Największe ataki na statki na Morzu Czerwonym

Amerykański niszczyciel USS Mason

Osiemnaście dronów, dwa przeciwokrętowe pociski manewrujące i jeden przeciwokrętowy pocisk balistyczny zostały zestrzelone przez siły sojusznicze – poinformowało Centralne Dowództwo USA CENTCOM na platformie X. Taki jest bilans największego jak dotąd ataku Ansar Allah, czyli sił milicji szyickiej Houti na statki w Cieśninie Bab-el-Mandeb i na Morzu Czerwonym.

Jak poinformowano: 18 dronów, dwa pociski manewrujące i pocisk przeciwokrętowy zostały zestrzelone przez F-18 z USS Dwight D. Eisenhower, a także przez amerykańskie niszczyciele klasy Arleigh Burke: USS Gravely, USS Laboon i USS Mason oraz brytyjski niszczyciel HMS Diamond.

„To 26. atak Houthi na komercyjne szlaki żeglugowe na Morzu Czerwonym od 19 listopada. Nie zgłoszono żadnych obrażeń u załóg atakowanych statków ani uszkodzeń” – oznajmiło CENTCOM. Brytyjczycy ze swojej strony zalecają „zachowanie ostrożności podczas tranzytu i zgłaszanie wszelkich podejrzanych działań”.

Brytyjski sekretarz obrony Grant Shapps określił ten atak jako „największy jak dotąd atak wspieranych przez Iran Houti na Morzu Czerwonym”,  potwierdzając że HMS Diamond użył rakiet Sea Viper i artylerii do zestrzelenia „wielu dronów”.

„Wielka Brytania wraz z sojusznikami dała już wcześniej jasno do zrozumienia, że te ataki są całkowicie niedopuszczalne i jeśli będą kontynuowane Houti poniosą konsekwencje. Podejmiemy działania niezbędne do ochrony życia niewinnych ludzi i światowej gospodarki” – dodał Shapps.

Firma analityki militarnej Ambrey podała, że do ataku doszło w pobliżu jemeńskich miast portowych Hodeida i Mokha. Statki przepływające w okolicy Hodeidy miały widzieć rakiety i drony, a okręty wojenne USA i państw NATO w pobliżu wzywały statki do „kontynuowania podróży z maksymalną prędkością”. Co ciekawe, analitycy stwierdzili, że w pobliżu Mokhy widziano także nie tylko rakiety czy drony, ale również „podążające za nimi małe jednostki”. Z kolei brytyjska United Kingdom Marine Trade Operations przyznała się do „działań przeciw atakom dronów” w pobliżu Hodeidy.

Dzień wcześniej sekretarz Stanu USA Antony Blinken w czasie podróży po Bliskim Wschodzie stwierdził, że jeśli Houti będą kontynuować ataki na statki „konsekwencje będą dla nich poważne”. Podobne ostrzeżenie USA wystosowały już wcześniej, ale Houti zapowiedzieli, że dopóki „Izrael nie wycofa się ze Strefy Gazy” ataki będą kontynuowane.

Tymczasem w Radzie Bezpieczeństwa ONZ głosowano w sprawie rezolucji wzywającej Ansar Allah do natychmiastowego zaprzestania ataków na statki na Morzu Czerwonym i w Cieśninie Bab-el-Mandeb.

Zachodnie media posiłkując się opiniami analityków militarnych i politycznych nazywają rezolucję „bezzębną” i „papierową”. Projekt rezolucji przedstawiony Radzie Bezpieczeństwa ONZ przez USA stwierdzał bowiem, że Houti utrudniają handel światowy „oraz podważają prawa i wolności nawigacyjne, a także pokój i bezpieczeństwo w regionie”. Domagano się w niej natychmiastowego uwolnienia pierwszego statku i załogi pierwszego zaatakowanego przez Ansar Allah, Galaxy Leader, przejętego w listopadzie oraz zaznaczono, że wobec ataków „państwa mają prawo do odpowiedniej obrony i odpowiedzi”. Tymczasem z ostatecznej wersji zniknęło wszelkie uznanie przez ONZ prawa do obrony statków. Zamiast tego znalazł się bardzo niekonkretny i ogólny zapis, że należy szanować prawa i wolności nawigacyjne statków handlowych.

Ataki Houti prowadzone są w wyjątkowo wrażliwym nawigacyjnie obszarze żeglugowym. Bab el-Mandeb to wąska cieśnina na Morzu Czerwonym łączącym bliski Wschód i Azję z Europą przez Kanał Sueski. Według amerykańskiej Agencji Informacji o Energii cieśnina ma w najwęższym miejscu zaledwie 29 kilometrów, co ogranicza ruch do dwóch torów wodnych, jednego dla ruchu wychodzącego, drugiego dla przychodzącego. Zatopienie jakiegokolwiek dużego statku w jednym z tych dwóch torów praktycznie blokuje żeglugę i jak się wydaje tego chcą właśnie Houti. Tymczasem przez Cieśninę przechodzi prawie 10% całej ropy naftowej będącej w obrocie morskim. Rocznie tym szlakiem transportowym przepływają towary o wartości 1 bln dolarów.

Houti nazywający siebie Ansar Allah, sprawujący władzę w stolicy Jemenu od 2014 roku, formalnie do ataków się nie przyznają, jednak według Al Jazeera anonimowy wysoki urzędnik Houti miał powiedzieć, że ich siły „zaatakowały statek powiązany z Izraelem na Morzu Czerwonym”, bez ujawniania szczegółów. Jednak mimo stwierdzeń Ansar Allah, że prowadzone od 19 listopada ataki dotyczą żeglugi powiązanej z Izraelem, obecne ataki wymierzone są po prostu w duże statki przepływające przez Cieśninę. Nie mają one z Izraelem nic wspólnego.

W efekcie największe firmy żeglugowe i logistyczne, jak np. Maersk czy Hapag-Lloyd przekierowały swoje statki z Morza Czerwonego wysyłając je na znacznie dłuższą trasę wokół południowej Afryki. W ten sposób łańcuchy dostaw stały się znacznie dłuższe i zakłócone, koszty transportu wzrosły, co już przełożyło się na gospodarkę światową. Można oczekiwać także pewnego wzrostu inflacji wskutek tych działań.

Jak stwierdza Inchcape Shipping Services w pierwszym tygodniu stycznia 2024 r. liczba statków przepływających przez Kanał Sueski spadła do najniższego poziomu od czasu zablokowania go przez kontenerowiec w 2021 roku. Niepokoi to inwestorów choć obecnie ceny ropy Brent kształtują się poniżej 80 dolarów i nie zanosi się na gwałtowne podwyżki.

Tymczasem USA wciąż próbują stworzyć międzynarodową koalicję zdolną nie tylko do odparcia ataków Houti na żeglugę, ale także do „symetrycznej odpowiedzi” na te ataki choćby przez zniszczenie wyrzutni i baz skąd startują drony. Jak na razie proces ten jest bardzo trudny – o ile bowiem kraje NATO są gotowe wesprzeć USA, choć mają problemy z wysłaniem swoich okrętów na tak oddalony od baz obszar i jak do tej pory uczynili to tylko Brytyjczycy, to kraje arabskie są zdecydowanie przeciw jakiejkolwiek akcji militarnej. Granicząca z Jemenem Arabia Saudyjska, która przez większość ostatniej dekady próbowała odsunąć Houti od władzy, obawia się, że takie posunięcie sprowokuje jeszcze bardziej agresywne działania Ansar Allah. Kraj ten zawarł bowiem wstępne zawieszenie broni z Houti w ramach działań koalicji walczącej w imieniu rządu Jemenu na wygnaniu. To zawieszenie broni utrzymuje się ciągle mimo wojny w Jemenie i ataków na statki.

Inne państwa Zatoki Perskiej są także przeciwne działaniom odwetowym. Premier Kataru szejk Mohammed Bin Abdulrahman Al Thani – przemawiając w niedzielę wraz z Blinkenem – odrzucił  możliwość ataku na instalacje i bazy Houti ostrzegając, że spowoduje to jedynie eskalację napięć w regionie. Jednak analitycy wojskowi twierdzą, że taka postawa jest „drogą donikąd”. Według Jamestown Houti już od dawna otrzymują rakiety i drony używane w atakach wprost z Iranu, który wspomaga ich w „wojnie partyzanckiej przeciwko Zachodowi” i dopiero jeśli okaże się, że sami Houti mogą ponieść konsekwencje swoich działań ataki ustaną.