Elon Musk popełnił ostatnio bardzo kontrowersyjny wpis na X, który wiele osób oceniło jako antysemicki. Jego efektem było to, że wielu powszechnie szanowanych reklamodawców odwróciło się od platformy, w której od dłuższego czasu nie dzieje się najlepiej. Znany przedsiębiorca przed miesiącami dokapitalizował ją swoimi pieniędzmi, które pochodziły ze sprzedaży akcji Tesli, co m.in. doprowadziło do spadku kursu. Czyżby po zeszłotygodniowej decyzji reklamodawców szykowała się powtórka z rozrywki?
Czasami lepiej ugryźć się w język niż palnąć głupotę. Być może Elon Musk nie zna tego powiedzenia, stąd jego antysemickie wpisy na platformie X. Część Ameryki wrze z jego powodu. Sprawę negatywnie komentują niektórzy eksperci i diaspora żydowska, a swój krytyczny komentarz wygłosił także Biały Dom. O co dokładnie chodzi?
W zeszłym tygodniu Elon Musk, najbogatszy człowiek świata (jego majątek jest oceniany na 225 mld dol.), poparł antysemicki wpis na platformie X, jaki poczynił jeden z internautów – w skrócie: ten 52-letni biznesmen wyraził pogląd, że społeczności żydowskie szerzą rodzaj dialektycznej nienawiści wobec białych. A zatem Musk nie zainicjował dyskusji, lecz wystarczyło, że przyklasnął jej, komentując to słowami: „Powiedziałeś całą prawdę”. A jego konto śledzi obecnie ponad 163 mln osób.
Trudno powiedzieć, jakie były intencje współwłaściciela m.in. Tesli, Twittera, SpaceX, Hyperloop czy OpenAI. Czy ten wpis był wyrazem jego poglądów, czy też miał za sprawą kontrowersji przysporzyć publicity autorowi i jego biznesom. A może było to następstwem tego, że CEO Tesli jest nadzwyczaj płodnym autorem publikacji na X i zwyczajnie go to zaczyna przerastać. Od 2009 r., kiedy założył konto, Musk napisał 33,5 tys. postów. Cóż, od biegunki w social media najwyraźniej można się odwodnić. Pewnie hipotez może być jeszcze więcej, ale to nie jest analiza potencjalnych intencji szefa Tesli. Niestety, mleko się rozlało, a w Internecie nic nie ginie.
Przykre konsekwencje wpisu na X
Musk po tym, gdy wybuchła wrzawa publiczna, wydaje się, że odciął się od tego, iż jest antysemitą. Być może niezbyt dobrze przemyślał, jakie konsekwencje będzie miało wspomniane ćwierknięcie na X. A ono już ma swoje skutki na dwóch płaszczyznach.
Po pierwsze, sprawę oceniła ADL (skrót od ang. Anti-Defamation League), co można tłumaczyć na polski jako Liga przeciw Zniesławieniom. To organizacja żydowska, której celem jest walka z nienawiścią i uprzedzeniami wobec Żydów. Do postu Muska odniósł się Jonathan Greenblatt, jej dyrektor generalny.
„W czasie, gdy antysemityzm eksploduje w Ameryce i przybiera na sile na całym świecie, wykorzystywanie swoich wpływów do potwierdzania i promowania antysemityzmu jest bez wątpienia niebezpieczne” – napisał Greenblatt. Trudno się dziwić szefowi ADL, że zareagował, gdyż poza omawianym postem w tej analizie, Muska toczyła dalej biegunka w social media. W innym wpisie na X zarzucił bowiem Lidze, że niesprawiedliwie atakuje ona większość Zachodu, mimo że większość Zachodu wspiera naród żydowski i Izrael. Naturalnie nie podając żadnych dowodów na poparcie swojej tezy zaprezentowanej na początku postu.
Greenblattowi wtórował Biały Dom. „Potępiamy w najostrzejszych słowach to odrażające promowanie antysemickiej i rasistowskiej nienawiści, które jest sprzeczne z naszymi podstawowymi wartościami jako Amerykanów” – powiedział w zeszły piątek Andrew Bates, rzecznik Białego Domu. Jakby tego było mało, oliwy do ognia dolało Media Matters for America (MMfA) – to centrum badawcze typu non-profit, którego celem jest korygowanie dezinformacji w amerykańskich mediach. Organizacja opublikowała raport pokazujący, że reklamy Apple, NBCUniversal, IBM, Oracle i Comcast były umieszczane na platformie obok treści pronazistowskich, nawet po tym, gdy Linda Yaccarino, dyrektor generalna X, powiedziała, że marki będą chronione przed ryzykiem znalezienia się w pobliżu takich treści. Przypadek Muska jest na tyle istotny w historii amerykańskich mediów, że na stronie www MMfA powstał nawet specjalny wątek dotyczący sprawy – zapoznasz się z nim TUTAJ.
Gniew wielu kręgów społecznych próbowali łagodzić Yaccarino i Joe Benarroch, rzecznik prasowy X. Twierdzili, że firma zdecydowanie sprzeciwia się wszelkim formom dyskryminacji i deklarowali swoje wysiłki na rzecz walki z antysemityzmem. Czy to pomogło? Raczej nie, o czym świadczy zachowanie wielu klientów, którzy zamieszczali reklamy na X. Podziękowali oni platformie za współpracę – w tym gronie zdaniem MMfA znalazły się tak szanowane korporacje (w kolejności alfabetycznej) jak: Apple, Comcast, Disney, NBCUniversal, Paramount Global, Sony i Warner Brothers Discovery. To prawdziwy cios dla X. Co gorsza, istnieje ryzyko, że te brandy to dopiero trendsetterzy tego, co w przyszłości może czekać X.
W X operacyjnie dzieje się źle
Musk zareagował na to wszystko w swoim stylu. Zamiast pokajać się, to zagroził krytykującym „termojądrowe” pozwy skierowane do sądu. A rezygnujących z usług X reklamodawców nazwał „ciemiężycielami”. Z pewnością nie znajdzie to zrozumienia wśród wielu inwestorów, w tym instytucjonalnych Tesli. Musk po przejęciu Twittera (tak się wówczas nazywał X) w zeszłym roku sprzedawał na rynku dużo akcji stworzonego przez siebie producenta pojazdów elektrycznych. Wszystko po to, aby mieć pieniądze na dokapitalizowanie X, w której nie dzieje się najlepiej od dłuższego czasu. Sam Musk w lipcu br. przyznał, że X Corp. odnotowała spadek przychodów reklamowych o 50%, ma negatywne przepływy pieniężne i zmaga się z potężnym długiem odsetkowym. W wyniku przejęcia z dobrodziejstwem inwentarza Musk wziął poza biznesem X również 13 mld dol. długu odsetkowego na siebie. Trudno ocenić dokładnie, jak sobie radzi X, gdyż po przejęciu przedsiębiorca z korzeniami południowoafrykańskimi wyprowadził jej akcje z obrotu giełdowego, a zatem nie ma ona obowiązku publikowania raportów okresowych.
Zwiększona wielomiliardowa podaż papierów przyczyniła się do słabości kursu Tesli (ticker: TSLA). Widać to, na poniższej infografice, gdzie pokazane jest zachowanie się akcji firmy na tle konkurentów i benchmarkowego indeksu S&P 500 od 14 kwietnia 2022 r., czyli dnia, gdy Musk ogłosił wezwanie na akcje Twittera. Przecena o blisko 29% w tym czasie na pewno nie stanowi powodu do radości dla akcjonariuszy korporacji. Tym bardziej, że S&P 500 zachowywał się o wiele lepiej.
Na rynku kapitałowym szumi z niezadowolenia. Coraz częściej słychać głosy, że trzeba coś zrobić z Muskiem, bo jego działalność w mediach społecznościowych nie jest pożyteczna dla Tesli. A na stole leży mnóstwo interesów, gdyż spółka ma kapitalizację rynkową niemal 750 mld dol. – to dziewiąta największa pod tym względem korporacja na świecie i ósma w Stanach Zjednoczonych.
Czy możliwe jest odwołanie Muska z funkcji prezesa?
Stąd, gdyby dobrze wsłuchiwać się w głosy Wall Street, to można usłyszeć pomysły, aby słynnego przedsiębiorcę odwołać z funkcji prezesa. Strukturę akcjonariatu Tesli cechuje niesamowite rozproszenie. Jest to zresztą charakterystyczne dla większości amerykańskich spółek giełdowych. Niewiele jest takich, jak w Polsce, gdzie istnieje akcjonariusz większościowy, a dopiero po nim stadko inwestorów finansowych i indywidualnych. W przypadku Tesli mamy ok. 750 inwestorów instytucjonalnych (głównie funduszy), a do tego dochodzi armia inwestorów indywidualnych. Najbardziej zaangażowany kapitałowo jest oczywiście Elon Musk, który ma akcje dające ok. 13% głosów na walnym zgromadzeniu spółki. Znaczącymi, kilkuprocentowymi pakietami dysponują jeszcze Vanguard i BlackRock, a później mamy istny peleton akcjonariuszy finansowych z drobnymi udziałami – pakiety 1-2% to naprawdę dużo, większość ma ułamki procenta.
Gdyby powstało przymierze wielu funduszy, to teoretycznie jak najbardziej możliwe jest odwołanie Muska z funkcji CEO. Tylko biorąc pod uwagę jego doświadczenie i wiedzę na temat biznesu Tesli, czy nie byłoby to wylanie dziecka z kąpielą. Bez wątpienia dość karkołomnym zadaniem byłoby znalezienie jego następcy. Zwłaszcza, że powinien on być gotowy do działania od razu. Przed spółką bowiem poważne wyzwania w najbliższym czasie. 18 października opublikowała ona raport za III kw. 2023 r. Wynika z niego, że mamy do czynienia ze spowolnieniem tempa wzrostu – sprzedaż była nieznacznie powyżej tego, co firma odnotowała rok wcześniej i niższa niż w II kw. br. Zresztą jeszcze o wiele gorzej jest w niższych partiach rachunku zysku i strat.
Do tego trzeba stawić czoła chińskiemu BYD, które zdetronizowało według EV Volumes Teslę pod względem liczby wyprodukowanych samochodów EV. Inna sprawa, że fabryki nowego lidera produkują pojazdy typu BEV i PHEV, mniej więcej w równych proporcjach. Zatem, gdyby brać pod uwagę tylko „prawdziwe” elektryki, czyli BEV, to Tesla nie ma sobie wciąż równych. Tyle, że przewaga amerykańskiej spółki zdaje się maleć – w III kw. wygrała z Chińczykami ledwie o włos. Pisaliśmy o tym:
Według mnie skończy się na połajance Muska – mniej lub bardziej publicznej. A sprawa rozejdzie się po kościach za jakiś czas. Pozostaje przy tym mieć nadzieję, że szef Tesli weźmie w końcu węgiel aktywny i skończy się jego niefrasobliwa aktywność w social media. W tej całej sprawie jedno jest moim zdaniem pewne. Trudno będzie Muskowi odkleić od siebie łatkę antysemity. Miną miesiące zanim reklamodawcy powrócą, o ile.
Wpadka goni wpadkę
Ostatnie wydarzenia, to nie pierwsza wpadka Muska. Trzy przykłady z brzegu jego osobliwych zachowań. 7 sierpnia 2018 napisał na X, że rozważa wycofanie Tesli z obrotu giełdowego po cenie 420 dol. za sztukę. Do tego przekonywał, że finansowanie tak potężnej transakcji jest zapewnione. Okazało się to humbugiem. A SEC (odpowiednik naszej KNF) wszczęła śledztwo, w wyniku którego nałożyła na biznesmena grzywnę w wysokości 20 mln dol. i zakazała mu pełnienia funkcji prezesa Tesli przez 3 lata. 29 kwietnia 2020 r., gdy w Stanach Zjednoczonych szalał koronawirus, zachęcał do zdjęcia lockdownów sloganem „Free America Now”. 1 maja 2020 r. napisał na X, że cena spółki jest zbyt droga. Efekt: natychmiast po tym kapitalizacja rynkowa Tesli stopniała o 14 mld dol., gdyż inwestorzy wzięli sobie do serc jego opinię. Więcej na temat „złotych cytatów” Muska dowiesz się TUTAJ.