Ogłuszający łoskot wodospadu danych i newsów. Globalne giełdowe mega sukcesy. I nieoczywista siła cierpliwości. Nie tylko o tym – w tym tekście.
Inflacja spadnie czy wzrośnie? A jak wzrośnie, to kiedy zacznie znowu spadać? A może w ogóle nie spadnie tylko okaże się lepka jak miód (tyle, że bynajmniej nie słodka…). No i jak sprzedadzą się kolejne astronomiczne emisje amerykańskich obligacji? I kiedy te stopy wreszcie zetną? Jeśli zetną… A co jak tego nie zrobią? A tak w ogóle, to co powie Powell? A Lagarde? No i jaki numer wytnie nam OPEC-plus? Kto jeszcze wyskoczy z przedterminowymi wyborami i rozhuśta waluty i obligacje? Jakie kolejne odczyty PMI-ów, ISM-ów, sprzedaży detalicznej, „dżoblesów”, „dżoltsów”, CPI-ów, PPI-ów, PCE, itd-e, itp-e… I ile jeszcze może być tych rewizji danych z rynku pracy w USA? I czy można w ogóle wierzyć statystyce makro z Chin? A tak w ogóle to ci Amerykanie nadal biegną, czy zaraz dostaną zadyszki? I może zamiast „soft landing” będzie jednak recesja? No i co, do licha, z tym naszym polskim ożywieniem?
Zawodowe życie inwestorów, analityków i zarządzających toczy się w rytm ogłuszającego czasem huku strumienia danych i newsów, które czasem co chwilę kołyszą rynkami to w górę, to w dół. Można zwariować? Można. Zwłaszcza, że – chcąc nie chcąc – człowiek skazany jest na próbę budowania scenariuszy choćby na dłuższy termin. Ze świadomością, że wystarczy jakiś jeden czy drugi fikołek statystyczny, by cała misternie tkana sieć wzajemnie oddziałujących danych i ich łącznych konsekwencji rozleciała się w mgnieniu oka. No i dlatego, czasem warto jednak spojrzeć na filozofię inwestowania jakby z boku i w dłuższej perspektywie. Okazję ku temu dały ostatnie wydarzenia na globalnym rynku.
I tak – słynny kolos inwestycyjny – Berkshire Hathaway poinformował o zejściu poniżej 7% udziału w chińskim dominatorze rynku aut elektrycznych – BYD (źródłem tej informacji był serwis CNBC.com). Ktoś może wzruszy ramionami – no i co z tego? Wszak to „bogacze” i mają akcje bez liku różnych spółek na świecie. No i tu dochodzimy do sedna. Tak – spółka Warrena Buffetta, ale i nieżyjącego już Charlesa Mungera, to światowy potentat inwestycyjny. I od dziesiątek już lat – obiekt zazdrości inwestorów na całym świecie. Ale ten wspomniany komunikat – to okazja, żeby pokazać długoterminowe transakcje marzeń. Dla autora tego komentarza to zresztą także sprawa sentymentalna, bo przed wielu laty, zanim „moda na Buffetta” dotarła nad Wisłę zjeździł Polskę prezentując zalety długoterminowego, racjonalnego inwestowania w wykonaniu wspomnianego duetu mistrzów z Nebraski. No więc, wracając do sprawy – zapewne choćby część z Państwa słyszało przynajmniej, a może i widziało samochody elektryczne BYD. To firma konkurująca z Teslą Elona Muska o miano największego producenta samochód elektrycznych (przy czym produkuje także hybrydy). Tyle że – podejrzewam – ta świadomość istnienia BYD to w wielu przypadkach – sprawa ostatnich lat. Tymczasem, jak relacjonował serwis CNBC.com, za sprawą analizy nieżyjącego już partnera inwestycyjnego Buffeta – Charlie Mungera – Berkshire zaczęło kupować akcje BYD w 2008 r. Wtedy, gdy ich cena wahała się w granicach kilkunastu Hongkong dolarów (HKD). To wtedy spółka Buffetta zaczęła kupować akcje BYD – na początku – za równowartość ok. 230 mln USD. Z czasem ich udziały rosły. W międzyczasie kurs akcji zwyżkował, ale czasem mocno się korygował. Jednak od ok. 2020 r. wręcz wystartował jak rakieta – do mocno ponad 250 HKD w ostatnich latach. Co Berkshire wykorzystywał do sprzedaży znacznej części swoich udziałów – z bardzo godziwym zyskiem. Ale piszę (i mówię) o tym nie dlatego, żeby epatować jak to świetnie Munger z Buffettem znowu wykombinowali (choć w sumie też i po to), ale – głównie – po to, by zwrócić uwagę na horyzont czasowy tej inwestycji. Mówimy o – dotychczas – około 16 latach. Ciekawe, czy – poza inwestycjami o charakterze emerytalnym – znajdziemy na naszym rynku wiele przykładów takiej inwestycyjnej cierpliwości? Zarówno do kalendarza, jak i do nie zawsze przecież tylko rosnących notowań?
Drugi przykład to już znacznie głośniejsza sprawa. Oto zupełnie niedawno, od jakieś czasu sławna i modna spółka Nvidia przegoniła pod względem kapitalizacji (czyli wartości rynkowej) innego giganta – Microsoft. Mniejsza o same liczby – mówimy tu o pułapach rzędu ponad 3 bilionów 300 miliardów dolarów – to już niemal abstrakcja. Już wcześniej Nvidia – jako główny światowy wodzirej tematu AI – sztucznej inteligencji – szokowała rajdem notowań. No i znowu – zapewne wielu inwestorów zazdrości tym, którzy kupili akcje Nvidii, gdy nie były jeszcze globalnie „modne”. Umówmy się zresztą, że – choć większość z nas mogła już dość dawno spotkać się z oznaczeniem kart graficznych Nvidii, to zapewne nie miała fiołkowego pojęcia kto zacz, zanim – właściwie w roku 2023 – eksplodował temat AI. No więc – długo zanim ta Nvidia stała się globalnie modna, to wykresy jej notowań przez lata dostarczały również wielkich emocji inwestorom. I choć teraz – z perspektywy czasu – to historia kosmicznego sukcesu inwestycyjnego, to momentami były to emocje skrajne – także negatywne. Jak to? – zapytacie pewnie. Ano – tak to, że notowania spółki zaliczały w przeszłości niekiedy kilkudziesięcioprocentowe spadki. Teraz „mądrzy post factum” powiedzą – „korekty”, tyle że wtedy niekoniecznie musiało na to wyglądać… Na wykresach kursu z lata lat 1999-2007 można było dostrzec załamania rzędu ponad 50%. Ci, którzy wytrzymali – a może i wykorzystali kupując taniej – mogli stać się królami inwestycji. Tyle że – przypominam – mówimy o historiach sprzed ćwierćwiecza. Ten przykład można chyba pokazywać edukacyjnie inwestorom – że czasami na rynku cierpliwość naprawdę popłaca (akurat w tym przypadku – nie tyle „popłaca”, co „ozłaca”), ale wymaga akceptacji niezwykle wysokiego ryzyka. Bo jeśli ktoś przed wielu laty kupił, dzisiaj – sławną, ale wtedy – niekoniecznie tak znaną Nvidię i potem musiał ją sprzedać ze stratą rzędu np. 50%, to raczej inaczej patrzy na zachwyty nad jej historią. Oczywiście, gratulujemy tym, którzy mają nosa, cierpliwość, wytrzymałość, pieniądze i pewnie sporo szczęścia, by czekając lata dożyć fortuny dzięki takim historiom, jak wspomniane w tym komentarzu. Ale nauka z tego taka, że – do zapału inwestycyjnego – warto dołożyć sporo cierpliwości. Nie, nie oznacza to wcale, że – sama cierpliwość wystarczy. I nie jest gwarancją sukcesu. Ale cierpliwość jest potrzebna, by dać szansę sobie i swoim inwestycjom. O czym warto pamiętać w ogłuszającym szumie wodospadu danych, newsów i zwyczajnych giełdowych plotek.
Łukasz Kwiecień, Pekao TFI