Prezydent Rosji Władimir Putin wywiadzie nadanym 26 lutego w państwowej TV Rossija 1 określił wojnę w Ukrainie jako „konfrontację z Zachodem” i „walkę o przetrwanie narodu rosyjskiego”, grożąc jednocześnie, że może użyć „wszystkich rodzajów broni”. Ale wbrew pozorom nie ma zbyt wielu opcji: modernizacja triady nuklearnej Rosji to olbrzymie nakłady, kraj grzęźnie w gospodarce wojennej, sankcje podnoszą koszty i zmniejszają wartość użytkową nowej broni, a użycie nawet taktycznej broni atomowej na froncie jest coraz bardziej problematyczne.
Putin stwierdził w wywiadzie, iż wojna w Ukrainie, spowodowana rosyjską inwazją rok temu 24 lutego 2022 r., jest „decydującym momentem” w rosyjskiej historii, bowiem „przyszłość Rosji jest zagrożona”.
„Mają jeden cel: rozwiązać były Związek Radziecki i jego podstawową część – Federację Rosyjską” – powiedział Putin mówiąc o państwach Zachodu wspierających Ukrainę. Dodał, że Zachód „chce podzielić Rosję i ją kontrolować”, co ma prowadzić do „zniszczenia wielu narodów Rosji, zwłaszcza rosyjskiej większości etnicznej”.
„Nie wiem nawet, czy taka grupa etniczna jak naród rosyjski będzie w stanie przetrwać w takiej formie, w jakiej istnieje dzisiaj” – powiedział Putin. Stwierdził, że plany Zachodu zostały spisane, choć nie określił, gdzie. Dodał też, że „warta dziesiątki miliardów dolarów” amerykańska i europejska pomoc wojskowa dla Ukrainy pokazuje, iż Rosja w rzeczywistości walczy z całym NATO, nie z Ukrainą. Zauważył przy tym, że największym osiągnięciem minionego roku jest „jedność narodu rosyjskiego”.
Jak dostrzegli niemieccy i szwedzcy analitycy wywiad Putina zawierał elementy, które stanowiły niemal kalkę mów Stalina z lat 1941-1942, kiedy to doprowadził do wielkiego wysiłku patriotycznego w Rosji i ostatecznego pokonania Niemiec hitlerowskich pod sztandarem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Teraz agresja na Ukrainę jest przedstawiana przez rosyjskich propagandystów jak Zacharowa, Sołowiow, Skabiejewa, czy Popow jako „Wielka Wojna Ojczyźniana 2.0”, wymagająca od Rosjan samopoświęcenia. W styczniu br. jeden z najbardziej znanych kremlowskich propagandystów Władimir Sołowiow obiecywał Rosjanom, którzy zginą na wojnie… życie wieczne. Nawiązywał do słów samego Putina, który w 2018 r. na spotkaniu Klubu Wałdajskiego, mówiąc o wojnie nuklearnej stwierdził: „My, jako męczennicy, trafimy do raju. A oni po prostu zdechną”.
Rosyjska doktryna użycia broni nuklearnej dzieli ją na dwa rodzaje: taktyczną i strategiczną. Taktycznej, z głowicami o niewielkiej mocy, może użyć nawet dowódca dywizji, choć niezbędna jest akceptacja przez Sztab Generalny (SG) Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. O użyciu strategicznej, zarówno na nosicielach międzykontynentalnych, jak i średniego czy krótkiego zasięgu stanowi SG i sam Putin, przy czym to on ma głos decydujący. Oficjalnie strategicznej broni jądrowej można użyć jeśli ta broń lub inne rodzaje broni masowej rażenia zostaną przeciw Rosji użyte lub zostanie użyta broń konwencjonalna „w sile, która zagraża istnieniu państwa”. W użyciu głowic taktycznych nie ma takich obostrzeń. Mogą one zostać użyte w obronie uporczywej „dla odparcia ataku nieprzyjaciela”, a w ataku „dla uzyskania przełamania na decydującym kierunku natarcia” lub „zlikwidowania pozycji umocnionej nieprzyjaciela”.
W trakcie wywiadu Putin stwierdził także, iż Rosja wycofa się z podstawowego traktatu o kontroli broni strategicznych, czyli jądrowych – New START – co oznaczałoby powrót do lat 60. XX wieku i nieskrępowanych zbrojeń nuklearnych oraz konwencjonalnych. Jednocześnie zapowiedział, że Moskwa może wznowić testy jądrowe oraz wprowadzić na wyposażenie Sił Strategicznych Rosji nową generację rakiet – nosicieli systemów wielogłowicowych tzw. autobusów. Dodał, że Rosja zacznie dyskusję o kontroli zbrojeń dopiero po uwzględnieniu francuskich i brytyjskich głowic nuklearnych.
„W dzisiejszych warunkach, kiedy wszystkie wiodące kraje NATO zadeklarowały, że jak mówią, ich głównym celem jest zadanie nam strategicznej klęski tak, aby nasz naród cierpiał. Jak możemy ignorować ich potencjał nuklearny w tych warunkach?”— powiedział Putin. Tymczasem, według szacunków SIPRI i Federation of American Scientists, Rosja ma więcej głowic niż Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania razem wzięte.
Wbrew pozorom i wojowniczym oświadczeniom Putina, Rosja nie ma tak wielu opcji do wyboru. Według „The Jerusalem Post” rozpoczęto już program modernizacji Sił Strategicznych, wyposażając dywizjony rakiet wielogłowicowych w nowe nosiciele RS-24 Jars w miejsce Topol-K i Topol-M. Jarsy mają zasięg do 11 tys. km i zabierają 3-6 niezależnych głowic nuklearnych. Program ten jest jednak prowadzony od co najmniej 2010 r. Nie wiadomo jakie są dokładne koszty jednego pocisku, ale jak wynika ze słów byłego wiceministra MON ds. uzbrojenia Władmira Popowkina w Dumie Państwowej Rosji, programy rozwojowe Buława i Jars, czyli nowych pocisków strategicznych dla okrętów podwodnych i wyrzutni naziemnych, kosztowały w 2016 r. 4,5 mld dol., a nie były jeszcze zakończone.
Drugi składnik triady stanowi m.in. niewielka liczba nowoczesnych bombowców Tu-160M (między 16 a 19 z czego 9 jest operacyjnych, 2 zniszczyły ukraińskie ataki na bazy lotnicze m.in. w Engels), które same wymagają modernizacji. Stare, wywodzące się z końca lat 50. turbośmigłowe Tu-95, które są bardzo dobre w rozpoznaniu, jako maszyny przeciw okrętom podwodnym Tu-142, ale jako składniki triady nuklearnej-nosiciele pocisków manewrujących lub dalekiego zasięgu z głowicami jądrowymi stanowczo się nie sprawdzają. Tym bardziej, że w linii pozostaje ich 55, z czego operacyjnych jest około 30. Koszt najnowszego Tu-160M2 jest oceniany na 270 mln dol., zaś modernizacja każdego Tu-95, by mógł dłużej pozostawać w linii to ok. 20 mln dol.
Trzeci składnik triady nuklearnej to okręty podwodne z napędem atomowym. Co prawda według gazety „Kommiersant” Rosja ma ich „około 30” to operacyjnych i gotowych do wypłynięcia w gotowości 24 godzinnej jest 6-8. Resztę trapią awarie wynikające niejednokrotnie z niechlujnej budowy, pospiesznych i powierzchownych remontów, starzenia się technicznego mechanizmów i urządzeń, których niejednokrotnie nie wymieniano od lat 90. Tymczasem według estymacji zachodnich i rosyjskich analityków, atomowy okręt podwodny K-560 Siewierodwińsk (poj. 885 Jasień) kosztował 50 mld rubli lub 1,5 mld dol. Jest to równowartość 50 myśliwców Su-35 zdecydowanie bardziej potrzebnych obecnie Rosji.
„Prezydent Putin uwielbia zabawki, których ceny przekraczają rozmiar rosyjskiego portfela. Ale to jest problem rosyjskich podatników, którzy podczas głosowania powinni wyciągnąć pewne wnioski” –stwierdził w raporcie Igor Kudrik, ekspert firmy Bellona ds. atomowych okrętów podwodnych i rosyjskiej marynarki wojennej. „Wyciągnięcie wniosków” przy fasadowych rosyjskich wyborach oczywiście nie jest możliwe, ale oznacza, że Putin w rzeczywistości ma problem ze swoimi siłami jądrowymi.
„Budżet wojskowy Rosji na obecny rok to raczej 140 mld euro, nie około 125 mld euro, jak sądzą Niemcy. Z czego tylko 20 mld euro pójdzie w tym roku na modernizację całych sił strategicznych. A tam wszystko się sypie. W stosunkowo najlepszym stanie są systemy naziemne i prawdopodobnie to ich modernizacji będzie się trzymała Rosja, żeby podtrzymać iluzję siły atomowej. Reszta będzie propagandą i utrzymywaniem na najniższym możliwym stopniu gotowości bojowej” – powiedział ISBiznes.pl szwedzki analityk militarny.
Jest jeszcze jeden problem – użycie choćby taktycznej broni jądrowej na Ukrainie budzi ogromne wątpliwości nawet wśród polityków rosyjskich – podwładnych Putina, którzy twierdzą, iż takiej decyzji on po prostu nie podejmie.
„Nie ma powodu, by naciskać guzik. Jaki jest sens bombardowania Ukrainy? Detonujemy taktyczną bombę atomową na Zaporożu. Wszystko jest całkowicie napromieniowane, nie można tam wejść, a poza tym to podobno Rosja, więc po co?” – twierdzi jeden z niedawnych jeszcze doradców Putina, wysoki urzędnik rządu rosyjskiego w wypowiedzi dla „Financial Times”.
Osobnym problemem jest stan przemysłu zbrojeniowego Rosji. Sankcje okaleczyły go poważnie, bowiem polegał w dużej mierze na elektronice pochodzącej z Zachodu. Według nieoficjalnych informacji same urządzenia termowizyjne jakie dostarczał francuski koncern Thales, niezbędne m.in. w modernizowanych czołgach T-72B3 i T-72B3M kosztowały Rosję około 300 mln euro przy czym pozwoliły na wyposażenie w nowoczesne systemy kierowania ogniem około 1000 rosyjskich czołgów, samolotów i śmigłowców wsparcia jak Mi-28N. Ale Thales przestał dostarczać nowe komponenty po grudniu 2014 r., zapasy nie starczyły na długo i jak twierdzą sami rosyjscy oficerowie w zamkniętych grupach komunikatora Telegram „T-72B3 prod.2012 i T-72B3 prod.2022 to dwa różne wozy. Pierwszy może walczyć z każdym czołgiem ukrów i wieloma zachodnimi, drugi może da radę T-84 z Opłotem ukrów. Z innymi, jak z polskim PT-91 będzie miał kłopoty, z zachodnimi nie ma czego szukać”.
Jeszcze gorsza sytuacja jest w przemyśle elektronicznym zajmującym się produkcją skomplikowanych elementów dla pocisków międzykontynentalnych – ICBM. Według nieoficjalnych informacji trwa przemyt poprzez Białoruś starszych generacji zachodnich układów elektronicznych zastosowania militarnego oraz próby zastępowania ich rosyjskimi i białoruskimi odpowiednikami. Podnosi to cenę (przynajmniej o 30%) i zmniejsza możliwości nowo wyprodukowanych pocisków.
Osobnym problemem jest brak wykwalifikowanej kadry. Samych inżynierów brakuje 14 tys., techników około 12 tys. Jest to w dużej mierze efekt dzikiej mobilizacji, która powołała do sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej około 220 tys. ludzi w tym wielu pracujących w przemyśle zbrojeniowym, zwłaszcza na rosyjskiej prowincji. Wielu z nich po prostu uciekło przed mobilizacją przez granicę do byłych republik środkowoazjatyckich, jak Kazachstan, gdzie natychmiast znaleźli zatrudnienie w tamtejszej branży zbrojeniowej, jako że jest ona oparta na rosyjskich technologiach i rozwiązaniach. Nie wiadomo ilu powołano wskutek dzikich mobilizacji do wojska wykwalifikowanych pracowników, bez których praca w zakładach ulegnie znacznemu spowolnieniu, a koszty wzrosną. Dotyczy to także przemysłu atomowego, czyli produkcji głowic, czym zajmuje się Rosatom. Kontrakty dla MON Rosji to w budżecie tej firmy w 2019 r. ok. 2,5 mld dol. i prawdopodobnie całość tej sumy została przeznaczona na głowice atomowe różnych typów. Jednak w Rosji kontrakt to jedno, a wykonanie to drugie, bowiem te umowy są przedłużeniem dużej umowy modernizacyjnej broni jądrowej z 2016 r. Prawdopodobnie więc, nawet głowice z umowy z 2016 r. wartości 2,5 mld dol. nie zostały w ogólne wyprodukowane i umowa z 2019 r. to umowa z 2016 r. tyle, że ze zmienionymi datami. Bardzo prawdopodobne więc, że jedyną amunicją atomową jaka została wyprodukowana do rosyjskich Sił Strategicznych i atomowej części Wojsk Operacyjnych Federacji jest ta na mocy umowy jeszcze z 2010 r. o wartości 1,8 mld dol. Liczba dostępnych nosicieli i ich wydatkowanie w czasie wojny w Ukrainie pozwala sądzić, że część z tej amunicji nadal przebywa w składach i nie została nigdzie zamontowana.