Pomimo problemów z dostawami nowych samolotów Międzynarodowe Zrzeszenie Transportu Lotniczego IATA stwierdziło, że branża lotnicza po raz pierwszy w swojej historii w 2025 roku przekroczy 1 bln dolarów przychodów. Jest to o 16% więcej niż w obecnym roku i pięć lat po rekordowej pandemicznej stracie z 2020 roku wynoszącej 140 mld dolarów.
Dokładnie przychody branży lotniczej wyniosą w przyszłym roku 1,007 bln dolarów. W obecnym roku ma to być 964 mld dolarów. Zysk netto całej branży wyniesie 36,6 mld dolarów w 2025 roku, w obecnym roku oczekiwane jest 31,5 mld dolarów. Takie dane oznaczają 16% wzrostu w porównaniu z 2024 rokiem. Marże zysku dla branży wyniosą 3,6%, co też będzie oznaczać poprawę w porównaniu do 3,3% w obecnym roku.
Jednak niepewność związana z wojnami na Bliskim Wschodzie i Ukrainie oraz z zablokowaniem w związku z rosyjską inwazją najkrótszej i najtańszej trasy Ameryka-Europa-Azja stworzą dodatkowe ryzyko, które spowoduje, że w 2025 roku zyski z przewozu pasażerów, czyli średnia kwota płacona przez pasażera za przelot jednej mili, spadną o 3,4% w porównaniu z 2024 r.
„Koszty są mocno obciążone opóźnieniami w pozyskiwaniu nowych samolotów i utrzymywaniu starszych samolotów w eksploatacji. Chociaż przyszły rok będzie lepszy finansowo, myślę, że byłby o wiele lepszy, gdybyśmy nie musieli mierzyć się ze wszystkimi tymi problemami łańcucha dostaw” – powiedział dyrektor generalny IATA Willie Walsh w Bloomberg TV. Jak dodał, trudności jakie przeżywają przewoźnicy w pozyskiwaniu nowych samolotów są „niedopuszczalne”.
Istotnie niemal wszystkie linie lotnicze skarżą się na narastające opóźnienia w dostawach nowych maszyn pasażerskich i cargo, co wynika z problemów Boeinga i Airbusa. Pierwszy koncern trapiony jest zdecydowanym spadkiem jakości, skutkami wynikających z niego incydentów, katastrof lotniczych i śledztw po nich, kontrolami Federalnej Agencji Lotnictwa oraz strajkami pracowników. Z kolei Airbus nie bardzo sobie może poradzić z natłokiem zamówień i jego łańcuchy dostaw są obecnie przeciążone, z czego narastają opóźnienia. Tymczasem linie lotnicze twierdzą, że bez nowszych, bardziej wydajnych samolotów linie lotnicze nie będą mogły obniżyć kosztów przewożąc więcej pasażerów i oszczędzając na paliwie. Jednak Airbus obniżył przewidywany poziom dostaw za obecny rok jeszcze w lipcu, zaś u Boeinga poziom realizacji celów tegorocznych po szczegółowych inspekcjach FAA i strajkach pracowników jest kwestionowany.
„Daliśmy im czas. Myślę, że nasza cierpliwość się wyczerpała. Będziemy musieli zwiększyć presję i być może poszukać wsparcia, aby zmusić kluczowych dostawców do działania” – stwierdził Walsh zauważając, że producenci lotniczy zachowują się jak „quasi-monopole” zdając się czerpać zyski z własnych potknięć, jako że opóźnienia podniosły ceny części zamiennych tworząc dla nich nieoczekiwane zyski kosztem linii lotniczych. Braki dostaw z kolei powodują dłuższe uziemienie istniejących samolotów w celu konserwacji.
Producenci twierdzą, że „sytuacja powoli wraca do normy”, ale na pewno nie wróci w 2025 roku, choćby dlatego, że problemy mieli także producenci silników lotniczych. Taka sytuacja trwa od kilku lat – już w 2023 roku dyrektor IATA powiedział, że linie lotnicze były „ponad wszelką miarę sfrustrowane” brakami nowych samolotów i części zamiennych.
Jeszcze w czerwcu 2023 przewoźnicy lotniczy poprosili IATA o negocjacje z producentami „w celu wypracowania wspólnego rozwiązania”, jednak mimo szeregu takich spotkań sytuacja poprawiła się w niewielkim stopniu, zaś jak twierdzą sami producenci, wiele firm w ich łańcuchu dostaw nadal odczuwa skutki pandemii.
Według IATA spadną za to w 2025 roku ceny paliwa lotniczego, co przyniesie „pewną ulgę” przewoźnikom. Obszarem o największych zyskach pozostanie Ameryka Północna, mimo marż niższych niż przed pandemią, głównie z powodu mniejszych dostaw samolotów i rosnących kosztów dla przewoźników low-costowych. Z kolei na Bliskim Wschodzie nastąpił wzrost przychodów z przewozów pasażerskich dzięki silnemu popytowi na dalekodystansowe podróże Premium i był to jedyny region, w którym odnotowano takie wyniki.
Europejskie linie lotnicze z kolei muszą zmagać się z rosnącymi płacami, rosnącymi podatkami, opłatami lotniskowymi i częściowym uziemieniem floty. Wszystko to razem odbija się na konkurencyjności w obecnym roku. IATA przewiduje „pewną poprawę rentowności” w 2025 roku, gdy wznowią loty low-costy działające z europejskich baz.
Co ciekawe, Willie Walsh jest optymistycznie nastawiony do nowego lokatora Białego Domu, przypominając, że niektóre jego działania przysłużyły się liniom lotniczym.
„Wskazówką jest, że druga administracja Trumpa prawdopodobnie cofnie niektóre działania podjęte za rządów (Joe) Bidena. Uważałbym administrację Trumpa za dodatnią dla branży” – zauważył nie wchodząc w szczegóły.
Dopowiedzieli je inwestorzy stwierdzając, że probiznesowa z reguły administracja Trumpa może zwiększyć liczbę podróży służbowych, wspierać fuzje i przejęcia oraz wprowadzić zasady przyjazne dla lotnictwa, a jego kampanijne hasło „drill, baby, drill” może się przełożyć na niższe ceny paliwa. Jednak działania tej administracji mogą także mieć swoją czarną stronę – możliwe cła mogą utrudnić handel i zmniejszyć zaufanie biznesowe, co odbije się prędzej czy później na liniach lotniczych. Ponadto optymistyczne prognozy IATA mogą się załamać jeśli wojna na Bliskim Wschodzie bądź na Ukrainie staną się konfliktami ponadregionalnymi.
Zarówno IATA, jak i linie lotnicze, spotkały się z krytyką organizacji ekologicznych, które w ogóle żądają ograniczenia podróży lotniczych wyłącznie do rejsów międzykontynentalnych. Twierdzą one, że dodawanie lotów szkodzi środowisku.
„Jeśli liczba samolotów na niebie wzrośnie, emisje będą rosły coraz bardziej, nawet jeśli samoloty będą nieznacznie bardziej wydajne” – powiedział Reuters jeszcze na początku obecnego roku Matt Finch, brytyjski kierownik ds. polityki w grupie aktywistycznej Transport and Environment.