Analiza ISBiznes.pl: Putin straszy atomem, ale rosyjskie Siły Strategiczne słabną

Tupolew Tu-160

Tegoroczne wymachiwanie przez Władimira Putina nuklearnym toporem, w tym zmiana doktryny Sił Strategicznych Rosji, prawdopodobnie mają ukryć najważniejsze – ich postępującą degradację.

W 2024 roku Stany Zjednoczone wydadzą na swoje siły atomowe 44 mld dolarów, Chiny – 11,8 mld dolarów zaś Rosja – 8,3 mld dolarów. Oczywiście kwoty rosyjska i chińska są zmienne, zależne w tym momencie od kursu dolara. Estymacje tych wydatków zostały wykonane na podstawie budżetów, przy czym rosyjskie nakłady ze względu na spore utajnienie budżetu Ministerstwa Obrony mogą być większe, ale i tak według danych Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI) nie przekroczą 10 mld dolarów.

Różnicę tę zauważyli także sami Rosjanie i nawet w państwowej TV Rossija 1 zapytali o to ministra obrony Andrieja Biełousowa. Ten, bynajmniej nie speszony, odrzekł, że „pieniądze to jeszcze nie wszystko”, Chiny muszą wydawać więcej na utrzymanie systemów starszej generacji, zaś „Rosja jest w stanie nawiązać równorzędną rywalizację jeśli chodzi o możliwości Sił Strategicznych z państwem, które wydaje na nie najwięcej”, czyli z USA. Czy rzeczywiście tak się dzieje?

Na pozór tak. Putin dał zielone światło dla przeprowadzenia aplikacyjnych ćwiczeń z bronią jądrową na „przyszłym polu bitwy” na poligonie na Białorusi. Ogłosił też, że Rosja rozpocznie produkcję pocisków ziemia-ziemia średniego zasięgu wycofywanych na mocy nieaktywnego już traktatu radziecko-amerykańskiego z 1987 roku. Dał Zachodowi wprost do zrozumienia, że chce zniechęcić go do działań, które uważa za zagrożenia dla suwerenności i integralności terytorialnej Rosji i choć jego siły konwencjonalne znajdują się w kryzysie w czasie wojny na Ukrainie, ale nadal będzie mógł polegać na siłach niekonwencjonalnych, jako „broni ostatecznej zmieniającej przebieg konfliktu”. We wrześniu br. z kolei ogłoszono o rewizji doktryny użycia broni nuklearnej, co oznacza całkowitą zmianę jeśli chodzi o użycie na polu walki rosyjskich Sił Strategicznych.

W dyspozycji resortu obrony, a tak naprawdę Kremla, bo to prezydent Rosji jest ostateczną instancją jeśli chodzi o użycie broni masowego rażenia, znajduje się 5580 rozmieszczonych w różnych nosicielach oraz magazynach głowic różnej mocy. USA ma ich niewiele mniej bo 5044. Razem stanowi to około 88% światowej broni jądrowej. Według Federacji Amerykańskich Naukowców większość z głowic rosyjskich jest umieszczona w systemach międzykontynentalnych lub jako broń strategiczna (międzykontynentalna niekoniecznie). Podobnie jak u wszystkich innych mocarstw strategicznych, broń jądrowa rozmieszczona jest w trzech komponentach stanowiących tzw. Triadę Strategiczną: bombowcach lub maszynach operacyjno-taktycznych stanowiących część lotniczą triady, naziemnych środkach przenoszenia, najważniejszych na polu walki wojny lądowej, oraz morskiej części triady zawartej w pociskach umieszczonych zarówno na okrętach podwodnych, jak i na nawodnych.

Oficjalnie od czasu uzyskania przez Putina pełnej władzy w 2000 roku Kreml pracował nad nowymi środkami przenoszenia i modernizacją starych komponentów triady: pociskami bazowania lądowego, maszynami Tu-160 – najnowszymi bombowcami strategicznymi Rosji – czy okrętami podwodnymi, które miały otrzymać nowe systemy rakietowe.

Jako pierwsze zmodernizowane zostały komponenty lądowe. Dotychczas wiodące pociski wysokiej celności jednogłowicowe RS-12M1 Topol-M zostały uzupełnione przez wielogłowicowe RS-24 Jars.  Do arsenału został dodany pocisk manewrujący Buriewiestnik. Od 2023 roku zaczęto rozmieszczać ciężkie silosowe międzykontynentalne rakiety balistyczne Sarmat, co miało zastąpić starzejące się rakiety R-36M. Jednak modernizacja okazała się nie taka prosta. Wszystkie założenia spełniły tylko RS-24, których testy zarówno poszczególnych faz lotu, jak i końcowa – uderzeniowa – okazały się udane. Sarmat jak do tej pory okazał się wielką klęską. Tylko jeden udany test, jeden pocisk po starcie musiał być zniszczony, zaś ostatni test we wrześniu br. na poligonie w Plesiecku zakończył się spektakularną eksplozją na wyrzutni, po której z pocisku i całego systemu startowego została tylko dziura w ziemi. Podobnie Buriewiestnik, który w 2019 roku eksplodował przy próbie wydobycia go z Morza Białego po nieudanym teście na poligonie morskim na Morzu Białym. Eksplozja zabiła pięciu inżynierów i dwóch żołnierzy, a także spowodowała krótkotrwały wzrost promieniowania. Próba „poprawionego” Buriwiestnika w 2023 roku zakończyła się samozniszczeniem po przeleceniu kilkuset kilometrów ponieważ groziła utrata kontroli nad pociskiem. Mimo tego Ministerstwo Obrony oświadczyło, że gotowa jest już baza tych pocisków, ale dokładna analiza zdjęć satelitarnych budynków w obwodzie wołogdyńskim w północno-zachodniej Rosji wskazuje raczej na magazyn i stanowisko testowe.

Z kolei Marynarka Wojenna ma otrzymać siedem nowych atomowych okrętów podwodnych klasy Boriej. To tzw. OPARBy, czyli okręty-nosiciele strategicznej bronią jądrowej. Każdy z nich ma być wyposażony w wyrzutnie z 16 pociskami Buława z głowicami nuklearnymi. Możliwe jest zwiększenie zamówienia o następne 5 jednostek. Problem w tym, że obecne testy Buław, w tym jeden w obecności Putina, są nieudane, a przynajmniej 2 na 3 z nich zakończyły się spektakularnymi awariami, po których wraki pocisków szybko wydobywano z dna Morza Białego. Program budowy okrętów Boriej wlecze się i już jest opóźniony, jak twierdzi Komisja Obrony Dumy Państwowej Rosji, „przynajmniej o 5 lat, jeśli nie więcej”. Winne są sankcje, przez które nie można dostarczyć zachodnich komponentów niezbędnych do elektroniki okrętów.

Z kolei powietrzna część triady w największym stopniu polega na trzech typach maszyn: strategicznych Tu-95 i Tu-160 oraz strategiczno-operacyjnych Tu-22M3/M4. Największy problem jest z tymi pierwszymi. Te maszyny są starsze od amerykańskich B-52 i stanowczo w gorszym stanie. Po modernizacji do standardu Tu-95MS miało zostać wszystkich odmian tego bombowca od 30 do 35 sztuk. Oficjalnie. Faktycznie nigdy nie było sprawne i zdolne do wylotu więcej niż 12. Intensywna eksploatacja w czasie wojny z Ukrainą i brak produkcji podstawowych silników tej maszyny – Kuzniecow NK-12 – spowodował konieczność sięgnięcia do zapasów mobilizacyjnych. Bombowce wróciły na front i znowu – eksploatacja spowodowała, że do wylotu dostępnych jest na raz 8-9 maszyn, nie więcej, a zapasów mobilizacyjnych już nie ma. Podobnie sprawa ma się z Tu-160. Te najnowocześniejsze obecnie rosyjskie bombowce strategiczne, równe wczesnym seriom B-1 Lancer, zostały skierowane do modernizacji Tu-160M1, która „ma wdrożyć w pełni cyfrowe środowisko walki”. Tyle że znowu – brak odpowiednich komponentów elektronicznych do zastosowania w sprzęcie montowanym na tych samolotach. W efekcie „w pełni cyfrowych” Tu-160M1 jest cztery. W przebudowie znajduje się następna czwórka, ale nie wiadomo kiedy ten proces się zakończy. Nie zmodernizowanych Tu-160 jest też około 4-5, jednak żaden z nich nie lata. Ze zmodernizowanej czwórki stale latają dwie maszyny, choć nie te same. Nie potwierdzone informacje mówią, że jeden zmodernizowany Tu-160M1 został poważnie uszkodzony w czasie ataku ukraińskiego na lotnisko, na którym przebywał. W tej sytuacji powietrzna część triady w największym stopniu „wisi” na strategiczno-operacyjnych Tu-22M3/M4. Ale maszyny te są niemodernizowane od dawna i też mają problemy silnikami NK-23 i NK-25, których awarie periodycznie je uziemiają. Poza tym jest ich za mało. W tej sytuacji twierdzenie rosyjskiego ultranacjonalisty Igora Girkina, że „jeśli przyjdzie do ataku jądrowego Wozduszno-Kosmiczeskoje Siły wystawią wszystkiego 20 maszyn” jest nie pozbawione podstaw.

Ostatnią częścią triady jest taktyczna broń jądrowa. Zachód nie zna tego pojęcia, broń jądrowa jest bronią jądrową niezależnie od mocy ładunku. USA szacują, że Rosja posiada 1000-2000 „ładunków mocy niestrategicznej”, czyli przeznaczonej do użycia głównie na polu bitwy i ataków na logistykę NATO, o mocy daleko mniejszej niż ładunki strategiczne. Według innych szacunków ma to być około 900 głowic w marynarce wojennej, 500 w siłach powietrznych i 350 w armii i obronie powietrznej. Moc tych głowic może wynosić od 0,3 kilotony do 150 kiloton.

Nosicielami tej broni mogą pociski balistyczne systemu 9K270 Iskander-M o zasięgu 500 km, wyposażane w głowicę konwencjonalną lub nuklearną o zasięgu 500 km oraz manewrujących Iskander-K o tym samym zasięgu. Tu silna jest też komponenta powietrzna – Su-34 przenoszące pociski Ch-55 przystosowane do montażu głowic nuklearnych, czy MiGi-31 przenoszące hipersoniczne pociski Kinżał, ale tych ostatnich jest niewiele, a jak pokazała wojna na Ukrainie, Kinżały klasyczna artyleria przeciwlotnicza może strącać.

Tymczasem Putin pochwalił się jeszcze w 2018 roku nowymi broniami twierdząc, iż pozwolą one uzyskać przewagę strategiczną Rosji ponieważ „Zachód, zwłaszcza Ameryka, nie mogą się przed nimi obronić”. Pierwszą z nich miał być torpedokształtny dron Posejdon zdolny przebywać pół roku pod wodą z głowicą o mocy 100 kT, mający spod wody atakować bazy morskie i miasta. Jak do tej pory zbudowano trzy prototypy i okazało się, że mimo zastosowanej technologii dwa pierwsze już po dwóch tygodniach przebywania pod wodą ciekły tak, że niemal zatonęły. Trzeci prototyp co prawda nie ciekł, ale za to w środku mimo osuszaczy kondensowała się woda, tak że uszkodzona została cała elektronika. Obecnie „prace nad programem trwają”, ale jako nosiciela przewidziano tylko jeden okręt podwodny o napędzie dieselelektrycznym B-90 Sarow, będący praktycznie monotypem klasy projekt 20120 Sargan. Podobnie stało się z Awangardem, pociskiem szybowcowym z głowicą jądrową o prędkości według Rosjan przekraczającej 27-krotnie prędkość dźwięku, który co prawda trafił na wyposażenie jednego pułku Sił Strategicznych, ale do tej pory nie utworzono więcej jednostek w których by się znalazł.

Podstawą równowagi w odstraszaniu nuklearnym jest „gwarantowane wzajemne zniszczenie” w skrócie MAD. Do tej pory mowa była o tym, że odwet na tak nuklearny którejkolwiek ze stron byłby tak druzgocący, że zniechęciłby przeciwnika do ataku. Jednak kiedy od 2025 roku, czyli pierwszej kampanii na Ukrainie, Rosja zaczęła się stopniowo wycofywać z traktatów rozbrojeniowych, USA by nie stracić równowagi zdecydowały o modernizacji kosztem 1,7 bln dolarów całego swojego arsenału nuklearnego. Proces ten rozłożono na dekadę, ale już w 2020 roku przyniósł takie efekty, że obecnie atak na którekolwiek miasto kraju NATO spowodowałoby tak masowy odwet, że tylko rakiety amerykańskie w ciągu godziny spowodowałyby zagładę 100 baz i miast oraz śmierć 45 mln Rosjan oraz porażenie następnych 40 mln.

W 2020 roku w odpowiedzi przyjęto w Rosji nową doktrynę strategiczną, która przewidywała użycie broni jądrowej w odpowiedzi na atak nuklearny lub atak bronią konwencjonalną, który zagraża „samemu istnieniu państwa rosyjskiego”. Po wybuchu wojny na Ukrainie dokument uznano za „zbyt niejasny” i obecnie w nowej doktrynie strategicznej Rosji pozostał tylko fragment o „zagrożeniu istnienia państwa rosyjskiego”, co naturalnie czyni go jeszcze bardziej niejasnym. Rosja we wrześniu br. ostrzegła też NATO, że pozwolenie na atakowanie przez Ukraińców celów w głębi Rosji dostarczoną z zachodu bronią oznacza „wejście NATO do wojny z Rosją”. Jak stwierdził Putin, w świetle nowej doktryny strategicznej Rosji, atak na jej terytorium przeprowadzony bronią konwencjonalną przez państwo nie posiadające broni jądrowej, a wspierane przez mocarstwo, które posiada broń nuklearną, uznaje się za atak nuklearny, na który Rosja może odpowiedzieć atakiem bronią jądrową na oba te państwa. Podobnie możliwa ma być odpowiedź nuklearna Rosji w przypadku „masowego ataku powietrznego” bez sprecyzowania czym taki atak miałby być. Według Heather Williams kierującej Project on Nuclear Issues w Center for Strategic and International Studies, takie zmiany w doktrynie sugerują, że Rosja „rozszerza swoją strategię polegającą na wykorzystaniu broni jądrowej w celach przymusu” w wojnie na Ukrainie.

Do tej pory środkiem zabezpieczającym przed ostatecznym wyścigiem zbrojeń nuklearnych był NewSTART, podpisany w 2010 roku traktat o redukcji zbrojeń, ostatni pozostały pakt o kontroli zbrojeń niekonwencjonalnych między Moskwą a Waszyngtonem. Przewidywał on ograniczenia po obu stronach do nie więcej niż 1550 rozmieszczonych głowic jądrowych i 700 rozmieszczonych pocisków i bombowców. Wygasa on w 2026 roku, ale już w lutym 2023 Putin wycofał z tej umowy Rosję zaznaczając, że będzie ona przestrzegać jego ograniczeń, w co nikt nie wierzy. W USA spowodowało to powstanie ponadpartyjnego konsensusu w Kongresie dla zakończenia jak najszybciej modernizacji amerykańskich sił jądrowych.

W lipcu br. Putin oświadczył, że Rosja rozpocznie produkcję pocisków rakietowych średniego zasięgu ziemia-ziemia, które zakazano w wygasłym już traktacie INF z 1987 roku. Zakaz obejmował pociski o zasięgu od 450 km do 5500 km. Oświadczenie Putina mówiło o „odpowiedzi na ewentualne rozmieszczenie w Niemczech przez NATO pocisków średniego zasięgu”, mimo że Rosja rozmieściła takie pociski z głowicami jądrowymi na Białorusi. Putin stwierdził, że proponowane przez USA rozmowy na temat redukcji broni taktycznych i strategicznych „nie mają sensu”, bo NATO, zwłaszcza USA, chce „zadać Rosji porażkę strategiczną” na Ukrainie.

Kreml dba także by regularnie na Zachód wydostawały się „przecieki” mówiące o gotowości rosyjskiej generalicji do wznowienia testów nuklearnych. W kwietniu br. Putin oświadczył, że Rosja mogłaby wznowić testy, jeśli Stany Zjednoczone zrobią to pierwsze. W ten sposób zakończone byłoby moratorium na testy jądrowe ustalone jeszcze przez Reagana i Gorbaczowa w Reykyaviku za czasów istnienia ZSRR w 1987 roku. We wrześniu pojawił się ostatni „przeciek” w tej kwestii wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow powiedział, że poligon doświadczalny na arktycznym archipelagu Nowa Ziemia jest gotowy do wznowienia testów. Jednak Rosja mimo wszystko obawia się tego ruchu, bowiem administracja Bidena zagroziła, że po pierwszym teście USA uruchomiłyby procedury stałego dyżurowania w powietrzu bombowców z bombami jądrowymi, podobnie jak było to do 1987 roku, i podniosły status pogotowia dla rakiet strategicznych.