Raport ISBiznes.pl: Amerykańskie giełdy na czerwono, lepiej w Europie

Amerykańskie giełdy po środowym odbiciu znowu na czerwono. S&P 500 stracił 189,79 punktów, czyli 3,45%, kończąc na poziomie 5267,11 punktów. Administracja Trumpa jednak twierdzi, że giełdowy szok jest „przejściowy”, bowiem „kraje ustawiają się w kolejce do rokowań”. Tymczasem wojna handlowa mimo zawieszenia na 90 dni ceł wzajemnych postępuje nadal – cła na wyroby chińskie wynoszą już 145%. Co ciekawe, europejskie giełdy mimo zagrożenia amerykańskimi cłami wykazują pewien optymizm.

Kolejna w obecnym tygodniu sesja nie może być zaliczana do udanych. Nasdaq Composite stracił 737,66 punktów, czyli 4,31%, spadając do 16387,31 punktów. Dow Jones Industrial Average spadł o 1029,51 punktów, czyli 2,54%, do poziomu 39 578,94 punktów. Od czasu, gdy Trump ogłosił swoje cła późnym wieczorem 2 kwietnia, spółki z indeksu S&P 500 straciły prawie 6 bilionów dolarów na wartości giełdowej, co stanowi rekordowy czterodniowy spadek indeksu jakiego nie widziano od lat 50. XX wieku. Ceny ropy WTI Texas Intermediate spadły o 3,7% do mniej niż 60 dolarów za baryłkę, ponieważ pogłębiająca się wojna handlowa między USA a Chinami i perspektywa możliwej recesji wywołały obawy przed spadkiem popytu na surowce energetyczne.

Inwestorzy mimo 90-dniowego terminu przerwy w stosowaniu wysokich ceł wzajemnych narzuconych przez administrację Donalda Trumpa są coraz bardziej zaniepokojeni nabierającą tempa wojną handlową z Chinami. Obecny poziom ceł na wszystkie wyroby z Chin wynosi już 145%, jak przyznał sekretarz skarbu Scott Bessent. W efekcie indeks zmienności CBOE obrazujący niepokój inwestorów skoczył do 53,67 pkt., co jest najwyższym poziomem od czasu pandemii.

Jak stwierdziła była sekretarz skarbu USA Janet Yellen, przerwa w stosowaniu wysokich ceł wzajemnych zaordynowana przez administrację Trumpa miała jako powód nie tylko nalegania ze strony dyrektora generalnego JP Morgan Chase & Co. Jamiego Dimona i miliardera-inwestora Billa Ackmana, ale i groźba niestabilności finansowej wywołana spadkiem cen amerykańskich obligacji skarbowych. Według opinii Yellen wyrażonej wywiadzie dla CNN International, inwestorzy zaczęli odwracać się od amerykańskich obligacji skarbowych jako bezpiecznej przystani po tym, jak ich rentowność zaczęła rosnąć w związku z podwyżkami ceł.

„Spowodowało to, że fundusze hedgingowe o wysokiej dźwigni finansowej, które posiadają amerykańskie obligacje skarbowe, zaczęły sprzedawać swoje udziały, a to może naprawdę zacząć wywoływać niestabilność finansową, jeśli dojdzie do masowej sprzedaży amerykańskich obligacji skarbowych. Tak więc rozumiem, że to coś, co miało wpływ na prezydenta Trumpa, skłaniając go do wstrzymania wzajemnych taryf, i z pewnością jest to coś, co powinno budzić obawy” – stwierdziła Yellen w swoim pierwszym wywiadzie telewizyjnym od czasu opuszczenia urzędu.

Była sekretarz skarbu, obecnie wykładowczyni uniwersytecka, stwierdziła, że politykę gospodarczą administracja Trumpa „oblała”.

„Obawiam się, że nie mogłabym dać jej oceny pozytywnej. Przepraszam, ale to najgorsze samookaleczenie, jakie kiedykolwiek widziałam, jakie administracja zadała dobrze funkcjonującej gospodarce. Mieliśmy więc bardzo dobrze funkcjonującą gospodarkę, a prezydent Trump rozwalił ją kulą (do wyburzania budynków – red.)” – powiedziała Yellen w CNN International. Jak dodała, w tym przypadku ocena dotyczyłaby skumulowanych skutków polityki Trumpa, w tym wysokich ceł, bezsensownych cięć w agencjach rządowych i budżetu, który prawdopodobnie zwiększy deficyt i będzie wiązał się z ogromnymi cięciami wydatków na Medicaid, bony żywnościowe i inne usługi dla Amerykanów.

Administracja Trumpa jednak twierdzi, że cła są konieczne by zachęcić firmy do przeniesienia produkcji do USA, a „krótkoterminowy ból” zostanie zastąpiony długoterminowym wzrostem i nowymi miejscami pracy. Yellen zauważył jednak, że cła już mają negatywny wpływ na wydatki konsumentów i powodują „ogromny szok niepewności”.

 „Nikt nie wie, dokąd to wszystko zmierza” – skonstatowała.

Administracja Trumpa utrzymała obecnie presję na Chiny, drugą co do wielkości gospodarkę świata i zarazem drugiego eksportera do USA poprzez zwiększenie 9 kwietnia ceł z poziomu 104% do 125% i obecnie 10 kwietnia do poziomu 145%. Prezydent podpisał też rozporządzenia wykonawcze, według którego statki zbudowane w Chinach będą przy cumowaniu amerykańskich portach obciążone dodatkową opłatą karną, co ma spowodować zmniejszenie wpływu Chin na globalny przemysł żeglugowy i ożywienie amerykańskiego przemysłu stoczniowego.

Administracja dodatkowo podniosła cła na przesyłki o wartości poniżej 800 dolarów. To tak zwane przesyłki „de minimis” z Chin i Hongkongu, które wcześniej nie podlegały cłom. Według danych z 2 kwietnia ustalono stawkę celną na poziomie 30%. Z kolei od 2 maja będą opodatkowane stawką 120% od ich wartości. Waszyngton od 2 maja zwiększy także opłatę za przesyłkę pocztową z Chin z 75 dolarów do 100 dolarów. Po 1 czerwca takie przesyłki wchodzące do USA z Chin będą obciążone opłatą w wysokości 200 dolarów za sztukę.

Chiny stwierdziły jednak, że „nie ugną się przed groźbami ze strony Waszyngtonu” i, jak powiedział rzecznik Ministerstwa Handlu He Yongqian na konferencji prasowej, jeśli USA nadal będą się upierać przy cłach, „doprowadzą sprawę do końca”. Resort handlu stwierdził, że „kraj jest otwarty na dialog, ale musi się on opierać na wzajemnym szacunku”. Jednak po nałożeniu łącznie 145% ceł na cały chiński import do USA, inwestorzy spodziewają się równie spektakularnej podwyżki ceł ze strony władz chińskich. Jak na razie z repertuaru chińskich kin zniknęły amerykańskie filmy. Z drugiej strony przez wszystkie agencje chińskie przeszła informacja za niemiecką gazetą biznesową Handelsblatt, że UE i Chiny rozpoczynają rozmowy w sprawie zawieszenia unijnych ceł na chińskie pojazdy elektryczne. Spowodowało to błyskawiczny wzrost o 3,4% ADR-ów chińskiej firmy samochodowej BYD.

Trump twierdzi, że możliwe jest porozumienie z Chinami w sprawie handlu, ale „jak dotąd nie odpowiedziały one na nasze (tj. amerykańskie) sugestie”, tak więc priorytetowo traktowane są rozmowy z innymi krajami, bowiem Wietnam, Japonia, Korea Południowa i inne kraje „ustawiają się w kolejce, by zawrzeć umowę z USA”. Jak stwierdził doradca ekonomiczny Białego Domu Kevin Hassett, rozważane mają być oferty z ponad tuzina krajów dotyczące umów celnych i administracja „jest bliska osiągnięcia porozumień z niektórymi z nich”. Wymienia się tutaj, Indie, które oświadczyły, że chcą szybko zawrzeć umowę handlową ze Stanami Zjednoczonymi.

„USTR poinformowało nas, że jest teraz może 15 krajów, które złożyły wyraźne oferty, które badamy, rozważamy i decydujemy, czy są wystarczająco dobre, aby przedstawić je prezydentowi” – stwierdził Hassett w Białym Domu, odnosząc się do stanowiska przedstawiciela handlowego USA. Jak dodał obecnie prowadzone są rozmowy jaki priorytet nadać poszczególnym negocjacjom.

Doradca ds. handlu w Białym Domu i rzeczywisty twórca „ceł Trumpa” Peter Navarro zignorował reakcję rynku. „Wczoraj odnotowaliście najwyższy wzrost w historii giełdy, oczywiście dziś jest mały spadek. To po prostu normalna korekta po dużym dniu. To nic wielkiego” – stwierdził w CNN. Jak dodał „Indie, Australia, Wielka Brytania, UE, Japonia, Korea Południowa” – wszystkie te kraje „przychodzą” po umowy handlowe dotyczące ceł. „Wszyscy otrzymamy od nich dobre oferty” – zauważył.

Rzeczywiście, Unia Europejska stawia na rokowania nie na wojnę handlową. Po zamieszaniu wywołanym nie konsultowaną z nikim ofertą zerowych stawek celnych po obu stronach Atlantyku, przedstawioną przez kierującą Komisją Europejską Ursulę von der Leyen, obecnie UE wstrzymała cła retorsyjne.

UE miała uruchomić cła retorsyjne na około 21 mld euro amerykańskiego importu 15 kwietnia w odpowiedzi na 25% cła Trumpa na stal i aluminium. Ma to być gest dobrej woli związany z 90-dniowym moratorium Trumpa na podwyższone taryfy celne. Komisja Europejska „nadal ocenia”, jak zareagować na amerykańskie cła samochodowe i szersze 10% cła, które pozostają w mocy.

Jak oceniła Ursula von der Leyen, ruch Trumpa był ważnym krokiem w kierunku stabilizacji światowej gospodarki. Ostrzegła jednak, że w razie potrzeby mogą zostać przywrócone cła retorsyjne.

„Chcemy dać negocjacjom szansę. Podczas przyjmowania środków zaradczych UE, które spotkały się z silnym poparciem naszych państw członkowskich, zdecydowaliśmy jednak, że wstrzymamy je na 90 dni. Jeśli jednak negocjacje nie będą zadowalające, wdrożymy nasze środki zaradcze. Trwają prace przygotowawcze nad dalszymi tego typu środkami zaradczymi. Jak już wcześniej powiedziałam, wszystkie opcje pozostają na stole” – napisała na X Ursula von der Leyen.

W Europie rentowność obligacji rządowych strefy euro wzrosła, spready się zacieśniły, a rynki ograniczyły swoje zakłady na obniżki stóp procentowych Europejskiego Banku Centralnego po ostatnim ogłoszeniu Trumpa. Wzrosły też notowania akcji. Paneuropejski indeks STOXX 600 wzrósł o 3,7%, a główne giełdy regionalne wzrosły o 3% do 4,7%. Ten indeks referencyjny, a także indeksy w Niemczech, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii odnotowały najlepsze sesje od marca 2022 r. Francuski indeks CAC 40 wzrósł o 3,8%, co jest nienotowanym wzrostem od października 2022 r.

„Dziś widzimy, że rynki w pewnym sensie mechanicznie odbijają się na całym kontynencie, mieliśmy uczestników, którzy dokonali ponownej oceny i ograniczyli niektóre ryzyka wzrostu, które mieliśmy pod względem perspektyw w Europie” – powiedział Michael Brown, starszy strateg ds. badań w Pepperstone.

Z drugiej strony bankowcy z zarządu EBC, jak Francois Villeroy de Galhau, pozostali ostrożni. De Galhau powiedział w radiu France Inter, że obecne informacje są „lepsze niż wcześniej”, ale nadal trwa niepewność, co stanowi zagrożenie dla zaufania gospodarce oraz jej wzrostowi.

Liderzy biznesu w Europie także są sceptyczni. Nicolas Ozanam, szef francuskiej grupy lobbystycznej winiarstwa i spirytusów FEVS powiedział, że decyzja Trumpa o wstrzymaniu handlu była „tylko w połowie dobrą wiadomością”. Zauważył, że ten ruch początkowo pozwoli francuskim firmom winiarskim i spirytusowym wznowić dostawy z niższymi cłami, czyli na tym samym poziomie co inni zagraniczni dostawcy do USA. Tyle że 90-dniowe okno dostaw tworzy spore problemy logistyczne a biorąc pod uwagę, że cła w wysokości 10% pozostały w mocy, sektor nadal będzie się zmagał się z presją inflacyjną.

„To nadal będzie prowadzić do wzrostu cen, a zatem spadku konsumpcji w Stanach Zjednoczonych” – zauważył Oznam w wypowiedzi dla Reutersa.

Analitycy europejscy, np. z BNP Paribas zauważają, że moratorium na stosowanie nowych ceł nie jest absolutne. Biały Dom poinformował, że 10% cło ogólne na prawie cały export do USA pozostanie w mocy. Działać będą także nowe cła na samochody, stal i aluminium.

Wstrzymanie wykonywania nie dotyczy ceł płaconych przez Kanadę i Meksyk, ponieważ ich towary nadal podlegają 25% obostrzeniom celnym związanym z rzekomym niewłaściwym nadzorem na granicy, co umożliwia przenikanie do USA nielegalnych imigrantów i fentanylu, a raczej komponentów do jego produkcji. Zawieszone są tylko te z nich, które są zgodne z zasadami umowy handlowej USA-Meksyk-Kanada.

Analitycy i media ekonomiczne opisują też niedawny dokument badawczy bostońskiego Fed, opisujący w jaki sposób cła mogą doprowadzić do powrotu wysokiej inflacji. Jak wynika z zawartych nim danych małe i średnie przedsiębiorstwa w pełni planują przerzucić na konsumentów wszelkie wzrosty kosztów wynikające z ceł, chociaż może zająć do dwóch lat, zanim ich ceny w pełni odzwierciedlą zmianę. Ponadto od ostatniego kwartału 2024 r. prawie 40% tych firm spodziewało się 10% cła dla wszystkich amerykańskich partnerów handlowych i obecnie widząc rosnące koszty nastawiają się już na podwyżki cen.