Analiza ISBiznes.pl: Inwestor giełdowy – „etat” na prawie całą dobę

Ile pracuje się na rynku kapitałowym? Temat-rzeka. A odpowiedź nie jest jednoznaczna. W poważnym biznesie inwestycyjnym z pewnością mało kto funkcjonuje przez 8 godzin. W końcu jednak przestaniesz być efektywny i zaczniesz popełniać bolesne błędy, gdyż na tyle podniosłeś sobie poprzeczkę, że chodzisz niewyspany. A pokusy pojawiają się, gdyż inwestorzy, także detaliczni, mogą handlować na rynku kapitałowym niemal przez całą dobę.

Intuicja zdaje się podpowiadać, że efektywność funkcjonowania, m. in. w życiu zawodowym, jest w pewnym sensie funkcją tego, jak dzielimy swój czas między pracę a ile przeznaczamy na sen, podczas którego organizm regeneruje się. Liczne badania wykazały, że sen wpływa na zdolność ludzi do podejmowania decyzji w ogóle, a nie tylko na polu rynku kapitałowego.

Najpierw zróbmy jedno dość istotne rozgraniczenie – pomiędzy „muszę” a „mogę”. Pierwszy czasownik zapewne jest najbardziej adekwatny dla pracowników najemnych. Analitycy, zarządzający, dilerzy, personel wspierający (np. sekretariat czy zaplecze rozliczeniowo-finansowe) w firmach inwestycyjnych raczej „musi” niż „może”. Godziny ich pracy są reglamentowane przez pracodawcę, który wyznacza ile co najmniej należy poświęcić się obowiązkom służbowym. Odstępstwa od tej reguły są rzadkością, a czas spędzony w pracy ściśle nadzorują przełożeni i dodatkowo personel odpowiedzialny za zarządzanie zasobami ludzkimi. Inaczej sprawa się ma w przypadku osób operujących na rynku kapitałowym, które działają na własny rachunek, a zatem „nie stoi im nad głową” pracodawca. Są sobie mickiewiczowskim sterem, żeglarzem i okrętem – dlatego bliższy im pewnie jest czasownik „mogę”.

Tak naprawdę, jedynym ograniczeniem czasowym dla tych inwestorów jest dostępność rynku do handlowania. Giełdy i rynki alternatywne nie działają 24 godziny na dobę, choć i tutaj sporo się zmienia wzorem rynku walutowego (forex, w skrócie: FX). Na foreksie można działać w dni robocze niemal non stop, co wiąże się ze specyfiką kuli ziemskiej, która jest podzielona na strefy czasowe. Inwestor FX-owy mógłby teoretycznie zacząć dzień od sesji walutowej w Nowej Zelandii, po czym przenieść się na o wiele płynniejszą „prawdziwą” sesję pacyficzno-azjatycką (czyli Australia, Japonia i inne duże państwa Azji). Później w rachubę wszedłby największy rynek walutowy świata, czyli Londyn, aż wreszcie pałeczkę aktywności wymiany walut przejęłyby Stany Zjednoczone (najpierw Wschodnie, a później w końcu Zachodnie Wybrzeże). Takiej teoretycznej dostępności nie dają klasyczne rynki kapitałowe, ale ostatnio pojawił się wyłom w tej materii. Naturalnie stoją za nim Amerykanie.

Rynki kapitałowe prawie nie śpią

Regularna sesja w USA zaczyna się o 15:30 naszego czasu w dni robocze, a kończy o 22:00. To jednak niejedyne godziny, kiedy można dokonywać transakcji. Istnieją bowiem jeszcze dwie fazy notowań: pre-market (PM) – zaczyna się przed regularną sesją, i after-market (AM) – notowania trwają po zakończeniu regularnej sesji. PM u najlepszych brokerów dyskontowych budzi się do życia od 10:00 naszego czasu i kończy wraz z otwarciem regularnej sesji. Faza AM z kolei rozpoczyna się wraz z dzwonkiem końcowym regularnej sesji i trwa do 2:00 w nocy naszego czasu dnia następnego.

Taka dostępność do notowań powoduje, że inwestor może spędzić na rynku dziennie 16 godzin. Zakładając, że handlujemy non stop, to pozostaje jedynie 8 godzin wolnego czasu – pomiędzy 2:00 w nocy a 10:00 przed południem. Wszystko to dotyczy dni roboczych. Czasami pojawiają się jednak informacje cenotwórcze w nietypowej porze, a niektórzy inwestorzy chcieliby mieć opcję, żeby móc zareagować na napływające wiadomości. Co wówczas? Interactive Brokers (IB), jeden z czołowych amerykańskich brokerów, zaoferował ostatnio inwestorom nową możliwość. Produkt nosi nazwę US ETF Overnight Trading. W jego ramach można dokonywać transakcji jednostkami uczestnictwa w wybranych ETF-ach na platformie handlu alternatywnego IBEOS. W grę wchodzą 24 takie wehikuły pasywnego inwestowania. Więcej na temat tego, jak funkcjonuje ten produkt, dowiesz się TUTAJ.

ETF-y oferowane przez IB w wydłużonych godzinach handlu dają sporo możliwości. Zapewniają ekspozycję głównie na akcje – różnych rynków geograficznych, papierów pod względem kapitalizacji i sektorów, strategii inwestycyjnych (przede wszystkim long, ale też short). Dzięki nim można też dokonywać transakcji na papierach dłużnych (dług skarbowy i korporacyjny), a także w zakresie towarów (kruszce, ropa naftowa i gaz ziemny). Dotyczy to wszystko instrumentów segmentu kasowego. Nie da się w związku z tym inwestować w derywaty na ETF-y (np. opcje). Poniżej lista tych ETF-ów z podziałem na wartość aktywów w zarządzaniu (AUM) i łączny roczny koszt (TER).

Źródło: opracowanie własne na podstawie danych operatorów funduszy ETF

Jak wyglądają te rozszerzone godziny handlu? Inwestorzy mogą zawierać transakcje od 2:00 w nocy naszego czasu do 9:30 rano. No to policzmy to wszystko. Skoro fazy PM i AM wraz z regularną sesją na Wall Street trwają 16 godzin, to gdy dołożymy do tego dostęp do ETF-ów w ramach US ETF Overnight Trading (7 godzin 30 minut), to nagle okazuje się, że rynek „nie śpi” tylko przez pół godziny. Ostatnie notowania w tygodniu roboczym na platformie IB kończą się w sobotę o 9:30 naszego czasu.

Może cysorz ma klawe życie, ale to nie dotyczy rynku kapitałowego

Cysorz to ma klawe życie – jak przed laty śpiewał Tadeusz Chyła, ale nielekko mają niektórzy pracownicy rynku kapitałowego. W wielu przypadkach to nie jest praca od 9-tej do 17-tej (Wall Street żargonowo określa to jako „nine to five”), co przekłada się na 40 godzin tygodniowo. W amerykańskiej bankowości inwestycyjnej w zależności od stanowiska pracuje się od 60 godzin do ponad 100 godzin tygodniowo. W lutym 2021 r. środowisko rynku kapitałowego obiegła prezentacja „pierwszoroczniaków” z Goldman Sachs, którzy żalili się kierownictwu firmy, że pracują średnio 98-105 godzin tygodniowo – zapoznasz się z nią TUTAJ.

Pracownicy banku inwestycyjnego oszacowali, że śpią przeciętnie 5 godzin, a do łóżka kładą się o trzeciej w nocy.

Z mojej rozmowy z analitykiem jednego ze średniej wielkości amerykańskiego banku inwestycyjnego wynika, że w rzeczywistości czas pracy jest bardzo zróżnicowany.

„Zależy to od paru czynników. Od tego, na jakim stanowisku jesteś zatrudniony, jak długi masz staż pracy, jakie wyniki generujesz dla pracodawcy, czy nie ma spiętrzenia projektów, jakich klientów obsługujesz, jaka jest kultura biznesowa organizacji, wreszcie, jak działa chemia między tobą a przełożonymi. Te liczby podane przez chłopaków z Goldman Sachs są rzadko spotykane. Według mnie to bardziej 60-80 godzin, choć znam przypadki bliższe 100 godzinom. Mnie w ciągu kilku ostatnich lat nigdy się nie udało zejść poniżej 60 godzin tygodniowo. A w celu osiągnięcia tego muszę się naprawdę solidnie wysilać, żeby mieć więcej czasu wolnego dla siebie i mojej rodziny” – powiedział anonimowo ten ekspert ISBiznes.pl.

„Ostatni czas na rynkach był gorący i przeciętnie pracowałem blisko 80 godzin. A to już ma negatywny wpływ na twoje życie prywatne. Żona patrzyła na mnie jak na gościa hotelowego, a dzieci wiecznie dopytywały się, gdzie jest tata. A już 100 godzin to czyste szaleństwo. Wtedy nie masz czasu na zadbanie o zdrowie, a nawet masz kłopoty z higieną osobistą. Do tego wielu sięga po używki. Miałem kiedyś w firmie młodego chłopaka, takiego właśnie „pierwszoroczniaka”, który bardzo chciał się wykazać. Po pół roku takiego tempa pracy siedzimy kiedyś w prawie 200 osób na open space i on zaczyna płakać. Już go więcej nie zobaczyłem. Przeciążenie czasem to poważny problem środowiska, gdyż bez wątpienia mniej czasu dla siebie, mniej snu, wpływa na jakość pracy” – dodał.    To gorzka cena, jaką płaci się za ponadprzeciętny poziom dochodów, liczony zwykle w setkach tysięcy dolarów. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.

Jak wygląda w szerszej perspektywie liczba obciążenia godzinowego? Światło na to rzuca raport Wall Street Oasis (WSO). Wynika z niego, że najbardziej dostają w kość rzeczywiście pracownicy Goldman Sachs. Zresztą amerykańskie instytucje zajmują czołowe miejsca w hierarchii. Na bazie zestawienia WSO policzyłem, ile wynosi średnia arytmetyczna dla czołowej dwudziestki. Wyszło, że w jej przypadku 77 godzin tygodniowo należy się poświęcić obowiązkom służbowym.

Źródło: WSO

Nie wszystkie firmy są tak wymagające. Bywają i takie, które oczekują mniejszego wymiaru godzinowego pracy tygodniowo. W dolnej części rankingu WSO znalazły się m. in. największy bank inwestycyjny świata – JP Morgan (ok. 69 godzin), japońska Nomura (ok. 70) czy francuski SocGen (ok. 61). Niemniej cudów nie ma, 60 godzin to minimum czasu, który należy „oddać” firmie.

Branża bankowości inwestycyjnej ma swoją specyfikę. Normą jest przychodzenie do pracy na 10-tą rano, choć jak stwierdził mój wspomniany amerykański rozmówca zetknął się z przypadkami, że ludzie pojawiali się w niej o 11-tej, a nawet 12-tej. Ma to oczywiście konsekwencje – pracuje się do późnych godzin, a zatem chyba zawód bankiera inwestycyjnego nie byłby odpowiedni dla ludzi o chronotypie skowronków. Największy nawał pracy występuje między poniedziałkiem a czwartkiem, piątek jest nieco luźniejszy, ale niedziela też nie jest w pełni przeznaczana na życie prywatne. Jak wygląda przykładowy rozkład dnia w ujęciu całego tygodnia pokazuję na poniższej infografice (na zielono został zaznaczony czas wolny od pracy). Przy czym, moim zdaniem, jej autorzy przyjęli bardzo optymistyczny scenariusz, że pracuje się 60 godzin tygodniowo i śpi się 7 godzin dziennie.

Źródło: Peak Frameworks

A jak to wygląda na Prince Street?

ISBiznes.pl zapytał o kwestię godzin pracy kilka osób z polskiego środowiska rynku kapitałowego.

„Sporo zależy od tego, czym dokładnie się zajmujesz. Podzielmy profesje tego segmentu na dwie klasy – front office (FO) i back office (BO). Ci pierwsi mają kontakt z inwestycjami – pośrednio lub bezpośrednio. W tej grupie są m. in. analitycy, zarządzający, dilerzy. Zadaniem analityków nie jest podejmowanie decyzji w imieniu klientów firmy inwestycyjnej lub własnej organizacji. Badają oni rynek, poszczególne klasy aktywów lub określone tematy (np. akcje spółek). Nie mają zatem zbytnich związków emocjonalnych ze zmianami cen tych instrumentów. Dlatego prawdopodobnie bliższy im jest ośmiogodzinny dzień pracy” – powiedział ISBiznes.pl jeden z doświadczonych ekspertów rynku kapitałowego z przeszło 30-letnim stażem, który pragnął zachować anonimowość.

„Inną bajką są zarządzający. Przy czym tutaj warto sprawę zróżnicować. Z jednej strony mamy zarządzających dużych polskich firm finansowych typu PKO BP, Pekao, Santander, NN itd. W tym przypadku reguły gry są bardziej +cywilizowane+. Znam przypadki, że megasprawni zarządzający pracują efektywnie 2-3 godziny, ale to wyjątki od reguły. W dużych firmach, zwłaszcza, gdy zawarte są umowy z pracownikami w ramach kodeksu pracy, czas poświęcany na inwestycje oscyluje wokół 8 godzin, może nieco więcej. Po części jest to spowodowane tym, że zespoły dużych organizacji są rozbudowane – na kilkanaście osób ciężar pracy rozkłada się inaczej niż gdybyś miał raptem góra kilka osób w teamie. Odrębnym zagadnieniem są zarządzający w ramach własnych autorskich, niezależnych firm. Ich z pewnością nie obowiązuje zasada „nine to five”. Poświęcają więcej czasu na inwestycje – bardziej 10 godzin dziennie w dni robocze niż mniej” – dodał.

To wszystko przykłady pracowników, którzy nie zajmują się BO. W ocenie innego naszego rozmówcy w tym przypadku też trudno o pewną jednorodność. Jego zdaniem większość zawodów w back office za sprawą rutynowej powtarzalności wpasowuje się w zasadę „nine to five”, a nawet “seven to three” (przyp. red. – praca od 7:00 do 15:00). Przykładami takich zawodów mogą być osoby odpowiadające za rozliczenia czy wyceny. Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku osób zajmujących się projektami. Chodzi o sytuacje, gdy wchodzą w rachubę zmiany regulacyjne, następuje migracja (przenoszenie) klientów, rozwój lub zmiana systemów informatycznych. Harmonogramy projektów determinują tryb pracy – często oparty o nadgodziny i pracę w weekendy.

Sprawa długości pracy nie jest jednoznaczna. Kolejny rozmówca ISBiznes.pl – zarządzający aktywami o stażu liczonym w dziesiątkach lat – zwrócił uwagę, że jeśli ktoś uczciwie traktuje to, co robi, to nie ma mowy o średniej dziennej 2-3 godzin w dłuższym terminie.

„Takie dni mogą być, nawet i pół godziny, ale jeśli ktoś nawet nie zarządza, a tylko +administruje+ kapitałem, to 2-3 godziny to zdecydowanie zbyt mało, aby okiełznać wszystkie, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne istotne informacje i problemy. W moim przypadku zdarzały się dni, gdy pracowałem jedną godzinę, ale i po piętnaście. Zapewne średnia mogłaby się mieścić gdzieś w przedziale 6-8 godzin” – ujawnił ekspert.

Deprywacja snu ma swoje bolesne konsekwencje

Ograniczenie czasu snu, czyli deprywacja, może prowadzić do poważnych zakłóceń funkcjonowania organizmu. Lekarze zwykle zalecają, by zdrowa dorosła osoba spała dziennie około 7-9 godzin. Niedostateczna liczba przespanych godzin może prowadzić do zaburzeń równowagi hormonalnej. To zwiększa apetyt (w tym na produkty wysokokaloryczne), co może prowadzić do otyłości. Niedobór snu źle oddziałuje na zdolność logicznego rozumowania. Sprzyja podejmowaniu ryzykownych decyzji. Jego efektem są problemy z koncentracją, procesami zapamiętywania i huśtawki nastrojów. Gorzej działa układ odpornościowy. Nasze reakcje spowalniają się, a kreatywność ogranicza się.

To wszystko może negatywnie odbijać się na jakości pracy zatrudnionych na rynku kapitałowym. Powinni o tym pamiętać też inwestorzy działający na własny rachunek. W końcu co za dużo, to niezdrowo.