Ponad 500 firm w Rosji i krajach, które ją wspierają, stanie się celem nowych amerykańskich sankcji. Tymczasem Rosja chce śladem ZSRR „powrócić do Afryki” i powiązać ze sobą państwa afrykańskie, aby pozyskać ochotników, surowce i wsparcie polityczne.
Jak powiedział mediom zastępca sekretarza skarbu USA Wally Adeyemo ta akcja będzie skierowana przeciw rosyjskiemu kompleksowi wojskowo-przemysłowemu i wspomagającym go firmom w krajach trzecich. Sankcje będą wprowadzone równo w drugą rocznicę ataku Rosji na Ukrainę. Mają być także „czytelnym sygnałem dla Rosji” upamiętniając jednocześnie przywódcę opozycji rosyjskiej, prawdopodobnie zamordowanego w łagrze Aleksieja Nawalnego.
„Jutro nałożymy sankcje właśnie tutaj, w Stanach Zjednoczonych, ale ważne jest, aby pamiętać, że nie tylko Ameryka podejmuje takie działania” – powiedział Adeyemo. Pakiet ten będzie najnowszym pakietem sankcyjnym, z tych które zaczęto wdrażać z inicjatywy USA i Unii Europejskiej, po inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego w 2022 roku i jednocześnie sposobem na utrzymanie presji na Rosję i jej gospodarkę. Jest to jeden z niewielu ruchów jakie ma możliwość wykonania administracja prezydenta Joe’go Bidena po praktycznym zablokowaniu przez Republikanów w kontrolowanej przez nich Izbie Reprezentantów pomocy dla Izraela, Ukrainy i Tajwanu.
„Sankcje i kontrole eksportu mają na celu spowolnienie (gospodarki – red.) Rosji i utrudnienie jej prowadzenia wybranej przez siebie wojny na Ukrainie. Ale ostatecznie, aby przyspieszyć Ukrainę i dać jej zdolność do samoobrony, Kongres musi działać, aby zapewnić Ukrainie potrzebne jej zasoby i broń” – powiedział Adeyemo.
Jednak eksperci militarni ostrzegają, że sankcje nie wystarczą, aby powstrzymać ataki Moskwy.
„To, co Kongres zrobi, aby przekazać Ukrainie dodatkową pomoc wojskową, będzie miało znacznie większe znaczenie niż cokolwiek innego, co mógłby zrobić na froncie sankcji” – powiedział agencji Reuters Peter Harrell, były urzędnik Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
W grudniu 2023 Departament Skarbu poinformował, że sankcje dotknęły gospodarkę Rosji i w ich efekcie skurczyła się o 2,1%. Rachel Lyngaas, główna ekonomistka ds. sankcji stwierdziła na stronie internetowej Departamentu Skarbu, że gospodarka Rosji skurczyła się o 5% ponad to, co przewidywali wcześniej analitycy.
Jednak, jak zwracają uwagę brytyjscy ekonomiści, gospodarka Rosji osiągnęła wynik powyżej oczekiwań, zaś Międzynarodowy Fundusz Walutowy w styczniu określił w prognozie wzrost PKB tego kraju na poziomie 2,6% w 2024 r., czyli o 1,5 pkt procentowego więcej niż wynosiły październikowe szacunki MFW po wzroście 3% w 2023 roku. Jednak, jak zauważyła rzeczniczka MFW Julie Kozack, „jest jasne, że Rosja znajduje się obecnie w stanie gospodarki wojennej”, gdzie zwiększona jest produkcja broni zaś wydatki państwa są przeznaczone na produkcję wojskową i to ona stymuluje wzrost PKB, a transfery socjalne rządu wspierają konsumpcję i co za tym idzie inflację.
Tymczasem Rosja próbuje pozyskać sobie wsparcie i sposobem znanym już z czasów ZSRR – wspierając znajdujące się w stałych problemach żywnościowych kraje afrykańskie. Oznacza to możliwość uzyskania nie tylko poparcia politycznego, ale dostępu do ich rynków, co potencjalnie złagodzi skutki sankcji oraz być może, także rezerwuaru taniego żołnierza, na czym jej bardzo zależy i co na długie lata zamrozi stosunki tych krajów z USA i Europą związując je z Rosją.
Jeszcze w czasie dość groteskowego szczytu Rosja-Afryka w zeszłym roku, Putin osobiście obiecał niektórym krajom afrykańskim 50 tys. ton darmowego zboża. Nie było to zboże „dla wszystkich” – Putin wybrał te kraje afrykańskie, które w czasie głosowań w ONZ dotyczących potępienia rosyjskiej inwazji na Ukrainę wstrzymywały się od głosu lub wręcz głosowały przeciw. Rosyjska pomoc miała więc trafić do Burkina Faso, Zimbabwe, Mali, Somalii, Republiki Środkowoafrykańskiej i Erytrei – niektóre z nich od czasu tego szczytu zacieśniły swoje więzi z Moskwą. Rosyjskie Ministerstwo Rolnictwa poinformowało w połowie lutego, że dostarczono 200 000 ton „pomocy humanitarnej dla Afryki”. Rosja proponuje także tamtejszym rządzącym – niejednokrotnie takim, którzy przejęli rządy wskutek zamachu stanu – utrzymanie władzy i tanią broń, choć tu dostawy nie mogą być duże. Wszystko bowiem pochłania front na Ukrainie.
W styczniu rosyjska telewizja państwowa pokazała białe worki pszenicy z napisem „dar Federacji Rosyjskiej dla Burkina Faso” i nadrukowanymi flagami obu krajów.
„Pokazuje to solidarność Rosji z narodem Burkina oraz dobre, silne stosunki między naszymi dwoma krajami” – powiedziała Nandy Some-Diallo, minister Burkina Faso ds. solidarności i działań humanitarnych, podczas styczniowej ceremonii przekazania darowizny.
Dwa miesiące temu Moskwa otworzyła ambasadę w Burkina Faso a do tego kraju przybyły wojska rosyjskie. W Republice Środkowoafrykańskiej ma powstać rosyjska baza nasłuchu elektronicznego i lotnicza, zaś wojska tego kraju mają otrzymać rosyjski sprzęt wojskowy i broń. Rosjanie mają szkolić tamtejszą armię i siły bezpieczeństwa. Erytrea głosowała przeciwko rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ żądającej od Rosji wycofania swoich wojsk z Ukrainy, zaś rząd Mali pozwolił na finansowanie przez Rosję zakładu przerobu złota.
Jak powiedział Bloomberg Seidik Abba, kierujący zespołem doradców CIRES zajmującym się regionem Sahelu, działającym w stolicy Mauretanii, Nawakszut, rosyjska pomoc trafia tylko do krajów, które „mogą zostać jej najlepszymi sojusznikami”.
„Weźmy Erytreę, biedną, odizolowaną i zdeterminowaną by przeciwstawić się czemuś, co uważa za zachodni imperializm. Rosja uderza do tych krajów, które mają napięte stosunki z Zachodem, co pogłębia podziały polityczne” – powiedział Abba.
Moskwa ma długą historię kontaktów z krajami, które obecnie wspomaga, Jeszcze w czasach dekolonizacji w latach 50. i 60. ZSRR szkolił afrykańskich „bojowników o wolność” z krajów afrykańskich, zwłaszcza partyzantów z Zimbabwe oraz zapewniając pomoc wojskową i stypendia studentom z Mali i Burkina Faso, którzy kształcili się na radzieckich uniwersytetach. Obecnie synowie i córki dawnych przywódców z tamtych lat, którzy doszli w tych krajach do władzy, znowu nawiązują kontakty z Moskwą odwołując się do tego, że Rosja nigdy „nie była kolonizatorem w Afryce”, co wobec działań ZSRR np. w Angoli i Zimbabwe jest argumentem dość karkołomnym.
Kraj ten będący jednym z największych na świecie eksporterów pszenicy może dość tanio oferować pomoc żywnościową swoim dawnym sojusznikom. Tym bardziej, że Rosja zagarnęła też w Ukrainie 5 mln ton ziarna dobrej jakości – w tym momencie pomoc to dla niej tylko koszty transportu. Dodatkowo zbiory rosyjskie były całkiem dobre – tylko eksport wyniósł w 2023 roku 60 mln ton. Ale jak uważa Seidik Abba, więcej jest propagandy niż rzeczywistych darowizn w przypadku Rosji – rozgłos ma na celu stworzenie wrażenia, że oto Rosja troszczy się o biedne kraje Afryki.
Tymczasem według International Centre for Migration Policy Development, niemal połowa krajów afrykańskich importowała co najmniej 30% pszenicy z Ukrainy i Rosji. Inwazja rosyjska na Ukrainę niemal całkowicie odcięła szlak przez Morze Czarne – najtańszy, najłatwiejszy i najkrótszy. Obecnie transport zboża z Ukrainy do Afryki jest dość drogi, przez co jego cena rośnie, zaś WHO ma problem ze skompletowaniem 1 mln ton pomocy w ramach Światowego programu Żywnościowego. Z drugiej strony rosnąca inflacja w Afryce prowadzi do powszechnych protestów w wielu krajach.
„Kiedy Rosja odmówiła przedłużenia umowy zbożowej ryzykowała, że wyjdzie na tym jak diabeł” – powiedział Abba. Dzięki swoim darowiznom, nawet jeśli nie są one znaczące, „Rosja wychodzi na tę, która naprawdę docenia walkę Afrykanów i widzi ich trudności” – dodał.
Jak znaczące to dostawy, świadczy wypowiedź Soyae Konate, urzędnika OPAM, rządowej agencji zbożowej. Według niego zboże dla Mali przysłane przez Rosję pokryłoby zaledwie dwutygodniowe potrzeby tego kraju. A i tak dostawa została opóźniona ze względu na eksplozję w porcie w Gwinei i zbyt późne uregulowanie opłat portowych przez Rosjan.
Malijska junta rządząca tym krajem zerwała niemal całkowicie stosunki z Zachodem i zbliżyła się do Rosji, zaś flagi rosyjskie stały się oficjalnie w tym kraju „wyrazem buntu przeciw kolonializmowi”.
„Dla Rosji jest to dobrze – w ostatecznym rozrachunku jest to dobry PR dla obu krajów. Junta musi pokazać, że po zerwaniu stosunków ze swoimi dawnymi sojusznikami nadal ma potężnych przyjaciół” – powiedział lider malijskiej opozycji Oumar Mariko w wywiadzie w Abidżanie, stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej.
W zabiegach Moskwy jest jeszcze drugie dno. Otóż od dawna próbowała być obecna w krajach Zatoki Gwinejskiej. Wcześniej wysyłała do nich, zwłaszcza do Mali i Republiki Środkowoafrykańskiej Grupę Wagnera, która miała pomóc rządom w walce z islamistami. Wagnerowcy, którzy byli „nieoficjalnym ramieniem Moskwy”, walczyli tam ze zmiennym szczęściem, ale jednocześnie na dużą skalę zajęli się różnego typu przedsięwzięciami ekonomicznymi, jak np. handel złotem i kamieniami szlachetnymi, czy surowcami jak ropa naftowa. Moskwa chciała bowiem by PMC Wagner był przedsięwzięciem „samofinansującym się”, a wydatki Grupy były duże.
Po buncie przywódcy Grupy Jewgienija Prigożina w czerwcu zeszłego roku, zamordowaniu jego i dowódcy PMC Wagner – Dmitrija Utkina, do krajów w których działał Wagner wysłano misję rosyjskiego MSZ i rosyjskiego Sztabu Generalnego – generała Juniusa Bek-Jewkurowa, który zaproponował za przejęcie przez rosyjskie firmy i MON interesów wagnerowców w tych państwach wsparcie rosyjskich jednostek wojskowych, jednak w większości nie pochodzących z jednostek operacyjnych (niezbędnych na Ukrainie), ale z formacji pomocniczej jaką jest Rosgwardia. Miał to być tzw. Korpus Afrykański złożony z byłych wagnerowców, którzy po rozpadzie Grupy przeszli pod rozkazy rosyjskiego MON, Rosgwardii i w najmniejszym stopniu jednostek Wojsk Operacyjnych, ale tych które zostały wyniszczone walkami na Ukrainie i wymagały utworzenia zaś ich dowództwa przynajmniej w podstawowym stopniu znały teren afrykański. Chodzi też o inną istotną sprawę – werbowanie ochotników na wojnę z Ukrainą. Rosja obecnie usiłuje rekrutować „sprzymierzeńców” w każdym przyjaznym sobie kraju by obniżyć koszty wojny i straty własne, obecnie bardzo wysokie. Udała się jej rekrutacja 5000 Kubańczyków, 1500 Nepalczyków i bliżej nieznanej liczby obywateli państw afrykańskich. Jest to jednak wciąż zbyt mało jak na rosyjskie potrzeby na froncie.
W styczniu do stolicy Burkina Faso – Wagadugu – przybyła pierwsza, 100 osobowa, grupa żołnierzy rosyjskich mająca być zaczątkiem Korpusu Afrykańskiego.
Jak zauważa Nisar Majid z rządu Somalii, Rosja nie była w tym kraju wpływowym graczem od zakończenia Zimnej Wojny. Obecnie po rozgłoszonych PR-owo dwóch bezpłatnych dostawach zboża, rywalizuje tam z Turcją, Arabią Saudyjską, Katarem, ZEA i krajami zachodnimi.
„Wojna na Ukrainie i obecna polaryzacja środowiska globalnego mogą rozgrywać się w różnych częściach Afryki, w tym w Somalii. A pomoc żywnościowa staje się tylko częścią tej gry” – powiedział Bloomberg Majid.