Jutro wybije 20. rocznica wejścia Polski do UE

Zdaniem PIE, gdyby Polska pozostawała poza UE, to tempo rozwoju gospodarczego byłoby o wiele mniejsze – realny PKB na osobę mierzony parytetem siły nabywczej w latach 2004-2022 był wyższy o 40% ze względu na fakt członkostwa w UE niż w scenariuszu przebywania poza nią. A UE cieszy się powszechnym poparciem społecznym. Z badania CBOS „20 lat członkostwa Polski w UE” wynika, że 77% ankietowanych opowiada się za obecnością naszego kraju w strukturach Wspólnoty.

Analiza CBOS pokazuje przy tym erozję poparcia uczestnictwa Polski w UE w ostatnich latach. 92% osób było zwolennikami członkostwa we Wspólnocie w czerwcu 2022 r. Niecały rok później – w kwietniu 2023 r. – ten odsetek spadł do 85%. Te wyniki odnoszą się jednak do całokształtu aspektów związanych z członkostwem, a nie dotyczą wyłącznie sfery ekonomicznej.

W przypadku gospodarki rozkład głosów jest trochę inny. 59% uważa, że obecność naszego państwa we Wspólnocie przynosi więcej zysków niż strat. 21% jest przeciwnego zdania, a dla 15% sondażowanych bilans plusów i minusów równoważy się. Wśród plusów najczęściej wskazywano korzyści finansowe, napływ pieniędzy z funduszy unijnych, dotacje i projekty unijne (28%), otwarcie granic i swobodę przemieszczania się (22%), rozwój gospodarczy i swobodny przepływ kapitału (12%), bezpieczeństwo kraju i Europy, współpracę w dziedzinie obronności (12%) oraz dopłaty do rolnictwa (5%). Eurosceptykom najczęściej nie podobały się nadmiernie ograniczona suwerenność, ingerencja w sprawy Polski przez instytucje UE (21%), konieczność dostosowania prawa krajowego do unijnego, prymat prawa unijnego wobec krajowego (15%), regulacje dotyczące ochrony środowiska i klimatu (10%).

Garść historii starań Polski o akcesję

Poza nami do UE 1 maja 2004 roku weszły też Cypr, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Malta, Słowacja, Słowenia i Węgry. Żeby jednak do tego doszło musieliśmy spędzić nieco czasu na ławce rezerwowych. Starania w wejście do Wspólnoty rozpoczęliśmy 16 grudnia 1991 r., gdy został podpisana umowa stowarzyszeniowa. To był jedynie przedsionek wysiłków politycznych. 8 kwietnia 1994 r. rząd złożył wniosek o członkostwo w UE. Minęły niemal 4 lata zanim w końcu rozpoczęły się oficjalnie negocjacje w sprawie akcesji – nastąpiło to 31 marca 1998 r. Zakończyły się one 13 grudnia 2002 r. podczas szczytu unijnego w Kopenhadze. Przedstawiciele polskiego rządu podpisali w Atenach traktat akcesyjny 16 kwietnia 2003 r. Pozostało jeszcze przeprowadzenie referendum wewnętrznego – 77,45% Polaków opowiedziało się za przystąpieniem do UE w dniach 7-8 czerwca 2003 r. 23 lipca 2003 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski ratyfikował traktat akcesyjny. Aż wreszcie 1 maja 2004 r. o północy staliśmy się nowym członkiem Wspólnoty, czemu towarzyszyły migawki telewizyjne z dublińskiej uroczystości przyjęcia 10 nowych państw do UE, w trakcie których popłynęła do naszych uszu „Oda do Radości” Ludwiga van Beethovena. Wieloletnie wysiłki wielu opcji politycznych przy poparciu dominującej części społeczeństwa stały się faktem.

Jakość regulacji i praworządność kuleje

Przystąpienie Polski do struktur unijnych miało wiele konsekwencji. Wiele decyzji, które do tej pory zapadało na szczeblu krajowym zostało oddanych w gestię organów wspólnotowych. Prymat prawa unijnego nad krajowym stał się faktem, co jest kwestionowane przez eurosceptyków, którzy nie potrafią się z tym pogodzić. Euroentuzjaści z kolei są zdania, że to dobrze, gdyż oszczędzono Polsce szeregu nieprzemyślanych inicjatyw legislacyjnych, których celem byłaby realizacja partykularnych interesów określonych ugrupowań politycznych kierowanych potrzebami własnego elektoratu. A państwo nie jest domeną jednej grupy społecznej, lecz wszystkich Polaków. I być może akcesja do UE choć trochę nauczyła nas konsensualnego sposobu podejmowania istotnych decyzji.

Jak zawsze ścierają się w procesie legislacyjnym różne interesy. Przy czym w procesie przyjmowania prawa w UE niezbędne jest wysłuchanie wszystkich interesariuszy, których dotyczy nowa inicjatywa. Co ważniejsze, ich opinie nie są z reguły owiane tajemnicą. Każdy zainteresowany może zapoznać się jak przebiegał proces stanowienia prawa. I co istotne, terminy jakie są na to wyznaczone są przestrzegane. Vacatio legis jest ustalane z dużym wyprzedzeniem czasowym (nie 14 czy 30 dni, tylko o wiele, wiele dłużej, niejednokrotnie w latach) – wszystko po to, aby podmioty, których ma wiązać przyszła regulacja miały odpowiedni okres, aby przygotować się do wejścia w życie nowego prawa.

Ten aspekt jest często pomijany, ale stanowi fundament dla „zdrowego” prowadzenia biznesu. Jak można prowadzić normalnie działalność gospodarczą, skoro należy się liczyć z ryzykiem, że za chwilę pojawi się zaskakująca regulacja prawna, która zdemontuje rzeczywistość, w której operuje przedsiębiorstwo?

Żeby stać się członkiem Wspólnoty musieliśmy przeprowadzić proces dostosowania prawa krajowego do unijnego oraz zreformować struktury instytucji do standardów europejskich. Akcesja była czynnikiem oddziałującym na rzecz poprawy jakości instytucji odpowiedzialnych m.in. za tworzenie klimatu dla przedsiębiorczości. Badania MFW jednoznacznie pokazują, że mocne instytucje (m.in. sądownictwo, poszanowanie prawa własności, zapobieganie korupcji) wydatnie wspierają poziom krajowych i zagranicznych inwestycji, co na dłuższą metę prowadzi do zwiększenia produktywności i tempa rozwoju gospodarki.

Jakość instytucji można mierzyć za pomocą syntetycznego wskaźnika The World Governance Indicators (WGI), który od 1996 roku oblicza Bank Światowy. WGI jest wypadkową sześciu miar: 1) wolność głoszenia poglądów, zrzeszania się i wolne media, 2) stabilność polityczna i brak aktów przemocy/terroru, 3) efektywność rządów, 4) jakość regulacyjna, 5) zasada rządów prawa, 6) kontrola korupcji. Wahają się one od -2,5 pkt (słaba jakość) do +2,5 pkt (mocna jakość). Skupmy się na jakości regulacyjnej i praworządności. Oba współczynniki poprawiały się do 2014 roku, po czym nastąpił znaczący regres. W efekcie Polska jest mniej więcej w tym samym miejscu, w jakim była, gdy hucznie świętowano przystąpienie do UE. Trudno ocenić taki bilans jako zadowalający.

Jakość regulacji i praworządność

Źródło: Opracowanie własne na podstawie Banku Światowego

Co by było, gdybyśmy pozostawali poza UE?

Wróćmy jednak do sfery gospodarczej. Część eurosceptyków jest zdania, że nie ma sensu wysnuwać wniosków dotyczących bilansu plusów i minusów dla polskiej gospodarki w ramach Wspólnoty skoro brak danych porównywalnych dla scenariusza zakładającego brak akcesji naszego kraju do UE. Symulację w tym zakresie przeprowadził Polski Instytut Ekonomiczny (PIE).

PIE wziął pod uwagę realny PKB na osobę mierzony parytetem siły nabywczej (PKB per capita PPP) w wariancie bazowym (Polska w UE) i hipotetycznym (nazwanym przez instytut jako kontrfaktyczny, który zakłada brak wejścia Polski do UE). Według think-tanku wariant bazowy dał zdecydowanie lepsze rezultaty. Okazało się bowiem, że dzięki obecności naszego kraju w strukturach wspólnotowych PKB per capita PPP w latach 2004-2022 był o 39,6% wyższy niż w sytuacji, gdybyśmy pozostawali poza UE.

Co ciekawe, okazaliśmy się jednym z większych beneficjentów pod względem faktycznego i hipotetycznego tempa rozwoju. Wyprzedziła nas jedynie Litwa (+60% różnicy między statusem państwa członkowskiego UE a brakiem takiego statusu), dalej w kolejności uplasowały się Łotwa (32%), Słowacja (18%), Węgry (13%) i Czechy (9%). Dla Estonii i Słowenii praktycznie nie było różnicy pod kątem tego wskaźnika.

Średnioroczny polski wzrost PKB w tym okresie wyniósł 4,2% i był wyższy o 1,7 pp w porównaniu ze scenariuszem alternatywnym. Gdyby Polska starała się rozwijać poza Wspólnotą to nasz standard życia mierzony PKB per capita PPP byłby na poziomie między 2014 a 2015 rokiem. Czyli cofnęlibyśmy się w tempie rozwoju o niemal dekadę.

Źródło: PIE

Tak się jednak nie stanie, gdyż w ciągu 18 lat przebywania w gronie innych członków UE polski PKB per capita PPP w cenach stałych się podwoił. Tak imponująca dynamika cechowała jeszcze Litwę. W pozostałych państwach regionu było już o wiele gorzej, nie mówiąc o całej UE czy naszym zachodnim sąsiedzie – Niemcach. A zatem nadrabialiśmy szybko zaległości sprzed lat. W 2004 roku PKB na osobę w Polsce stanowiło 49% unijnego, by w 2022 roku odpowiadać już za 82% przeciętnej w UE.

Źródło: PIE

Napływy kapitału różnej maści napędziły gospodarkę

Wejście do Wspólnoty wiązało się z możliwością finansowania różnego rodzaju inwestycji przy wsparciu funduszy unijnych. Według obliczeń ekonomistów ING od 1 maja 2004 do końca 2023 roku otrzymaliśmy bezzwrotne fundusze o łącznej wartości 246 mld euro. W tym okresie Polska wpłaciła do budżetu UE 84 mld euro, a zatem napływ funduszy netto wyniósł 162 mld euro.

„W ujęciu strumieniowym napływ netto funduszy unijnych w latach 2004-2023 wynosił przeciętnie 1,9% PKB. Około 65% napływu środków brutto stanowiły fundusze strukturalne i spójności, które umożliwiły rozwój infrastruktury oraz wspomogły przedsiębiorstwa w inwestycjach w nowe technologie. 31% środków przypadało na fundusze Wspólnej Polityki Rolnej, zaś resztę stanowiły fundusze ponadregionalne. W ostatnich latach, częściowo ze względu na Brexit, na znaczeniu zyskały unijne pożyczki oraz wykorzystanie przychodów z emisji obligacji przez UE na rynkach kapitałowych. W szczególności, warto wspomnieć o programie ochrony rynku pracy podczas pandemii (SURE) oraz o preferencyjnych pożyczkach z KPO, które stanowią prawie 60% polskiego KPO” – ocenili analitycy ING.

Źródło: ING

Pośrednim efektem wejścia do UE była zmiana postrzegania Polski przez prymat ryzyka inwestycyjnego. Z kategorii „być może” przeszliśmy do kategorii „koniecznie”. Świadczą o tym wskaźniki inwestycji zagranicznych i bezpośrednich inwestycji zagranicznych (FDI), które odpowiednio zwiększyły się z 156 mld euro (2004) do 685 mld euro (2023) i z 67 mld euro (2004) do 360 mld euro (2023).

Integracja w ramach Wspólnoty zintensyfikowała również trend odwrotny. Polski kapitał popłynął w kierunku UE. Niech za przykład posłużą FDI: polscy przedsiębiorcy ulokowali w państwach członkowskich 6 mld euro w 2004 roku. W 2023 roku było to już 91 mld euro. Prawdziwa ekspansja polskiego kapitału. Wystarczy wspomnieć kilka spółek giełdowych, które istotnie zaangażowały się w podmioty z obszaru UE: Orlen, Asseco Poland, InPost, Boryszew, ComArch, Kruk, Wielton.

Unijna swoboda przepływu osób doprowadziła do tego, że sporo Polaków wyruszyło za chlebem do krajów, gdzie mogli więcej zarobić niż u nas. Bazując na narodowych spisach powszechnych (NSP) da się zauważyć pewien trend. NSP 2002 pokazał, że 786 tys. rodaków wyemigrowało za granicę. Szczyt migracyjny miał miejsce na początku poprzedniej dekady. Według NSP 2011 poza Polską żyło 2,018 mln naszych krajan. Po czym doszło do odwrócenia tendencji wzrostu emigracji. W NSP 2021 odnotowano już 1,389 mln osób na emigracji, co zapewne da się połączyć z rosnącą zamożnością wewnętrzną. Dla wielu różnica w płacach w Polsce i innych państwach UE stała się na tyle mało znacząca, że zdecydowali się oni pozostać w kraju. Przeciętnie napływy pieniężne od emigrantów do Polski wynosiły ok. 3 mld euro. Łącznie zatem przed dwie dekady obywatele naszego kraju przetransferowali równowartość 60 mld euro. Gdyby nie obecność we Wspólnocie (swoboda przepływu ludzi), to skala tych transferów stanowiłaby jedynie niewielki ułamek wspomnianej kwoty.

Eksport znakiem firmowym Polski

Poza kwestiami przepływów kapitałowych/pieniężnych nie można pominąć tego, że staliśmy się bardziej otwartą gospodarką. Wpływ na to miało m.in. zniesienie barier celnych i ogólne obniżenie kosztów wejścia firm na rynki UE. Od chwili przystąpienia do UE do 2022 roku udział polskiego eksportu towarów w handlu światowym powiększył się z 0,8% do 1,4% (czyli o 3/4). Jednocześnie można było zaobserwować wzrost udziału polskiego eksportu usług w handlu światowym z 0,66% (2004) do 1,37% (2022), co przełożyło się na dynamikę blisko 110%. Takimi osiągnięciami nie mogą się pochwalić choćby inni członkowie Grupy Wyszehradzkiej (Czechy, Węgry).

Źródło: ING