Analiza ISBiznes.pl: 48 godzin, które zmieniły Rosję

Nieco dłużej niż 48 godzin trwał w Rosji bunt Grupy Wagnera, który mógł przerodzić się w wojnę domową. Teoretycznie zażegnany dopiero za niedługo zacznie ujawniać swoje skutki. Także dla rosyjskiej gospodarki i tak będącej w fatalnym stanie.

Grunt do tego buntu, został przygotowany już dawno, w chwili kiedy wojska Federacji Rosyjskiej szturmowały Sołedar wraz z Grupą Wagnera – grupą najemniczą, przeznaczoną do walki na Bliskim Wschodzie, kierowaną oficjalnie przez Jewgienija Prigożina, naprawdę zaś finansowaną przez kilku oligarchów rosyjskich oraz przez pewien czas przez Kreml.

Prigożin, który szybko zorientował się w słabościach armii rosyjskiej, dysponował na tyle dobrze wyszkolonymi ludźmi z doświadczeniem bojowym z Syrii i Mali, że jego oddziały szybko stały się istotnym elementem ugrupowania bojowego Federacji Rosyjskiej. Jednak zbyt wcześnie postanowił zyskać znaczenie polityczne na dowodzeniu – nominalnym – tak cenną dla armii Federacji jednostką. W środku szturmu Sołedaru, kiedy armia Federacji kontrolowała ok. 60% miasta, na sławnej do tej pory konferencji w kopalni soli Prigożin oświadczył, że to dzięki Wagnerowi zdobyty został Sołedar. Kosztowało to stanowisko jego sojusznika, gen. Siergieja Surowikina, którego zdjęto z dowodzenia „SpecOperacją” w Ukrainie i mianowano na to miejsce tandem składający się ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego Federacji Walerija Gierasimowa.

Pierwszą decyzją ministra i jego  szefa sztabu generalnego było wycofanie idących w awangardzie ataku na Sołedar wojsk powietrznodesantowych Federacji i oświadczenie, że jeśli Wagner zdobył Sołedar, to niech go teraz oczyści. Zdobywanie następnych 40% pochłonęło nieprawdopodobną liczbę bezpowrotnych strat w Grupie Wagnera. Co prawda ginęli głównie werbowani w więzieniach i łagrach więźniowie, ale ok. 20 tys. trupów spowodowało znaczny spadek możliwości bojowych Wagnera. Ośmieszyło też mocno Prigożina, który tego nie zapominał ministrowi obrony i szefowi sztabu. Szef Grupy Wagnera zaczął atakować Putina, jako tego, który przysłał na Ukrainę nowe dowództwo, choć czynił to dość ostrożnie.

Podobnie stało się z następną bitwą – o Bachmut. Grupa Wagnera i sam Prigożin popadli w konflikt z 72. Brygadą Strzelców Zmotoryzowanych oraz inną milicją najemniczą – PMC Potok, którym zarzucali tchórzostwo i „ustępowanie w obliczu wroga”, czyli Ukraińców. Narastał też konflikt z samym MON w kwestii zaopatrzenia w amunicje, zwłaszcza artyleryjską, której Wagner miał w ogóle nie dostawać oraz żywność, którą „musiał organizować sobie sam”. Minister i szef sztabu, mimo oskarżeń ze strony Wagnera, zwłaszcza kiedy obie wskazywane przez Grupę jednostki opuściły pole bitwy zostawiając w rosyjskich liniach obronnych wyrwę na 500 m szeroką i 2 km głęboką, którą „Wagner musiał łatać”, nie zrobili niczego, by ten konflikt załagodzić. Za to oficerowie frontowi oskarżali zarówno ministra, jak i generała o rozdawanie coraz większej liczby nominacji oficerskich „swoim ludziom”.

Kreml w kwestii działań na froncie milczał, ale Prigożin zmienił retorykę. Już nie atakował Putina, ale mówi, iż jest on „źle informowany” albo wręcz „nieinformowany” przez Ministerstwo Obrony i Sztab Generalny o tym co dzieje się na Ukrainie. Niewiele później prezydent Putin wydał rozkaz o podporządkowaniu wszystkich jednostek, także milicji najemniczych, resortowi obrony i sztabowi generalnemu. Chcąc zachować odrębność Prigożin zaproponował dla Grupy Wagnera umowę, według której w zamian za połowę finansowania amunicji i zaopatrzenia Grupa miałaby prowadzić wspólne operacje z jednostkami Wojsk Lądowych Federacji Rosyjskiej. Gierasimow i Szojgu na to się nie zgodzili żądając całkowitego podporządkowania i statusu jakie mają jednostki pomocnicze i drugoliniowe, jak Rosgwardia, które są zaopatrywane w ostatniej kolejności. Otrzymują także najstarszy sprzęt, podobnie z amunicją. Na to Prigożin zgodzić się nie mógł.

22 czerwca Jewgienij Prigożin spotkał się z Siergiejem Szojgu i Walerim Gierasimowem w MON, gdzie naciskano na niego, żeby przyjął „kapitulacyjne warunki”. Nie zgodził się, wobec czego zagrożono mu „rozbrojeniem Wagnera”, a częściowo do tego celu miała być przeznaczona Grupa Operacyjna z tworzonej właśnie Armii Rezerwowej. Następnie Prigożin pojechał na Kreml, gdzie ostrzegł, że „ludzie się zbuntują”, ale został zlekceważony. Zaraz potem udzielił więc iście eksplozywnego wywiadu. Stwierdził, że linie obronne armii Federacji mogą „pęknąć w ciągu kilku dni” ponieważ brakuje amunicji artyleryjskiej, żywności oraz są niedostatki sprzętu pancerno-zmechanizowanego. Ponadto prezydent Rosji jest „systematycznie okłamywany” przez Gierasimowa i Szojgu, bowiem Ukraińcy nigdy nie ostrzeliwali Doniecka, ostrzeliwali tylko stanowiska wojskowe.

23 czerwca Grupa Wagnera pod nominalnym dowództwem Prigożina ogłosiła o „wypowiedzeniu dowództwa” i „wyjściu z obozów” dla „wymuszenia odejścia kliki Szojgu i Gierasimowa, która spowodowała ogromne straty rosyjskich wojsk i popisuje się niekompetencją”. Początkowo dowództwo rosyjskie zlekceważyło ten otwarty bunt. Do momentu, kiedy 24 czerwca oddziały Grupy Wagnera pomaszerowały na Rostow i Woroneż. W odpowiedzi Ministerstwo Obrony FR wezwało wagnerowców do lojalności wobec ministra Szojgu. W Moskwie i Woroneżu wprowadzono stan operacji antyterrorystycznej. Oznaczało to, że dowództwo sprawowała Federalna Służba Bezpieczeństwa FSB, czyli dawne KGB.

Mimo tych przygotowań, wagnerowcy bez problemów zajęli Woroneż, Rostow i Krasnodar. Ponieważ były to najważniejsze składy materiałowe i logistyczne, całe zaopatrzenie dla Grupy Armijnej Południe, właśnie walczącej z Siłami Zbrojnymi Ukrainy zaczęło zależeć od Wagnera. W Rostowie Jewgienij Prigożin ogłosił, iż nastąpi „Marsz Sprawiedliwości na Moskwę” i „klika Szojgu-Gierasimowa zostanie obalona”.

Niejako w odpowiedzi przemówienie wygłosił Władimir Putin. Powtórzył w nim komunikat Ministerstwa Obrony o tym, że szef Grupy Wagnera jest „kryminalnym oszustem”. Dodał również, że rosyjska armia otrzymała „rozkaz neutralizacji tych, którzy zorganizowali zbrojną rebelię”. Jednak, jak się okazało, nie skorzystał w pełni z prerogatyw prezydenckich i takiego rozkazu nie wydał. Rezultatem obu oświadczeń był narastający chaos. W siedmiu terytoriach i Krajach Związkowych m.in Stawropolskim, Krasnodarskim i Chabarowskim władze złożyły deklaracje lojalności wobec Władimira Putina. Co ciekawe, deklaracje lojalności wobec Putina a nie MON, czy Sztabu Generalnego, zaczęły składać także jednostki, jak np. przetrzebiona w walkach w Wuhłedarze 155. Brygada Piechoty Morskiej.

Tymczasem „Marsz Sprawiedliwości” na Moskwę zapowiadany przez Prigozina zyskał niespodziewane poparcie ludności cywilnej, zaś jednostki Grupy rzeczywiście wyruszyły w kierunku Moskwy. Po drodze były atakowane z powietrza przez śmigłowce uderzeniowe oraz wsparcia, a ich łączność zakłócana przez lotnictwo wierne MON. Te ataki okazały się nad wyraz kosztowne dla dokonujących ich jednostek – w ciągu 12 godzin WKS straciły 3 śmigłowce Mi-8MTPR, w tym w rzadko spotykanej wersji zakłócania elektronicznego, transportowy Mi-8, uderzeniowe Ka-52 i Mi-35 oraz transportowy Ił-18. Nie zadziałały też ustawiane bariery i blokady na drodze. Okazało się bowiem, że w Rosji Środkowej praktycznie nie ma wojsk, które zdolne byłyby zatrzymać weteranów frontu ukraińskiego z Wagnera. Jak wyjaśnił na jednym z rosyjskich kanałów komunikatora Telegram oficer Wojsk Lądowych FR, prawdopodobnie przebywający na urlopie lub leczeniu, po prostu nie miał kto tego zrobić.

„Przecież Wagner to sława zdobywców Sołedaru, pogromców ukrów, jak Rosjanie nazywają Ukraińców-MM w Bachmucie. I sami ich takimi zrobiliśmy, to nasza własna propaganda! A naprzeciw masz oddziały Rosgwardii, milicje i dekowników. Ktoś z nich będzie chciał ginąć? Nie będzie takich” – wyjaśnił.

Rzeczywiście, łącznie walki Wagnera prowadzone jedynie z Rosgwardią kosztowały 15 zabitych po obu stronach, poza załogami zestrzelonych śmigłowców i samolotów. Jednak w chwili kiedy czołowe oddziały Grupy Wagnera znajdowały się już tylko 2 godziny drogi od Moskwy, Jewgienij Prigożin zatrzymał je i zawrócił stwierdzając, że „nie chce rozlewu rosyjskiej krwi” i decyduje o powrocie wagnerowców do baz. Jak się szybko wyjaśniło, było to efektem rozmów, które prowadził z nim Aleksandr Łukaszenka, na prośbę Władimira Putina. Rosyjskim politykom Prigożin nie wierzył. zawarto przy tym porozumienie, którego część ujawnił na konferencji prasowej rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Stwierdził on, iż porozumienie oznaczało „zniesienie wszystkich oskarżeń wobec Jewgienija Prigożina, który uda się na Białoruś”, „zaniechanie oskarżeń wobec członków Grupy Wagnera, którzy brali udział w buncie i propozycję wstąpienia do armii Federacji, dla tych którzy w buncie nie brali udziału”. Grupa ma walczyć „poza Rosją”. Pieskow zdecydowanie zaprzeczył, że „rozmawiano o zmianach personalnych w MON Rosji lub Sztabie Generalnym”. Jednak analitycy uważają, że ujawniono tylko część umowy, stosunkowo najmniej kompromitującą dla Kremla, bowiem Prigożin nie zgodziłby się na aż tak złe warunki mając praktycznie otwartą drogę do Moskwy.

„Widzimy tylko część tego obrazka, taką jaką chce Kreml. Naprawdę zaś pucz pokazał, że Putin jest coraz słabszy jako przywódca. Należy spodziewać się w krótkim czasie dymisji lub odejścia na własną prośbę Walerija Gierasimowa i Siergieja Szojgu. Teraz nie można tego zrobić, jeśli Kreml chce zachować twarz. Nie powiedziano też, co stanie się z Grupą Wagnera – czy całkowicie zniknie z frontu ukraińskiego i zostanie przerzucona do Afryki i na Bliski Wschód, czy jakieś jej elementy jednak na froncie zostaną. No i sam Prigożin na takiej półemigracji na Białorusi też będzie elementem mocno destabilizującym sytuację w Rosji” – powiedział ISBiznes.pl polski analityk wojskowy.

Próba puczu ma też i będzie miała w horyzoncie długookresowym poważne skutki ekonomiczne. Jak powiedział ISBiznes.pl Paweł Jeżowski, analityk prowadzący portal ekonomiczny ekonomiaRosji.pl, w horyzoncie krótkoterminowym „perspektywy dla Rubla są złe, bo okres dywidend się skończył”. Dodatkowo 11 pakiet sankcji zniszczy rosyjski transport.

„Rosjanie właśnie odkryli, że wytnie im to ze 40% ruchu. Do tego dochodzą zielone karty i wojna na ubezpieczenia. Dostanie się najbardziej Obwodowi Kaliningradzkiemu, który ledwo zipie, bo wciąż nie ma transferów podatku dochodowego. To będzie dramat. Co do reszty, to z nadwyżki 227 mld dolarów z 2022 roku zrobi się nadwyżka jedynie w rupiach. To musi się negatywnie odbić na każdej walucie. Ponadto jest pomysł nacjonalizacji zachodnich majątków, znaczy zakupu za 10% wartości i odsprzedaży oligarchom za 20% wartości księgowej. I to walucie też nie pomoże” – dodał Jeżowski.