Analiza ISBiznes.pl: Żołnierze Kim Dzong Una na Ukrainie – siła czy propaganda?

Jednostki wojskowe z Korei Północnej miały opuścić rejony szkolenia na rosyjskich poligonach i zostać rozlokowane w strefie frontu – tak twierdzi służba wywiadu wojskowego Ukrainy (HUR). Nie wiadomo jednak ilu Koreańczyków tak naprawdę jest i jakie zadania będą pełnić. Jedno każdy razie już wypełniają – zadanie rosyjskiej propagandy.

„Swoją drogą jaka to żałosna historia. Druga armia świata po dwóch i pół roku wojny jest w takim stanie, że musi prosić ludzi Kim Dzong Una o pomoc” – tak ponuro skomentował przybycie sił koreańskich do Rosji Artion, rosyjski turbopatriota i skrajnie prawicowy nacjonalista, prowadzący kanał „Stalingrad” na Youtube.

Rzeczywiście, zadziwiające wykorzystywanie przez oficjalną propagandę rosyjską przybycie Koreańczyków z Północy do Rosji jako „przełomu w wojnie z Zachodem” może posiać sporo wątpliwości w obecne możliwości bojowe armii Federacji Rosyjskiej, która musi uciekać się do takiej pomocy.

Nieoficjalnie żołnierze KRLD są szkoleni w pięciu ośrodkach wojskowych na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Musieli przejść kurs szkoleniowy trwający kilka tygodni zanim zostali wysłani na wojnę przeciwko Ukrainie. 23 października ich obecność w obwodzie kurskim, na terenach przylegających do tych, które zdobyli Ukraińcy, miał potwierdzić HUR.

Kijów twierdzi, że Pjongjang przekazał Rosji około 12 tys. żołnierzy dowodzonych przez 500 oficerów i trzech generałów armii. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział 21 października, że wywiad zauważył już oficerów armii północnokoreańskiej na okupowanych przez Rosję terytoriach Donbasu, czyli wschodniego regionu Ukrainy.

Władimir Putin zapytany na szczycie BRICS w Kazaniu przez dziennikarzy z Afryki o obecność wojsk północnoukraińskich ani tej informacji nie potwierdził, ani jej nie zaprzeczył. Tradycyjnie już za to oskarżył kraje zachodnie o „podsycanie konfliktu” poprzez pomoc wojskową dla Ukrainy, stwierdził, że „to nie działania Rosji doprowadziły do ​​eskalacji”, przypomniał, iż parlament Rosji ratyfikował porozumienie o „kompleksowym partnerstwie strategicznym” z Koreą Północną, co oznacza „wzajemną pomoc w przypadku agresji” przeciwko jednemu z sygnatariuszy, dając do zrozumienia, że chodzi o agresję Zachodu wobec Rosji i zakończył uwagą „zobaczmy, jak potoczy się ten proces”.

Z kolei sekretarz obrony USA Lloyd Austin stwierdził w Rzymie, że sprawa jest „bardzo, ale to bardzo poważna”, jeśli KRLD wyśle zwarte jednostki do walki u boku Rosji na Ukrainie i będą one działały na pierwszej linii walk.

„Istnieją dowody na to, że w Rosji znajdują się wojska KRLD” – powiedział Austin reporterom.

Są ale ilu?

23 października rzecznik Białego Domu John Kirby powiedział dziennikarzom, że Stany Zjednoczone posiadają informacje, że co najmniej 3000 żołnierzy północnokoreańskich przechodzi szkolenie w trzech bazach wojskowych we wschodniej Rosji.

Kirby stwierdził przy tym, że żołnierze północnokoreańscy zostali przetransportowani statkiem na początku lub w połowie października z regionu Wonsan w Korei Północnej do Władywostoku, następnie przewiezieni do trzech wojskowych ośrodków szkoleniowych we wschodniej Rosji.

„Jeśli zostaną wysłani do walki z Ukrainą, będą normalnym celem. Są normalnymi celami, a ukraińskie wojsko będzie się bronić przed żołnierzami północnokoreańskimi w taki sam sposób, w jaki broni się przed żołnierzami rosyjskimi” – dodał.

Podobnie komisja obrony parlamentu Korei Południowej stwierdziła, że Korea Północna wysłała 3000 żołnierzy do Rosji w celu ewentualnego rozmieszczenia ich na Ukrainie. Z kolei wywiad południowokoreański miał stwierdzić, że Pjongjang obiecał dostarczyć Moskwie łącznie około 10 tys. żołnierzy, których rozmieszczenie ma zostać zakończone do grudnia.

„Oznaki szkolenia żołnierzy w Korei Północnej zostały wykryte we wrześniu i październiku” – powiedział Park Sun-won, poseł do parlamentu Południowej Korei, członek parlamentarnej komisji ds. wywiadu.

Ale wcześniej, bo 18 października, Narodowa Służba Wywiadowcza Seulu upubliczniła informację, że Północ wysłała statkiem do Rosji około 1500 żołnierzy sił specjalnych i prawdopodobnie zostaną oni wysłani do walki w wojnie na Ukrainie po przeszkoleniu i aklimatyzacji.

Wcześniej Kreml odrzucał twierdzenia Seulu i Waszyngtonu o żołnierzach północnokoreańskich na Ukrainie jako „fake newsy”, a przedstawiciel Korei Północnej przy ONZ w Nowym Jorku nazwał je „bezpodstawnymi plotkami”. Inna rzecz, że zarówno Moskwa, jak i Pjongjang również zaprzeczały transferom północnokoreańskiej broni do Rosji, na co są dowody choćby w postaci szczątków rozbitych lub strąconych rakiet KN-23 i KN-25 z Korei Północnej. Jednak zarówno Rosja, jak i Korea Północna potwierdziły, że podpisały traktat o wzajemnej obronie na szczycie w czerwcu br., w którym zobowiązały się do „wzmocnienia więzi wojskowych”.

23 października Mike Turner, przewodniczący komisji wywiadu Izby Reprezentantów USA, stwierdził, że prezydent USA Joe Biden powinien pozwolić Kijowowi odpowiedzieć bronią dostarczoną przez USA, jeśli wojska Korei Północnej „zaatakują Ukrainę z terytorium Rosji”.

„Jeśli wojska Korei Północnej miałyby najechać suwerenne terytorium Ukrainy, Stany Zjednoczone muszą poważnie rozważyć podjęcie bezpośrednich działań militarnych przeciwko wojskom Korei Północnej” – dodał Turner. Rzecznik NATO z kolei zauważył, że kraje członkowie NATO „pozostają w reżimie stałych konsultacji” dotyczących działania wojsk północnokoreańskich w Rosji.

Parlamentarzysta z parlamentarnej Komisji Obrony Korei Południowej Lee Seong-kweun, opierając się na informacjach wywiadu stwierdził, że Pjongjang próbował zapobiec rozprzestrzenianiu się wiadomości o rozmieszczeniu wojsk w Rosji.

„Istnieją również informacje, że władze Korei Północnej przenoszą i izolują te rodziny (żołnierzy) w określone miejsce, aby skutecznie je kontrolować i gruntownie rozprawić się z plotkami” – zauważył Lee dodając, iż Rosja powołała do służby dużą liczbę tłumaczy-koreanistów dla północnokoreańskich żołnierzy. Mają oni przejść podstawowe szkolenie wojskowe. Tu ujawniła się słabość całego rosyjsko-północnokoreańskiego projektu – wywiad ukraiński miał przechwycić rozmowy rosyjskich oficerów skarżących się, że wydano „kompletnie nierealne normy” dotyczące jednostek o mieszanym północnokoreańsko-rosyjskim personelu. Na 30 Koreańczyków ma bowiem przypadać trzech rosyjskich oficerów i tłumacz. „Skąd weźmiemy tylu tłumaczy i tylu naszych oficerów znających chociaż trochę ten język skośnych” – narzekali Rosjanie.

Lee z kolei zauważył powołując się na informacje wywiadu, że rosyjscy instruktorzy oceniają, iż północnokoreańscy żołnierze są w doskonałym stanie fizycznym i dobrze wyszkoleni, z wysokim morale, ale nie mają żadnego obeznania z „realiami nowoczesnej wojny zwłaszcza z atakami dronów”. Lee ocenił na podstawie prognoz wywiadu, że obecne ich rozmieszczenie na linii frontu „może oznaczać wiele ofiar”. Ze słowami południowokoreańskiego parlamentarzysty zgadza się generał Piotr Pytel, który uważa, że Koreańczycy z Północy mają doskonałe przygotowanie fizyczne i są dobrze wyszkoleni do zadań wymagających działań piechoty, jak walka przeciw pozycjom nieprzyjaciela, czy zdobywanie terenu umocnionego.

Dziesiątki żołnierzy wyglądających na Azjatów zostało sfilmowanych w jednej z baz w Rosji jak pobierają zaopatrzenie oraz tzw. mundurówkę. Wklejający te filmy na rosyjskie grupy militarne – milgrupy – twierdził, że to żołnierze z Korei Północnej, którzy właśnie przybyli do Rosji i mają być wcieleni do oddziałów rosyjskich. Mają być zaopatrzeni w fałszywe paszporty Buriatów i Jakutów, mniejszości etnicznych z Syberii i jako oni mają walczyć w rosyjskich batalionach pod Kurskiem. Jednak te „przecieki” wywołują jeszcze większy chaos.

Historia tzw. bratniej pomocy udzielnej sobie nawzajem przez kraje komunistyczne w latach 1945-1989 nigdy nie odnotowała przypadku walki „zagranicznych towarzyszy przychodzących z pomocą ZSRR” w szeregach Armii Radzieckiej. Zawsze były to samodzielne jednostki szczebla taktycznego dowodzone przez własnych oficerów. Nawet w czasie Wojny Koreańskiej, kiedy ta „bratnia pomoc” była największa, w Korei walczyły samodzielne pułki, brygady, a nawet dywizje chińskie. Rosjanie pełnili tylko rolę instruktorów. Podobnie było w Angoli czy we wszystkich innych tzw. wojnach afrykańskich, w których ZSRR nader chętnie się udzielał. Trudno sądzić, by obecnie Kim Dzong Un przy swoim rozdętym ego zgodził się na inne rozwiązanie oznaczające „rozpuszczenie” północnokoreańskich ochotników w rosyjskich jednostkach. O samodzielnych jednostkach ma świadczyć także liczba wyższych oficerów rzekomo wysłanych do Rosji. Koresponduje z tym zresztą informacja, jaką miał ujawnić wywiad ukraiński, że do Rosji wysłano jednostki z 11 Armii Korei Północnej. Armia ta zawiera w swoim składzie jednostki Sił Specjalnych, a jak twierdzi generał Piotr Pytel, to właśnie północnokoreańscy „specjalsi”, znani ze swojego fanatyzmu, są najlepiej przygotowani m.in. do wykonywania zadań na zapleczu przeciwnika. Tym  bardziej, że według południowokoreańskiej Narodowej Służby Wywiadowczej mają być wysyłane do Rosji elitarne jednostki znane jako „Korpus Szturmowy”.

„To nie są zwykli północnokoreańscy żołnierze, z których większość nigdy nie otrzymuje odpowiedniego przeszkolenia bojowego. To dobrze wyposażona, wysoce wyszkolona mobilna lekka piechota” – powiedział Bloomberg TV Go Myong-hyun, pracownik naukowy w Instytucie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Korei Południowej w Seulu.

Jednak 11 Armia to także komponent sił cybernetycznych KRLD, zwłaszcza jej znani hackerzy. Czyżby i ich wysyłano do Rosji? Specjaliści z Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni rozmawiający z iSBiznes.pl twierdzą, że jest to całkiem możliwe. Rosjanie bowiem wyjątkowo przetrzebili własne środowisko informatyczne dziką mobilizacją i późniejszym wezwaniem do służby zasadniczej, co spowodowało ucieczkę około 300 tys. osób powiązanych z tym środowiskiem na Zachód i do Azji. Bardzo potrzebni byliby informatycy, którzy mogliby te luki wypełnić, zwłaszcza że ataki na ukraińską infrastrukturę informatyczną są dla Rosjan pierwszoplanowe.

Nawet jednak 12 tysięcy to w kategoriach tej wojny nie jest wiele. To trzy rosyjskie pełne brygady stanu A (czyli według rosyjskiego ordre de bataille jeden batalion pancerny i trzy zmechanizowane wraz z artylerią, artylerią przeciwlotniczą i jednostkami inżynieryjnymi), z których każda liczy sobie łącznie po 4400 ludzi. Tak więc 12 czy nawet 15 tysięcy to zbył mało, by zmienić cokolwiek na froncie, tym bardziej, że według  samych Rosjan trzeba by było podwoić 50 tysięczne siły prowadzące operację w regionie kurskim, by ostatecznie wypchnąć z niego Siły Zbrojne Ukrainy.

Poza tym konieczna byłaby nowa fala mobilizacji i co najmniej 90-dniowe szkolenie, by zapewnić taką przewagę na doniecko-ługańskim odcinku frontu, która pozwoliłaby na osiągnięcie znaczących przełamań obrony ukraińskiej na głównych kierunkach natarcia. Na razie zażarte walki w regionie kurskim przy braku jednolitej linii frontu, gdzie Rosja nie może stosować swoich sprawdzonych i przetestowanych na Ukrainie metod walki: stałych ataków grup szturmowych piechoty, którym towarzyszy stały ostrzał artyleryjski doprowadziły do zmniejszenia obszaru zajmowanego przez siły ukraińskie z 1000 km kw. zajmowanych w lecie br. do 700 km kw. Jednak w większości dokonało tego rosyjskie lotnictwo bombardując wszystkie miasta i wioski dość bezkarnie przy rudymentarnej ukraińskiej obronie przeciwlotniczej, co zmuszało Ukraińców do wycofania. Na tym obszarze Rosjanom rzeczywiście przydaliby się północnokoreańscy „ochotnicy”, by dokonać znaczących postępów terenowych.

„Każda pozycja i osada może tam zmieniać (właścicieli – red.) kilka razy dziennie. Mamy znaczne straty… Mamy też stałą rotację i uzupełnianie zapasów, a biorąc pod uwagę, że tak się dzieje, możemy ocenić, że walki są dość intensywne” – powiedział Serhij Kuzan, dyrektor Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy w Kijowie.

Jednak jak powiedział Reuters Jack Watling, pracownik naukowy zajmujący się wojną lądową w Royal United Services Institute, uzupełnienia północnokoreańskie dla armii rosyjskiej nawet napływające kapaniną mogą przysporzyć problemów stronie ukraińskiej.

„Mogą mieć całkiem dobrą spójność. Mogą mieć rozsądne morale. Mogą być w stanie działać na skalę, którą Rosjanie mają problem (osiągnąć – red.). To dość nisko postawiona poprzeczka, ale wystarczy, by być lepszym niż to, co Rosjanie mają w tej chwili” – zauważył Watling.

Rosja istotnie ma duże problemy z uzupełnieniem swoich batalionów i brygad wobec strat w wojnie lądowej, ocenianych według brytyjskiego wywiadu na 600 tys. żołnierzy i oficerów strat bezpowrotnych, czyli zarówno zabitych, jak i tak ciężko rannych, że nigdy nie wrócą do szeregu. Brytyjski wywiad stwierdził ponadto, że Putin odrzucił prośby swoich generałów o zarządzenie kolejnej rundy mobilizacji preferując zamiast tego przyznawanie ogromnych premii ochotnikom, którzy się zgłoszą do służby w armii. Teoretycznie umożliwiło to Rosji utrzymanie tempa uzupełniania swoich sił zbrojnych przez 30 tys. poborowych i kontraktowych miesięcznie w obecnym roku, ale koszty wzrosły lawinowo. Rosyjska armia przestała być tania – rekord padł w Chanty-Masyjskim Regionie Autonomicznym, gdzie za podpisanie kontraktu zaoferowano łącznie licząc wypłaty od Ministerstwa Obrony (400 tys. rubli) i władz samorządowych 2,75 mln rubli, co świadczy, że armia rosyjska ma trudności z przyciągnięciem większej liczby ludzi.

Jak twierdzi Go Myong-hyun, to Kim Dzong Un zawsze chciał doprowadzić do sytuacji, w której Rosja musiałaby być „coś winna” Korei Północnej, bo dałoby to potencjalnie Koreańczykom z Północy dostęp zaawansowanych rosyjskich technologii wojskowych w celu „ruszenia z miejsca” ich programów rakietowych, kosmicznych i nuklearnych. W czerwcu Putin i Kim podpisali traktat zawierający klauzulę o wzajemnej pomocy, obiecującą „natychmiastową pomoc wojskową i inną” w przypadku wojny. Moskwa ponadto mogłaby wspomóc Koreę Północną bardzo potrzebnymi finansami, żywnością i paliwem lub przekazać nowocześniejszą broń, Siły Zbrojne Korei Północnej są bowiem ogromnie technologicznie zapóźnione prezentując poziom z przełomu lat 80 i 90. XX wieku.

Jednak według Aleksandra Gabuewa, dyrektora Carnegie Russia Eurasia Center w Berlinie, zagrożenie to niemal na pewno skłoni Koreę Południową do zwiększenia wsparcia dla Ukrainy. Do tej pory bowiem Seul sprzeciwiał się prośbom Zachodu o dostarczenie broni do Kijowa bojąc się przekazywania rosyjskiej broni lub technologii militarnych do Korei Północnej. Przekazywał tzw. nieśmiercionośną pomoc wojskową i humanitarną i uzupełniał amerykańskie zapasy pocisków artyleryjskich kal. 155 mm, które z kolei Amerykanie wysyłali na Ukrainę.

To się jednak teraz zmieni – jak powiedział jeden z członków administracji prezydenckiej południowokoreańskim mediom państwowym – Seul zacznie przekazywanie Kijowowi „broni obronnej, a jeśli wojska Korei Północnej nadal będą wysyłane na Ukrainę, także broni ofensywnej”. Oznacza to oprócz pocisków artyleryjskich kal. 105 mm i 155 mm, Ukraina otrzyma również „coś” z arsenału południowokoreańskich haubic i systemów przeciwrakietowych, a także innego sprzętu wojskowego, jak choćby 35 czołgów T-80U i 70 bojowych wozów piechoty BMP-3 nabytych od Rosji w ramach rozliczeń wzajemnych. Sprzęt ten od 2004 r. wszedł w podporządkowanie 3. Brygadzie Pancernej wojsk lądowych Republiki Korei, a teraz jest stopniowo wycofywany.