Polityka modernizacyjna MON zaczyna budzić zdziwienie i zaniepokojenie. Szczególnie widoczne jest to w segmencie przeciwpancernych pocisków kierowanych, które jak udowodniła wojna w Ukrainie, są kluczowe dla obrony przed atakami i kontratakami pancernymi i pancerno-zmechanizowanymi. Albo za niedługo będziemy mieli 6 ich rodzajów z fatalnymi konsekwencjami dla logistyki, albo konieczna będzie rezygnacja z polskich konstrukcji, jako najmniej zaawansowanych we wdrożeniu
Jeśli plany MON brać za rzeczywistość, Polska upodobni się do państw Zatoki Perskiej. A przynajmniej pod jednym względem: w Siłach Zbrojnych RP będziemy bowiem mieli 6 rodzajów kluczowego uzbrojenia jakim są przeciwpancerne pociski kierowane: ciężki Brimstone, Spike LG produkowany w Polsce, amerykański Javelin – obecnie w Wojskach Obrony Terytorialnej, ale także operacyjnych – całkowicie polskie Pirat i Moskit. Możliwy będzie też 6 rodzaj dla śmigłowców wsparcia pola walki – amerykańskich AH-64E. Byłyby to także amerykańskie Hellfire. Komandor porucznik Wiesław Goździewicz, radca prawny w NATO Joint Force Training Centre w Bydgoszczy ukuł nawet na tę sytuację termin „kataryzacja” od kontraktów dla armii Kataru, z wachlarzem broni z całej Zachodniej Europy i USA.
Tymczasem, według schematu logistyki NATO, optymalną liczbą są najwyżej 3 rodzaje ppk – ciężki ppk przeznaczony do posadowienia na śmigłowcach oraz pojazdach przeciwpancernych, kołowych i gąsienicowych, średni do stosowania na szczeblu batalionu lub wzmocnionej kompanii, przewożony lub transportowany w inny sposób, montowany na lekkich maszynach np. rozpoznania i lekki ppk, który można wprowadzić już do drużyny czy plutonu. Jak więc doszło do tego, że w Polsce będzie ich dwa razy więcej? Czy „w imię logistyki” na półkę nie zostaną odstawione praktycznie gotowe do wdrożenia i produkcji polskie pociski przeciwpancerne Pirat a zacznie się montaż amerykańskich Javelinów – pocisków dobrych, sprawdzonych, ale najdroższej tego typu konstrukcji na świecie? Taki efekt działań MON jest bardzo możliwy z powodów czysto budżetowych. Jednak najpierw warto pokazać skąd wzięły się te problemy.
Pocisk pociskowi nierówny
Przeciwpancerny pocisk kierowany (ppk) jest jednym z kluczowych elementów w obronie przeciwpancernej. Jest kilka klas i rodzajów tego typu broni – może ważyć od 25 kg do nawet 80 kg wraz z zestawem naprowadzania CLU (Command Launch Unit). Różnią je typ naprowadzania, możliwości ataku na cel i zdolność do przebijania pancerza. Jest to broń absolutnie niezbędna – od czasów wojny wietnamskiej US Army dba, by na szczeblu podstawowym czyli drużyny piechoty zmechanizowanej znalazł się przynajmniej jeden taki zestaw, który wraz z granatnikami uniwersalnymi służy nie tylko do obrony ale także do kontrataku i obezwładniania sił pancernych i stałych punktów oporu wroga. Jest to pewien wzór dla armii NATO – im więcej granatników uniwersalnych i ppk w piechocie zmechanizowanej, tym większe jej możliwości. Warto wspomnieć, że z podobnych założeń wychodzą też Rosjanie, umieszczający swoje ppk na szczeblu plutonu wojsk zmotoryzowanych, tzw. motostriełków, choć wojna ukraińska wykazała, że zestawów takich jest zdecydowanie w armii Federacji Rosyjskiej za mało, a te które są, z racji problemów logistyki nie docierają do użytkowników.
Braki w zakresie tego typu broni w Siłach Zbrojnych RP stały się bodźcem do zakupu licencji na montaż i częściową produkcję pocisków Rafael Spike-LR Dual od ich wytwórcy – Rafael Armament Development Authority. Umową z 29 grudnia 2003 r., ustalono zamówienie 264 wyrzutni wraz z 2675 pociskami kierowanymi, zaś produkcję duże części podzespołów oraz montaż końcowy prowadzono w Zakładach Metalowych MESKO w Skarżysku-Kamiennej. W 2017 r. ówczesny Inspektorat Uzbrojenia zawarł z MESKO umowę na wyprodukowanie i dostarczenie do 2021 r. kolejnych 1000 pocisków Spike.
Spike LR to obecnie jedna z najlepszych konstrukcji tego typu na świecie. Jest produkowany w odmianach NT-S i NT-D i NT-G, przy czym ta ostatnia jest najlżejsza. Stosowane są w nich głowice samonaprowadzające z detektorem termowizyjnym, chłodzonym ciekłym azotem, czyli kamerą I2R oraz samonaprowadzające wyposażone w głowicę telewizyjną, dzienną CCD. Sterowanie jest światłowodowe. W cięższych ich odmianach możliwe jest korygowanie toru lotu pocisku oraz punktu celowania metodą wystrzel-obserwuj-koryguj. Cel może być także niszczony w nocy i w warunkach ograniczonej widoczności. W Polsce produkowane były takie elementy, jak np. silnik, tandemowa głowica bojowa, silniki startowy i marszowy, zbiorniki argonu do chłodzenia głowicy. Łącznnie polonizacja pocisku wyniosła ponad 70%. Natomiast technologię samej głowicy izraelski wytwórca zostawił dla siebie i była dostarczana jako gotowy moduł. Ten sam problem miał zresztą niemiecki wytwórca pocisków, produkowanych pod logo Eurospike dla Bundeswehry i kilku innych armii NATO.
Ta przyczyna i chęć do opracowania własnych tańszych rozwiązań niezależnych już od zewnętrznego dostawcy spowodowała dołączenie programu lekkiego przeciwpancernego pocisku kierowanego do dużego programu amunicji precyzyjnego rażenia APR do 120 mm moździerza RAK oraz 155 mm armatohaubicy Krab. Dotacja na ten cel została uruchomiona w 2011 r. i pochodziła z Ministerstwa Skarbu Państwa. Zostało też utworzone konsorcjum składające się z Mesko SA CRW Telesystem-Mesko i ZEK WAT. Przystąpiono też do współpracy z zagranicznymi partnerami: ukraińskimi firmami NPK „Progress” dla amunicji artyleryjskiej 155 mm i KKB „Łucz”, jeśli chodzi o amunicję moździerzową 120 mm i przeciwpancerny pocisk kierowany.
Program okazał się udany – powstała zarówno precyzyjna amunicja APR120 i APR155, jak i lekki przeciwpancerny pocisk kierowany Pirat, działający na zasadzie laserowego podświetlania celu, przebijający równoważnik 550 mmRHA (stali specjalizowanej), wyposażony w kamerę termowizyjną i światła dziennego. O ile zasięg Spike wynosi 200-4000 m, to Pirata 100-2500 m , co jak na warunki polskie jest całkiem wystarczające – według informacji uzyskanych w 6 Batalionie Powietrznodesantowym, którego żołnierze i kadra wykonywali strzelania z wielu typów ppk i opracowali nawet nosiłki plecakowe dla zestawów Spike (konstrukcja m.in chor. Artur Zieliński), typowy zasięg strzelania z ppk w warunkach polskich to 1500 metrów.
Następnym z kolei rozwiązaniem był również polski przeciwpancerny pocisk kierowany Moskit, opracowywany w Wojskowym Instytucie Techniki Uzbrojenia, polski odpowiednik Spike’a, ale z nowocześniejszym detektorem bolometrycznym oraz systemami naprowadzania na podczerwień, telewizyjnym, z dalmierzem laserowym. Jest to zaawansowana konstrukcja, ale obecnie nie przeszła jeszcze prób. Wiadomo, też że chodzi o cała rodzinę tego typu pocisków od lekkiego Moskit SR, przez „spikepodobny” Moskit LR i Moskit ER o zasięgu do 10 km.
Następnymi przeciwpancernymi pociskami kierowanymi, które pojawiły się dość zaskakująco na wyposażeniu Sił Zbrojnych RP były amerykańskie FGM-148F Javelin. Umowę na dostawę tych ppk podpisano w maju 2020 r. Objęła ona dostawę 60 wyrzutni oraz 180 pocisków wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym. Co ciekawe, pociski te od razu miały być przeznaczone dla Wojsk Obrony Terytorialnej, minister Obrony Narodowej, wicepremier Mariusz Błaszczak mówił jeszcze wiosną obecnego roku o możliwości rozszerzenia tego zamówienia. FGM-148F to broń bardzo wyrafinowana, produkowana przez konsorcjum Javelin JV, w skład którego wchodzą korporacja Lockheed Martin i spółkę Raytheon Missiles & Defense. Pierwsze dostawy do US Army miały miejsce w maju 2020 r. Polska jest pierwszym zagranicznym użytkownikiem tego pocisku, wyposażonego w nową, wielozadaniową głowicę bojową MPWH (Multi-Purpose Warhead) z ładunkiem kumulacyjnym, Pozwala pn na penetrację pancerza o grubości ok. 700 mm RHA, można też strzelać do umocnień polowych. Zasięg pocisku wynosi do 4750 m. Jest to zarazem najdroższy na świecie przeciwpancerny pocisk kierowany – jeden kosztuje w przeliczeniu 750 tys. złotych.
Kłopot z nadmiarem
Do tej pory polityka MON wydawała się na pierwszy rzut oka prosta: Spike, którego produkcję właśnie zakończono w związku z wypełnieniem kontraktu dla MON miał trafić do Wojsk Lądowych, 180 i być może nieco więcej Javelinów do WOT. Przewidywano też rozwój polskich konstrukcji – Pirata i Moskita jako lekkiego ppk i przyszłego następcy Spike. Oba są bowiem tańsze niż Spike i Javelin. I to wielokrotnie. Moskit miał zaś posiadać podobne co Spike możliwości bojowe przy cenie około 200-250 tys. za pocisk (Pirat – 100 tys. lub nawet mniej). Dla jednostek posadowionych na platformach kołowych lub gąsienicowych np. z programu Ottokar-Brzoza przewidywano pociski Brimstone.
Już wtedy analitycy logistyki byli pełni wątpliwości, bowiem o ile triadę Spike LR/Moskit-Pirat można było zrozumieć to osobny rodzaj wojsk z osobnym wyposażeniem, jakim miały być FGM-148F Javelin, najdroższe i najbardziej wyrafinowane już rodził problemy. Do tego doszły pociski ciężkie jak Brimstone. Tymczasem 26 października br. na posiedzeniu senackiej Komisji Obrony Narodowej poinformowano, że MON prowadzi rozmowy w sprawie możliwości produkcji w Polsce przeciwpancernych pocisków kierowanych Javelin i to od razu w wersji FGM-148F. Producentem prawdopodobnie miało by być MESKO.
Skąd ten pomysł? Nieoficjalnie można się było dowiedzieć, że przyczyna jest polityczna i dotyczy polityki rządu Izraela. Otóż Rafael chciał po zakończeniu produkcji Spike LR ulokować w Polsce produkcję wersji LR2. Umowy jednak do tej pory nie podpisano i raczej niewielkie są szanse, by to nastąpiło. Powodem jest postępowanie rządu Izraela, który nie wyraził zgody na sprzedaż zarówno produkowanych w Polsce pocisków Spike LR jak i niemieckich Eurospike na Ukrainę, w ramach dostaw dla walczącej ukraińskiej armii. Rząd Izraela bowiem z przyczyn politycznych nie chce dostarczać własnej broni Ukrainie. Obawiając się więc podobnego postępowania w przyszłości oraz stawiając na wypróbowane w czasie wojny ukraińskiej Javeliny, MON postanowił postawić na ten typu pocisku i ulokować produkcję w Polsce.
Natychmiast jednak pojawiają się problemy: FGM-148F jest pociskiem tak nowym, że wątpliwe by chodziło o pełną produkcję w Polsce. Jest niemal pewne, że Javelin JV nie przekaże naszemu krajowi technologii produkcji głowicy MPWH. Chodzi więc o montaż. Oczywiście nasuwa się pytanie w jakim stopniu można byłoby doprowadzić do jego polonizacji i ile ten proces by trwał – w przypadku Spike było to 70%, ale sam proces trwał niemal dekadę. Dalej siłą rzeczy montaż FGM-148F przy zamkniętej produkcji Spike oznacza, że pocisk ten zastąpi Spike nie tylko w WOT, ale także w wojskach operacyjnych. A ponieważ Spike jest dużo, w jednostkach na stanach znajdować się będą dwa rodzaje pocisków i logistyka musi to uwzględnić (szkolenia, naprawy CLU komponenty). Teraz dojdą do tego ppk ciężkie, jak Brimstone, jeszcze droższe niż Javelin, konieczne dla programu Ottokar-Brzoza i pociski polskie, jak Pirat i Moskit. Koszty będą ogromne, zwłaszcza, że program Moskita mimo że tani, trzeba za coś dokończyć, a Pirata wdrożyć do produkcji, która nie wiadomo, gdzie by się miała odbywać, skoro Mesko prawdopodobnie będzie zajęte produkcją Javelina. Wszystko więc wskazuje na to, że koszty i konieczność rezygnacji z programów o najniższym stopniu zaawansowania spowoduje rezygnację z własnych polskich programów przeciwpancernych pocisków kierowanych. Co prawda rzecznik Agencji Uzbrojenia, płk. Krzysztof Płatek pisze, że „nikt nie mówił, iż pozyskanie zdolności do produkcji pocisków Javelin jest równoznaczne z rezygnacją z projektów polskiego przemysłu typu Pirat. Pirat z obecnym stanem zaawansowania mógłby odnaleźć się jako niższy poziom obrony przeciwpancernej”. Jednak ów „niższy poziom” prawdopodobnie może nie powstać skoro będziemy produkowali jedne z najlepszych, ale i najdroższe przeciwpancerne pociski kierowane na świecie i używali ciężkich pocisków Brimstone produkcji brytyjskiej MBDA. Doskonałych, ale i bardzo drogich. Wobec bardzo rozbudowanej modernizacji Sił Zbrojnych na wdrożenie i uruchomienie produkcji Pirata i Moskita najzwyczajniej w świecie zabraknie funduszy.
Specjalnie dla ISbiznes.pl
Marek Meissner: Javelin montowany w Polsce – wzmocnienie możliwości obronnych czy po prostu polityczna próba zyskania przychylności nad Potomakiem poprzez zakup amerykańskiego uzbrojenia?
Marek Świerczyński, analityk militarny i bezpieczeństwa, Polityka Insight: Ujawnienie przez MON rozmów na temat produkcji w Polsce pocisków przeciwpancernych Javelin trudno na razie oceniać w kontekście ewentualnego wzmocnienia potencjału piechoty. Na pewno jednak nowoczesna i sprawdzona bojowo broń ppanc. – a taką bez wątpienia jest pocisk FGM-148 Javelin – jest obszarem deficytowym w zdolnościach SZ RP. Polska pozyskała znikomą wobec potrzeb liczbę 180 pocisków na mocy umowy z 2019 r. i mogłaby swobodnie wchłonąć 10-20 razy więcej już teraz, nawet bez uwzględnienia planowanego rozrostu struktur Wojsk Lądowych i WOT. Doświadczenia wojny w Ukrainie pokazują, że w intensywnym konflikcie miesięcznie „schodzi” kilka tysięcy sztuk podobnej broni przeciwpancernej i potrzebne są jej olbrzymie zapasy. Oczywiście Javelin to nie jedyny pocisk w polskim arsenale, więcej mamy np. Spike-ów produkowanych na licencji przez należące do PGZ zakłady Mesko. I to właśnie aspekt przemysłowy całej układanki wydaje się bardziej interesujący.
MM: Czy dlatego, że nie mamy umowy na Spike LR2 i nie wiadomo czy i kiedy będzie ona podpisana, Javeliny wytwarzane w Polsce mogłyby zastąpić Spike w roli broni przeciwpancernej?
MŚ: Javeliny są wytwarzane przez konsorcjum dwóch amerykańskich firm – Lockheed Martin i Raytheon Technologies. Obie te firmy posiadają istotną bazę produkcyjną i kooperacyjną w Polsce. Wydaje się więc naturalne, że to Polska powinna być europejskim hubem produkcyjnym dla takich rozwiązań jak Javelin, zwłaszcza że popyt na te pociski eksplodował i przewidywalnie przez wiele lat będzie bardzo wysoki, niezależnie od zamówień polskiego MON. Z tego punktu widzenia ulokowanie w Polsce produkcji tej broni byłoby ze wszech miar korzystne zarówno dla jej wytwórców, jak i pracowników zakładów produkcyjnych. Mogłoby się to przełożyć na dodatkowe inwestycje Lockheed Martin i Raytheon oraz pogłębienie ich powiązań kooperacyjnych z PGZ i innymi firmami.
MM: Ale mamy polskie aplikacje, może nie takie state-of-the art jak Javelin, ale na nasze warunki zupełnie wystarczające jak Pirat i Moskit. Przy czym, co ważne, o wiele tańsze. Tu może nastąpić kolizja jeśli Javelin byłby montowany w dużej liczbie w Polsce.
MŚ: Tak, pojawiają się pytania, jak produkcja Javelinów wpłynie na prace badawczo-rozwojowe i wdrożenie polskich projektów pocisków przeciwpancernych Pirat i Moskit. To jest jednak inny temat, z zakresu polityki zbrojeniowej MON. W ostatnich miesiącach widoczny jest trend by gotowymi rozwiązaniami z importu uzupełniać lub nawet zastępować produkty powstające w krajowej zbrojeniówce. Z drugiej strony Javelin to pocisk inny niż Pirat i Moskit, a w miksie nowoczesnej broni przeciwpancernej powinno się znaleźć miejsce dla tych wszystkich typów, pod warunkiem, że MON weźmie pod uwagę interesy polskiego przemysłu oraz wspierającej go bazy naukowo-badawczej. Może się też okazać, że uruchomienie w Polsce produkcji Javelina doprowadzi do rozwoju nowych jego wersji z udziałem polskich inżynierów i naukowców.