Takie katastrofy jak powódź w Hiszpanii są możliwe dlatego, że lekceważymy zmiany klimatyczne na Ziemi, dlatego że w przeszłości zabudowaliśmy wiele obszarów narażonych na takie zjawiska, obszarów, które obecnie trzeba chronić, nie rozumiejąc przy tym, że na obronę „naturalności” jest już za późno, bo zaczynamy mieć do czynienia z sytuacjami zerojedynkowymi – mówi Adam Bolesta, specjalista ds. obiektów hydrologicznych z 25 letnim doświadczeniem.
Marek Meissner (MM): Powódź w Hiszpanii jest anomalią czy rodzajem „nowej normalności”, którą rządy niemal każdego kraju Europy powinny mieć obecnie na uwadze, choćby nawet tylko jako obliczane ryzyko?
Adam Bolesta (AB): Obecna katastrofalna powódź w regionie Walencji jest jednym z dosadnych sygnałów postępujących zmian klimatycznych, jedną z cezur „końca znanego nam świata i znanych nam sposobów życia”. Wydaje mi się, że tak będziemy do niej podchodzili za 20-30 lat.
MM: Jednak są pewne odmienności w stosunku do innych wcześniej spotykanych powodzi – choćby to, że była tak nagła i stan wody rósł błyskawicznie. Jakie były tego powody?
AB: Przyczyny meteorologiczne to znane intensywne zjawisko DANA, czyli zderzenie zimnego frontu znad Atlantyku z ciepłym powietrzem znad Morza Śródziemnego, które spowodowało katastrofalne opady szacowane na +400 mm na dobę.
To nie jest pierwsze wystąpienie tego zjawiska na śródziemnomorskim wybrzeżu Hiszpanii, to nie pierwsza powódź tego typu w tamtym rejonie. Ale mimo wszystko na taki opad nie była gotowa infrastruktura przeciwpowodziowa otaczająca Walencję ani tamtejsze służby.
Nie były przygotowane koryta cieków z dolinami zalewowymi, co widać po olbrzymiej ilości śmieci niesionych przez wodę w rzekach na długo przed zalaniem miast.
Nie była również przygotowana ziemia. Trzeba pamiętać że po okresach suszy nadmiernie przesuszona gleba po prostu nie przyjmuje wody opadowej, która spływa po jej powierzchni równie sprawnie co po betonie. Wobec tego większość opadu spłynęła do lokalnych cieków.
Wszystko wskazuje na to, że doszło również do zaniedbań w działaniu systemu alarmowego powiadamiania mieszkańców o nadciągającym zagrożeniu i stąd taka liczba ofiar. Powódź dotknęła tereny silnie zurbanizowane, co również tłumaczy, dlaczego zginęło w niej aż 217 osób, co jest szokujące w zestawieniu z polską listą ofiar wrześniowej powodzi w Kotlinie Kłodzkiej.
MM: Czyli nie tylko natura, ale i błędy ludzkie. Czy możliwe jest przygotowanie się na wystąpienia takiej powodzi jako zjawiska nagłego?
AB: Nie wiem na jakich zasadach, w oparciu o jakie liczby projektowano przejście wód wielkich w regionie Walencji, ale wyraźnie widać, że były to wartości zdecydowanie zbyt małe. Czy można było zatem powstrzymać zagrożenie? Na filmach z powodzi widać, że woda opadowa błyskawicznie napływała z gór na tereny zurbanizowane, na których w momencie kręcenia filmów nie padał deszcz. Wobec tego mieliśmy do czynienia z klasyczną powodzią błyskawiczną, czyli infrastruktura przeciwpowodziowa zwymiarowana na wody pojawiające się po takim opadzie powinna przepuścić je do morza bez nadmiernych strat. Tymczasem jak widać na filmach woda płynęła ochoczo ulicami miast, traktowała parkingi podziemne jak zbiorniki retencyjne, a samochody i inne ruchomości jak rumosz w korycie. Oczywiście zaraz padnie pytanieczy ktokolwiek może być przygotowany na taki pogodowy Armagedon? Pytanie niby retoryczne, ale nie do końca.
Za parę lat ma ruszyć pierwsza ekspedycja na Marsa, pojawiają się pierwsze pomysły na osadnictwo i kolonizację tego skrajnie wrogiego środowiska i bynajmniej nie mówię tutaj o pomysłach science-fiction. Tymczasem w przyjaznym nam środowisku Ziemi nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z tak prostą rzeczą, jaką są błyskawiczne powodzie opadowe.
MM: Czyli te straty finansowe sami sobie przygotowaliśmy, mamy je niejako na własne życzenie?
AB: Trochę tak. Proszę spojrzeć na zdjęcia: Holandia w roku 1300 i dziś. Ilustruje dość dobrze zagadnienie inżynieryjnego dostosowywania środowiska dla potrzeb cywilizacji oraz przy okazję skalę potencjalnego problemu zasięgu wpływu zmian klimatycznych współcześnie. Silny sztorm na Morzu Północnym może przywrócić stan z 1300 roku. Ale jakoś to nie następuje, prawda? Teraz zdjęcie drugie – zalane tereny dookoła Walencji w porównaniu do stanu normalnego: nawet niewprawne oko zauważy zabudowane tereny zalewowe, nanosy rzeczne między lądem stałym a morzem. I dokładnie one zostały zatopione powodzią błyskawiczną. Problem inny niż w Holandii, inne źródło zagrożenia? Nie – to samo. Zmiany klimatyczne i ich wpływ na gwałtowność zjawisk atmosferycznych nad Europą. Tylko sądzę, że Holendrzy są lepszymi inżynierami budownictwa hydrologicznego od Hiszpanów, choć ci ostatni mają tradycje od czasów rzymskich.
MM: Czyli jest to tylko kwestia odpowiedniego „z zapasem” przygotowania infrastruktury?
AB: To zjawisko głębsze, oparte na negacji. Takie katastrofy jak w Hiszpanii są możliwe dlatego, że lekceważymy zmiany klimatyczne na Ziemi, dlatego że w przeszłości zabudowaliśmy wiele obszarów narażonych na takie zjawiska, obszarów które obecnie trzeba chronić, dlatego że mamy zachowawcze spojrzenie na nasze środowisko naturalne i często koniecznie chcemy je ochraniać i idealizując jego wartość, nie rozumiejąc przy tym, że na obronę „naturalności” jest już za późno, bo zaczynamy mieć do czynienia z sytuacjami zerojedynkowymi. Po prostu: czasem albo będziemy chronili środowisko albo cywilizację i siebie. Pogodzić się tego w 100% nie da.
Żeby na przyszłość takich scen uniknąć należało by zaprojektować w miejscach narażonych na takie powodzie zabezpieczenia przeciwpowodziowe, suche koryta ulgi, zbiorniki, obwałowania, kolektory pod ulicami, których suma działań pozwoliła by nam hipotetycznie uniknąć Armagedonu. Dlaczego tylko hipotetycznie? Bo takie zjawisko może się w rejonie Walencji już nigdy nie powtórzyć lub mieć miejsce ponownie za tydzień, a koszt infrastruktury jemu zapobiegającej jest olbrzymi. Gdy dodamy do tego ekologiczne weto dla zmian w środowisku i potencjalne społeczne weto dla celowości wydawania na ten cel olbrzymich nakładów finansowych.
Reasumując powinniśmy po tych dwóch powodziach – polskiej i hiszpańskiej – bardzo mocno sobie przemyśleć, co my tak naprawdę chcemy chronić? Nienaruszalność przyrody, która bywa dla nas śmiertelnie niebezpieczna, czy też ludzi i naszą cywilizację?
Chwilowo mamy do ochrony, ograniczając nasz horyzont, większość terytorium EU i zero funduszy oraz pomysłów jak do tego podejść. Zresztą samego problemu również nie mamy zidentyfikowanego. Tak samo nie mamy czasu. Mamy za to ekologów opowiadających nam bajki o konieczności powrotu do naturalnych metod gospodarki wodnej, co pozwoli wodzie rzekomo nie niszczyć naszego dobytku. Ta ciekawa koncepcja pomijająca w swej prostolinijności pisaną historię tysiąca lat powodzi w zlewniach dzikich europejskich rzek. I przy okazji: występujące latem w rejonie Morza Śródziemnego przewlekle susze i związane z nimi ryzyko pożarowe to drugie ekstremum, drugi koniec tego samego zjawiska. Regulując i gromadząc wodę w krótkotrwałych okresach mokrych będziemy być może mieli większe szanse w walce z suszą. I dlatego myślę, że ta powódź w Walencji może być swego rodzaju cezurą.
Bo albo się weźmiemy w nadchodzących latach na szczeblu EU za przebudowę naszego otoczenia pod kątem wyzwań związanych ze zmianami klimatycznymi albo zaczniemy niestety być przez ten kryzys klimatyczny redukowani wraz z naszą cywilizacją.
Pozwolę sobie także zaznaczyć, że ekologia nas nie uratuje, ponieważ postulaty ekologiczne w walce ze zmianami klimatycznymi są po prostu spóźnione o przynajmniej 50 lat, a same zmiany są już w toku. Ich dzisiejszym skutkom można przeciwdziałać tylko inżynierią, przekształcając środowisko potencjalnie wrogie człowiekowi w środowisko zdatne do zamieszkania. Bądź co bądź cała historia naszej cywilizacji to historia inżynieryjnej adaptacji naszej cywilizacji do środowiska wrogiego człowiekowi i prób adaptacji tegoż środowiska za pomocą inżynierii dla potrzeb zamieszkiwania go przez ludzi. Gdyby tak nie było, to nadal zamieszkiwalibyśmy tylko i wyłącznie afrykańskie sawanny, śpiąc pod chmurką i nago uciekając przed drapieżnikami.
Dziękuję za rozmowę.