Gdy rozum śpi, budzą się demony. Ta fraza doskonale oddaje jakość różnych rodzajów narracji, jakie pojawiają się w przestrzeni publicznej. Mamy płaskoziemców, foliarzy, czy goniących za sensacją w odniesieniu do pojazdów elektrycznych. Pewnie wielu z nas widziało w necie zdjęcia lub klipy przedstawiające płonące „elektryki”. Owszem, to się zdarza. Gdyby jednak wyciągać na podstawie pojedynczych obrazków wnioski na temat powszechności zjawiska, to zalecałbym ostrożność.
Spełnienie postanowień porozumienia paryskiego mającego na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych prowadzi do stosowania różnorakich rozwiązań. Jednym z nich jest upowszechnianie się pojazdów elektrycznych (EV), które co najmniej zostawiają mniejszy ślad węglowy niż dominujące na naszych drogach pojazdy z napędem spalinowym (ICE). Według najnowszych statystyk PSNM (dane na koniec lutego 2024 r.) mieliśmy zarejestrowanych w naszym kraju ponad 104 tys. pojazdów EV, z czego 54 tys. przypadało na BEV (wyłącznie z napędem elektrycznym) i 50 tys. na PHEV (połączenie napędu elektrycznego ładowanego za pomocą wtyczki i spalinowego).
To wciąż ułamkowy odsetek w porównaniu z całością floty (wyraźnie poniżej 1%) – zdominowanej przede wszystkim przez pojazdy spalinowe. Tylko samochodów osobowych według danych GUS na koniec 2023 r. było zarejestrowanych 27,347 mln sztuk.
Wieść gminna niesie, że pojazdy elektryczne ulegają pożarom. W internecie można znaleźć pełno zdjęć i nagrań, które obrazują to zjawisko. Poza warstwą emocjonalną warto zastanowić się jaka jest dokładnie skala tego zjawiska. A najlepiej uczynić to w odniesieniu do królujących na drogach pojazdach spalinowych.
Brytyjska firma finansowa Tusker (należy do szacownej grupy ubezpieczeniowej Lloyd’s) przeanalizowała wypadkowość posiadanej przez nią floty ponad 30 tys. EV. Wszystko po to, aby ustalić czy za rozpowszechnianymi mitami na temat podatności „elektryków” na pożary kryje się choćby źdźbło prawdy. Dane zgromadzone przez Tuskera pokazują, że ani jeden pojazd elektryczny jego floty nie zapalił się samoistnie. Co ciekawe, statystyki korporacji dowodzą, że ok. 65% przypadków pożarów to wynik podpaleń osób trzecich, których kwalifikacja na gruncie kodeksu karnego jest oczywista.
Kit Wisdom, dyrektor zarządzający firmy, przyznał, że doszło do trzech pożarów w pojazdach, gdyż ich użytkownicy walnie się do tego przyczynili. Powód był prozaiczny: palili nieostrożnie papierosy wewnątrz maszyny. Żar z papierosa spadł na materiał palny i doszło do nieszczęścia. Spółka ujawniła też, że doszło jeszcze do jednego spłonięcia EV. Ale było to następstwem pożaru na lotnisku Luton, który pochłonął również zaparkowane pojazdy w pobliżu terminalu. Przeliczmy jednak to: 4 pożary na flotę 30 tys. EV – współczynnik tego rodzaju wypadkowości wynosi 0,01%.
Do zbliżonych wniosków doszła Szwedzka Agencja ds. Zagrożeń Cywilnych. Stwierdziła w raporcie z maja 2023 r., że ryzyko zapalenia się pojazdu elektrycznego jest wielokrotnie mniejsze niż w przypadku samochodów benzynowych lub wysokoprężnych. Na 100 tys. pojazdów elektrycznych w 25 przypadkach dochodziło do pożarów – wskaźnik wypadkowości z tego powodu wyniósł 0,025%. Z kolei dla pojazdów spalinowych ryzyko pożaru dotyczyło 1530 przypadków na 100 tys. (1,53%).
Bodaj najbardziej rozbudowaną bazę statystyczną na świecie ma EV FireSafe. Ta australijska organizacja gromadzi dane na temat pożarów z całego świata. I co ważniejsze, archiwum statystyk obejmuje bardzo długi szereg czasowy (od 2010 r.). W ciągu tych kilkunastu lat przedmiotem pożaru (bez wnikania z jakiego powodu) było 0,0012% pojazdów elektrycznych. Jednocześnie ten wskaźnik był ponad 80-krotnie wyższy dla tradycyjnych ICE.
Ktoś sceptycznie nastawiony mógłby powiedzieć, że ze względu na ograniczony zasięg baterii, pojazdy elektryczne służą w dużej mierze do poruszania się wokół komina, czyli głównie w obszarach zurbanizowanych. Dlatego nie powinno się ich porównywać z klasycznymi „spalinówkami”. Akurat mnie ta teza nie przekonuje. Niemniej są i statystyki obrazujące, jak wygląda ryzyko pożaru w przeliczeniu na pokonywany dystans.
Wewnętrzny raport Tesli z 2020 r., który nie został zweryfikowany niezależnie, sugeruje, że na każde przejechane 330 mln kilometrów przypada jeden pożar pojazdu tej marki. Przy czym w tym opracowaniu zauważono również, że prezentowane dane są dużo niższe niż te, które pochodzą z analiz amerykańskiego Krajowego Stowarzyszenia Ochrony Przeciwpożarowej (NFPA). Badania NFPA wykazały bowiem wskaźnik jednego pożaru na każde 30,6 mln pokonanych kilometrów.
Zdaniem Santander Consumer Bank 71% kierowców średniorocznie nie pokonuje więcej niż 20 tys. kilometrów – bez względu na rodzaj napędu. Bazując na zmiennych przedstawionych przez NFPA okazuje się, że ryzyko pożaru pojazdu elektrycznego zmaterializowałoby się przy parametrze 20 tys. km po 1530 latach użytkowania dróg. To raczej już nie za naszej kadencji na kuli ziemskiej.
Moim zdaniem słabością tych wszystkich badań jest to, że nie da się w nich znaleźć dokładnych danych w podziale na wiek pojazdu. Z racji stosunkowo krótkiej obecności EV na naszych drogach większość floty to pojazdy „młode” – głównie maksymalnie kilkuletnie, a zatem ich poziom wyeksploatowania nie jest tak potężny, jak niektórych gruchotów spalinowych. Niemniej na podstawie EV FireSafe, które analizuje dane od 2010 r., nie da się stwierdzić, że wraz z upływem czasu doszło do znaczącego wzrostu ryzyka pożarów – najnowsze statystyki zawierają przecież dane o pojazdach już co najmniej kilkuletnich.
Co powoduje pożary pojazdów elektrycznych? Istnieje jedna podstawowa przyczyna. Akumulatory pojazdów elektrycznych przechowują dużo energii na bardzo małej przestrzeni. W razie ich uszkodzenia wewnętrzne zwarcie wyzwala reakcję łańcuchową zwaną niekontrolowaną utratą ciepła. Bateria wytwarza wówczas więcej ciepła niż jest w stanie odprowadzić i dochodzi do samozapłonu. Ta przyczyna odpowiada za ok. 95% pożarów pojazdów elektrycznych. Newralgicznym momentem eksploatacji EV jest sam proces ładowania i najbliższe kwadranse po jego przeprowadzeniu.
Zgodnie z szacunkami EV FireSafe ok. 20% wypadków pożarowych miało miejsce w tym okresie (90% przypadków podczas ładowania). Według obliczeń organizacji 25% zdarzeń nastąpiło w przestrzeniach podziemnych, 31% podczas parkowania na zewnątrz i 29% w trakcie jazdy.
A jak wyglądają statystyki dotyczące pożarów pojazdów elektrycznych w Polsce i jak sobie radzić w przypadku nieszczęśliwego zdarzenia, gdy auto płonie? Specjalnie dla czytelników ISBiznes.pl zasięgnąłem opinii starszego brygadiera Karola Kierzkowskiego, rzecznika prasowego komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej.
Marcin Kuchciak (MK): Jak wyglądają statystyki związane z pożarami pojazdów elektrycznych na tle pojazdów spalinowych? Czy prawdą jest, to co można znaleźć w internecie, że gaszenie płonącego EV zabiera mnóstwo czasu?
Karol Kierzkowski (KK): Państwowa Straż Pożarna odnotowuje niewielką liczbę pożarów pojazdów elektrycznych. W 2021 roku takich pożarów były 2, a w 2022 roku było 7 (od początku zeszłego roku do 1 lipca 2023 r. odnotowano 4 pożary). Dla porównania w przypadku pojazdów spalinowych odnotowanych zostało w 2021 roku – 9274 pożarów, a w 2022 – 8333, (od stycznia do 1 lipca 2023 roku 3414). Widać zatem, że pożary pojazdów elektrycznych stanowią niecały promil tego typu zdarzeń.
Średni czas działań gaśniczych przy pożarach pojazdów elektrycznych wyniósł ok. 1,5 godziny, choć bywały wyjątki od tej reguły. Przykładowo: czas trwania pożaru Tesli z 27 grudnia 2022 roku wyniósł 4 godziny i 34 minuty. Pożar z dnia 10 września 2021 roku trwał 9 godzin i 16 minut. Natomiast pożar samochodu elektrycznego z dnia 26 marca 2023 w miejscowości Miszewko w powiecie kartuskim w woj. pomorskim utrzymywał się przez 21 godzin i 39 minut.
MK: Załóżmy, że dochodzi do nieszczęścia w postaci pożaru naszego EV. Przeciętny mieszkaniec naszego kraju dysponuje z pewnością o wiele gorszym instrumentarium środków służących do gaszenia. Jak sobie radzą profesjonalni strażacy z pożarami pojazdów elektrycznych? A jak mogą podejść do sprawy zwykli zjadacze chleba?
KK: Państwowa Straż Pożarna jest przygotowana do gaszenia pożarów pojazdów z napędem elektrycznym. Największą trudnością przy tych działaniach jest znaczne zapotrzebowanie na wodę niezbędną do gaszenia i chłodzenia palących się baterii w tego typu pojazdach.
Zgodnie z procedurą straży pożarnej niewielkie pożary samochodów elektrycznych możemy gasić przy użyciu gaśnic proszkowych lub pianowych zachowując bezpieczną odległość wskazaną na etykiecie gaśnicy. Rozwinięty pożar samochodu elektrycznego gasimy z wykorzystaniem wody oraz proszkiem gaśniczym. Gaszenie pożarów z wykorzystaniem powyższych środków gaśniczych można prowadzić nawet bez odłączenia instalacji wysokiego napięcia w samochodzie.
Minimalna odległość pomiędzy źródłem pożaru a wylotem strumienia środka gaśniczego to 1 metr dla rozproszonych prądów wody oraz 5 metrów dla zwartego strumienia wody. Pożarów samochodów elektrycznych nie gasimy za pomocą strumieni piany ciężkiej średniej lub lekkiej (liczba spienienia od około 5 do 200). Liczba spienienia to stosunek objętości wytworzonej piany do objętości wodnego roztworu środka pianotwórczego, z którego ta piana została wytworzona.
Jedną z metod gaszenia takich pojazdów jest umieszczanie ich w kontenerze wypełnionym wodą, niemniej jednak nie zawsze i nie we wszystkich przypadkach jest to metoda możliwa do zastosowania. Wykorzystanie kontenera w celu zatopienia samochodu elektrycznego może być stosowane tylko w uzasadnionych przypadkach (gdy opisane powyżej techniki gaszenia okażą się nieskuteczne). Nie należy napełniać kontenera wodą wyżej niż jest to konieczne, tj. do górnej krawędzi akumulatora.
Prewencyjne zatapianie pojazdu nie jest zalecane. Przyczyną tego są m.in. duży wysiłek logistyczny, duże koszty utylizacji zanieczyszczonej wody jako odpadu specjalnego/niebezpiecznego i nieuniknione zwiększenie szkód ogólnych w samochodzie. Wobec powyższych faktów zalecamy wykorzystanie suchej kwarantanny pojazdu w kontenerze, aby nie stanowił zagrożenia dla sąsiadujących samochodów lub budynków. Osobom chcącym pogłębić wiedzę na ten temat polecam artykuł w Przeglądzie Pożarniczym, który można znaleźć TUTAJ.
MK: Zdaje się, że niewiele osób ma tego świadomość, ale także producenci samochodów EV stosują różnego rodzaju zabezpieczenia, których celem jest redukcja ryzyka wystąpienia pożaru.
KK: Producenci samochodów elektrycznych stosują szereg zabezpieczeń zapobiegających powstaniu samozapłonu systemu zasilania akumulatorowego. Układ chłodzenia chroni przed przegrzaniem akumulatora. Wzmocniona obudowa ochronna zapobiega uszkodzeniom mechanicznym. Zapora ogniowa oddziela moduły akumulatora, ogranicza potencjalne szkody i zabezpiecza pozostałe podzespoły pojazdu przed zapłonem. System awaryjnego wyłączania wysokiego napięcia separuje napięcie akumulatora wysokiego napięcia (HV) od reszty instalacji elektrycznej pojazdu, co w znaczący sposób zwiększa bezpieczeństwo, kiedy pojazd nie jest użytkowany.
MK: Dziękuję za rozmowę.