Na papierze, skupiając się na sytuacji w skali makro, gospodarka irańska ma się całkiem nieźle. Udało się nawet wypracować przyzwoity wzrost PKB na poziomie3-5%. Jednakże im niżej, im bliżej przeciętnego zjadacza chleba, tym sytuacja wygląda gorzej. Wzrost PKB nie przełożył się na poprawę sytuacji społeczeństwa, gdyż został „zjedzony” przez inflację. Dodatkowe środki wypracowane przez gospodarkę narodową rozpłynęły się w morzu potrzeb inwestycyjnych – które zresztą też nie zostały zaspokojone, a zyski z eksportu ropy pokrywały zakupy importowe w Chinach – z Marcinem Krzyżanowskim, analitykiem Iranu, orientalistą, byłym konsulem RP w Kabulu rozmawia Marek Meissner.
Marek Meissner (MM): Najpierw IRGC zaatakowała desantem śmigłowcowym i przejęła kontenerowiec pływający pod flagą Portugalii należący do zarejestrowanej w Londynie firmy Zodiac, mającej izraelskiego właściciela, potem był atak bezpośrednio na Izrael 331 środkami napadu powietrznego. Czy teraz – jak twierdzili francuscy analitycy – należy spodziewać się ofensywy irańskiej, nie tylko IRGC, ale też rozmaitych milicji i organizacji sponsorowanych przez Teheran przeciw „miękkim, gospodarczym celom Zachodu”, czy też jest to akt jednorazowy pokazujący, że Iran jest zdolny zaatakować tam, gdzie Zachód i Izrael się nie spodziewają?
Marcin Krzyżanowski (MK): To raczej nie jest jednorazowy akt, zwłaszcza że to nie pierwszy przypadek zbrojnego przejęcia statku, notabene to też nie pierwszy raz kiedy ofiarą pada Zodiac. Kiedy w zeszłym roku Iran przejął tankowiec pływający pod banderą Wysp Marshalla, Teheran podał, że transportowiec zderzył się z irańskim statkiem w Zatoce Omańskiej i go uszkodził. Prawie rok później, w marcu 2024 r., Teheran oświadczył, że skonfiskuje ładunek „Advantage Sweet”, który przewoził ropę z Kuwejtu do Teksasu, w odwecie za wyniszczające amerykańskie sankcje nałożone na republikę islamską. Co ciekawe, 6 marca sąd w Teheranie orzekł na korzyść konfiskaty ropy naftowej o wartości około 50 mln dolarów. 55. oddział Trybunału Sprawiedliwości w Teheranie stwierdził, że środki ze sprzedaży ropy zostaną przeznaczone na rekompensatę dla pacjentów cierpiących na pęcherzowe oddzielanie się naskórka (epidermolysis bullosa), rzadką chorobę skóry. Sąd orzekł, że amerykańskie sankcje uniemożliwiły szwedzkiej firmie sprzedaż do Iranu leków stosowanych w leczeniu tej choroby i spowodowały „poważne szkody emocjonalne i fizyczne” u irańskich pacjentów. Jak widać, podczas poprzednich przejęć Iran udzielał mniej lub bardziej wiarygodnych wyjaśnień na temat swoich operacji, aby sprawiać wrażenie, że ataki nie miały nic wspólnego z szerszymi napięciami geopolitycznymi. Jednakże podczas ostatniego ataku Iran nie przedstawił żadnego wyjaśnienia zajęcia poza stwierdzeniem, że MSC Aries ma powiązania z Izraelem. O skali irańskiego zaangażowania w operacje morskie może świadczyć fakt, że w styczniu br. Iran przetrzymywał pięć statków i ponad 90 członków załóg jako zakładników ze statków przechwyconych w 2023 r.
Z kolei wspierani przez Iran rebelianci z ruchu Huti w Jemenie często obierali za cel statki w obszarze Morza Czerwonego, podczas gdy wzdłuż południowej granicy Libanu miały miejsce regularne wymiany między Hezbollahem a Izraelem. Do tego warto dodać kwestię rozbudowy przez Iran floty pełnomorskiej. Zbierając te informacje w całość jasno widać, że polityka morska – lub piracka, jak kto woli – jest istotnym elementem irańskiej strategii. Strategia ta zakłada konieczność przeciwstawienia się wpływom USA w regionie poprzez działania asymetryczne, w szczególności oparte na działaniach sojuszników. Iran stara się zdobywać wpływy nie narażając się na bezpośredni udział w wojnie i atak na swoje terytorium, obecny atak na Izrael jest tu pewnym wyjątkiem. Republika Islamska od blisko dwóch dekad stara się jak najbardziej ograniczyć obecność amerykańską na Bliskim Wschodzie oraz osłabić Izrael, który uważa z „projekt imperialistyczny i kolonialny, mający za zadanie zniszczyć społeczność muzułmańską i islam.” Wykorzystuje do tego sieć wspieranych przez siebie organizacji niepaństwowych. Zdając sobie sprawę z dysproporcji sił militarnych skupia się na ciągłym podkopywaniu fundamentów państwa Izrael.
W irańskim dyskursie strategicznym nosi to nazwę Pierścienia Ognia. Przewodnia zasada Pierścienia Ognia jest jasna: Iran pozostaje zdystansowany i pozornie niezaangażowany, ponieważ nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności za jakiekolwiek działania tych elementów i nie ma sposobu, aby udowodnić, że to irańska ręka kołysze łodzią. Iran jest jak ośmiornica, której środek i mózg nie są odpowiedzialne za działania swoich długich ramion – i dlatego nie ma uzasadnionej możliwości działania przeciwko niemu z użyciem jawnej siły. Sojusznicy Iranu mają bezustannie atakować Izrael, tak by zmęczyć społeczeństwo, osłabić morale cywilów, odstraszyć inwestorów i powodować koszty finansowe.
Spodziewam się, że – o ile Izrael nie zdecyduje się na odwetowy atak na irańskie terytorium, czego niestety nie można wykluczyć – to po kilku dniach relatywnego spokoju wrócimy do konfliktu poniżej progu wojny i opartego na sabotażu, cyberatakach oraz właśnie atakach na cele miękkie, gospodarcze.
MM: Ogólnie rzecz biorąc sytuacja irańskiej gospodarki jest bardzo zła. W lutym rial osiągnął 600 tys. za dolara, obecnie nie spada poniżej 439 tys., na rynku mieszkaniowym widoczna jest ogromna bańka, nieruchomości osiągają fantastyczne ceny za metr, zwłaszcza w dużych miastach. Na ile obecnie rząd jest w stanie opanować proces wiodący z jednej strony do hiperinflacji, z drugiej do stagnacji gospodarczej przy wysokiej inflacji miesięcznej i jakie środki są obecnie stosowane, by do tego nie dopuścić?
MK: Na papierze, skupiając się na sytuacji w skali makro, gospodarka irańska ma się całkiem nieźle. Udało się nawet wypracować przyzwoity wzrost PKB na poziomie 3-5%. Jednakże im niżej, im bliżej przeciętnego zjadacza chleba, tym sytuacja wygląda gorzej. Wzrost PKB nie przełożył się na poprawę sytuacji społeczeństwa, gdyż został „zjedzony” przez inflację. Dodatkowe środki wypracowane przez gospodarkę narodową rozpłynęły się w morzu potrzeb inwestycyjnych – które zresztą też nie zostały zaspokojone, a zyski z eksportu ropy pokrywały zakupy importowe w Chinach.
Wzrost PKB złagodził nieco kryzys, ale go nie rozwiązał. Z roku na rok coraz bardziej dotkliwy jest wzrost deficytu budżetowego. Aktualny poziom deficytu jest trudny do określenia, gdyż zależy od przyjętej metodologii. „Czysty” deficyt (czyli tzw. dziura budżetowa) był zakładany na poziomie 4,8 kwadryliona IRR (ok. 10 mld dol.). Prezydent Raisi ogłosił jego pokrycie na poziomie 90%, przy czym jak sam twierdził, środki pochodziły z oszczędności, zwiększonego eksportu ropy oraz podatków pośrednich. Jednakże irańskie ośrodki badawcze wskazują na sytuacje diametralnie inną i twierdzą, że deficyt nie został pokryty przez zwiększenie dochodów, a poprzez kreatywną księgowość. Rząd Raisiego zastosował nową w porównaniu z poprzednimi laty, metodę kompensowania deficytu budżetowego: pożyczanie z nadwyżek zasobów spółek państwowych. Z analizy sprawozdań finansowych spółek państwowych wynika, że przez to większość z nich wykazuje straty księgowe i nie tylko nie mają nadwyżek środków, które mogłyby bezpiecznie pożyczyć rządowi, ale wielu z nich grozi także upadłość. Z raportów ministerstwa gospodarki wynika, że państwowe spółki i banki mają dług na poziomie 100 mld dol., z czego jedna trzecia zadłużenia jest związana z National Iranian Oil Company. To powoduje dodatkowe komplikacje, gdyż należności dla NIOC z powodu sankcji nie mogą zostać „przelane” do Iranu i są bezużyteczne, o ile nie służą pokryciu kosztów importu z Chin. Teoretycznie rzecz biorąc firma ma rekordowe zyski, jednak nie ma do nich pełnego dostępu.
Rząd w minionym roku próbował opanować inflację i powiązaną z nią pauperyzację społeczeństwa stosując klasyczne metody. Przede wszystkim dodrukował sporo pieniędzy na pokrycie podwyżek wymuszonych przez inflację, co jednak dodatkowo nakręciło inflację. Dla rządu była to jednak opcja mniejszego zła, gdyż niespełnienie oczekiwań społecznych w zakresie podwyżek groziło niepokojami i protestami, których w szczególności Rahbar, czyli ajatollah Ali Chamenei, chciał uniknąć. Jego wytyczne były jasne i określiły ramy polityki rządu: „ludzie mają być relatywnie zadowoleni, a ich poziom życia nie może drastycznie spaść.” Próbą ratowania sytuacji były też zmiany w systemie podatkowym, tzn. jego uszczelnienie i poprawa ściągalności podatków oraz wprowadzenie podatku od „towarów luksusowych” (np. nowe auta). Rząd przeprowadził też kolejne reformy subsydiów dla potrzebujących, co pozwoliło na spore oszczędności dla budżetu. Po dużym spadku giełda wróciła na ścieżkę wzrostu. Dzięki współpracy z Rosją i Wenezuelą zwiększono produkcję samochodów i poprawiono wydajność sektora motoryzacyjnego. Dzięki uruchomieniu programu kredytowego udało się rozruszać rynek mieszkaniowy, jednak wciąż popyt przewyższa podaż i ceny rosną, chociaż dynamika wzrostu jest słabsza. Generalnie działania rządu są reaktywne i obliczone na efekt krótkoterminowy oraz uniknięcie społecznych niepokojów, a nie na rozwiązanie problemów systemowych. W ten sposób autorytarny rząd stał się zakładnikiem społecznej frustracji.
MM: Madżles, czyli Parlament, jest opanowany przez twardogłowych. Z drugiej strony Gwardia Rewolucyjna IRGC jest cały czas w sporze z mułłami, zarzucając im – często słusznie – wielkopański tryb życia i skorumpowanie. Te konflikty trwają już od ponad 20 lat. Jakie mają przełożenie na irańską gospodarkę? „Kto jest kim” po obu stronach i czy poza umiarkowanymi, prawie całkowicie eksmitowanymi z przestrzeni politycznej jest jeszcze frakcja która chce reform gospodarczych?
MK: Bezpośrednie przełożenie konfliktów politycznych na gospodarkę jest niewielkie z racji kontroli jaką sprawuje Rahbar nad kluczowymi sektorami gospodarki. Ale obecnie dla przywództwa Iranu nadrzędnym imperatywem jest wzmocnienie zgodności ideologicznej i kontroli politycznej na szczytach władzy, nawet za cenę coraz większej utraty jej oddolnej legitymacji. Stąd konsekwentne rugowanie z przestrzeni politycznej przedstawicieli reformistów i centrystów. Wzmocnienie nacisku na moralność publiczną i przekształcenie państwa z republiki islamskiej, mającej być wstępnym etapem ewolucji państwa po rewolucji, w „państwo/rząd islamski”, który ma być kolejnym etapem na drodze do państwa doskonałego, połączone z rosnącym niezadowoleniem społecznym i spadkiem poziomu religijności społeczeństwa spowodowało zmiany w narracji politycznej. Poza bojkotującymi i taktycznie wycofanymi stronnictwami, w szczególności skupionymi wokół M. Chatamiego i Frontu Reformatorskiego, oraz partycypującymi pryncypialistami w wyborach zaznaczył się stosunkowo nowy twór polityczny sprzeciwiający się demontażowi irańskiej demokracji, ale popierający ideę republiki – „neocentryści”. Grupa ta składa się z dotychczasowych reformistów oraz centrystów, którzy w płynnym frakcyjnym krajobrazie Iranu stoją obecnie pomiędzy reformistami a konserwatystami.
Do wyłonienia się stronnictwa doszło w wyniku podziałów w łonie starych klanów politycznych, w szczególności klanu Larijanich, który jest największym przegranym przemian politycznych ostatniej dekady. Neocentryści dążą do osłabienia siły twardogłowych poprzez przeforsowanie swoich kandydatów do Madżlesu, którzy po sukcesie wyborczym mogliby zgłaszać postulaty popularne dla społeczeństwa i być głosem „milczącej większości”.
Ostatecznie jednak ani reformiści, ani neocentryści, ani inna opozycja polityczna nie są obecnie w stanie rzucić znaczącego wyzwania obozowi konserwatywnemu. Ten ostatni z kolei był pochłonięty raczej wewnętrznymi rozgrywkami niż zewnętrznymi bitwami politycznymi. Główną linią konfliktu wewnątrz obozu pryncypialistów jest konkurencja między starym konserwatywnym establishmentem wywodzącym się z kadr IRGC i kompleksu przemysłowo-militarnego, a twardogłowymi bazującymi na relatywnie młodym, drapieżnym ideologicznie duchowieństwie.
W tych okolicznościach rekordowo niska frekwencja również nie była zaskoczeniem. Jednak wyróżniają się tu dwie ważne kwestie. Po pierwsze, wydaje się, że nawet część lojalnej opozycji wewnątrzsystemowej porzuciła nadzieję, że wybory w Republice Islamskiej zapewnią lepszą przyszłość. Jedną z takich osób, która powstrzymywała się od głosowania, był reformistyczny prezydent Mohammad Khatami, który zawsze opowiadał się za wykorzystywaniem każdej, nawet niewielkiej okazji, do korygowania kursu politycznego za pośrednictwem urny wyborczej. Po drugie, nawet jeśli wziąć za dobrą monetę ogłoszoną frekwencję, przedstawia ona jedynie szczątkowy obraz głęboko zniechęconego elektoratu. Trzecie wybory krajowe z rzędu większość wstrzymała się od udziału. To bardzo wyraźny znak społecznego zniechęcenia.
MM: Na ile na gospodarkę Iranu mogą wpłynąć bliskie stosunki z Rosją i obecne umowy o współpracy gospodarczej? Dlaczego, co jest ciekawe, Teheran dość dobrze dogaduje się w kwestiach gospodarczych z Moskwą, ale już nie z Pekinem, mimo że Chińczycy proponowali w dwóch misjach do Teheranu spore inwestycje w irańską gospodarkę?
MK: Na pewno kooperacja będzie pomocna. Partner ignorujący sankcje to dostęp do rynku zbytu, brakujących surowców, a w tym wypadku również do technologii, np. rakietowych. Jednak potencjał to jedno, a wykorzystanie go to drugie. Na szczęście dla Zachodu współpraca napotyka na wiele barier, które powodują, iż pomimo kilkudziesięciu oficjalnych wizyt oraz porozumień gospodarczych i celnych z ostatnich dwóch lat, wolumen wymiany handlowej Iranu z Rosją nie przekroczył 5 mld dolarów. W pierwszych miesiącach swojej prezydentury Ebrahim Raisi po raz pierwszy odwiedził Moskwę i zadeklarował, że oba kraje chcą zwiększyć wolumen wymiany handlowej do 15 mld dolarów. Jednak w ciągu dwóch kolejnych lat wzrosła ona z 4 mld dolarów do tylko 5 mld dolarów, i to pomimo kilku dwustronnych porozumień podpisanych głównie po nałożeniu przez Zachód sankcji na Rosję. Eksport Iranu do Rosji wzrósł w tym okresie zaledwie o 600 mln dolarów, osiągając 1,7 mld dolarów w porównaniu z 1,1 mld dolarów w 2021 r. Z kolei wolumen handlu między Rosją a ZEA odnotował w 2022 r. wzrost o 68% osiągając poziom 9 mld dolarów.
Koncentracja Teheranu na powiązaniach gospodarczych z Moskwą ograniczała się w dużej mierze do wizyt urzędników państwowych. Nie poświęcano wystarczającej uwagi sektorowi prywatnemu i nie budowano relacji z rosyjskimi biznesmenami. Irański eksport do Rosji boryka się z kilkoma problemami, takimi jak słaby marketing, wysokie ceny, ciągłe opóźnienia i niska jakość w porównaniu z towarami z innych krajów. Pomimo ambitnych deklaracji stosunki handlowe Iran-Rosja nie wydają się być na ścieżce znaczącej poprawy również dlatego, że Teheran priorytetowo traktuje militarne i geopolityczne aspekty swoich stosunków z Moskwą.
Pewnym wyjątkiem, a i to jednak związanym z geopolityką są projekty inwestycyjne. Rosja i Iran dążą do bliższej współpracy w dziedzinie energii, jednak znaczące wspólne projekty naftowe i gazowe pozostają tylko na papierze. Dla irańskiego przemysłu energetycznego, a także szerszego otoczenia geopolitycznego, protokół ustaleń (MOU) w sprawie współpracy technologicznej pomiędzy rosyjskim Transnieftem, a irańskim Ministerstwem Ropy podpisany w lutym stwarza zarówno szanse, jak i problemy. Może to poprawić produkcję i efektywność irańskich projektów naftowo-gazowych. Umacniający się sojusz między Rosją a Iranem może zmienić lokalne środowisko dostaw energii, co może mieć wpływ na globalne ceny energii i sieci dystrybucji. Jednakże Iran i Rosja mają długą historię zerwanych porozumień, co pokazuje, jak trudno jest spełnić obietnice zawarte w, jak się okazuje, zbyt ambitnych dokumentach. Sprzeczność pomiędzy niechęcią Rosji do przekształcania memorandów w kontrakty a oświadczeniami Iranu sugeruje, że ich wykonanie może być niemożliwe. Obydwa państwa w teorii wyglądają nieźle, jednak mają też poważne trudności gospodarcze. Na przykład rosyjski Gazprom doświadczył gwałtownego spadku zysków i wzrostu zadłużenia, co poddaje w wątpliwość opłacalność wydawania 40 mld dolarów na irański przemysł energetyczny, co zakładano w umowie o partnerstwie między Iranem a Rosją.
Pomimo barier i niepowodzeń relacje gospodarcze między Rosją a Iranem są pogłębiane, co pomaga gospodarce złapać oddech, jednak zarówno obecny poziom, jak i tempo wzrostu oznaczają, że współpraca z Rosją jest i jeszcze jakiś czas będzie ważnym, ale jednak pobocznym wątkiem. Geograficzna bliskość i wspólne zainteresowania oraz projekty geopolityczne, jak np. współpraca w Syrii i na Kaukazie, a przede wszystkim fakt, że Rosja, podobnie jak Iran, została objęta ciężkimi sankcjami sprawiają, że przynajmniej na papierze wzajemne relacje gospodarcze wydają się być cieplejsze i bardziej owocne niż w przypadku Chin wciąż obawiających się sankcji USA. Jednakże to właśnie Chiny są kluczowe dla irańskiej gospodarki, gdyż są jedynym dużym odbiorcą irańskiej ropy. Eksport tejże do Chin jest czynnikiem, który ratuje irańską gospodarkę przed katastrofą. Ale nie należy zapominać o tym, że Chiny nie robią tego bezinteresownie. Iran, w obliczu sankcji, jest zmuszony sprzedawać ropę po cenie znacząco niższej od rynkowej. Tania irańska ropa zasila sporo małych i średnich rafinerii, dla których taki surowiec jest kluczowy. Chiny zyskują też politycznie – kupując tanią ropę wzmacniają wroga swojego konkurenta. Iran sprawia sporo kłopotów USA, które są zmuszone rozpraszać swoje potężne, ale jednak nie nieograniczone zasoby. Mimo to chińskie firmy, w szczególności banki, nie chcą narażać się na starcie z polityką maksymalnej presji sankcyjnej nałożonej na Iran przez USA. Abstrahując od ogólnego przeszacowania chińskich wpływów na Bliskim Wschodzie, w Iranie Chiny wiele deklarują, a niewiele realizują. Nie jest to dziwne, jeśli wziąć pod uwagę ograniczenia rynku wewnętrznego, irańską doktrynę ekonomii oporu, sankcje USA i napięcia regionalne. Iran z kolei, stosując się do założeń wspomnianej ekonomii oporu, usiłuje zahamować napływ towarów importowanych. Z punktu widzenia teherańskiego bazaru Chiny odniosły korzyści z sankcji nałożonych na Iran zalewając rynek swoimi produktami kosztem rodzimych przedsiębiorców. Irańscy decydenci są świadomi ograniczeń, przed którymi stoi ewentualne partnerstwo z Pekinem. W szczególności nie są im obce obawy związane z zależnością od potężniejszego partnera. Last but not least, Iran nie jest jedynym bogatym rynkiem w regionie. Ma konkurentów w postaci m.in. Arabii Saudyjskiej i ZEA. Przy czym jego konkurenci nie są objęci sankcjami, co znacząco ułatwia prowadzenie z nimi interesów. Często Iran po prostu przegrywa w wyścigu o konkretną inwestycję. Równie często warunki proponowane przez stronę chińską są z różnych przyczyn nie do przyjęcia przez stronę irańską.
Dziękuję za rozmowę.