Wall Street i City gotowe do spieniężenia walki z globalnym ociepleniem

Wall Street i City wyceniają rynek walki z globalnym ociepleniem, który ich zdaniem już obecnie ma wartość 1 bln dolarów, a wkrótce wzrośnie przynajmniej dwukrotnie. Są gotowe do uruchomienia akcji kredytowej dla podmiotów, które będą działały na tym rynku. Jednak jak przyznają analitycy i ekonomiści, taka akcja będzie oznaczała „pewien nacjonalizm gospodarczy”.

Według Wall Street i City po COP28 rynek handlu uprawnieniami do emisji CO2 oraz sekwestracji CO2 znacznie się ożywi. Goldman Sachs, Citigroup, JPMorgan Chase & Co i Barclays stworzyły już biura zajmujące się handlem emisjami  i projektami zmniejszania emisji. Planują finansowanie rozwoju  projektów sekwestracji dwutlenku węgla, handel kredytami węglowymi i doradzanie klientom korporacyjnym przy zakupie offsetów. Będą także wspierać lokalne programy na rynkach wschodzących, gdzie nawet największe firmy nie będą miały odpowiedniej mocy finansowej, by rozwijać swoje projekty.

„Wielu deweloperów projektów (w tych krajach – red.) nie ma ogromnych bilansów i ma trudności ze zdobyciem pieniędzy. Wypracowanie sposobu wypełnienia tej luki w finansowaniu i skierowania środków na projekty to obszar, w którym bank, taki jak Citi, może odegrać  dużą rolę” – powiedziała Bloomberg Sonia Battikh, kierująca w Citi działem ds. handlu offsetami emisji dwutlenku węgla.

Offset węglowy (ang. carbon offset) oznacza redukcję emisji gazów cieplarnianych lub zwiększenie ich sekwestracji (poprzez np. sadzenie lasów). Jest to instrument wykorzystywany w celu kompensacji emisji gazów cieplarnianych zwłaszcza CO2, które postały w innym miejscu. Z kolei kredyty węglowe (ang. carbon offset credits), to transferowalne instrumenty finansowe certyfikowane przez rządy lub niezależne jednostki certyfikujące. Reprezentują one redukcję jednej tony CO2 lub ekwiwalentu. Firma, której nie udało się ograniczyć emisji może zakupić taki kredyt, umorzyć go i wtedy jest to uwzględniane w redukcji jej śladu węglowego.

Według szacunków Wall Street rynek ten osiągnie 1 bln dolarów z tego powodu, że offsety pozwalają firmom osiągnięcie stanu zerowej emisji bez ich końcowej eliminacji. Dokładnie z tego samego powodu analitycy Blackrock uważają, że wkrótce będzie to nie 1, a 1,5 bln dolarów, by za pół dekady dojść do podwojenia początkowej wartości, co oznacza, że kredyty wysokiej jakości będą bardzo potrzebne. To samo sądzi Rich Gilmore, dyrektor naczelny zarządzającego inwestycjami Carbon Growth Partners, który uważa, że popyt na nie już jest. Jak dodał: „giganci z Wall Street będą musieli zrównoważyć szybkość wprowadzania produktów na rynek z głębokim zrozumieniem zasad, norm i oczekiwań”. Szef wydziału ds. klimatu w szwedzkiej Agencji Ochrony Środowiska, Stefan Nystroem zauważa, że jest to rynek, który dopiero się tworzy i to nie bez trudności. Przykładem sprawa South Pole – największego obecnie sprzedawcy rozwiązań do kompensacji emisji CO2 – dyrektor naczelny firmy ustąpił po tym, jak firma spotkała się z umotywowanymi zarzutami „ekościemy”, a zarząd obiecał „wyciągnąć wnioski z doświadczeń”.

Jednak bankierzy i analitycy patrzą na tego typu „potknięcia” ze spokojem. Ich zdaniem, mimo takich nieuniknionych wpadek, rynek kompensacji istnieje i będzie nadal działał. „Byłoby szkoda, gdyby krytyka, choć pełna dobrych intencji, podkopała przepływy pieniędzy na te projekty” – powiedział Kiru Rajasingam, szef europejskiego handlu energią, gazem i emisjami w Citi. Co ciekawe, potwierdził to amerykański negocjator w COP28, John Kerry, zauważając w Dubaju, iż „głęboko wierzy w siłę rynków emisji dwutlenku węgla w pobudzaniu ambicji i działań”.

Z kolei Ingmar Grebien, kierujący jednostką Commodities Sustainable Solutions w Goldman Sachs, studzi trochę optymizm. Jak zauważył rynki te wciąż „pozostają fragmentaryczne i są w powijakach pod względem wydajności i przejrzystości”. Nie ma jednak wątpliwości, że będą się szybko rozwijały.

Goldman, który wedle opinii analityka zapytywanego przez AP „gra na wielu fortepianach” zatrudnił w 2022 roku byłego dyrektora Gazpromu Leigha Smitha. Jego kompetencje obejmują kredyty węglowe zaś według dość delfickiej wypowiedzi Grebiena bank koncentruje się na „rozszerzaniu rozwiązań w zakresie handlu i finansowania w zakresie zrównoważonych towarów, takich jak kredyty węglowe, odnawialne źródła energii i inne rodzące się produkty środowiskowe”.

Jednak na tym rynku działają także i inne banki. Według Bloomberga JPMorgan zatrudnił właśnie pierwszego handlowca, który ma działać na rynku dobrowolnych kredytów węglowych, zaś bank oficjalnie zawiadomił, że dodaje do swojego portfolio „możliwości handlu uprawnieniami do emisji”. Podobnie jak Goldman także JPMorgan oferuje handel uprawnieniami do emisji CO2 razem z usługami doradczymi i wsparciem kapitałowym. Rzecznik banku wspomniał że jest to „coraz bardziej znaczący” obszar zainteresowania JPMorgan.

Nie wszyscy chętnie widzą takich graczy na rynku, który nie został uregulowany.

„Po roku od ujawnienia, jak okropne były dobrowolne projekty dotyczące emisji dwutlenku węgla w lasach, zdumiewające jest, że ludzie ponownie mówią, że potrzebujemy tego (takich rozwiązań – red.) bez całkowitej przebudowy systemu” – powiedział Michael Sheren, były starszy doradca w Bank of England, obecnie pracownik Instytutu Przywództwa Zrównoważonego Rozwoju w Cambridge. Klimatolodzy bowiem widzą w kompensacjach, które mają doprowadzić do osiągnięcia zerowej emisji netto „papierowe rozwiązanie, które nie sprawdzi się” w wielkim przemyśle, natomiast mogą się sprawdzić w rozwiązaniu problemu emisji resztkowych w takich sektorach, w których trudno je ograniczyć.

US Commodities Futures Trading Commission, regulująca rynki instrumentów pochodnych, wykorzystała szczyt COP28 do przedstawienia standardów zapewniających uczciwość w handlu kontraktami futures z kompensacją emisji dwutlenku węgla.

Tymczasem, jak twierdzi Rajasingam, dobrowolne kredyty na kompensację i sekwestrację CO2 „nie rozwiążą kryzysu klimatycznego”. Jednak, mimo iż mają złą reputację, nie można dopuścić by projekty w tym zakresie „pozostały bez finansowania”. Jak na razie jednak ceny certyfikatów emisji są na najniższych historycznych poziomach. W 2022 roku popyt na nie spadł o 12%, co było spowodowane głównie wojną w Ukrainie i manipulacjami Rosji na rynku ropy i gazu. Według Bloomberga w obecnym roku można oczekiwać następnego 5% spadku. Jednak Layla Khanfar z BloombergNEF w niedawnej notatce badawczej stwierdziła, że podstawowe czynniki leżące u podstaw popytu „nie uległy zmianie”. BNEF szacuje, że do połowy stulecia ceny tych certyfikatów znacznie wzrosną, bowiem wiele firm, w tym te największe, nie będzie mogło osiągnąć zerowej emisji bez stosowania offsetów. Cieniem na rynku emisji położyły się dwa wydarzenia, o których dużo mówiono Dubaju. Pierwszym była mowa wyborcza kandydata na prezydenta Donalda Trumpa, który stwierdził, że jeśli zostanie prezydentem zerwie wszystkie porozumienia COP28 jako „lewicowe wymysły”, bowiem „odbierają one miejsca pracy zwykłym Amerykanom”. Drugim – plan Unii Europejskiej dotyczący opodatkowania emisji gazów cieplarnianych w towarach importowanych nazwanego CBAM. Unia Europejska ma nadzieję, że dzięki tym cłom klimatycznym ustali cenę za węgiel znajdujący się w wytwarzanych w krajach pozaunijnych towarach i produktach energochłonnych, takich jak żelazo, stal, cement, nawozy i aluminium. Jednak oznacza to ograniczenie emisji z importu jak i ograniczenie możliwości dumpingu, czyli stworzenie równych warunków działania dla towarów wytwarzanych w Unii Europejskiej, które muszą spełniać bardziej rygorystyczne normy ekologiczne. Chiny i Indie zapowiedziały już skargę do WTO jeśli taki projekt zostanie opracowany. Kraje rozwijające boją się, że taki podatek sprawiłby, że ich handel z Unią stałby się zbyt kosztowny.

Jak powiedział na konferencji prasowej czasie COP28, europejski komisarz ds. działań w dziedzinie klimatu Wopke Hoekstra „jedynym celem CBAM jest zapobieganie ucieczce emisji” w inne miejsca łańcucha dostaw. Powiedział, że podatek ma kluczowe znaczenie dla finansowania i osiągnięcia unijnego celu klimatycznego, jakim jest ograniczenie emisji o 55% do 2030 r.

Niedawne badanie przeprowadzone przez Konferencję ONZ ds. Handlu i Rozwoju wykazało, że podatek w wysokości 44 dolarów za tonę wyemitowanego dwutlenku węgla zmniejszyłby o połowę zanieczyszczenie w łańcuchu dostaw. Ale oszacowano również, że kraje bogate zarobiłyby na podatku 2,5 mld dolarów, a biedniejsze mogą stracić nawet 5,9 mld dolarów.

Rynek offsetu, jak przestrzegają analitycy, znajduje się jednak w fazie zaczątkowej. Co się stanie jeśli zostanie wynaleziona technologia umożliwiająca szybkie i bezpieczne usuwanie CO2? „Może to sprawić, że część finansowania projektu będzie przypominać „ryzyko typu venture capital. Kredyty ślady węglowego są najlepsze, gdy ceny i metodologie zostaną ustalone, a nie w przypadku technologii, które wciąż się pojawiają” – powiedział Rajasingam.

Właśnie takie działania określane mianem lokalnej polityki nacjonalistycznej oraz innych polityk, bardziej międzynarodowych, miałby spowodować 63% podwyżkę cen certyfikatów emisyjnych do 2050 roku i ich dalszy wzrost.