Trump: Podnieśmy cła dla wszystkich o 10%

Donald Trump ubiega się o drugą kadencję prezydencką

Donald Trump ubiega się o drugą kadencję prezydencką. Sondaże pokazują, że pogłębia się jego przewaga nad pochodzącą z obozu republikańskiego Nikki Haley, więc zapewne zmierza ku nominacji kandydackiej w jesiennej rywalizacji z Joe Bidenem o dusze i serca Amerykanów. Jednym z poglądów głoszonych przez Trumpa jest inicjatywa nałożenia 10% ceł na towary importowane z całego świata, w tym Europy. Eksperci przestrzegają, że może mieć to niepożądane konsekwencje.

Zwycięstwo Donalda Trumpa w republikańskich prawyborach w New Hampshire do jakiego doszło 23 stycznia br., tydzień po jego zdecydowanym triumfie w stanie Iowa, oznacza, że jego szanse na oficjalną nominację jako kandydata na prezydenta w listopadowych wyborach zdecydowanie wzrosły. Wprawdzie kontrkandydatka Nikki Haley jednoznacznie deklaruje, że nie zamierza składać broni, zdaniem wielu ośrodków analitycznych Trump ostatecznie stanie w szranki jesiennej rywalizacji z Joe Bidenem.

Potwierdzają to wyniki sondaży preferencji wyborczych – według ostatnich zagregowanych przez portal 538 danych – Trump ma poparcie na poziomie 70,6%, zaś Haley jedynie 14,5%. Co więcej, od rozpoczęcia prawyborów przewaga Donalda Trumpa wyraźnie się powiększa. Musiałoby dojść do jakiegoś trzęsienia ziemi, aby nominacja wymknęła mu się z rąk.

Źródło: fivethirtyeight.com

Gdyby Trump ją uzyskał, to stanie przeciwko urzędującemu Joe Bidenowi z partii demokratycznej. Średnia z najświeższych sondaży przygotowanych przez Ipsos, YouGov, The Bullfinch Group, Morning Consult i HarrisX pokazuje, że prawdopodobny przyszły kandydat Republikanów w wyborach ma  przewagę ok. 5 pp w porównaniu do Bidena. A to oznacza, że pomysły na prezydenturę Trumpa trzeba brać poważnie pod uwagę. A są one o tyle istotne, że zasadniczo zmieniłyby pejzaż sytuacji międzynarodowej na świecie, co również dotknie Polski.

Co deklaruje Trump w sferze gospodarczej?

Krytycznie odnosi się do dalszego wspierania Ukrainy w wojnie z Rosją. Już dość dawno temu zapowiedział, że gdyby został wybrany, to jest w stanie zakończyć konflikt w ciągu 24 godzin. Jest zwolennikiem tego, by Europa zwróciła Stanom Zjednoczonym amunicję przesłaną Ukrainie. Dodatkowo planuje znacząco zmienić cel i misję NATO. Co się dokładnie kryje pod tym pomysłem nie wiadomo. Pozostają przypuszczenia, że armie europejskie będą musiały wziąć na siebie o wiele bardziej serio zapewnienie sobie kontynentalnego bezpieczeństwa.

Duża wolta może nastąpić w dziedzinie energii. Przede wszystkim Trump chce „wyciągnąć” USA z porozumienia paryskiego. To doprowadziłoby do zakwestionowania całych dotychczasowych wysiłków sygnatariuszy układu w kierunku redukcji gazów cieplarnianych, a w efekcie całe porozumienie stałoby się bezużyteczną kartką papieru, bo trudno sobie wyobrazić jego funkcjonowanie bez największej gospodarki świata. Inklinacje potencjalnego kandydata partii republikańskiej co do klasycznych źródeł energii są aż nadto widoczne. Trump zamierza postawić na produkcję paliw kopalnych i będzie przeciw polityce Białego Domu, która wspiera rozwój segmentu pojazdów elektrycznych.

No i wreszcie to, co może uderzyć bezpośrednio w polską gospodarkę. Trump przedstawił pomysł wprowadzenia 10% ceł na wszystkie towary importowane do Stanów Zjednoczonych. Miałoby to poprawić bilans handlowy USA z resztą świata. Powszechnie uważa się, że rzecz ma dotyczyć gospodarki chińskiej w pierwszej kolejności. Tym bardziej, że Trump zaproponował, aby wycofać się w ciągu czterech lat z importu chińskich towarów – chodzi o elektronikę, stal i farmaceutyki. Będzie dążyć do zakazania firmom z Państwa Środka posiadania amerykańskiej infrastruktury w sektorach energetycznym i technologicznym.

Niemniej pomysł z cłami miałby dotknąć również Europę. A jego wdrożenie zgodnie z zapowiedziami kampanijnymi miałoby wpływ na kurs euro, a tym samym na wielu polskich przedsiębiorców z racji naszych powiązań biznesowych w ramach Wspólnoty. Do tego nie należy zapominać, że wielu krajowych inwestorów oszczędza choćby w euro – mowa nie tylko o depozytach w tej walucie, ale również o lokowaniu pieniędzy transgranicznie (akcje, ETF-y, obligacje).

O ile istotność w wymianie handlowej jest oczywista dla większości, o tyle drugi przedstawiony aspekt zdaje się być pomijany. A niesłusznie. Od lat Polacy, którzy mają nadwyżkę w bilansach gospodarstw domowych coraz chętniej lokują kapitał w aktywa zagraniczne. Ostatnie badanie SII przeprowadzone wśród inwestorów pokazuje wyraźnie, że dynamicznie idzie w górę zaangażowanie w akcjach zagranicznych (dla obligacji brak danych).

Źródło: opracowanie własne na podstawie SII

Według danych ONZ od 1995 roku Europa odpowiada za mniej więcej 15% importu do USA. Nasz kontynent jest na czwartym miejscu w układzie geograficznym – za Azją (z wyłączeniem Chin i Japonii), gospodarkami LATAM (Ameryka Środkowa i Południowa) oraz Chinami. Amerykanie najchętniej kupują europejskie wyroby przemysłu maszynowego (29% udział w imporcie), farmaceutycznego (19%), chemicznego (12%) i motoryzacyjnego (10%).

W najnowszej historii, w czasach pierwszej prezydentury Trumpa, już doszło do krótkotrwałego wprowadzenia ceł przez Stany Zjednoczone na wybrane, a nie wszystkie, towary. W 2018 roku administracja republikańska nałożyła 25% cło na stal i 10% na wyroby z aluminium. Zapowiedź tego posunięcia została ogłoszona na początku marca 2018, a faktycznie wprowadzona pod koniec maja. Do decyzji USA przyłączyły się Kanada i Meksyk. W odpowiedzi UE wdrożyła cła bilansujące, jak dyplomatycznie je określiła Komisja Europejska (po prostu odwetowe), które dotknęły m.in. whisky, zagęszczony sok pomarańczowy czy motocykle (w tym słynnej marki Harley-Davidson). Według jej szacunków ograniczenia na stal i aluminium były warte ok. 6,4 mld euro, zaś w przypadku europejskiej odpowiedzi chodziło o towary warte ok. 2,8 mld euro. To bardzo niewielkie kwoty w skali transatlantyckiej wymiany handlowej, więc siłą rzeczy nie miały znaczącego wpływu na kurs EUR/USD. Bardziej dotknęły firmy z branży stalowej i aluminiowej.

Od wiosny 2018 r. w wyniku zapowiedzi amerykańskich ceł kursy akcji europejskich firm stalowych runęły. Tylko w ciągu kilku miesięcy indeks spółek stalowych w relacji do indeksu wszystkich akcji Starego Kontynentu niemal się przepołowił (na poniższym wykresie obrazuje to krzywa European Steel vs. European Market). Były one też o wiele słabsze niż ich odpowiedniki ze Stanów Zjednoczonych (krzywa oznaczona jako European Steel vs. US Steel). Spór udało się dopiero zażegnać przy okazji rzymskiego spotkania Grupy G20 w 2021 r. już za czasów prezydentury Bidena.

Źródło: GSAM

Teraz Trump zdaje się forsować ideę, aby 10% cła dotyczyły wszystkich towarów i usług, przy czym epizod taryf na stal i aluminium zdaje się jedynie niewinną igraszką. Średnio 25% sprzedaży europejskich korporacji, które są notowane na giełdach naszego kontynentu, pochodzi z rynku amerykańskiego. Większość dotyczy biznesu, który jest zlokalizowany w USA – są to spółki-córki europejskich grup kapitałowych, a zatem w nie ewentualne taryfy celne nie uderzą. Oczywiście, o ile nie używają w procesach produkcyjnych towarów sprowadzanych z Europy. Brak jest danych pokazujących precyzyjnie ile sprzedaży jest uzyskiwana via spółki-córki zlokalizowane w USA, a ile via podmioty zlokalizowane w Europie.

Żeby choćby przybliżyć kto jest w stanie najbardziej oberwać rykoszetem taryfowym można posłużyć się wskaźnikiem beta w odniesieniu do zmiany światowej wymiany handlowej. To pozwala uchwycić, które rynki akcji są najbardziej wrażliwe na koniunkturę w handlu międzynarodowym. Beta jest prostą miarą zmienności. Gdy wynosi 1 pkt, to akcje z danego rynku będą się zmieniały w identycznym tempie jak światowa wymiana handlowa. Gdy beta ma wartość 2 pkt, to zmiana o 1% poziomu handlu międzynarodowego przełoży się na zmianę indeksu akcji z danego rynku o 2%.

Które rynki światowe i europejskie sektory cechuje najwyższa beta, czyli są najbardziej wrażliwe na zmiany w globalnej wymianie handlowej? Jeżeli chodzi o indeksy akcji, to na pierwszy plan wysuwają się rynki wschodzące, do których klasyfikowana jest Polska – beta wynosi 4 pkt. Najmniej sensytywne są papiery szwajcarskie i brytyjskie. W przypadku sektorów akcji europejskich najwyższa beta towarzyszy surowcom bazowym (stal, cement itp.), najbardziej odporne są papiery spółek ochrony zdrowia (beta wynosi raptem 0,2 pkt).

Źródło: opracowanie własne na podstawie Datastream, Worldscope, GSGIR

Czy Trump wie, jakie będą implikacje ewentualnych ceł?

Nad odpowiedzią na to pytanie głowi się mnóstwo tęgich umysłów. I co gorsza nikt przy zdrowych zmysłach nie jest sobie w stanie wyobrazić do czego izolacjonistyczna polityka Republikanów może dokładnie doprowadzić. Pytanie: Czy Trump lub jego doradcy wiedzą, co się zdarzy po wprowadzeniu 10% ceł dla wszystkich?

Ostatnio w nagraniu CNBC występował Michael Every, główny strateg Rabobanku. Ekonomista stwierdził, że rynki powinny zacząć myśleć o strukturalnym wpływie proponowanej przez Trumpa inicjatywie celnej, która wstrząśnie każdą klasą aktywów. Co gorsza, nie są one w stanie stworzyć jakichkolwiek modeli ekonometrycznych, które pozwoliłyby oszacować bliżej wpływ wojen celnych, bo tak naprawdę nie rozumieją, jakie byłyby efekty drugiego i trzeciego rzędu, gdyby pomysł przyszłego kandydata Republikanów został zrealizowany.

Tego typu obiekcji w stosunku do sfery makro nie mają niektóre ośrodki analityczne. Tax Foundation twierdzi, że cła podniosłyby podatki nakładane na amerykańskich konsumentów o ponad 300 mld dol. w skali rocznej, a ponadto wywołałyby odwet państw poszkodowanych. I to nie są głosy jedynie ze strony ekonomistów z obozu myśli dalekiej od konserwatywnej. Centroprawicowe AAF przewiduje, że w sytuacji retorsji innych państw czy obszarów gospodarczych dojdzie do spadku PKB o 0,31 pp. (62 mld dol.) i zmniejszenia dobrobytu USA o 123,3 mld dol. – z analizą Toma Lee z AAF zapoznasz się TUTAJ. No chyba, że ktoś wierzy w brak reakcji odwetowej krajów dotkniętych przez nową politykę taryfową administracji republikańskiej. Ale to brzmi doprawdy, jak bajka o żelaznym wilku.

W tym wszystkim warto pamiętać, do czego doprowadziła eskalacja taryfowa z Chinami za czasów pierwszej prezydentury Trumpa. Wówczas nałożył on jednostronnie cła o wartości 250 mld dol. na towary pochodzące z Chin – ten pomysł zgodnie z szacunkami AAF kosztował Amerykanów dodatkowe 195 mld dol.