Unia Europejska instaluje za mało mocy z odnawialnych źródeł energii (OZE), by zrealizować cel klimatyczny Porozumienia paryskiego. W Polsce problemem jest długość trwania całego procesu i brak dostępnych mocy przyłączeniowych
Z raportu „Ready, Set, Go: Europe’s Race for Wind and Solar” wynika, że w 2021 r. we wszystkich krajach Unii Europejskiej zainstalowano 34 GW energii pochodzącej ze słońca i wiatru. To zdecydowanie za mało, żeby spełnić postawiony przez sygnatariuszy Porozumienia paryskiego cel klimatyczny i zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza.
Żeby to było możliwe, kraje Unii musiałby już w 2026 roku zainstalować 76 GW energii ze słońca i wiatru. Niestety będą one w stanie zainstalować zaledwie 4 GW więcej niż w ubiegłym roku.
W Polsce proces uzyskania wszystkich niezbędnych zgód potrzebnych do budowy farmy fotowoltaicznej przekracza 24 miesiące. Dla porównania na Litwie to zaledwie 12 miesięcy, ale ona zmaga się z innym problemem. Wyzwaniem jest również brak dostępnych mocy przyłączeniowych.
– Znaleźliśmy się w Polsce w podobnej sytuacji jak 10 lat temu. Wtedy wiązaliśmy nadzieje z gazem łupkowym, teraz na szczęście są to odnawialne źródła energii. Stoimy u progu rewolucji energetycznej, która nie może nabrać tempa i skali. Mówi się, że jabłek do gruszek nie można porównywać, ale warto tym razem odwołać się do boomu łupkowego w Polsce i zobaczyć, że nie wyciągnęliśmy z niego wielu wniosków – mówi Filip Sypko z Green Genius, która działa w branży OZE.
Tłumaczy, że na rynku jest wiele firm rozwijających farmy fotowoltaiczne, wiele banków i funduszy chcących inwestować środki w takie projekty, ale brakuje wystarczającego wsparcia ze strony władz i spójnego otoczenia legislacyjnego, które ułatwiłoby rozwój odnawialnych źródeł energii.
Dodaje, że przykładem może być pisana naprędce ustawa zamrażająca ceny prądu. Wielu producentów prądu zabezpieczyło swoje dochodami umowami typu PPA, a teraz mogą na tym stracić. Branża fotowoltaiczna postulowała, żeby umowy zawarte jeszcze przed wprowadzeniem ustawy nie były objęte nowymi przepisami.
– W momencie, kiedy walczymy dosłownie o każdy megawat z bezpiecznego i pewnego źródła, to ustawodawca wprowadza zasady gry, które mogą poważnie odbić się na kondycji branży i wstrzymać kolejne inwestycje – mówi Filip Sypko i podkreśla, że sytuacja jest nadzwyczajna, a odbiorcy wymagają wsparcia i ochrony, ale trzeba przy tym zachować rozsądek i dbać o otoczenie legislacyjne.
Z badania przeprowadzonego przez „Ready, Set, Go: Europe’s Race for Wind and Solar” wynika, że jedną z kluczowych przeszkód, są uwarunkowania administracyjne.
– W Polsce czas oczekiwania tylko na warunki przyłączeniowe to 120 dni dla średniego i 150 dni na wysokiego napięcia. Niestety operatorzy mają poważne problemy, żeby dotrzymać tego terminu i często go przekraczają – mówi Filip Sypko.
Dodaje, że Polska nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o czasochłonny proces administracyjny, bo przykładowo w Hiszpanii duży problem stanowią uzgodnienia środowiskowe, a we Włoszech przepisy określające kształtowanie krajobrazu. Czas potrzebny na uzyskanie zgód administracyjnych w tych trzech krajach przekracza ten założony przez Unię Europejską w dokumencie RED II, czyli 24 miesiące. Z drugiej strony są państwa, w których ten proces idzie o wiele sprawniej. W Rumunii jest to 20 miesięcy.
Jeszcze szybciej jest na Litwie, bo uzyskanie zgód zajmuje tylko w 12 miesięcy. Jednak nasi sąsiedzi zmagają się z innym problemem. Litewski ustawodawca określił, że łączna moc wydanych warunków przyłączeniowych nie może przekroczyć 2 GW w roku. Kiedy ustawa ujrzała światło dzienne, to deweloperzy OZE dosłownie zarzucili urzędy wnioskami o przyłączenie do sieci.
W Polsce w ostatnich dwóch latach udało się zainstalować rekordową moc pochodzącą z fotowoltaiki. Jednak bicie kolejnych rekordów może okazać się problematyczne, bo brakuje możliwości podłączenia kolejnych instalacji.
– Sytuacja z wolnymi mocami przypomina trochę plażę nad Bałtykiem w szczycie sezonu. Wydaje się, że nie ma na niej już miejsca, ale wytrwali znajdą kawałek dla siebie – stwierdza ekspert Green Genius.
Ocenia, że do czasu, kiedy operatorzy sieci nie przeprowadzą gruntownej renowacji stacji elektroenergetycznych i nie dostosują infrastruktury do obsługi energetyki rozproszonej, a przede wszystkim nie zmienią sposobu myślenia na temat miejsca odnawialnych źródeł energii w sieci, to nie ma szans na znaczące przyśpieszenie rozwoju.
Według raportu „Sieci – wąskie gardło polskiej transformacji energetycznej” przygotowanego przez ClientEarth w latach 2015-2021 odrzucono wnioski o instalacje źródeł OZE o łącznej mocy 30 GW. Tylko w 2021 r. było to 15 GW, a w 2020 i 2019 r. po 5 GW. Magazynowanie energii może być rozwiązaniem wspierającym dalszy rozwój OZE. Pozwoliłby one na ustabilizowanie systemu w perspektywie najbliższych kilku lat.
– Jednak, żeby technologia została wykorzystana na szeroką skalę, to potrzebuje ona systemu wsparcia analogicznie dla aukcji, które dały impuls do rozwoju odnawialnych źródeł energii – podsumowuje Filip Sypko.
Green Genius ma ponad 10-letnie doświadczenie w produkcji energii z OZE. Firma jest obecna na 8 europejskich rynkach i chce do 2025 r. zbudować projekty OZE o łącznej mocy 1,5 GW.