Kłopotów budżetowych Niemiec ciąg dalszy

Finalizację budżetu 2024 do końca obecnego roku i „zażegnanie problemów finansowych” obiecał w wideocaście kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Miało to uspokoić zarówno inwestorów, jak i zwykłych obywateli Niemiec. Będzie o to jednak bardzo trudno, bo trzeba będzie ciąć wszystkie wydatki federalne, nawet gwarantowane 100 mld euro na odbudowę zdolności obronnych Niemiec.

Większość nowych umów dotyczących wydatków budżetowych została dekretem resortu finansów „zamrożona do wyjaśnienia”, honorowane są tylko stare umowy – takie regulacje stały się konieczne po tym, jak w zeszłym tygodniu Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z konstytucją plany realokacji 60 mld euro środków związanych z pandemią na programy ekologiczne i dotacje dla przemysłu. Spowodowało to, że zagrożone stało się 29 pozabudżetowych funduszy specjalnych, na których zgromadzono 870 mld euro, łącznie ze 100 mld na funduszem modernizacyjnym Bundeswehry. Pisaliśmy o tym tutaj:

„W świetle wyroku dokładnie dokonamy przeglądu przyszłorocznego budżetu – szybko, ale z niezbędną ostrożnością” – powiedział Scholz w filmie opublikowanym na platformie mediów społecznościowych X, Facebooku oraz w TV. Zapowiedział jednocześnie, że rząd zwróci się do parlamentu Niemiec o zniesienie hamulca zadłużenia, który ogranicza strukturalny deficyt budżetowy do równowartości 0,35% produktu krajowego brutto (PKB). Pozwoliłoby to, poprzez emisję dodatkowych obligacji, wyrównać braki funduszy spowodowane wyrokami Trybunału. Oświadczenie kanclerza przez połączonymi izbami – Bundestagiem i Bundesratem – planowane jest na 28 listopada.

Jednak mimo zapowiedzi kanclerza wyrównanie budżetu wcale nie będzie tak proste. Minister finansów Christian Lindner jest „nieco sceptyczny” co do przyjęcia budżetu na 2024 rok do końca roku obecnego. Zauważył on, że rząd ma „bardzo ambitny plan działania”, ale czy realizowalny, to się dopiero okaże.

Jak stwierdził Bloomberg, wstępne porozumienie w sprawie budżetu możliwe będzie w połowie grudnia po konwencjach partyjnych Zielonych i socjaldemokracji SPD oraz po konferencji liberalnych Wolnych Demokratów (FDP), wspólnie rządzących w tzw. koalicji świateł drogowych.

Mimo że Niemcy mają najniższe zadłużenie spośród wszystkich gospodarek państw Grupy G7, jest tradycją skrupulatnie przestrzeganą przez wszystkie rządy by kraju nie zadłużać. Politycy bowiem pamiętają, jak Zachód musiał finansować odbudowę byłych komunistycznych Niemiec Wschodnich, co oficjalnie kosztowało 2,5 bln marek zachodnioniemieckich zaś rzeczywiste rachunki, tym razem w euro, nie są znane do obecnej chwili, ani to ile wyrzeczeń i narzucanych obywatelom oszczędności kosztowała powojenna odbudowa Niemiec. Tymczasem, jak się okazało, wyprowadzanie wielkich funduszy poza kontrolę budżetową i plan uzupełnienia deficytu, jaki ta polityka wywołała, uruchomił ostrzeżenia przed utratą wsparcia dla niemieckich firm i osłabienia ich konkurencyjności na świecie.

Christian Lindner, monetarysta i jastrząb polityki monetarnej z FDP zapowiedział już, że jedyna strategia jaką zaakceptuje to reforma państwa opiekuńczego i oszczędności we wszystkich resortach i działach budżetu. Jak zapowiedział „nie będzie świętych krów” i pod nóż pójdą także plany zwiększenia zdolności obronnych Bundeswehry. W wywiadzie dla gazety Handelsblatt szef resortu finansów powiedział, że potrzeby finansowe państwa oraz konsolidacji zadłużenia wyrażają się w „dwucyfrowej sumie nominowanej w miliardach euro”. Konieczne będzie uzupełnienie budżetu na obecny rok i zniesienie limitów pożyczek „jedynie w najgorszej sytuacji”.

Hamulec zadłużenia, wprowadzony po światowym kryzysie finansowym w latach 2008/2009, został po raz pierwszy zawieszony w 2020 r., aby pomóc rządowi wspierać firmy i systemy opieki zdrowotnej podczas pandemii Covid-19. Lindner, który był przeciwny jego zawieszeniu, musiał ustąpić kiedy się okazało, że po wyroku Trybunału Konstytucyjnego związane z problemami budżetowymi zawirowania dotkną zwykłych Niemców. Jak powiedziała stacja radiowa Deutschlandfunk (DLF), ustalenie górnych pułapów cenowych na ceny energii elektrycznej i gazu, co wymagało rządowych dotacji, wygaśnie w końcem 2023 roku i nie zostanie przedłużone do marca 2024 r. jak wcześniej obiecywał rząd Scholza. A to oznacza spore podwyżki cen energii i gazu już na początku roku.

Tymczasem likwidacja hamulca zadłużenia ma sporo zwolenników w koalicji. Należy do nich cała partia Zielonych z ministrem gospodarki Robertem Habeckiem, stwierdzającym iż reguła ta „blokuje niezbędne wsparcie dla przemysłu”, co znowu mogłoby zapobiec przenoszeniu miejsc pracy za granicę. Jak powiedział Habeck na konwencji Zielonych, sytuacja świata zmieniła się od czasu kiedy wymyślono hamulec zadłużenia, bowiem wtedy „ochrony klimatu nie traktowano poważnie, wojny należały do przeszłości, a Chiny były naszym tanim warsztatem”.

„W obliczu hamulca zadłużenia dobrowolnie związaliśmy ręce za plecami i przystąpiliśmy do meczu bokserskiego” – dodał.

Jednak co ciekawe, według sondażu ZDF jedynie 23% ankietowanych jest za zaciąganiem zadłużenia a aż 57% chce cięcia wydatków. Zwolennicy podwyżki podatków są w zdecydowanej 11% mniejszości. Rząd Niemiec, według jego rzecznika Steffena Hebestreita, nie planuje na razie prac nad reformą budżetową, choć planowane są prace nad „pokryciem luki budżetowej”. Wygląda więc na to, że opcja Christiana Lindnera „ciąć wszystko ile się da” – zwyciężyła.