Mamy do czynienia z próbą uzyskania przewagi konkurencyjnej przez Amerykanów, którzy tak czy owak dysponują dziś przewagą technologiczną w zakresie mikroprocesorów. Tu oczywiście interesy się rozbiegają, bo z gospodarczego punktu widzenia Europa to przede wszystkim konkurent Ameryki
Z prof. Witoldem Orłowskim z Akademii Vistula i Politechniki Warszawskiej rozmawia Marek Meissner
Marek Meissner: Prezydent Biden podpisał Chips and Science Act – ustawę, która pozwala na przeznaczenie 52,7 mld dol. na dotacje dla producentów półprzewodników oraz 200 mld dol. w ciągu 10 lat na badania nad rozwojem chipów. Ustawa ma wytworzyć warunki do „przywrócenia produkcji chipów w USA”, stworzenia centrów rozwojowych półprzewodników i tym samym wygenerowania przewagi technologicznej nad Chinami. Jakie będzie ona miała znaczenie dla Unii Europejskiej i konkretnie Polski?
Prof. Witold Orłowski: USA dbają oczywiście w tym przypadku przede wszystkim o własny interes narodowy, choć jest on pod pewnymi względami zbieżny z interesami świata zachodniego, a więc również Unii i Polski. Wydarzenia ostatnich lat, zwłaszcza obrazki stojących fabryk samochodów na całym świecie z powodu wstrzymania – z uwagi na panującą pandemię – dostaw mikroprocesorów z Dalekiego Wschodu, w dramatyczny sposób zwróciły uwagę na fakt, w jak dużym stopniu Zachód jest uzależniony od tego importu. Z punktu widzenia dalszego rozwoju czwartej rewolucji przemysłowej mówimy tutaj o produkcji krytycznie ważnej, bez której trudno będzie konkurować we współczesnym świecie.
Mamy więc z jednej strony problem bezpieczeństwa narodowego, w obliczu potencjalnego użycia przez Chiny dostaw mikroprocesorów jako „broni gospodarczej”, podobnie jak Rosja używa dziś dostaw gazu. Tu oczywiście interes USA i Unii jest zgodny. Z drugiej jednak strony mamy też do czynienia z próbą uzyskania przewagi konkurencyjnej przez Amerykanów, którzy tak czy owak dysponują dziś przewagą technologiczną w zakresie mikroprocesorów. Tu oczywiście interesy się rozbiegają, bo z gospodarczego punktu widzenia Europa to przede wszystkim konkurent Ameryki. A problemy europejskie to również problemy polskie.
Ostatnie manewry i agresywne posunięcia Chin oraz stan podwyższonej gotowości bojowej w SZ Tajwanu stawiają znowu na porządku dziennym kwestię inwazji Chin na wyspę. Mieści się tam 20-30% światowej produkcji układów scalonych zależnie od typu i rodzaju. Czy Pana zdaniem USA będzie przekonywało tajwańskie firmy do relokacji produkcji do Ameryki używając instrumentów z Chips and Science Act? Czy Chiny wobec jednoznacznego poparcia Tajwanu przez USA zastosują “broń chipową” wstrzymując dostawy – Amerykanie już je o to oskarżają.
– Już trwają rozmowy na temat pogłębionej współpracy z Tajwanem, prowadzone zarówno przez USA, jak przez Unię. Tajwan to rzeczywiście dziś potentat w produkcji mikroprocesorów, a koncentracja światowej produkcji w Azji Południowo-Wschodniej stanowi potencjalnie poważne zagrożenie. Można być pewnym, że w przypadku ostrego konfliktu ze światem zachodnim, np. właśnie w sprawie Tajwanu, Chiny nie zawahają się sięgnąć po każdą dostępną broń gospodarczą. Dziś oczywistym narzędziem walki mogłyby być dostawy chipów, choć w ciągu kilku lat może się to zmienić. Relokacja części produkcji z Tajwanu we współpracy z tamtejszymi firmami to tylko jedna z możliwych opcji dla USA. Inną może być rozbudowa własnych fabryk przez producentów amerykańskich. Nie da się ukryć, że w relacjach Tajwanu z USA to Amerykanie mają w ręku niemal wszystkie atuty i to oni będą prawdopodobnie w stanie zmusić partnera do działań zgodnych z własnym interesem.
Jak zachowa się wobec Chips and Science Act Unia w perspektywie dłużej niż krótkoterminowa – czy Pańskim zdaniem stworzy unijny program odpowiednik amerykańskiej ustawy? Unia jest tak samo zależna od Chin jeśli chodzi o dostawy chipów.
– Unia pracuje nad własną ustawą, analogiczną do amerykańskiej. Jednocześnie prowadzi bezpośrednie rozmowy z firmami, co już doprowadziło do porozumienia z Intelem w sprawie ogromnych inwestycji w Europie z głównym centrum produkcyjnym ulokowanym w Niemczech, a badawczym we Francji. Własne plany realizują również wielkie firmy europejskie, najbardziej aktywne są w tej dziedzinie Niemcy. Nie ma więc wątpliwości, że w Unii trwają w tej dziedzinie prace. Nie wiadomo tylko, czy naprawdę uda się je zharmonizować na poziomie całej Unii, czy też będzie to głównie aktywność na poziomie narodowym, co oczywiście znacznie osłabiłoby europejską odpowiedź na to wyzwanie.