Szwedzka służba bezpieczeństwa poinformowała, że istnieją dowody na wybuchowe zniszczenie gazociągów Nord Stream 1 i 2. Jest to efekt wstępnego śledztwa prowadzonego w tej sprawie – poinformowało Sveriges Radio i agencje prasowe
Szwedzkie i duńskie władze bezpieczeństwa badały cztery rozszczelnienia i następcze po nich wycieki gazu, po tym jak pierwszych dniach października br. uszkodzone zostały rurociągi Nord Stream 1 i 2, które łączą Rosję i Niemcy przez Morze Bałtyckie.
Zbadanie, co spowodowało te rozszczelnienia było o tyle istotne, iż dość szybko ich eksplozyjny charakter nasunął hipotezę sabotażu. Rosja wręcz od początku obarczała winą Zachód zwłaszcza Polskę i USA stwierdzając, że „NATO, a zwłaszcza Amerykanie i Polacy” po prostu wysadzili oba gazociągi. Tak stwierdziła w TV Rossija 1 czołowa rosyjska dziennikarka-propagandystka Margerita Simonjan. I Waszyngton i Warszawa zdecydowanie zaprzeczyły jakiemukolwiek swojemu udziałowi w zniszczeniu gazociągów.
Tymczasem, jak powiedziano w oświadczeniu szwedzkiej służby bezpieczeństwa „po zakończeniu śledztwa na miejscu zbrodni szwedzka służba bezpieczeństwa może z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że w szwedzkiej strefie ekonomicznej doszło do detonacji na Nord Stream 1 i 2”. Dodano, że doszło do rozległych zniszczeń gazociągów, co szwedzcy eksperci stwierdzili po pobraniu próbek z obszaru uszkodzeń. Dowody te „wzmocniły podejrzenia o poważny sabotaż” – zauważono w oświadczeniu.
Jak powiedział rzecznik szwedzkiej marynarki wojennej Jimmie, obszar wycieku traktowano jak „scenę zbrodni”, a dochodzenie przeprowadziła szwedzka straż przybrzeżna i marynarka wojenna przy użyciu bezzałogowych pojazdów podwodnych.
„Gazociągi znajdują się na głębokości 70-80 metrów i na tych głębokościach używa się bezzałogowych pojazdów podwodnych” – sprecyzował Adamsson.
Rosja oświadczyła, że poinformowano ją kanałami dyplomatycznymi iż nie może przyłączyć się do śledztwa. „Na razie nie ma planów, aby zwrócić się do strony rosyjskiej o udział w śledztwie” – powiedział dziennikarzom rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, dodając, że Moskwa odpowiedziała, że nie jest możliwe przeprowadzenie obiektywnego śledztwa bez jej udziału. Wypowiedź ta doczekała się kontry od szwedzkiego ministra sprawiedliwości, który stwierdził w Sveriges Radio, że nie było możliwości, aby przedstawiciele innych krajów brali udział w szwedzkim śledztwie kryminalnym. Z kolei duński minister spraw zagranicznych Jeppe Kofod powiedział agencji Reuters 6 października, że kierowana przez policję grupa zadaniowa łącząca funkcjonariuszy z Danią, Szwecji i Niemiec jest odpowiedzialna za wyjaśnienie sprawy wycieku.
Operatorzy rurociągów należących do Rosji i jej partnerów europejskich poinformowali, że nie są w stanie skontrolować uszkodzonych odcinków, ponieważ władze duńskie i szwedzkie ogrodziły ten obszar w poniedziałek 3 października. Jednak, jak poinformowała 6 października Sveriges Radio szwedzka prokuratura, „obszar z którego przez prawie tydzień gaz wylewał się do morza, nie jest już odgrodzony kordonem”. Tego samego dnia Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ oświadczyła, że Moskwa będzie nalegać na „wszechstronne i otwarte śledztwo”, które obejmie rosyjskich urzędników resortu sprawiedliwości i Gazprom. „Nie pozwolić właścicielowi (rurociągów) być świadkiem śledztwa oznacza, że coś chce się ukryć” – powiedziała Zacharowa. Jednak ani Gazprom, ani spółka właścicielska gazociągów Nord Stream nie wystosowały do władz szwedzkich wniosku o możliwość samodzielnego zbadania szkód – powiedział rzecznik szwedzkiego ministra ds. przedsiębiorczości.