zakupu” japońskiego samolotu rozpoznania zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) i patrolowego Kawasaki P-1 zamiast amerykańskiego Boeinga P-8A Poseidon, który był pewnym faworytem we włoskim przetargu na taką maszynę.

„P-1 jest jedną z możliwych dostępnych opcji” – powiedział w piątek dziennikarzom szef włoskich sił powietrznych Luca Goretti, kiedy spytano go co dzieje się przetargiem na morską maszynę rozpoznania i ZOP na Morzu Śródziemnym.

„Mamy świetne relacje z Japonią” – dodał.

Czterosilnikowy Kawasaki P-1 to maszyna stosunkowo nowa, zaprojektowana od podstaw i będąca w japońskiej służbie od 2013 roku. Japońskie Morskie Siły Samoobrony mają na stanie obecnie 33 samoloty, zaś producent stara się o kontrakty eksportowe.

Włosi do zadań patrolu morskiego i rozpoznania używali niezbyt do tego nadających się przerobionych przez Airbusa i Leonardo „uwojskowionych” samolotów cywilnych ATR-72 obsługiwanych przez mieszane załogi Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej. Maszyna ta nie mogła zwalczać okrętów podwodnych i była po prostu filler gap, czyli wypełniaczem luki.

Włoscy analitycy branży zbrojeniowej przypominają, że Włochy, Wielka Brytania i Japonia współpracują w programie maszyny VI generacji GCAP. Jak stwierdził 13 marca generał Goretti, możliwy jest przy okazji tej współpracy także rozwój innych wspólnych programów włosko-japońskich.

„W tej chwili w Japonii przebywa włoska delegacja, ponieważ istnieją inne szanse na rozwój z (Japonią), w tym opracowanie dla nich samolotu szkoleniowego, a także wspólnego samolotu patrolowego. Nasza współpraca otworzyła inne horyzonty, które do niedawna były nie do pomyślenia” – zauważył.

Istotnie, włoski koncern zbrojeniowy Leonardo przedstawił w 2023 roku Japończykom ofertę zakupu swojej maszyny szkolno-treningowej M-346 jako następcy starzejących się Kawasaki T-4 i japońscy piloci zostali wysłani do Włoch, by szkolić się na tym typie samolotu, zaś możliwe są współprace w projektowaniu i budowie dronów do patrolowania nad morzem.