Rozmowa ISBiznes.pl: W ciągu dwóch lat chcemy przekroczyć 1 mld zł przychodów

Osiągnięcie poziomu tysiąca wyprodukowanych stacji ładowania zajęło zielonogórskiej Ekoenergetyce ponad 10 lat. W ciągu kolejnych niespełna czterech lat, ta liczba wzrosła dziesięciokrotnie, a Bartosz Kubik, współzałożyciel i prezes Ekoenergetyki, zapowiada w rozmowie z ISBiznes.pl, że za trzy lata spółka będzie produkować ponad 20 tys. ładowarek rocznie.

Piotr Apanowicz (PA), ISBiznes.pl: Ekoenergetyka uruchomiła niedawno nową linię produkcyjną, która docelowo ma podwoić produkcję stacji ładowania w zakładzie w Nowym Kisielinie. W jaki sposób przełoży się to na przychody spółki?

Bartosz Kubik (BK), prezes Ekoenergetyki: Tysięczną wyprodukowaną przez nas stację ładowania dostarczyliśmy do klienta w 2020 roku. Dojście do tego poziomu zajęło nam więc ponad 10 lat od momentu założenia firmy. Obecnie szacujemy, że łączna liczba dostarczonych do tej pory urządzeń oscyluje wokół 12 tys. sztuk, a oddana do użytku nowa linia produkcyjna jest w stanie wyprodukować ich tyle w ciągu jednego roku z planowanym niemal podwojeniem tego potencjału na początku 2025 roku. Nowa linia w naszym zakładzie w Nowym Kisielinie pod Zieloną Górą będzie podlegała kolejnym modyfikacjom i innowacjom, a docelowo także robotyzacji, ale niezależnie od tego spodziewam się, że gdzieś w perspektywie kolejnych trzech lat w całości wypełnimy tę produkcję – na poziomie ponad 20 tys. urządzeń rocznie.

Dążymy do tego, aby zarówno na poziomie kontraktacji, jak i rocznych przychodów przełamać kolejną granicę, czyli 1 mld zł. W tym roku jednak celujemy w przychody ze sprzedaży na poziomie powyżej 600 mln zł, a 1 mld zł dopiero za rok, maksymalnie dwa.

PA: W ostatnich latach Ekoenergetyka rozwijała się bardzo dynamicznie, nierzadko rosnąc nawet o kilkaset procent rocznie, ale przy obecnej skali działalności tak znaczące wzrosty nie będą już chyba możliwe?

BK: Co nie zmienia faktu, że choć stale dużo inwestujemy, średnioterminowy plan zakłada osiągnięcie 2 mld zł przychodów w 2030 roku. Roczna dynamika będzie oczywiście się zmniejszać, nie będziemy już rosnąć o kilkaset procent ani nawet podwajać sprzedaży z roku na rok, ale w dalszym ciągu będą to całkiem agresywne wzrosty jak na firmę tej wielkości.

Nie ujawniamy dokładnego wyniku finansowego, ale mogę zapewnić, że Ekoenergetyka jest dochodowa, a oczekiwany poziom marży EBITDA to minimum 20%.

PA: Wzrost sprzedaży i poprawa wyników finansowych to kluczowy miernik rozwoju spółki. Jakie inne wskaźniki są dla Ekoenergetyki szczególnie istotne?

BK: Poza wzrostem sprzedaży, nieustannie pracujemy też nad podnoszeniem poziomu serwisu i obsługi posprzedażowej. Już dzisiaj nawet 65% usterek naszych urządzeń jesteśmy w stanie usuwać zdalnie, a docelowo chcielibyśmy, żeby ten wskaźnik wzrósł do 80%. To jest ciągły proces, polegający na coraz lepszym czujnikowaniu i sensorowaniu naszych ładowarek, rozwoju oprogramowania urządzeń na poziomie back office, a także uczeniu się systemów predykcyjnych. Wydaje się, że w ciągu 2-3 lat będziemy w stanie dojść do tych 80%. Chcielibyśmy, żeby klienci często nawet nie wiedzieli o tym, że spotkał ich lub może spotkać jakiś problem.

Oczywiście to w żaden sposób nie zwalnia nas z rozwoju lokalnych sieci serwisowych w całej Europie, obecnie mamy około 50 parterów serwisowych i ta liczba będzie dalej rosła.

PA: Kilka lat temu Ekoenergetyka zapowiadała ekspansję na rynku amerykańskim, ale do tej pory to się nie wydarzyło. Co poszło nie tak?

BK: Nie rezygnujemy z planów rozpoczęcia produkcji w Stanach Zjednoczonych, ale z czystej ostrożności rozciągnęliśmy proces w czasie. Z jednej strony trwa ciągły wyścig technologiczny i niezmiernie ważne jest, aby zaistnieć na rynku lokalnym z dobrze dobranym produktem, z drugiej strony same sygnały z rynku amerykańskiego sugerują, że nie ma sensu od razu uruchamiać tam swojego zaplecza produkcyjnego. Dlatego w pierwszym kroku będziemy eksportować nasze produkty z Europy. To nie będą duże wolumeny, raczej pierwsze projekty, które pozwolą nam „włożyć nogę pomiędzy futrynę a drzwi” na rynku amerykańskim. Docelowo jednak Stany Zjednoczone to dla Ekoenergetyki niezwykle łakomy kąsek, jako trzeci największy rynek dla elektromobilności na świecie. W kolejnym kroku możliwe są dwie ścieżki rozwoju: budowa lub dzierżawa własnej fabryki, bądź też tzw. content manufacturing, czyli współpraca z firmami oferującymi na rynku amerykańskim produkcję kontraktową według naszego projektu. To drugie rozwiązanie byłoby zapewne szybsze, bo nie wymaga budowy zakładu i poniesienia związanych z nią nakładów, ale jednocześnie oznaczałoby konieczność bardzo precyzyjnego ułożenia całego procesu produkcyjnego z partnerem w celu zapewnienia odpowiedniej jakości i standardu bez narażenia naszej własności intelektualnej na uszczerbek. Cały czas bierzemy obie opcje pod uwagę, zresztą jedna niekoniecznie wyklucza drugą. Możemy na przykład podpisać umowę na produkcję kontraktową na dwa lata, a w tym czasie spokojnie przygotowywać się do uruchomienia własnego zakładu, bo naszym docelowym planem jest posiadanie własnej fabryki w USA.

PA: Ekoenergetyka przez lata zdobyła około 20% udziałów w bardzo specyficznym rynku stacji ładowania dla autobusów komunikacji miejskiej w Europie. Czy widzi Pan szansę na osiągnięcie porównywalnych udziałów w najbardziej prestiżowym segmencie urządzeń do ładowania pojazdów osobowych?

BK: Przez to, że koncentrowaliśmy się na urządzeniach dla autobusów, od których zaczynaliśmy i które przyniosły nam pierwsze sukcesy, rynek ładowarek dla samochodów osobowych rzeczywiście wymaga u nas nadrobienia. Można powiedzieć, że zamknęło się dla nas pewne „opportunity window”, bo nie było nas w pierwszym rozdaniu kontraktowania urządzeń dla największych sieci stacji ładowania w Europie. Wykonaliśmy jednak ciężką pracę, żeby się na nim pojawić i w kolejnym rozdaniu na pewno będziemy już obecni. Pierwsze duże projekty to perspektywa lat 2025-2026 i później, bo wcześniej najważniejsze karty zostały już rozdane. Uważam, że realną perspektywą jest osiągnięcie 20-25% udziału w tym segmencie europejskiego rynku i taki poziom byłby dla nas w pełni satysfakcjonujący, bo oznaczałby znalezienie się w pierwszej trójce największych dostawców na Starym Kontynencie. Kiedy? Spodziewam się, że nastąpi to gdzieś w latach 2027-2030. Tworzymy też produkty skrojone pod określone programy wsparcia i to zaczyna teraz owocować, na przykład na rynku niemieckim.

PA: Czy docelowo liczycie również na utrzymanie obecnych, wysokich udziałów w segmencie urządzeń dla autobusów?

BK: W segmencie urządzeń dla autobusów, Ekoenergetyka planuje świadomie odchodzić od skomplikowanych projektów szytych na miarę pod konkretnego odbiorcę, bo chociaż oferują one bardzo przyzwoitą marżę, to charakteryzują się nieefektywnym wykorzystaniem posiadanych zasobów. Ci sami inżynierowie, którzy poświęcają czas na projekt dotyczący dostarczenia do klienta, dajmy na to, 100 urządzeń, mogliby w podobnym czasie zrealizować projekt zawierający 1000 i więcej ładowarek, tyle że standardowych. Dlatego przekonujemy klientów w tym segmencie rynku do stopniowego przechodzenia na bardziej ustandaryzowane produkty.

PA: W obszarze elektromobilności bardzo dużo się obecnie mówi o tym, że kolejnym wielkim wyzwaniem będzie elektryfikacja drogowego transportu ciężkiego. Jak to wygląda z perspektywy producenta infrastruktury ładowania? Jaka część przychodów Ekoenergetyki pochodzi ze sprzedaży urządzeń do ładowania elektrycznych ciężarówek (eHDV) i jak to się może zmieniać w najbliższej przyszłości?

BK: Rynek stacji ładowania dla elektrycznych pojazdów ciężarowych dopiero raczkuje. Na tę chwilę w Polsce jest zarejestrowanych zaledwie nieco ponad 100 tego typu pojazdów i choć są już kraje w Europie, gdzie jest ich wielokrotnie więcej, to wszędzie mówimy raczej o wczesnej fazie rozwoju rynku. Potencjał tego segmentu jest jednak bez wątpienia olbrzymi. Mamy podpisane kontrakty ramowe z praktycznie wszystkimi producentami elektrycznych pojazdów ciężarowych, dostarczamy urządzenia na potrzeby centrów serwisowych czy klientów głównych graczy. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku rynku autobusów, tutaj również zaczynamy od współpracy z producentami samochodów. Natomiast masowej skali dostaw urządzeń pod huby ładowania elektrycznych ciężarówek spodziewam się po 2027 roku.

Obecnie udział ładowarek dla pojazdów ciężarowych to kilka procent naszej sprzedaży. Myślę jednak, że docelowo może on wzrosnąć nawet do 20-30% przychodów spółki. Do tego 50-60% sprzedaży będzie pochodziło z segmentu urządzeń dla pojazdów osobowych, a pozostałe z dostaw ładowarek do autobusów i pojazdów specjalistycznych, np. budowlanych. A warto pamiętać, że jeszcze pięć lat temu nawet ponad 90% sprzedaży Ekoenergetyki pochodziło z segmentu autobusów. Obecnie już więcej niż połowa przychodów pochodzi ze sprzedaży urządzeń do ładowania innych pojazdów.

Inna sprawa, że tak naprawdę nie ma sensu dzielić ładowarek do samochodów osobowych i ciężarowych na dwa osobne segmenty. Rynek autobusów to rzeczywiście odrębny, bardzo specyficzny segment wymagający szczególnego podejścia, natomiast stacje ładowania dla pojazdów osobowych i ciężarowych to w zasadzie te same urządzenia, różniące się jedynie (a i to nie zawsze) złączem i niezbędną mocą ładowania. W przypadku pojazdów ciężarowych docelowa moc ładowania będzie wynosiła nawet 3 MW, a w przypadku osobówek około 1,5 MW. To pozwoli na to, żeby czas ładowania praktycznie zrównał się z czasem przebywania przeciętnego kierowcy samochodu spalinowego na stacji benzynowej. Przy czym celowo mówię o całkowitym czasie przebywania na stacji, a nie o samym tankowaniu, bo w tym ostatnim przypadku, zgodnie z naszymi wyliczeniami, zrównanie czasu uzupełnienia zasięgu pojazdu elektrycznego ze spalinowym wymagałoby ładowarek o mocy nawet 12 MW, co się nigdy nie wydarzy, ale też i zupełnie nie ma takiej potrzeby. Tym bardziej, że wraz z rozwojem technologii bateryjnych za kilka lat nie będzie już pojęcia „krzywa ładowania”, a uzupełnianie baterii samochodu będzie się odbywało przez cały okres ładowania z taką samą, maksymalną mocą. Systematyczne wypłaszczanie krzywej widzimy już teraz, jeszcze kilka lat temu większość samochodów była w stanie ładować się z maksymalną mocą przez raptem kilka minut, a dzisiaj standardem staje się ponad 50% czasu ładowania.

PA: Dziękuję za rozmowę.